Rozmowa miesiąca

To jest show. Rozmowa z mec. Witoldem Daniłowiczem

Tekst pochodzi z numeru: 9 (45) czerwiec 02

Witold Daniłowicz: Sala sądowa to tylko jeden – i to niewielki – wycinek pracy prawnika, a w telewizji czy w kinie oglądamy przede wszystkim właśnie salę sądową; i to najczęściej momenty najbardziej dramatyczne – w szczególności wystąpienia w sprawach karnych czy wyjątkowo ciekawych sprawach cywilnych. Na pewno w USA jest to dużo większy “teatr”, niż ma to miejsce w Polsce. Wynika to z wielu względów, m.in. z dosłownie pojętej zasady kontradyktoryjności. Dla prawnika z Ameryki nasz proces karny to właściwie proces inkwizycyjny.

EP: W Ameryce w ogóle bardzo mało spraw trafia na rozprawę. Przeważa tendencja do negocjacyjnego zakończenia procesu.

W.D.: Większość spraw jest załatwiana na zasadzie porozumienia między oskarżeniem a obroną. Tak naprawdę tylko w wyjątkowych przypadkach dochodzi do procesu sądowego. Natomiast już sam proces rzeczywiście ma czasami pewne elementy teatralne. Wynika to, poza zasadą kontradyktoryjności, z obecności w amerykańskim systemie ławy przysięgłych. W Polsce wywarcie wrażenia sztuczkami teatralnymi nie ma specjalnego znaczenia, bo orzeka sędzia-profesjonalista i “sztuczki” adwokata nie robią na nim większego wrażenia.

EP: Nawet nie pozwoli na nie…

W.D.: …bo większość już zna. A tam jest grupa przypadkowych przysięgłych, którzy na te sztuczki są często wystawieni po raz pierwszy w życiu i w ogóle się w nich nie orientują. Strony “grają” nie “pod sędziego”, ale “pod przysięgłych”, którzy nie są profesjonalistami. Aby – oglądając film – zrozumieć, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, jaka jest rola sędziego, jaka przysięgłych, jaka adwokata, trzeba jednak trochę znać procedurę amerykańską, a takiej znajomości większość ludzi nie ma i tym bardziej całość wydaje się “teatralna”… Widzimy na przykład, że ktoś wstaje i protestuje, a sędzia niekiedy przychyla się do protestu, a niekiedy nie… A na to wszystko istnieją akurat dość sztywne reguły proceduralne i dowodowe, które muszą być stosowane w ściśle określony sposób.

EP: W znakomitym filmie Otto Premingera “Anatomia morderstwa” oskarżony – po podtrzymaniu przez sędziego sprzeciwu (objection!) oskarżyciela i poleceniu wykreślenia z protokółu pewnych słów obrońcy – pyta swego prawnika: “Jak przysięgli mogą zapomnieć coś, co usłyszeli?”, a ten odpowiada: “Nie mogą”. Czy nie mamy tu do czynienia z pewną fikcją?

W.D.: Mądrość powszechna mówi, że w takich sytuacjach lepiej nie protestować. Weźmy na przykład taki przypadek, gdy prokurator mówi: “Tam leżały makabrycznie zmasakrowane i pokrwawione zwłoki…” Adwokat może protestować przeciwko takiemu opisowi, bo wpływa to na emocjonalny stosunek do sprawy. Można przecież powiedzieć po prostu, że “leżały zwłoki” – bez dalszego opisu. Ale czy powinien taki sprzeciw złożyć, czy też nie? Jeżeli prawnik mówi to normalnym tonem i nikt nie zaprotestuje, to jest szansa, że przysięgli słowa te wprawdzie słyszeli, ale nie zwrócą na nie większej uwagi. Ale gdy adwokat zaprotestuje, to prokurator może zapytać: “Dlaczego pan nie chce, żebym użył sformułowania «zmasakrowane zwłoki»?” Zwrot ten pada kolejny raz i teraz już na pewno przysięgli go zapamiętają, mimo że sędzia nakaże wykreślić te słowa z protokołu i pouczy przysięgłych, że mają ich nie brać pod uwagę. Czasem więc lepiej nie protestować.

EP: Pozostaje pytanie, czy to jednak nie jest fikcja?

W.D.: Oczywiście, że może jest tutaj jakiś element fikcji, ponieważ trudno ludziom, którzy pięć razy usłyszeli o zmasakrowanych zwłokach, zapomnieć całkowicie o takim “szczególe” i nie brać go pod uwagę. Ale jaką mamy alternatywę? Alternatywa jest jedna – proces od początku. W takiej sytuacji adwokat dostałby prawo do zerwania procesu w każdej chwili. Tak więc rozwiązanie, o którym mówimy, przyjęto jako mniejsze zło.

EP: Ława przysięgłych stanowi nieodłączny element amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości i to właśnie jej obecność na sali sądowej decyduje o “teatralizacji” rozprawy sądowej. Nie każdy jednak wie, że zanim 12 przysięgłych zasiądzie na sali sądowej odbywa się niełatwa procedura selekcji jurorów. Na czym ona polega i czemu ma służyć?

W.D.: Właściwie każdy stan ma swoje uregulowania w tej kwestii, sądy federalne mają swoje, ale pewne zasady są wspólne. System common law oparty jest na współuczestnictwie społeczeństwa w wymierzaniu sprawiedliwości. Istnieje zasada, że każdy ma prawo do tego, żeby być sądzonym przez “równych sobie”, przez takich jak on. Takie jest założenie. Każdy ma obowiązek uczestniczyć w ławie przysięgłych; to jest jego obowiązek cywilny, obywatelski. Ale nie może uczestniczyć ten, kto – przede wszystkim – nie jest obiektywnie nastawiony do sprawy, czyli podczas przesłuchania ławników odpadają wszyscy, którzy mogą być nieobiektywni. Adwokaci zadają im pytania, żeby to ustalić. Można wyeliminować wszystkich potencjalnych przysięgłych, jeżeli jest się w stanie wykazać, że oni nie będą obiektywni w danej sprawie.

EP: Ale właściwie co to znaczy, że ktoś jest “nieobiektywnie nastawiony do sprawy”?

W.D.: Jeżeli ktoś mówi w ten sposób: “Ja wprawdzie nic o tej sprawie nie wiem, ale uważam, że każdy, kto jest podejrzany o zgwałcenie, jest winny z definicji i powinien wisieć”, to oczywiste jest, że odpada. Podobnie jest, gdy wychodzi na jaw, że ktoś z jego rodziny został zgwałcony. Odpada od razu, bo istnieje uzasadnione podejrzenie, że będzie nieobiektywny. Często eliminowani są ludzie, którzy już przeczytali o sprawie, znają ją i wyrobili sobie na nią pogląd. Czasami ludzie “wypadają” w zupełnie śmieszny sposób, choć chcą być w tej ławie przysięgłych. To jest pierwsza zasada. Drugą zasadą jest to, że na koniec adwokat każdej ze stron ma określoną liczbę “odrzuceń”, których nie musi uzasadniać. “Nie mogę wykazać, że pan jest nieobiektywny, ale ja pana nie chcę.” Gdy wyczerpie i tę możliwość, musi zaakceptować pozostałych, jeżeli nie może udowodnić, że są nieobiektywni.

Kompletowanie ławy przysięgłych – szczególnie w wielkich procesach – to cała nauka, np. tworzone są profile psychologiczne potencjalnych ławników… Wiadomo jest na przykład, że prokurator nigdy nie chce ani Murzynów, ani Żydów, ani kobiet, bo istnieje stereotyp, że te grupy są na ogół po stronie biednych i pokrzywdzonych – czyli w tym przypadku oskarżonego – i będą czuli do niego sympatię. Z kolei ten, który jest powodem w poważnej sprawie finansowej, chce, żeby na ławie przysięgłych zasiedli ludzie zamożni, którzy mają swoje przedsiębiorstwa, a nie pracownicy najemni. Istnieje wiele tego typu “mądrości ludowych”. Czasami bardzo trudno jest skompletować ławę przysięgłych, zwłaszcza w bardzo głośnych sprawach karnych. Aby znaleźć kogoś, kto w ogóle o sprawie nie słyszał, czasami trzeba “przebić się” przez tysiące osób.

EP: Zdarza się podobno, że w szczególnie głośnych sprawach przysięgli trzymani są w hotelu, do sądu przewożeni są samochodami z zasłoniętymi oknami, aby nie mogli widzieć np. ewentualnych afiszy czy transparentów wyrażających opinie na temat sprawy?

W.D.: Bywają takie sytuacje. To są częstokroć wielkie problemy, wiążące się z ogromnymi kosztami. Ci ludzie są izolowani, ponieważ chodzi o to, żeby nie ulegali presji mediów, żeby informacje związane ze sprawą odbierali tylko z sali sądowej, a nie z gazet czy z telewizji, bo to mogłoby skrzywić ich pogląd na sprawę.

EP: W filmie “Mój kuzyn Vinny” w reżyserii Jonathana Lynna główny bohater – adwokat, grany przez Joe Pesciego – przybywa na pierwszą rozprawę ubrany w skórzaną marynarkę i bez krawata. Sędzia od razu daje mu do zrozumienia, że nie jest to stosowny ubiór na sali sądowej i skazuje – za obrazę sądu – na karę aresztu. Dla polskiego widza taka sytuacja może wydać się nieco szokująca.

W.D.: Amerykanie na pewno dużo większą uwagę zwracają na wygląd i ubiór. W Polsce z jednej strony nosi się togi, ale z drugiej prawnicy czasem pod tą togą nie mają krawata, toga wisi rozpięta i prawnik wygląda wręcz niechlujnie, co w Ameryce byłoby uznane za obrazę sądu. Byłem kiedyś świadkiem sytuacji w Stanach, kiedy sędzia zwracał uwagę adwokatowi, że jest niestosowanie ubrany, a tamten przepraszał i zapewniał, że więcej się to nie powtórzy. W USA sąd cieszy się dużo większym szacunkiem społecznym i ma dużo większy prestiż niż u nas. Urząd sędziego, zwłaszcza sędziego federalnego, jest uznawany za najbardziej prestiżowy zawód prawniczy. I bardzo istotne jest, aby także zewnętrznie prezentować się w taki sposób, by okazać sądowi należny szacunek. A druga rzecz to fakt, że trzeba zrobić wrażenie na ławie przysięgłych. Adwokat, który chce przekonać 10 czy 12 ludzi z ulicy, będzie się starał ubrać tak, żeby wyglądać na człowieka, który wzbudza zaufanie. I tu nie potrzeba wielkiej filozofii, by stwierdzić, że człowiek w eleganckim garniturze bardziej sprawia wrażenie solidności i stateczności niż ktoś, kto ma poplamioną koszulę i niewyczyszczone buty…

Niejednokrotnie – jeżeli jest kilku adwokatów prowadzących daną sprawę – przeprowadza się analizę, który z nich byłby najlepszy. Po pierwsze, są tacy, którzy specjalizują się w mowach początkowych, tacy, którzy specjalizują się w mowach końcowych, są też tacy, którzy się specjalizują w cross examination itd.

Doskonałym przykładem jest tutaj proces sprzed kilku lat – Pennzoil przeciwko Texaco – o ogromne, wielomiliardowe odszkodowanie. Jak uważało wielu obserwatorów tego procesu,Texaco wygrało sprawę między innymi dlatego, że przeciwników reprezentował “nieodpowiedni” adwokat. Sprawa odbywała się przed sądem stanowym w Teksasie, a prawnik ten był jankesem – pochodził z Nowego Jorku, ubrany był “po nowojorsku”, mówił z nowojorskim akcentem, czyli przejawiał wiele cech, które z kulturowego punktu widzenia raziły złożoną przecież z Teksańczyków ławę przysięgłych. To był przykład niedobrania właściwego człowieka do właściwej sprawy. Ten adwokat zapewne mówił nawet bardzo sensownie, ale ława przysięgłych, ze wspomnianych względów, była niejako automatycznie do niego wrogo nastawiona. A gdy przysięgli są wrogo nastawieni, to nie dają wiary temu, co adwokat mówi. I dlatego zasadą jest, że zawsze w sądach stanowych – zwłaszcza niższych instancji – bierze się miejscowego prawnika, żeby on – przed miejscową ławą przysięgłych, mówiąc odpowiednią “gwarą miejscową”, z odpowiednim akcentem – występował. Można powiedzieć, że wówczas odbierany jest jako “swój chłop”.

Oczywiście problem ten występuje w znacznie mniejszym stopniu w sądach federalnych czy w apelacjach, gdzie zarówno ława przysięgłych, jak i sędziowie prezentują odpowiednio wyższy poziom i tam takie rzeczy nie odgrywają roli. Ale dalej od dużych miast są to podstawowe rzeczy, na które ludzie zwracają uwagę.

EP: We wspomnianym przeze mnie w poprzednim pytaniu filmie – ale i w wielu innych – oglądamy na sali sądowej dosyć szokujące dla polskiego widza i raczej niespotykane na polskiej sali sądowej spektakularne metody przeprowadzania dowodów, nietypowe zachowania prawników… Jak w tym zakresie treść filmów ma się do rzeczywistości?

W.D.: Pewne – oglądane w filmach – spektakularne sytuacje w życiu rzadko się zdarzają. Ale tak naprawdę, jeżeli już w rzeczywistości na sali sądowej zdarzy się coś nieoczekiwanego, nietypowego, wynika to właśnie z tego, że to jest show. Jeżeli jest ława przysięgłych, która musi dojść do odpowiednich wniosków, to takie triki “działają” na ławników.

W polskich salach sądowych widzę coraz więcej rzeczy, które byłyby nie do pomyślenia w Stanach Zjednoczonych. Spotkałem się na przykład z sytuacją, gdzie na sali sądowej oskarżonemu dzwoniła komórka, on odebrał telefon i zakomunikował rozmówcy, iż nie może teraz rozmawiać, bo jest w sądzie. W USA to właśnie byłoby nie do pomyślenia. A jeżeliby już się zdarzyła taka sytuacja, to skończyłoby to się jakąś karą za obrazę sądu. A u nas nikt się tym nie przejmuje. Tam owo decorum sali sądowej i powaga sędziowska jest na dużo wyższym poziomie.

EP: W procesie amerykańskim – szczególnie w procesie cywilnym – bardzo istotną rolę pełni faza przedprocesowa, tzw. discovery, której celem jest – upraszczając – zabezpieczenie dowodów, zdobywanych przez każdą ze stron od drugiej strony i od osób zewnętrznych, i zapobieżenie temu, aby jedna ze stron wygrała sprawę przez zaskoczenie. Czyli w rzeczywistości – inaczej niż jest to ukazane w wielu filmach – element niespodzianki na sali sądowej zredukowany jest do minimum?

W.D.: Adwokat nie może być w sądzie zaskakiwany. Tu nie chodzi o to, kto wykona lepszą sztuczkę, wyciągnie z kapelusza większego królika, tylko o to, żeby dojść do jakiejś prawdy. Dlaczego mam być zaskoczony tym, że świadek pojawił się na sali sądowej? Powinienem o tym wiedzieć wcześniej, aby mieć możliwość przygotowania się do zadania świadkowi jakichś pytań itd. Discovery umożliwia prawnikowi maksymalne przygotowanie się do rozprawy. Dzięki discovery można wcześniej ustalić pewne fakty. A ich ustalenie przesądza także o tym czy strony będą dążyły do procesu. Może się bowiem okazać, że istnieje pełna jasność sprawy, można osiągnąć porozumienie i nie trzeba już zawracać nią głowy sądowi.

EP: Często w filmach spotykamy się z sytuacją, że w ostatniej chwili pojawia się świadek dostarczający nowy dowód, przesądzający o wyniku procesu.

W.D.: W rzeczywistości czasami też się tak zdarza, ale rzadko. W takiej sytuacji następuje odroczenie rozprawy, druga strona może się przygotować do cross examination itd. Jeżeli jest to nowy świadek, to trzeba coś z tym fantem zrobić. Powstaje tylko pytanie, czy on rzeczywiście jest nowy, czy może był poprzednio zgłoszony, ale się w sądzie nie pojawił.

EP: W filmach oglądamy niekiedy sytuacje, kiedy świadek powołany przez stronę – często kluczowy – jest przed rozprawą intensywnie do niej przygotowywany.

W.D.: Nie można oczywiście powiedzieć świadkowi, co ma zeznawać. Ale przede wszystkim trzeba ustalić, co świadek w ogóle ma do powiedzenia. Podczas rozprawy najpierw pytania do świadka kieruje strona, która go powołała (direct examination), a następnie świadka przesłuchuje strona przeciwna (cross examination). Większość kwestii, które pojawiają się w trakcie direct examination, jest oczywiście uzgodnionych. Świadek przygotowywany jest również na ewentualne, prawdopodobne pytania drugiej strony. Tak więc jest pewien zakres przygotowania, ale nie może ono mieć charakteru nakłaniania do fałszywych zeznań, bo to w żadnym systemie prawnym nie jest tolerowane.

EP: Bardzo ciekawym elementem amerykańskiego procesu jest – mająca oparcie w IV poprawce – zasada wyłączenia dowodów, zgodnie z którą wszelkie dowody uzyskane z naruszeniem prawa, nielegalnie, np. z pogwałceniem nienaruszalności mieszkania, są niedopuszczalne. Zgodnie z tzw. doktryną “owoców zatrutego drzewa”, żaden dowód wyprowadzony z dowodu zdobytego niezgodnie z prawem nie może być użyty przeciwko oskarżonemu. Niejeden miłośnik filmów z porucznikiem Callahanem czuje się częstokroć zawiedziony, gdy wysiłek Brudnego Harry’ego w finale filmu idzie na marne, a ujęty przez dzielnego porucznika niewątpliwy przestępca wychodzi na wolność.

W.D.: Nie można przedstawić dowodów zdobytych w sposób nielegalny. Jeżeli policja zatrzyma kogoś i każe mu bez powodu otworzyć bagażnik i znajdzie w nim marihuanę, to marihuana przepada, ale nie można go oskarżyć o jej nielegalne posiadanie czy transport. Tutaj jedynym dowodem jest właśnie ta marihuana, a policja zdobyła ją w sposób nielegalny. Można postawić pytanie: jak tak można, przecież złapali faceta na gorącym uczynku?! Ale Amerykanie na to odpowiedzą, że to jest jedyny efektywny sposób, żeby wymóc na policji, że będzie przestrzegała prawa. Dla Amerykanów ważniejsze jest to, żeby policja bezpodstawnie nie przeszukiwała samochodów, niż to, żeby akurat jeden czy drugi złodziej chodził na wolności. To jest fundamentalna różnica. Cała Ameryka wyrosła na buncie wobec prawowitej władzy (kolonialnej). Tam istnieje cały czas pewien system zabezpieczeń, żeby władza za dużo nie mogła. I stąd właśnie to się bierze. Zasada ta służy większemu celowi, jakim jest zapobieżenie pozyskiwaniu dowodów w nielegalny sposób.

W całych Stanach Zjednoczonych istnieje zasada, że jeżeli ława przysięgłych kogoś uniewinni, to już koniec. Nie ma już od tego odwołania. Nie ma nawet znaczenia sytuacja, że na jaw wyszły nowe okoliczności. Chyba że chodzi o nowe przestępstwo. A w Teksasie jest jeszcze gorzej. Tam istnieje zasada, że prokurator nigdy nie może się odwołać od wyroku. Oskarżeniu apelacja nie przysługuje w ogóle. Klamka zapadła. Apelacja może być tylko na korzyść oskarżonego, a nie na niekorzyść. Wszystko to wynika z pewnych odmiennych doświadczeń historycznych, często nam nieznanych i przez to pewne sytuacje wydają się niezrozumiałe.

EP: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Piotr Grabarczyk

Mec. Witold Daniłowicz kieruje pracą firmy White & Case W. Daniłowicz, W. Jurcewicz i Wspólnicy – Kancelaria Prawna Spółka komandytowa. Specjalizuje się w międzynarodowych transakcjach finansowych i handlowych oraz obsłudze prawnej dużych inwestycji zagranicznych w Polsce.

Ukończył studia i w latach 1981-1982 był pracownikiem naukowym na WPiA Uniwersytetu Wrocławskiego. Po odbyciu studiów podyplomowych w Instytucie Nauk Społecznych w Hadze wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie ukończył studia prawnicze (J.D. i LL.M. –Louisiana State University Law Center w Baton Rouge) i praktykował w Houston w stanie Teksas. W 1990 r. mec. Daniłowicz powrócił do Polski i zaczął pracować jako prawnik, a następnie partner w jednej z międzynarodowych firm prawniczych. Od 1993 r. jest partnerem w firmie White & Case.

Wśród klientów mec. Daniłowicza znajdują się międzynarodowe firmy inwestujące w Polsce, polskie firmy działające zagranicą – zarówno w sektorze przemysłowym, jak i w usługach – a także polski rząd oraz instytucje finansowe.

Mec. Daniłowicz bierze udział w różnorodnych prawnych przedsięwzięciach zagranicznych włączając prywatyzację w Rumunii, na Ukrainie i Białorusi. Doradza także Europejskiemu Bankowi Odbudowy i Rozwoju we wprowadzaniu w Polsce Specjalnego Programu Odbudowy.

Prestiżowe wydawnictwo “Chambers Global” w swojej edycji na rok 2000-2001, wymienia mec. Daniłowicza wśród wiodących prawników Europy Wschodniej, specjalizujących się w międzynarodowym prawie bankowym, finansowym i zagadnieniach związanych z komunikacją i nowoczesnymi technologiami.