Felietony

Sąd opinii publicznej a sprawa karna

Tekst pochodzi z numeru: 10 (154) październik 2014

Adw. Jacek Dubois

Sprawy karne to nie tylko zacięte spory prawników toczone przed sądem. W sprawach, które dotyczą osób medialnie znanych bądź w których okoliczności szczególnie bulwersują opinię publiczną, zarzuty wobec konkretnych osób stają się przedmiotem publicznie prowadzonego procesu przed sądem opinii publicznej. Proces, który rozgrywa się w środkach masowego przekazu, toczy się znacznie szybciej niż ten sądowy i niezależnie od wyroku sądu rozstrzyga o losach osób postawionych pod zarzutami.

Sąd opinii publicznej

Media wiele uwagi poświęciły sprawom znanych biznesmenów: Lecha Grobelnego, Aleksandra Gawronika, Bogusława Bagsika, Henryka Stokłosy, Grzegorza Wieczerzaka czy Romana Kluski, a także polityków. Prokuratorskie zarzuty usłyszeli ministrowie Romuald Szeremietiew, Janusz Kaczmarek, Emil Wąsacz czy posłowie Marek Kolasiński i obecnie Przemysław W. To tylko nieliczne przykłady spraw, w których – zanim odbył się proces sądowy – wyrok wydała opinia publiczna na podstawie doniesień medialnych. Finały sądowe były różne. Dochodziło do skazania na długoletnie więzienie, jak w przypadku Gawronika, Bagsika czy Kolasińskiego, w innych, jak w przypadku Kluski, Kaczmarka, Wąsacza czy Grobelnego, doszło do oczyszczenia podejrzanych ze stawianych im zarzutów, w jeszcze innych procesy ciągną się w nieskończoność, a oskarżeni latami oczekują na wyroki sądów.

Chociaż wszystkie te sprawy są nieporównywalne merytorycznie, łączy je jeden wspólny mianownik – wszyscy podejrzani zostali osądzeni przez sąd opinii publicznej, zanim zapadły wobec nich prawomocne wyroki sądów powszechnych, czego konsekwencją było trwałe wyeliminowanie ich z życia publicznego i politycznego. Nawet ci, którzy ostatecznie zostali uniewinnieni, nie zdołali powrócić do poprzedniego życia. Roman Kluska w wyniku niesłusznego oskarżenia utracił firmę, zaś Janusz Kaczmarek musiał zrezygnować z polityki.

Na palcach jednej ręki można policzyć osoby publiczne, którym pomimo postawienia zarzutów karnych udało się kontynuować dotychczasową karierę. W powszechnym odbiorze postawienie zarzutów podważa wiarygodność, a osoby, przeciwko którym prowadzone jest postępowanie karne, nie zasługują na pełne zaufanie.

Opinia publiczna, nie znając kulis i szczegółów sprawy lub znając je jedynie z przekazu prokuratorskiego, uznaje, że jeżeli państwo podejmuje interwencję, to musi coś być na rzeczy.

W lawinie afer pojawiających się w życiu publicznym trudno o obiektywizm i rozpatrywanie okoliczności każdej sprawy. W świat idzie wiadomość, że ktoś jest podejrzany, zaś wyrok oczyszczający taką osobę z zarzutów często nie przedostaje się do opinii publicznej. Sprawa po latach traci swoją medialną atrakcyjność, gdyż informacja o postawieniu zarzutów osobie publicznie znanej bardziej przykuwa uwagę niż fakt, że po latach ktoś został z zarzutów oczyszczony. Jeśli nawet wyrok zostaje upubliczniony, pozycja gospodarcza lub publiczna takiej osoby jest już nie do odbudowania.

Bycie podejrzanym czy oskarżonym zaburza prawidłowe funkcjonowanie w sferze publicznej, biznesowej, zawodowej, towarzyskiej czy rodzinnej. Szybkość obiegu informacji i ich powszechna dostępność powodują, że po postawieniu komuś zarzutów sąd opinii publicznej zwoływany jest w trakcie maksymalnie kilku godzin i w tym czasie zapadają wyroki, których konsekwencje – niezależnie od sądowych rozstrzygnięć – będą się ciągnąć przez całe życie bohaterów tych spraw. Osądzona w ten sposób osoba traci publiczne zaufanie, a w konsekwencji stanowisko lub partnerów biznesowych.

Proces inkwizycyjny

Na początku postępowania karnego materiałem, którym zazwyczaj dysponują dziennikarze, są informacje przekazane przez prokuraturę. Odbywa się zatem klasyczny proces inkwizycyjny, w którym osoba stojąca pod zarzutami nie ma możliwości zabrania głosu. Podstawowe gwarancje procesu karnego, jak zasada bezpośredniości czy prawo do obrony, nie mają tu zastosowania. W procesie sądowym oskarżony musi mieć obrońcę. Natomiast w procesie przed opinią publiczną dowodów nie ujawnia się nawet samemu zainteresowanemu i nikt nie gwarantuje mu prawa do obrony.

Żeby zachować zasadę „równości broni”, podczas informowania opinii publicznej powinny być przestrzegane takie same zasady jak w procesie karnym. Jeśli sąd ma obowiązek rozstrzygać tylko po dokonaniu wszechstronnej analizy całokształtu materiału dowodowego zebranego w sprawie, to opinia publiczna powinna mieć taką samą możliwość. Prokuratura, która decyduje się na informowanie opinii publicznej o sprawie, powinna być zatem zobowiązana do wskazywania dowodów, które przemawiają zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść obwinionego, a prokurator decydujący się na publiczne oskarżenie przed sądem opinii publicznej powinien zapewnić oskarżanemu możliwość obrony i sprawiedliwy proces. To oznacza, że obrońca podejrzanego powinien mieć możliwość uczestniczenia w konferencjach prasowych i dostęp do akt postępowania, co umożliwiłoby publiczną polemikę z zarzutami prokuratury. W konsekwencji,jeśli sąd medialny odbywa się od razu po przedstawieniu podejrzanemu zarzutów, z tą samą chwilą powinien mieć on prawo do nieskrępowanej obrony przed tym sądem. Obecne realia mu to uniemożliwiają.

Nierówność broni

Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by prokuratura na konferencję prasową poświęconą sprawie, którą prowadzi, ­zaprosiła przedstawiciela obrony, co umożliwiłoby opinii publicznej poznanie racji wszystkich stron. A przy tym często zarówno obrońca, jak i podejrzany przez wiele miesięcy nie wiedzą, na jakiej podstawie i w oparciu o jakie dowody stawiane są zarzuty, bowiem przepisy – a zwłaszcza praktyka – nie sprzyjają wyrównywaniu praw stron.

Jednym z gwarantów zasady „równości broni” jest art. 156 § 1 KPK, mówiący o tym, że obrońcy udostępnia się akta sprawy sądowej i umożliwia sporządzanie z nich odpisów. Niestety od zasad bywają wyjątki, w tym przypadku zgodnie z treścią art. 156 § 5 KPK w trakcie postępowania przygotowawczego akta udostępnia się za zgodą prokuratora prowadzącego postępowanie przygotowawcze. Prokurator może nie wyrazić na to zgody jedynie w sytuacji, gdy udostępnienie akt mogłoby zaszkodzić prawidłowemu tokowi postępowania lub ważnemu interesowi państwa. W polskich realiach wyjątek od reguły stał się regułą i najczęściej obrońca zapoznaje się z aktami postępowania przygotowawczego dopiero na jego zakończenie. Ostatnie modyfikacje Kodeksu karnego nałożyły na prokuraturę obowiązek udostępnienia obronie tej części akt, na którą prokurator powołuje się we wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania. Jednak i ten przepis prokuratorzy zaczęli obchodzić, nie powołując we wniosku tych dowodów, których nie chcą ujawnić podejrzanemu i jego obrońcy.

Kolejnym elementem utrudniającym podejrzanemu obronę przed sądem opinii publicznej jest art. 241 KK, zakazujący – pod groźbą m.in. kary pozbawienia wolności – publicznego rozpowszechniania bez zezwolenia materiałów postępowania przygotowawczego, zanim zostaną one ujawnione w postępowaniu sądowym. Zgodę na ujawnienie takich materiałów wyraża prokurator prowadzący postępowanie przygotowawcze. Dochodzi zatem do paradoksalnej sytuacji, w której prokurator ujawnia opinii publicznej wyselekcjonowane przez siebie informacje, a ten, kto chciałby polemizować z jego tezami, powołując się na dowody niewygodne dla prokuratury, naraża się na odpowiedzialność karną.

Niezależnie od opisanej procesowej nierówności broni adwokat w obronie oskarżonego przed sądem opinii publicznej jest również ograniczany przez przepisy korporacyjne, które redukują możliwości udziału adwokata w publicznym komentowaniu sprawy, a tym samym utrudniają obronę przed sądem opinii publicznej. Przez lata w adwokaturze obowiązywał pogląd, że obrońca nie powinien wypowiadać się publicznie o sprawach przez siebie prowadzonych, a wszelkie odstępstwa od tej zasady spotykały się z dezaprobatą środowiska. Przyczyn było kilka. Jedna z nich to tajemnica adwokacka, która jest nieograniczona w czasie i sprowadza się do tego, że adwokat nie może ujawnić niczego, o czym dowiedział się od swojego klienta przy udzielaniu mu pomocy prawnej. Środowisko obawiało się, że publiczne wystąpienia adwokatów mogą tę tajemnicę naruszyć. Ponadto hołdowało mądremu skądinąd przekonaniu, że im mniej się mówi o sprawie, tym dla niej lepiej. Działo się to jednak w czasach, gdy obieg informacji był reglamentowany, a dziennikarze nie pojawiali się tak masowo na salach sądowych. Łatwość w dostępie do informacji, szybkość jej obiegu i zainteresowanie mediów sprawami karnymi musiało doprowadzić do zmiany tego stanowiska.