Prawo w filmie

Ludzie honoru (A Few Good Men)

Tekst pochodzi z numeru: 5 (80) maj 06

Rafał Depczyński*, Rafał Król**, Przemysław Rybiński***, Kamil Zeidler****

reż. Rob Reiner, USA 1992, wyk. Tom Cruise, Jack Nicholson, Demi Moore, Kavin Bacon

It doesn’t matter what I believe,
it only matters what I can prove”.
– Lt. Dan Kaffee, USN

„Son, we live in a world that has walls, and those walls
have to be guarded by men with guns.
Who’s gonna do it? You? You, Lt. Weinberg?”.
– Col. Nathan Jessep, USMC

O pierwszej w nocy w szpitalu wojskowym bazy amerykańskiej Piechoty Morskiej w Guantanamo na Kubie umiera młody żołnierz, szeregowy. Lekarz z początku nie umie określić przyczyny zgonu, po dwóch godzinach stwierdza jednak, że musiała nią być trucizna. Niemal natychmiast w stan oskarżenia postawionych zostaje dwóch innych żołnierzy tej samej kompanii – szeregowy i kapral. Rychło też przydziela się oskarżonym obrońcę z urzędu. Ze zgrzytem budzi się ze snu machina wojskowego wymiaru sprawiedliwości.

Film

Historia śmierci szeregowego Williama Santiago oraz proces oskarżonych o jego zabójstwo żołnierzy: kaprala Harolda Dawsona (Wolfgang Bodison) i szeregowego Loudena Downeya(James Marshall) stają się areną dla zderzenia postaw i wartości, okraszonego koncertem erystycznych fajerwerków adwersarzy z sali sądowej: obrońcy – por. Dana Kaffee (Tom Cruise) i prokuratora – kpt. Jacka Rossa (Kevin Bacon), fint, blefów i pułapek logicznych zastawianych na biegłego dr. Stone’a (Christopher Guest) i świadków: por. Jonathana Kendricka (Keifer Sutherland), kpr. Carla Hammakera i Jeffreya Barnesa (Cuba Gooding Jr, Noah Wyle), wreszcie finałowego starcia Dawida z Goliatem, czyli przesłuchania przez obrońcę dowódcy bazy Guantanamo, płk Nathana Jessepa (Jack Nicholson).

Dan Kaffee po ukończeniu studiów prawniczych na Harvardzie jest zobowiązany do odsłużenia określonego czasu w Marynarce Wojennej USA jako obrońca wojskowy, co wynika zapewne z tego, że wojsko pokryło mu koszty studiów i przez to zmuszony jest do ich odpracowania. Młody prawnik, lekkoduch z zaledwie dziewięciomiesięczną praktyką zawodową, zmaga się z duchem i sławą swego zmarłego ojca – admirała i wybitnego prawnika wojskowego. Zasiadający po przeciwnej stronie sali rozpraw kpt. Jack Ross, noszący – o ironio – mundur marines, to karierowicz i służbista, chcący za wszelką cenę przeprowadzić proces szybko, gładko i przy jak najmniejszym rozgłosie, który mógłby zaszkodzić wizerunkowi sił zbrojnych.

Oskarżeni Dawson i Downey to z pozoru szablonowo myślący marines, gotowi stosownie do zawołania: „Jednostka – Korpus – Bóg – Ojczyzna” wykonać każdy rozkaz, choćby według ogólnoludzkich standardów był wątpliwy etycznie. Kaffee nie rozumie z początku, dlaczego ich własna inicjatywa i osobisty osąd uległy stępieniu, dlaczego bez mrugnięcia okiem wykonają każde polecenie przełożonych. Dla oskarżonych sensem życia jest armia. Rzeczą żołnierza jest wykonywać rozkazy, a rozkazy przełożonych są zawsze słuszne, nawet gdyby cywilom wydawałyby się złe czy niezrozumiałe. Ucieczkę od wolności kompensuje im w pełni czyste – we własnym mniemaniu – sumienie, sprzężone z poczuciem przynależności do elity i świadomością czynnie uprawianego patriotyzmu, bycia obrońcami bezbronnych i stania na ich straży. Zarzut zabójstwa to dla oskarżonych szok.

Zamordowany żołnierz odstawał od takiego wzorca marines, kiepsko strzelał i dostawał zadyszki na ćwiczeniach, za co nie był lubiany przez kolegów. Nic w tym dziwnego, przecież od jego umiejętności zależeć mogło ich życie. Prosił o przeniesienie, na które jednak nie chciano udzielić mu zgody. W akcie desperacji w zamian za to przeniesienie gotów był nawet donieść na kolegów i ujawnić informację o pewnym incydencie nieuzasadnionego użycia broni, którego był świadkiem. Dowiadujemy się niebawem, że pewnego dnia kpr. Dawson jako jedyny w kompanii zdał pod koniec służby magazynek z jednym brakującym nabojem (motyw zbrodni!). Nie wiemy jednak, czy szeregowy Santiago był tylko słabym psychicznie donosicielem, czy lojalnym z początku żołnierzem zamęczonym przez kolegów i doprowadzonym z czasem do ostateczności, czy może ofiarą tragicznego nasilenia się w chwili stresu dla organizmu objawów choroby niezdiagnozowanej przez lekarza jednostki.

Najbardziej wyrazistą postacią, archetypem bezkompromisowego żołnierza-patrioty jest dowódca bazy w Guantanamo, w której dochodzi do tragedii, płk Nathan Jessep. Dumny i wyniosły, uważa się za emanację armii. Pan życia i śmierci swoich żołnierzy, półbóg, który uzurpuje sobie prawo postępowania w sposób arbitralny i daleki od potocznie przyjętego wzorca oficera armii kraju miłującego demokrację. Twardziel rodem z West Endu, który nie kłania się kulom kubańskich snajperów, by jego kraj mógł demokratycznym pozostać. Widzi siebie stróżem porządku i pokoju, który z konieczności stoi ponad tym porządkiem, i jest przekonany, że bez niego i jemu podobnych kraj będzie słaby i bezbronny. Jako żołnierz, który osobiście walczył, gardzi „gryzipiórkami” zza biurek, a już najbardziej tymi, którzy nosząc mundury, sugerują przynależność do tej samej co on kasty.

Rozkaz przełożonego

W filmie pojawia się problem rozkazu przełożonego i jego wykonania oraz odpowiedzialności obu tych podmiotów. W tym zakresie odnieść się należy do problemu, który stał się niezwykle ważny chociażby w czasie sądzenia i karania zbrodniarzy hitlerowskich i japońskich po zakończeniu drugiej wojny światowej. Ale również współcześnie pojawił się na przykładzie ujawnienia wydarzeń z Abu Ghraib i Guantanamo.

W zasadzie nie wolno żołnierzom kwestionować żadnych rozkazów. Żołnierz nie jest uprawniony do oceniania rozkazów przełożonego i do podejmowania decyzji, które są godne wykonania, które zaś nie. Żołnierz, który odmawia wykonania rozkazu, nie wykonuje rozkazu lub wykonuje rozkaz niezgodnie z jego treścią, popełnia przestępstwo. Wyjątkiem od tej zasady jest sytuacja, w której żołnierz odmawia wykonania rozkazu, który zmusiłby jego samego do popełnienia przestępstwa. No i oczywiście rozkaz przełożonego jest kontratypem w części wojskowej polskiego Kodeksu karnego.

Świat wojskowych i cywili

Osią dramatu jest tu różnica w postrzeganiu prawa i swobód obywatelskich między „cywilami” a „wojskowymi”. „Cywile” reprezentowani są przez obrońców, którzy trzymają się literalnie prawa, a konstytucyjne swobody traktują wprost. Dla nich nie do pomyślenia jest ograniczanie praw jednostki, a życie toczy się w świecie pozbawionym wojen i wrogów. Wykonywanie rozkazów traktują jako rodzaj umowy społecznej, gdzie możliwe jest nieposłuszeństwo, a każdy rozkaz wolno przemyśleć i krytykować.

Wojskowi”, których reprezentuje przede wszystkim pułkownik Piechoty Morskiej Nathan Jessep, to ludzie mający na swoich rękach krew i stale toczący w różnych zakątkach świata wojny w obronie „amerykańskiego snu”. To oni znają prawdziwą cenę wolności wewnątrz ich kraju. Dla nich najważniejsza jest skuteczność i bycie silniejszym od wroga. W ich świecie pola walki o przeżyciu i morale decyduje lojalność wobec przełożonych i bezkrytyczne wykonywanie rozkazów. Najtrafniej ujmuje to Jessep w słowach: „We follow orders or people die. W tym świecie, żeby sprostać wrogowi, trzeba być równie bezwzględnym i skutecznym co on, a na swoich towarzyszach trzeba polegać do końca. W takim świecie nie ma miejsca dla słabych i nielojalnych, bo przez słabe jednostki giną setki innych.

Warto zwrócić też uwagę, że kpt. Ross, jako prokurator, pełni rolę moderatora, wręcz buforu, który ma zamortyzować zderzenia świata żołnierzy i cywilów. Dychotomia i konflikt są jednak nieuchronne. Silna od pokoleń armia stworzyła społeczeństwo, które nie zdaje sobie sprawy z ceny pokoju i supremacji w świecie. Tylko żołnierze w pełni rozumieją, że okrutne zasady wojny nijak nie przystają do demokratycznych standardów. Problem tak postawiony rodzi zaś szereg pytań, z których każde określić należy jako hard case:

  • czy żołnierzom wolno kwestionować rozkazy?
  • czy państwo ma prawo żądać demokratycznego porządku w wojsku?
  • czy też czy żołnierze mają mieć prawo odmowy wykonania rozkazu?

Amerykański prawnik

Wielkim walorem filmu jest to, że pozwala nam podglądać amerykańskich prawników „od kuchni”, kiedy przygotowują się do rozprawy. Ukazany jest mechanizm pracy zespołowej, to, ile czasu i wnikliwości poświęca się tym przygotowaniom, jak i to, że widzowi ów wysiłek jawi się wprost proporcjonalnym do złożoności rozpracowywanego problemu. Dowiadujemy się, że po wstępnej, ogólnej analizie sprawy formułuje się szkielet koncepcji obrony, będącej schematem wzajemnie powiązanych zagadnień, które – łącznie – dadzą odpór podobnie skonstruowanej koncepcji oskarżenia. Szkielet ten następnie rozpisany zostaje pomiędzy poszczególnych prawników zespołu, z których każdy, niczym muzyk w orkiestrze, odpowiadać będzie za inne zagadnienie.

Najsilniej rysującą się różnicą między praktyką obrońców amerykańskich i polskich jest nieznany nam zwyczaj przygotowywania świadków do zeznawania w sądzie. Wynika to – po części przynajmniej – ze specyfiki amerykańskiej discovery, fazy postępowania odpowiadającej naszemu postępowaniu przygotowawczemu. W polskim postępowaniu przygotowawczym prokurator jest organem postępowania, a nie stroną, zaś przeistoczenie z postaci organu związanego zasadą obiektywizmu w postać strony procesu o pozycji zrównanej z obroną następuje dopiero wraz z wniesieniem aktu oskarżenia; w fazie discovery zaś prokurator jest stroną tak samo jak przed sądem (Ross: „I represent the Government of the United States. Without passion or prejudice. And my client has a case”). Zasada polskiej inkwizycyjności stoi więc w ostrym kontraście do amerykańskiej kontradyktoryjności. Różnica ta powoduje, że w polskiej procedurze udział obrońcy w postępowaniu przygotowawczym schodzi niejednokrotnie na margines; prokurator jest bowiem władny odmówić obrońcy wglądu w akta sprawy, uzasadniając to, potocznie rzecz ujmując, dobrem śledztwa. Do rzadkości należą przypadki, gdy świadek może występować z adwokatem – co unaoczniły działania sejmowej komisji w sprawie Orlenu.

To, co się może w pracy amerykańskiego adwokata szczególnie podobać, to prowadzenie jednej sprawy na raz. Uzyskuje się dzięki temu stan „monochromatyczności umysłu”, możliwość pełnego skoncentrowania. Zapewne bierze się to stąd, że przerwy w rozprawie zarządzane są „do jutra”, a nie „do przyszłego miesiąca”; kalendarz adwokata jest bowiem z konieczności pochodną kalendarza sądu. Być może to tylko problem psychologiczny, ale wypada wyrazić przypuszczenie, że już sama struktura kalendarza wymusza większą intensywność i zapobiega rozmywaniu się problemów.

Ugoda

Można się domyślać, że przełożeni chcą ugodowego zamknięcia sprawy zabójstwa szeregowego Santiago. W ten sposób dąży się do uniknięcia afery, zatuszowania problemu tzw. fali (code red) w wojsku, może nawet do uchronienia przed postępowaniem karnym oficerów faktycznie za zdarzenie odpowiedzialnych. Tym też najpewniej podyktowana jest – polityczna w swej istocie – decyzja o wyborze osoby obrońcy.

Por. Dan Kaffee nigdy dotąd nie prowadził sprawy w sądzie, za to ma imponujące osiągnięcia w ugodowym załatwianiu spraw karnych, zanim rozpocznie się proces z udziałem ławy przysięgłych (na co amerykańska procedura karna znacznie chętniej niż polska pozwala). Gdy więc sprawa przestaje się już jawić taką, jaka była na początku, młody obrońca staje przed dylematem, czy zawrzeć ugodę i przyjąć łatwe pseudo-zwycięstwo z zerowym ryzykiem, okupione umiarkowanymi i dopuszczalnymi stratami (łagodny wyrok w zamian za przyznanie się do czynu), czy w beznadziejnej na pozór sprawie podjąć walkę o wszystko – wybrać proces – tryumf albo zgon, uniewinnienie albo dożywocie.

Erystyka w sądzie

Sam finał filmu, w trakcie którego dochodzi do konfrontacji głównych bohaterów, odbywa się na sali rozpraw. I właśnie w tej scenie w spektakularny sposób wykorzystane zostają trzy sposoby erystyczne, zgrabnie i skutecznie ze sobą połączone. Zeznający świadek zostaje nie tylko wyprowadzony z równowagi i doprowadzony do stanu wzburzenia i złości, ale również zostaje wykazana wewnętrzna sprzeczność pomiędzy jego własnymi wypowiedziami. Dodatkowo wykorzystany zostaje jeszcze blef. Ale to już należy zobaczyć samemu.

Prawnicy wojskowi w Polsce

Na koniec warto odnieść się jeszcze w kilku zdaniach do specyfiki polskiego wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Przedstawiona w sądzie sprawa jest rozstrzygana przez sąd wojskowy, który różni się od polskiego sądu wojskowego. A różnice te wynikają nie tylko ze specyfiki postępowania w systemie prawnym common law.

Po pierwsze w Polsce nie ma adwokatów wojskowych w czynnej służbie. Wyróżnia się instytucję obrońców wojskowych oraz adwokatów „zwykłych”, które są obecnie tożsame, gdyż spełnione muszą być identyczne warunki, aby móc bronić przed sądami wojskowymi.

Jednakże pewną kategorię obrońców wojskowych w czynnej służbie przewidują przepisy ustawy o dyscyplinie wojskowej, w świetle których żołnierz obwiniony o popełnienie przewinienia dyscyplinarnego może korzystać z pomocy takiego obrońcy, którym zostaje zazwyczaj kolega żołnierz, nieposiadający przy tym wykształcenia prawniczego.

Struktura wojskowego wymiaru sprawiedliwości w Polsce jest następująca: w Sądzie Najwyższym funkcjonuje Izba Wojskowa, w Warszawie i w Poznaniu są dwa wojskowe sądy okręgowe oraz istnieje dziesięć wojskowych sądów garnizonowych. Na prokuraturę wojskową składa się:

  • Naczelna Prokuratura Wojskowa w Warszawie,
  • wojskowe prokuratury okręgowe w Warszawie i w Poznaniu,
  • trzynaście wojskowych prokuratur garnizonowych.

Obecnie zajmowane stanowisko zarówno w sądzie wojskowym, jak i w prokuraturze wojskowej jest tożsame z posiadanym stopniem wojskowym. Sędzią lub prokuratorem wojskowym może zostać jedynie oficer w czynnej służbie. Przed wojskowym sądem garnizonowym rozpatrywane są w I instancji m.in. sprawy oficerów młodszych i niższych stopniem wojskowym żołnierzy (tzn. od kapitana „w dół”), natomiast przed wojskowym sądem okręgowym rozpoznaje się w I instancji m.in. sprawy żołnierzy posiadających stopień majora i wyższy.

Zarówno sędziowie wojskowi, jak i prokuratorzy wojskowi występują w sądzie w togach (sędzia w todze z łańcuchem). Pod togą tak sędziego, jak i prokuratora musi być mundur. W sytuacjach przewidzianych prawem w sądach wojskowych zasiadają również ławnicy. Zasadą jest, że ławnikami na rozprawie są żołnierze posiadający równy lub wyższy stopień od oskarżonego, jednak na zgłoszony przez stronę (pokrzywdzonego lub oskarżonego) wniosek ławnikami mogą być cywile.


* Prokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gdyni.

** Filozof.

*** Adwokat w Sopocie.

**** Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.