Aktualności

Chicago – o prawie w filmie adw. Jacek Dubois

Autor: adw. Jacek Dubois – Wspólnik w kancelarii adwokackiej Pociej, Dubois i Wspólnicy Sp. j., autor książek i felietonów, słuchowisk radiowych. Sędzia Trybunału Stanu.

Obrona w sprawie karnej to zbudowanie konsekwentnej strategii na czas całego procesu. Jedna z decyzji, którą adwokat musi podjąć, dotyczy tego, czy obrona oskarżonego będzie prowadzona jedynie w zaciszu sali sądowej, czy również w mediach, czyli przed sądem opinii publicznej. Zła ocena sytuacji i błędna decyzja mogą pogorszyć sytuację oskarżonego. W jednej ze spraw strona procesu, pewna swoich racji, jednak niemająca zaufania do obiektywizmu sądu, postanowiła zwiększyć swoje szanse, poddając przebieg sprawy kontroli społecznej. W tym celu na salę sądową jako obserwatorów zaprosiła przedstawicieli stowarzyszenia reprezentującego prawa ojców. Co więcej, zainteresowała procesem dziennikarzy, pewna, że spojrzą oni na sprawę jej oczami, a następnie swoimi publikacjami przekonają sąd do korzystnego dla niej rozstrzygnięcia. Sprawa przybrała jednak nieoczekiwany obrót, bowiem zaproszeni obserwatorzy zachowywali się w trakcie procesu fatalnie; wyrażając w niewybrednej formie własne poglądy, wystawiali jak najgorsze świadectwo osobie, na rzecz której mieli świadczyć. Co więcej, dziennikarze, analizując akta sprawy, racje stron ocenili odmiennie niż osoba, która ich poprosiła o interwencję. W konsekwencji strona ta przegrała sprawę.

Większość osób, które stają przed sądem, jest przekonana, że racja jest po ich stronie, zaś rozgłos nadany sprawie spowoduje, że media to potwierdzą, zwielokrotniając ich szanse na uzyskanie sprawiedliwego, czyli korzystnego dla nich wyroku. Rzeczywistość jest w istocie jednak o wiele bardziej złożona niż nasze wyobrażenia o niej i oceny przedstawicieli mediów mogą się znacznie rozmijać z naszymi ocenami. Co więcej, nadanie sprawie charakteru publicznego może wywoływać nieprzewidziane skutki uboczne. Wyobraźmy sobie, że ktoś, chcąc wykazać, jak jest szykanowany przez organy ścigania, upublicznia swoją historię. W przypadku twierdzenia oskarżonego, że nie mógł popełnić zarzucanego mu czynu, bo był w tym samym czasie w innym miejscu, po upublicznieniu sprawy może się znaleźć przypadkowy świadek, który – dowiedziawszy się o niej z mediów – zgłosi się do organów ścigania, by zeznać odmiennie. Zdarzyć się również może, że obrona oskarżonego będzie się opierać na nieskazitelności jego charakteru, zaś po upublicznieniu i opisaniu sprawy zgłoszą się nieżyczliwi mu świadkowie, którzy gotowi będą zaświadczyć o czymś zupełnie innym.

Stare rosyjskie przysłowie mówi: tisze jedziesz, dalsze budziesz, i znając tę mądrość, doświadczeni adwokaci nie spieszą się, by upubliczniać prowadzoną sprawę, gdyż mają świadomość, że wydaniu korzystniejszego wyroku bardziej sprzyja cisza sali sądowej niż blask jupiterów i fotograficznych fleszy. Prawo lubi spokój i często nie służą mu pochopne, nieprzemyślane i niefachowe opinie. Nie oznacza to oczywiście, że media są wrogiem sal sądowych i powinno się ich unikać, a jedynie to, że – statystycznie rzecz biorąc – opinia publiczna częściej jest przeciwko oskarżonemu niż za nim, a zatem w większości wypadków media staną się naszym przeciwnikiem, a nie przyjacielem. Są jednak rodzaje spraw, w których media będą przyjacielem obrońcy; ma to miejsce w sytuacjach nadużycia władzy przez państwo. Media są najlepszym kontrolerem władzy i reagują na każdy sygnał, że funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia. Gdy naruszane są prawa człowieka, gdy stawiane są zarzuty o charakterze politycznym, gdy władza bezprawnie użyła siły, warto jest zwrócić się o pomoc do mediów, gdyż upublicznienie takich zachowań wzmocni obronę. Są też sytuacje, gdy dana osoba lub jej czyn zdobywa sympatię dziennikarzy i opinii publicznej, a nawet artystów. Taka sprawa zaczyna żyć nowym medialnym życiem, a często wykreowany obraz oddala się od oryginału. Tak było w przypadku bohaterów filmu „Dług” w reżyserii Krzysztofa Krauzego, w którym przedstawiono historię ludzi oskarżonych o zabicie mężczyzny, który naliczając im wyimaginowany dług, drastycznymi metodami zmuszał ich do jego spłaty. Oskarżeni zostali uznani za winnych zabójstwa i skazani na kary 25 lat pozbawienia wolności. Sąd, wymierzając im drugą po dożywociu najsurowszą karę przewidzianą w kodeksie za taki czyn, jednoznacznie ocenił ich zachowanie. W filmie ci sami bohaterowie ociepleni wizją artystyczną Krzysztofa Krauzego budzą sympatię i prawie współczucie. Oryginał musiał się rozejść z artystycznym obrazem, jednak ten obraz, który zaistniał w społecznej świadomości, spowodował, że skazani po odbyciu części kary zostali ułaskawieni przez prezydenta.

Często jednak na to, czy proces nabierze publicznego charakteru, obrońca nie ma wpływu. Niektóre sprawy wywołują niewiarygodne zainteresowanie mediów i śledzone są przez las telewizyjnych kamer, w innych zaś jedynym zainteresowanym poza sądem jest orzeł wiszący za plecami sędziego. Często nie do przewidzenia jest, która sprawa stanie się szlagierem medialnym śledzonym z zapartym tchem przez opinię publiczną. Oczywiście są pewne reguły, które pozwalają prognozować, co może wzbudzić największe zainteresowanie mediów. Opinia publiczna jest zainteresowana, gdy podejrzanym jest osoba powszechnie znana. Ciekawość wzbudza nietypowa profesja podejrzanego, jego uroda czy życiorys. Zainteresowanie będzie budziło okrucieństwo popełnionego czynu, liczba ofiar lub wysokość osiągniętych korzyści. Publiczność przyciągają zbrodnie z namiętności lub zdarzenia wynikające z nietypowych, rozpalających wyobraźnię stanów faktycznych. Przed epoką telewizji ciekawa rozprawa potrafiła przyciągnąć do sądu tłumy. Na taki proces administracja sądu musiała wydawać karty wstępu, bo dla chętnych nie starczało miejsca. Wejściówki na proces Rity Gorgonowej na czarnym rynku osiągały astronomiczną cenę pięćdziesięciu złotych, gdy ówczesna dobra pensja wynosiła dwukrotność tej kwoty. W trakcie procesu bukmacherzy przyjmowali zakłady, czy dojdzie do skazania oskarżonej. Dziś szturmowanie sali sądowej jest rzadkością, nie oznacza to jednak, że opinia publiczna przestała się interesować dramatami sądowymi. Przekaźnikiem tego, co dzieje się na sali sądowej, stały się media. Nastawienie opinii publicznej do procesu jest kształtowane przez dziennikarzy komentujących sprawę. To nakłada dodatkowe obowiązki na obrońcę. Jego rola nie ogranicza się do obrony przed sądem polegającej na opracowywaniu linii obrony, przygotowywaniu pism procesowych, zgłaszaniu wniosków dowodowych, przesłuchiwaniu świadków i wygłoszeniu mowy obrończej. Musi on równolegle podjąć obronę przed sądem opinii publicznej, przedstawiając za pośrednictwem mediów argumenty przeciw oskarżeniu. Po co to robić, skoro o wyniku sprawy decyduje niezawisły sąd, który w oparciu o ustalony stan faktyczny i przepisy prawa wydaje wyrok w imieniu Rzeczpospolitej? Od momentu przedstawienia podejrzanemu zarzutów do czasu wydania prawomocnego wyroku mija najczęściej kilka lat. Do czasu wydania wyroku oskarżony korzysta z zasady domniemania niewinności, co powoduje, że dopóki nie zostanie uznany prawomocnym wyrokiem za winnego, w świetle prawa jest niewinny. Tę zasadę prawną trudno jest jednak stosować w praktyce. O ile na wyrok sądu czeka się kilka lat, to osąd opinii publicznej jest dużo szybszy i wyroki przez niego wydane często zapadają natychmiast. Opinia publiczna potrafi być powierzchowna i okrutna, jednak jej werdykty wpływają na życie oskarżonego. Od takiego rozstrzygnięcia zależy, czy dana osoba będzie w stanie kontynuować swoją działalność zawodową, czy pozostaną przy niej przyjaciele i rodzina. Wyrok sądu opinii publicznej potrafi być o wiele dotkliwszy od tego prawdziwego, wydanego w majestacie prawa. Dlatego obowiązkiem obrońcy jest również bronić klienta przed tym sądem poprzez przedstawienie argumentów świadczących o jego niewinności lub pozwalających dokonać odmiennej oceny jego czynu od tej, którą przedstawił prokurator. Osoba obroniona przed tym sądem będzie mogła w miarę normalnie funkcjonować, dopóki o jej sprawie nie orzeknie sąd. Trudno jest zgrać te obie role obrończe, bowiem adwokat nie może niektórych argumentów przedstawiać przedwcześnie, by zachować je na samą rozprawę.

Nie sposób stwierdzić, jaki wpływ może mieć ocena społeczna danej sprawy na wynik rozstrzygnięcia wydanego przez profesjonalnych sędziów. Na pierwszy rzut oka – żaden. Opinia publiczna rozstrzyga na podstawie emocji w oparciu o relacje medialne z danej sprawy, zaś sąd wydaje wyrok w oparciu o przepisy prawa i zgromadzone w sprawie dowody. Rozstrzygnięcia tych dwóch sądów bywają krańcowo odmienne. Jednak prawo nie może funkcjonować w oderwaniu od ocen społecznych. Często te oceny rozmijają się w konkretnych sprawach, jednak to wskazuje, że warto się zastanowić, czy orzecznictwo sądu lub przepisy prawa nie powinny ulec zmianie. Tak doszło do wprowadzenia do Kodeksu postępowania karnego przepisu zakazującego korzystania w procesie z dowodów zdobytych wbrew prawu. Publiczna dyskusja rozpoczęła się, gdy funkcjonariusze państwa zaczęli nadużywać swoich uprawnień, prowokując obywateli do przestępczych zachowań, by ich następnie zatrzymać, pomimo że zachowanie tych osób nie upoważniało funkcjonariuszy do przeprowadzenia takich prowokacji. Zgodnie z regułami prowokacja może być przeprowadzona tylko w sytuacji zaistnienia przesłanek określonych w ustawie. Powyższe działania funkcjonariuszy wywołały sprzeciw opinii publicznej i sprowokowały dyskusję, czy dowody zdobyte z naruszeniem prawa mogą być użyte w procesie. Konsekwencją tej publicznej dyskusji była zmiana orzecznictwa, a następnie zmiana przepisu. Niestety przepis zakazujący stosowania takich dowodów został obecnie zmieniony. Broniąc przed sądem opinii publicznej, adwokat może stawiać wiele istotnych pytań, by sprowokować dyskusję, której efektem mogą być zmiany ustawodawcze. Jednym z moich ulubionych bohaterów literacko-filmowych jest mecenas Atticus Finch z zekranizowanej powieści „Zabić drozda”. Akcja dzieje się w latach trzydziestych na południu Stanów Zjednoczonych, gdzie ów adwokat broni czarnoskórego oskarżonego o zgwałcenie białej kobiety. Przed ławą przysięgłych złożoną z samych białych oskarżony nie ma szans. Przy słowie przeciwko słowu oczywiste jest, że przysięgli dadzą wiarę białej kobiecie. Mimo to adwokat broni z pełną determinacją, narażając się na odwet opinii publicznej. Przegrywa, ale w takim stylu, że gdy wychodzi z gmachu sądu, czarnoskóra publiczność gotuje mu owacje na stojąco. Nie udaje mu się wygrać sprawy, jednak dzięki takim obronom trzydzieści lat później dochodzi do zniesienia segregacji rasowej. Poruszanie spraw ważnych często skutkuje zmianami w obyczajowości lub w prawie. W trakcie ważnych społecznie procesów można zadawać sobie pytanie, na ile wyrok sądu kształtuje opinię publiczną, a na ile opinia publiczna kształtuje wyrok sądu. Na ile obrońca, przedstawiając sprawę, może zarazić opinię publiczną i sąd swoim sposobem jej postrzegania? Jeśli jest to możliwe, argumentacja prawnicza może służyć zarówno dobrym, jak i złym sprawom. Jaka jest granica prawniczej manipulacji? Na ile sąd można przekształcić w teatr iluzji? Czy zwycięża obiektywna ocena dowodów, czy ich kreacja przedstawiona przez obrońcę? Czy sąd ocenia prawdziwego człowieka, czy postać stworzoną na potrzeby procesu, która nie ma nic wspólnego z oryginałem? Czy jesteśmy w stanie tak przedstawić zło, że w oczach opinii publicznej staje się ono postawą godną naśladowania? Z powyższymi zagadnieniami postanowił zmierzyć się w musicalu, a więc nietypowej scenerii dla dramatu sądowego, Rob Marshall – w wyreżyserowanym przez siebie filmie „Chicago”.

Roxie Hart marzy o karierze wokalistki jazzowej. W klubie podziwia śpiewającą Velmę Kelly i pragnie takiego sukcesu. Jest przekonana, że ma talent i wystarczy, żeby ktoś dał jej szansę zaistnienia przed publicznością. Jej nadzieją jest mężczyzna poznany w klubie; on zna wszystkich, jeśli tylko ją zaproteguje, kariera stanie przed nią otworem. Musi tylko porozmawiać o niej z menedżerem klubu. By go zmobilizować, Roxie oddaje mężczyźnie to, co posiada najlepszego, czyli samą siebie. Niestety, gdy dokonało się miłosne spełnienie, mężczyzna zamiast myśleć o jej karierze, w pośpiechu się ubiera. Miał o niej rozmawiać już wcześniej, niestety nie doszło do tego, bo w klubie Velma po skończonym występie zastała swojego męża z własną siostrą w sytuacji niepozostawiającej wątpliwości co do ich wzajemnych relacji. Jej reakcja była spontaniczna – zastrzeliła oboje.

Roxie niespeszona pośpiechem kochanka opowiada mu o swoim wymarzonym solowym numerze. Mężczyzna nie słucha, po miłosnym akcie nie jest już zainteresowany promowaniem przyjaciółki.

– Dziewczyno, oprzytomniej! Ty jesteś wątpliwym talentem, a ja sprzedawcą mebli, nie znam nikogo w klubie.
– Jesteś kłamcą, Fred! – Dziewczyna rzuca się na kochanka.
– I co z tego? – pyta filozoficznie mężczyzna, odpychając kobietę.
– Ty skurwielu! – ripostuje Roxie, wyciągając z szuflady pistolet i strzelając kilkakrotnie do kochanka.

Niebawem w mieszkaniu dziewczyny pojawia się policja. Wersja Roxie brzmi, że zabity był złodziejem, do którego jej mąż strzelił, gdy ten włamywał się do ich domu. Tę wersję uzgodniła wcześniej z mężem, Amosem, gdy ten po pracy w warsztacie wrócił do domu i bohatersko postanowił odpowiedzialność za strzały w obronie własnej wziąć na siebie. Uzgadniają, że on strzelił, gdy napastnik wdrapywał się przez okno, a żona spała. Amos opowiada policjantom, że po pierwszym strzale napastnik nadal szedł, więc strzelił ponownie. Chcąc ochronić żonę przed nieprzyjemnościami, mąż składa fałszywe zeznania. W sytuacji, w jakiej się znalazł, miał prawo odmówić odpowiedzi na pytania, które mogłyby narazić jego lub jego bliskich na odpowiedzialność karną. Gdyby zaś jego żonie postawiono zarzuty, miałby jako osoba najbliższa prawo do odmowy składania zeznań. Tak skonstruowano przepisy procedury, uznając, że wzajemna lojalność wynikająca z więzów rodzinnych jest wartością większą niż obowiązek pomocy organom ścigania w dotarciu do prawdy. Uznano, że prawo nie może zmuszać do zrywania więzów rodzinnych poprzez obowiązek denuncjacji. W sytuacji jednak, gdy świadek decyduje się na składanie zeznań, musi zeznawać prawdę, zaś złożenie fałszywych zeznań zagrożone jest odpowiedzialnością karną. Tym samym Amos, chcąc pomóc żonie, sam popełnia przestępstwo. Osoba najbliższa dla podejrzanego, która złożyła zeznania na etapie postępowania przygotowawczego, ma jeszcze możliwość zmiany swojego stanowiska procesowego do czasu rozpoczęcia pierwszego przesłuchania przed sądem, poprzez złożenie oświadczenia, że korzysta z przysługującego jej prawa do odmowy składania zeznań. W takim przypadku zeznania, które złożyła w postępowaniu przygotowawczym, traktowane są jako niebyłe i nie mogą być uznane jako materiał dowodowy.

Przesłuchujący policjant jest dociekliwy i przypomina Amosowi, że zastrzelony to Fred Casely, sprzedawca mebli, którego oboje z żoną doskonale znali. Policjant podważa wersję, że Amos strzelił, i sugeruje, że strzelała żona, a on po powrocie z pracy zastał już martwego mężczyznę przykrytego kocem. Ten nowy aspekt uzmysławia mężowi, że został przez żonę udekorowany rogami. Amos zeznaje prawdę. Roxie określa go obłudnikiem, po czym przedstawia policjantom nową wersję wydarzeń. Przyznaje, że zastrzeliła Freda, ale w obronie własnej, gdy on próbował się do niej włamać. Ta nowa wersja nie przekonuje policjanta, który od sąsiadów już wie, że Fred odwiedził tego dnia Roxie.

– Ponoć włamywał się do pani trzy raz w tygodniu – podsumowuje kpiąco.

Ta scena pokazuje, jak istotne są pierwsze zeznania. Małżonkowie uknuli wersję, której nie da się logicznie wybronić, bowiem nie jest prawdopodobne, by Amos potraktował jako nieznajomego włamywacza kogoś, kogo dobrze znał. Nie do obronienia jest również druga wersja Roxie. Dwukrotnie kłamiąc, straciła ona wiarygodność i trudno założyć, że na dalszym etapie postępowania będzie traktowana jako rzeczowe źródło dowodowe. Na początku miała możliwość wybrnąć z opresji, tworząc wiarygodną wersję, że zaprosiła Freda do domu, a gdy ten ją w niespodziewanym ataku furii zaatakował, w obronie własnej strzeliła do niego. Taka wersja, logicznie przedstawiona, byłaby trudna do podważenia. Istniała duża szansa, że uznano by jej zachowanie za usprawiedliwione działanie w obronie koniecznej i umorzono postępowanie. To jednak wymagałoby publicznego okazania nielojalności wobec męża. Przedstawiając niedające się logicznie obronić wersje, Roxie staje się podejrzaną o dokonanie zabójstwa. Gdy od policjanta dowiaduje się, że jej wybranek był żonaty i miał pięcioro dzieci, nie wytrzymuje i przyznaje się do morderstwa. Przed posterunkiem, gdzie jest więziona, czeka już tłum reporterów. Policjant informuje ich, że prowadzący sprawę prokurator zamierza wystąpić o najwyższy wymiar kary. Dziewczyna zostaje przewieziona do więzienia i oddana pod opiekę oddziałowej Matron „Mamy” Morton. Na swoim oddziale zwanym szpalerem morderczyń uznaje ona proste zasady, które przedstawia Roxie w wokalnym solowym występie: „Tu panuje system coś – coś. Mam dewizę, co pozwala żyć. Jeśli lubisz Mamę, na zapłatę licz”. Czując bratnią duszę, Roxie próbuje wytłumaczyć jej, że nie zrobiła nic złego i nie powinna tu być.

– Wiem, wszyscy zabici zasłużyli sobie na to – ripostuje Mama.

Na tym samym oddziale przebywa idolka Roxie, słynna Velma Kelly, oskarżona o zabójstwo siostry i męża. Roxie próbuje z nią porozmawiać, ale ta ją ignoruje. Jest teraz, po zabójstwie, jeszcze większą gwiazdą. Jest na ustach całego Chicago.

Matron Morton wypytuje Roxie o linię obrony.

– Jaki masz zamiar podać motyw?
– Motyw?
– No co powiesz przysięgłym.
– Chyba prawdę.
– Prawdę? To stryczek.
– Matko święta!

Zastanówmy się przez chwilę nad sytuacją prawną, w jakiej znalazła się Roxie. Do zabójstwa doszło, gdy dowiedziała się, że Fred ją nikczemnie oszukał; była to sytuacja nagła. Kobieta została przez niego popchnięta i przewrócona na podłogę. Jej reakcja była natychmiastowa: sięgnęła do szuflady po rewolwer i strzeliła. Przyznała się i to, że ona strzeliła, nie budzi wątpliwości. Nie było to działanie w obronie koniecznej, polegającej na odparciu bezpośredniego bezprawnego zamachu na dobro prawem chronione. Takiej wersji Roxie nie przedstawiała na początku i teraz mało prawdopodobne, by przekonała do takiego stanu faktycznego przysięgłych, choć gdyby to uczyniła, trudno by było dowieść, że rzeczywistość wyglądała odmiennie. Została oszukana, co wywołało w niej bardzo silne emocje, pod których wpływem strzeliła. Ma zatem szanse na przekonanie ławy przysięgłych, że zabiła pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami, za co prawo polskie przewiduje karę od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Może się również okazać, co mogą stwierdzić biegli lekarze psychiatrzy, że jej poczytalność w chwili czynu była ograniczona, co umożliwia wymierzenie jej kary nadzwyczajnie złagodzonej. Nadzwyczajne złagodzenie polega na wymierzeniu kary poniżej dolnej sankcji, która w przypadku zabójstwa wynosi osiem lat. Kara nadzwyczajnie złagodzona przy zbrodni nie może być jednak niższa od jednej trzeciej dolnego zagrożenia. Fatalizm Mamy jest zatem mocno przesadzony, za czyn popełniony w takich warunkach Roxie nie grozi najwyższy wymiar kary. Praktycznie nie ma jednak też szansy na uniewinnienie. Powinna zatem zakładać, że po otrzymaniu kilkuletniego wyroku wyjdzie na wolność w wyniku przedterminowego warunkowego zwolnienia, o które będzie się mogła ubiegać po odbyciu połowy orzeczonej przez sąd kary. Mama widzi jednak szanse na dużo korzystniejsze rozwiązanie.

– Spokojnie, w tym mieście morderstwo to forma rozrywki – uspokaja dziewczynę. – Dotychczas zwracałaś się do niewłaściwych osób. Trzeba ci Billy’ego Flynna. To najlepszy prawnik w całym Illinois. Zna się na sędziach i kobietach.
– Jak go pozyskać?
– Na pewno nie modlitwą. Dasz mi sto dolarów, to wykonam telefon. Jest tego wart, nigdy nie przegrał sprawy przeciwko kobiecie. A z twoim uroczym pyszczkiem… krótko mówiąc, prawo w Chicago nie jest ślepe.
– Nie przegrał żadnej sprawy nigdy?

W tym momencie filmu pokazany jest motyw, który występuje w większości thrillerów sądowych. Niepokonany adwokat, zbawca, ten jedyny, który może wydostać bohatera z kłopotów. Fachowcom skuteczny adwokat kojarzy się przede wszystkim z wybitną wiedzą i inteligencją, która pozwala tę wiedzę właściwie spożytkować, do tego z pracowitością, która przejawia się w dogłębnej znajomości akt, i umiejętnością przemawiania w sposób, który pozwala przekonać sąd do jego koncepcji. Jednak i takie walory najbardziej uzdolnionego adwokata nie wystarczą do zagwarantowania klientowi wyroku uniewinniającego. Pamiętajmy, że prokuratorami również są wybitni prawnicy, którzy wnoszą akty oskarżenia do sądu w sytuacjach, gdy zgromadzone w sprawie dowody wskazują na wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez oskarżonego czynu. Sąd zaś wydaje wyrok w oparciu o zgromadzony w sprawie materiał dowodowy, a nie na podstawie atrakcyjności wygłoszonych przemówień. Bardzo często się zdarza, że prawnik o wiele lepszy w procesie przegrywa, bo fakty są przeciwko niemu i niezależnie od tego, na jaki wzbiłby się poziom wirtuozerii, nie jest w stanie uzyskać wyroku uniewinniającego. Prokurator może błędnie ocenić dowody, może dopuścić się błędów proceduralnych. Wykorzystując to, adwokat uzyskuje wyrok uniewinniający. Nie może się tak jednak zdarzać za każdym razem. Wybitny adwokat może mieć wyższy procent osiągniętych sukcesów, jednak nieprzerwany ciąg sukcesów to jedynie filmowa fikcja. Dodatkowo Mama Morton nie wskazuje na te zalety adwokata, które powinny być gwarancją najwybitniejszej obrony. Opowiada o prawniku, który zna się na sędziach i kobietach, co wskazuje, że wkrótce poznamy showmana, a nie realnego bohatera sądowej rzeczywistości. No i jeszcze jedno: Mama mówi, że prawnik nie przegrał nigdy sprawy przeciwko kobiecie. W rzeczywistości kobiety rzadko dopuszczają się morderstw z premedytacją. Jeśli zabijają, robią to najczęściej w obronie koniecznej, broniąc się przed przemocą domową. Kobieta zabijająca w sposób wyrachowany – to sytuacja wyjątkowa. W skali Polski kobiet skazanych na dożywotnie pozbawienie wolności, czyli w sytuacjach, gdy sąd uznał ich winę za szczególnie drastyczną, jest około dziesięciu. Takie sprawy zdarzają się wyjątkowo, a zatem w niefilmowym świecie mecenas Billy Flynn miałby kłopot ze zdobyciem klientek umożliwiających funkcjonowanie jego kancelarii.

Oczywiście Billy Flynn broni już Velmę. Gdy odwiedza ją w areszcie, Roxie próbuje go zatrudnić.

– Czy będzie mnie pan reprezentował?
– Czy ma pani 5 tys. dolarów?

W filmach adwokaci często przedstawiani są jako krwiopijcy, którzy zamiast bronić każdego, kto ich poprosi o pomoc, żądają za to wygórowanych honorariów. Tylko że oni wykonują swoją pracę, z której żyją. Krawiec nie szyje za darmo, rzeźnik nie rozdaje mięsa, jubiler brylantów. Tak samo jest z pomocą prawną. Jubilera żaden z miłośników biżuterii nie przekona, by przekazał mu swoje wyroby tylko dlatego, że on kocha piękne przedmioty. Z prawnikami jest inaczej: są pasjonatami i osobami spragnionymi walki i zwycięstwa. Gdy pojawia się interesująca, głośna lub ważna z punktu widzenia zasad sprawa, podejmują się obrony pro bono.

Roxie próbuje przekonać mecenasa inną metodą.

– Czy nie moglibyśmy się dogadać? Potrafię być bardzo miła.
– Słuchaj, dla mnie znaczysz jedno. Zadzwoń, gdy zdobędziesz 5 tys. dolarów.

Pan mecenas zachowuje się wyjątkowo rozsądnie, nie łącząc potrzeb ciała z obowiązkami zawodowymi. Kolejną próbę przekonania mecenasa do przyjęcia sprawy podejmuje mąż Roxie.

– Jesteś wyjątkowy facet – ocenia prośbę Amosa mecenas. – Żona zdradza cię, sprząta gościa i próbuje cię w to wrobić. Większość dałaby takiej zawisnąć, a ty ją wspierasz. Przyniosłeś pieniądze.
– Najlepiej nie poszło, mam tysiąc dolarów, resztę spłacę co do centa.
– Wczoraj nie spytałem, czy jest winna, czy niewinna, spytałem, czy masz 5 tys. dolarów. Powiedziałeś, że masz. Jesteś podłym kłamcą, a dla takich nie tracę czasu.

Amos ze spuszczoną głową chce wyjść z gabinetu, mecenas jednak go powstrzymuje.

– Twoje poświęcenie jest wzruszające, przyjmę sprawę twojej żony. Nie chcę się przechwalać, ale proszę mi wierzyć, że gdyby Chrystus żył w Chicago i zgłosiłby się do mnie z 5 tys. dolarów, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej.

Następnie adwokat przedstawia swój plan działania.

– W tym tygodniu Roxie znajdzie się na pierwszych stronach gazet – najbardziej dobroduszna morderczyni w Chicago. Urządzimy aukcję, zbiórkę pieniędzy na jej obronę. Kupią wszystko, czegokolwiek dotknęła.

Wydaje się, że po takiej propozycji każdy potencjalny klient powinien uznać, iż najlepsze dla niego byłoby trzymanie się od pana mecenasa jak najdalej. Obrońca zna sprawę tylko z gazet, nie przeczytał akt ani nie porozmawiał z klientką, a pomimo to podejmuje najbardziej kluczowe decyzje dla sprawy. Abecadło adwokackie to najpierw poznać materiał dowodowy i wysłuchać klienta, a dopiero potem ustalać linię obrony. Mecenas bez tej podstawowej wiedzy decyduje się rozpocząć proces przed sądem opinii publicznej, a do tego chce nagłośnić sprawę nie w celu obrony oskarżonej, lecz zebrania funduszy na własne honorarium. Zapomina, że adwokat może podejmować działania tylko na korzyść klienta.

W trakcie spotkania z klientką mecenasa nie interesują fakty, zaczyna od reżyserowania spektaklu medialnego, który zamierza wystawić.

– Musisz zdobyć współczucie prasy. Nie potrafią się oprzeć postawie nawróconej grzesznicy. Następnie obrońca zaczyna pracować nad życiorysem klientki, dostosowując go do oczekiwań dziennikarzy. Zamiast na kurzej farmie oskarżona miała się wychowywać w luksusowym domu na Południu. W ten sposób tworzy portret samotnej nieszczęśliwej dziewczyny wciągniętej w wir miasta.

– Jesteś motylem, skrzywdzonym motylem.

I znowu proponowana linia obrony nie przekonuje. Sędziowie nie sądzą życiorysów, tylko osądzają czyn. Dotychczasowy sposób życia może być okolicznością wpływającą na wymiar kary, jednak nie spowoduje, że winny nie poniesie odpowiedzialności. Nawet jeśli święty by zamordował, powinien ponieść konsekwencje, a jego dotychczasowa świętość skutkowałaby jedynie wymierzeniem łagodniejszej kary. Dlatego od życiorysu ważniejszy jest przebieg zdarzenia, zaś historia oskarżonego jest tłem linii obrony. Ma za to rację obrońca, że sposób zaprezentowania się oskarżonego jest bardzo ważny i od tego zależy zdobycie zaufania sądu i ocena motywów jego działania. Jednak granice manipulacji są ograniczone. Sąd i media będą weryfikować to, co usłyszą. Oskarżona nie żyje w próżni. W każdym okresie życia styka się z ludźmi, którzy mogą zweryfikować jej słowa. Dlatego kłamstwo może zostać wykryte, a przyłapanie oskarżonego na mówieniu nieprawdy spowoduje, że przestanie on być wiarygodny dla sądu. Mecenas Billy Flynn nie zwraca jednak uwagi na takie drobiazgi.

– Gdy z tobą skończę, nie dość, że zostaniesz uniewinniona, to jeszcze każdy z przysięgłych zechce przedstawić cię swojej matce.

Mecenasowi możemy pozazdrościć pewności siebie. Jego etyka budzi jednak wątpliwości. Wyrok sądu zawsze jest loterią. Możemy prognozować jego prawdopodobieństwo, lecz nie możemy go zakładać. Rzeczywistość często szykuje nam zimny prysznic i w sprawach, w których jesteśmy prawie pewni uniewinnienia, dochodzi do skazania. Nasza ocena dowodów i przepisów prawa nie musi się zawsze pokrywać z oceną sądu. Dlatego nie możemy zapewniać klienta o treści wyroku, bo wtedy uzyskujemy od niego honorarium za fałszywe zapewnienia, których nie możemy zagwarantować. Bycie oskarżonym w sprawie karnej to straszliwe emocje, ważą się czyjeś losy. Nie możemy dawać osobie, której przyszłość się waży, gołosłownych gwarancji. Nawet jeżeli mecenasowi uda się spowodować, że prasa polubi jego klientkę, nie jest to równoznaczne z tym, że sąd ją uniewinni. Samo zaś nakłanianie klienta do zeznawania nieprawdy jest podżeganiem do przestępstwa.

Po zakończeniu rozmowy z Roxie Billy odwiedza Velmę, która myślami jest już w trakcie własnego procesu.

– Wymyśliłam nowy chwyt – informuje obrońcę. – Na przesłuchaniu oczy zajdą mi łzami, pożyczę od ciebie chusteczkę, spojrzę na przysięgłych i odsłonię nieco udo.

Strategia niezwykle teatralna, mogąca wywrzeć wrażenie na opinii publicznej, ale nie na sądzie. Udawane łzy i nieszczera skrucha są nieodłącznym elementem sali sądowej, jednak na zawodowych sędziach na ogół nie robią wrażenia. Podstawą do osądzenia sprawy jest znajomość akt, które dają informacje o oskarżonym. Nieczęsto diabeł zamieniał się w anioła, dlatego nagłe metamorfozy oskarżonego rzadko są przekonywające dla sądu. Z drugiej jednak strony tonący brzytwy się chwyta i gdy nie może obronić się dowodami niewinności, odwołuje się do emocji, korzystając przy tym z teatralnego repertuaru środków wyrazu. Podbicie serca sądu odsłoniętym udem to rzadkość na sali sądowej. Dużo skuteczniejsze są rzeczowe argumentu obrony. Dlatego dla dobra sprawy niezwykle ważne jest, by klient zaufał doświadczeniu i intuicji obrońcy. Samodzielne improwizacje częściej szkodzą niż pomagają.

Gdy Roxie wyrosła na gwiazdę przyciągającą zainteresowanie opinii publicznej, pomiędzy nią a Velmą dochodzi do wrogiego współzawodnictwa.

– Jutro masz spotkanie z prasą – przypomina Velma Roxie. – Prosiłaś mnie o radę. Pamiętaj: najważniejszym klientem Billy’ego jest on sam.
– To znaczy?
– To znaczy nie pozwól, by odebrał ci publiczność. Zapłacili, by oglądać ciebie.

Na spotkaniu z dziennikarzami Billy odpowiada na pytania, nakazawszy Roxie, by ograniczyła się do słodkich uśmiechów. Pomna rad Velmy kobieta nie wytrzymuje i przepycha się przed swojego obrońcę. Chce opowiadać, że jest skrzywdzonym motylem, ale dopada ją trema. Nie wiedząc, co powiedzieć, wypala:

– Chcecie wiedzieć, dlaczego zastrzeliłam drania…
– Milcz, głupia – szepce jej do ucha wściekły Billy.

W tej scenie Velma okazuje się wielką znawczynią natury ludzkiej i wie, co podszepnąć rywalce, by jej zaszkodzić. Ucząc aplikantów, bardzo często powtarzam im modlitwę, którą mi z kolei wpajali moi nauczyciele: „Panie Boże, chroń mnie przed moim klientem, z jego sprawą poradzę sobie sam”.

Nieopatrznie powiedziane o kilka słów za dużo może zmienić bieg procesu. Dlatego tak ważne są decyzje, czy oskarżony w ogóle powinien składać wyjaśnienia, a jeśli tak, to w jakim zakresie.

O tym, jaką linię obrony przyjął dla Roxie jej obrońca, dowiadujemy się z piosenki, w której Billy, jak w teatrze kukiełkowym, operując kukiełką swojej klientki, odpowiada za nią na pytania dziennikarzy.

– Kim był Fred?
– Mym kochankiem.
– I strzeliłaś?
– Chciałam odejść. On był wściekły. Mówię: nie zatrzymasz mnie. Podszedł do mnie, miał rewolwer, sięgnęłam po broń.

Tak przedstawiony stan faktyczny miałby dowodzić, że Roxie działała w obronie własnej, odpierając bezprawny bezpośredni atak napastnika. Gdyby od początku przedstawiła taką wersję wydarzeń, jej obrona miałaby dużą szansę powodzenia. Kobieta podała jednak już zupełnie odmienne wersje. Sąd musi każdą z nich przeanalizować i ocenić, która jest prawdziwa. Roxie w tej samej sprawie najpierw nakłoniła męża, by potwierdził, że to on strzelał, potem zapewniała, że strzelała do włamywacza, teraz z kolei przedstawia wariant obrony koniecznej. Wielość wersji nie wzmacnia zaufania do niej. Może jedynie przekonywać do prawdziwości ostatniej wersji, tłumacząc, że uprzednio kłamała, by nie przyznać się przed mężem do kochanka.

Po konferencji prasowej kobieta staje się ulubienicą Chicago, zaś Velma odchodzi w zapomnienie. Gdy Roxie zachłystuje się sławą, Billy odbiera telefon od nowej klientki, dziedziczki olbrzymiej fortuny, oskarżonej o zastrzelenie narzeczonego i dwóch kobiet, z którymi zastała go w łóżku. Miasto ma nową gwiazdę. Gdy dziennikarze ignorują Roxie, ona nieoczekiwanie mdleje.

– Co się stało?
– Nic, oby tylko upadek nie zaszkodził dziecku.

Ta sensacyjna wiadomość o macierzyństwie przywraca jej popularność. Roxie znowu jest gwiazdą.

– Biedactwo urodzi w więzieniu, czytelnicy tego nie zniosą – komentuje reporterka.

Dla przypomnienia: słynna Rita Gorgonowa również rodziła w więzieniu, jednak nie przysporzyło jej to sympatii ze strony opinii publicznej.

Przed procesem Roxie zaczyna się bać.

– Nie bój się – przekonuje ją Billy – nie masz się czego obawiać. Te rozprawy, cały ten świat to tylko show-biznes. A ty, mała, pracujesz z gwiazdą.

Rozpoczyna się rozprawa. Roxie zeznaje, jak poznała Freda jako sprzedawcę mebli. O tym, że do ich związku by nie doszło, gdyby nie była skłócona z mężem.

– Jesteś winna? – pyta Billy.
– Niewinna. Zabiłam go, ale nie jestem zbrodniarką. Gdy Fred się zjawił, oznajmiłam mu dobre wieści, że będziemy mieli dziecko z Amosem i z nami koniec. On na to, że prędzej mnie zabije, niż pozwoli na dziecko z innym. Wściekły zdarł ze mnie sukienkę i rzucił mnie na łóżko. Rewolwer leżał pomiędzy nami, sięgnęliśmy po niego równocześnie, ale byłam szybsza. Zbliżył się, dziwnie na mnie patrząc. Był wściekły, dziki. Myślałam, że chce mnie zabić. Zamknęłam oczy i strzeliłam, by ocalić niewinne nienarodzone dziecko mojego męża.

Po tak wzruszającej opowieści każdy sąd powinien uniewinnić oskarżoną. Problem polega na tym, że to już czwarta wersja i oskarżona jako źródło dowodowe utraciła wiarygodność. Obowiązkiem sądu jest przeanalizowanie wszystkiego i skonfrontowanie jej słów z dowodami zgromadzonymi w sprawie. Ta sama oskarżona zeznała wcześniej, że od wielu miesięcy nie sypiała ze swoim mężem, on zeznał tak samo. Zatem wersja, że to jego dziecko, jest nieprawdziwa. O tym, że jest w ciąży, oskarżona zorientowała się dużo później, w areszcie. W dniu zabójstwa nie wiedziała o tym, a zatem informacja o zajściu w ciążę nie mogła być powodem jej konfliktu z Fredem. Wersja oskarżonej jest zatem nielogiczna i sprzeczna ze zgromadzonymi w sprawie dowodami. Sąd, analizując ją w oparciu o zasady logiki, wiedzy i doświadczenia życiowego, nie da jej wiary. Obowiązkiem obrońcy przed akceptacją linii obrony klienta jest skonfrontowanie jej z materiałem dowodowym.

Po ostatnich słowach Roxie osuwa się na ziemię, a po odzyskaniu przytomności wachluje się chusteczką swojego obrońcy.

– To był mój numer – wścieka się Velma, słuchając sprawozdania z procesu. – Mówiłam Billy’emu, że zrobię tak na rozprawie. Najpierw odebrała mi reklamę, potem prawnika, a teraz rozprawę. Nie ma na świecie sprawiedliwości.

Widząc wściekłość Velmy, Mama Morton daje jej dziennik Roxie. Żądna zemsty kobieta przekazuje go prokuratorowi, twierdząc, że znalazła go przypadkowo. Zostaje wezwana do sądu, by zeznawać na powyższą okoliczność.

– Sprzeciw – oponuje Billy. – Moja klientka nie prowadziła dziennika, a jeśli nawet, to jest to pogwałceniem prywatności.

Mimo protestu obrony Velma odczytuje fragment pamiętnika „Niezła zabawa. Kropnęłam Freda. Doigrał się, pawian. Szkoda, że mogłam go zabić tylko raz”.

– Nie napisałam tego. Zmyśliłaś to – protestuje Roxie.

Po zakończeniu przesłuchania przez prokuratora nadchodzi czas na pytania obrony.

– Zawarła pani umowę z prokuratorem, że ten oddali zarzuty przeciwko pani, jeśli pani dziś zezna? – dopytuje się Billy.
– Pewnie, nie jestem kompletną idiotką.

W polskim procesie taka sytuacja nie byłaby możliwa. Jeśli ktoś popełni przestępstwo, obowiązkiem prokuratora jest ścigać daną osobę i nie może on od tego obowiązku odstąpić w zamian za określone zachowanie się jej w procesie. Natomiast zachowania osoby, która decyduje się współpracować z wymiarem sprawiedliwości, mogą być w inny sposób premiowane. Osoba, która posiada wiedzę o zachowaniach przestępczych innych osób i decyduje się taką wiedzę przekazać organom ścigania, może uzyskać status świadka koronnego, czego następstwem jest to, że nie będzie odpowiadać za popełnione przez siebie czyny. Jednak status taki nadaje sąd, a nie prokurator, zaś status świadka koronnego nie może być nadany osobie podejrzanej o dokonanie zabójstwa. Istnieje też instytucja tzw. małego świadka koronnego, umożliwiająca nadzwyczajne złagodzenie kary wobec osoby, która zezna o przestępstwach innych osób. Polega to jednak na łagodniejszym potraktowaniu osoby zeznającej, a nie na wycofaniu oskarżenia. Do takich decyzji oskarżyciel nie ma uprawnień. Billy jest obrońcą RoxieVelmy. Ich interesy są w sprzeczności: broniąc Roxie, musi wykazywać niewiarygodność Velmy. To konflikt interesów, który winien skutkować zaprzestaniem przez mecenasa obrony obu tych kobiet. Jeśli on tej sprzeczności interesów nie dostrzega, powinien dostrzec to sąd.

Adwokat poleca świadkowi odczytać wcześniejsze słowa pamiętnika, którymi Roxy opisuje, jak została oszukana przez Freda, po czym pyta, czy zna znaczenie słowa „krzywoprzysięstwo”. Po serii pytań dowiaduje się, że Velma sama nie znalazła pamiętnika, tylko dostała go od Mamy Morton, a jej z kolei ktoś go przysłał. Adwokat zaczyna głośno dedukować, kto mógłby być tym tajemniczym darczyńcą, analizuje prawnicze zwroty w pamiętniku i ocenia, że brzmi on jak tekst napisany przez prawnika, który posiadał próbkę pisma jego klientki.

– Prokurator prosił Roxie, by spisała swoje zeznania – przypomina sobie.
– Chyba pan nie sugeruje, że manipuluję dowodami?! – protestuje wściekły prokurator.
– Skąd, proszę nie być śmiesznym. To absurd, ale skoro sam pan o tym wspomina…
– Wysoki sądzie, to oburzające!
– Zgadza się. Sama sugestia, że prokuratura zawiera złodziejski układ z Velmą, że fabrykuje dowody, by ją uwolnić, by zbliżyć się do fotela gubernatora. Czy nie czas przyznać się, panie prokuratorze? Nawet w Chicago taka korupcja nie przejdzie. Obrona na tym poprzestaje.

Po naradzie przysięgli ogłaszają werdykt. Niewinna. Na sali i przed sądem tłum szaleje. Gdy Roxie szykuje się do odbierania gratulacji, na dworze pada strzał. To inna kobieta na oczach tłumu morduje mężczyznę. Dziennikarze porzucają Roxie i biegną za nową sensacją.

– Co z reklamą? – szepce rozczarowana Roxie. – Moje nazwisko znika z prasy.
– Właśnie ocaliłem ci życie – przypomina Billy.
– Masz za to 5 tys. dolarów, a ja nic.
– 10 tys. dolarów, jak Velma zapłaci swoją część – poprawił ją Billy. – A teraz zabierz swój dziennik. Wybacz, że dopisałem kilka niesłusznych zdań. Nie mogłem ci powiedzieć i podjąć ryzyka. Nigdy nie przegrałem sprawy, jesteś wolną kobietą.

Fabrykowanie fałszywych dowodów to przestępstwo z Kodeksu karnego, zatem konsekwencją takiej obrony powinna być sprawa karna obrońcy i wydalenie z palestry. Proces zaś samej Roxie powinien zostać wznowiony, bowiem w związku z postępowaniem dopuszczono się przestępstwa. Obrona to przekonywanie sądu do swoich racji w oparciu o logiczną interpretację dowodów i analizę przepisów prawnych. Obrońca nie może nikogo nakłaniać do przedstawiania wersji nieprawdziwej, a tym bardziej fabrykować dowodów. W trakcie procesu może mieć wiele pokus, by pójść na skróty, aby wygrać, jednak przepisy procedury karnej i Prawa o adwokaturze ściśle określają granice, w jakich może się poruszać. Adwokatami jesteśmy tylko wtedy, gdy bronimy zgodnie z zasadami.