Prawo w filmie

Małpie figle

Tekst pochodzi z numeru: 03 (87) marzec 2007

Tomasz Stempowski

„Kto sieje wiatr” (Inherit the Wind)

1960, reż. Stanley Kramer, w rolach głównych: Gene Kelly, Spencer Tracy, Harry Morgan, Claude Akins, Fredric March

To był jeden z najgłośniejszych i jednocześnie najdziwniejszych procesów w historii amerykańskiego sądownictwa. Pierwszy relacjonowany na żywo przez radio. Na jego podstawie napisano sztukę teatralną i nakręcono dwa filmy. Oskarżony zgłosił się przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, chociaż wcale nie był poszukiwany. Co więcej, zrobił to w odpowiedzi na ogłoszenie prasowe i nie pamiętał, czy rzeczywiście popełnił czyn, do którego się przyznawał. Obrońca chciał, by jego klient został skazany, a oskarżyciel zadeklarował, że jeśli do tego dojdzie, to on zapłaci grzywnę.

Fikcja, czyli film

Co było przyczyną tak nietypowego zachowania prawników? Otóż było ono najbardziej racjonalne z punktu widzenia stron i dawało im największe szanse na osiągnięcie założonych celów. Żeby zrozumieć, o co toczyła się (i nadal toczy) walka, musimy poznać dwie historie. Właściwie jedną, ale opowiedzianą na dwa sposoby.

Najpierw fikcja, czyli film „Kto sieje wiatr” (Inherit the Wind) Stanley’a Kramera z 1960 r., nakręcony na podstawie napisanej w 1925 r. sztuce Jerome’a Lawrence’a i Roberta E. Lee pod tym samym tytułem.

Pewnego ranka w małym miasteczku Hilsboro w Tennessee na lekcję biologii w szkole publicznej weszło kilku mężczyzn. Stanęli w końcu sali i zaczęli przysłuchiwać się słowom młodego nauczyciela Bertrana Catesa (Dick York), którego znali od dziecka. Cates opowiadał właśnie o teorii ewolucji Charlesa Darwina. Po chwili jeden z mężczyzn podszedł do niego i oficjalnym tonem odczytał: „Jesteś oskarżony o pogwałcenie przepisów 37 Kodeksu stanowego, zabraniających nauczycielom szkół państwowych szerzenia teorii niezgodnych z biblijną nauką o powstaniu człowieka. Bertramie Cates jesteś aresztowany”.

Przypadek Catesa trafił na pierwsze strony gazet w całym kraju. Dodatkowego rozgłosu przysporzyło mu to, że współoskarżycielem został sławny mówca, przywódca ruchu antyewolucjonistycznego, trzykrotny kandydat demokratów na prezydenta Harrison Brady(sugestywna rola Frederica Marcha).

Po stronie Catesa stanął wysłannik „Baltimor Herald”, cyniczny dziennikarz E.K. Hornbeck (Gene Kelly), oraz wynajęty przez redakcję jego gazety głośny adwokat Henry Drummond (Spencer Tracy).

Mieszkańcy Hilsboro sprzyjali antyewolucjonistom. Przyjazd Brady’ego do miasta zamienił się w świąteczną paradę, w czasie której tłum śpiewał pieśń: „Daj mi religię z dawnych czasów, była dobra dla Noego i jest wystarczająco dobra dla mnie. Daj mi religię z dawnych czasów, jest dobra dla Brady’ego i jest wystarczająco dobra dla mnie”, a burmistrz w imieniu gubernatora mianował Brady’ego w uznaniu jego zasług honorowym pułkownikiem stanowej milicji.

Przywitanie Drummonda nie było tak gorące: na dworcu autobusowym czekał na niego tylkoHornbeck, przed hotelem przywitali go także uczniowie Catesa, ale byli i tacy, którzy radzili mu wracać tam, skąd przybył.

Proces

Pierwszy dzień rozprawy jeszcze bardziej rozpalił emocje. Niemały wpływ miała na to taktyka obrony. Drummond zraził sobie pub­liczność, podważając i ośmieszając miejscowe zwyczaje, kwestio­nując uznane wartości oraz obcesowo traktując kandydatów na ławników. Pierwszego z nich odrzucił po tym, jak ten powiedział, że wierzy w Biblię. Następnie zażądał, żeby Brady’egonie tytułować pułkownikiem, bo nic mu nie wiadomo o jego służbie wojskowej. Zaproszenie do uczestnictwa w modlitwie o sprawiedliwość odczytane przez sędziego, już po odroczeniu rozprawy, nazywa komercyjną reklamą produktu pastora Browna. Żąda też, żeby usunąć stojący przed sądem transparent z napisem „Czytaj Biblię” lub postawić drugi, głoszący: „CzytajDarwina”.

W miarę trwania procesu napięcie wzrosło do tego stopnia, że jednej nocy pod celą oskarżonego zebrał się tłum skandujący, że najlepiej byłoby go zlinczować.

Wygrana oskarżycieli w procesie wydawała się pewna: świadkowie zeznali zgodnie z faktami, żeCates uczył o ewolucji. Drummond starał się więc przesunąć ciężar procesu ze sporu o fakty na płaszczyznę konfliktu wartości.

Racje antyewolucjonistów Brady zaprezentował już w czasie przemowy wygłoszonej do tłumu, który go witał: „Jesteśmy prostymi ludźmi, którzy pragną żyć w braterstwie i pokoju, kochać swoich bliskich, uczyć swoje dzieci słowa bożego. A cze­go chcą uczyć ci bałwochwalcy, ci kapłani ewolucji? Uczą mierzyć odległość między gwiazdami, zapominając o tym, kto trzyma je w dłoni. Oni błądzą, bo każdy, kto wierzy, że człowiek pochodzi od małpy, sam musi być zwierzęciem. Tak jak młody wilk obraca się przeciwko starym, tak ci niewinni, acz zepsuci, zwrócą się przeciwko swoim ojcom. Ziemia stanie się Sodomą i Gomorą, ziemią zarazy, ognia, nienawiści i śmierci”.

Drummond uważał z kolei, że broniąc Catesa, broni prawa do wolności słowa i odmienności. W emocjonalnej przemowie stwierdził: „Chcę tylko powstrzymać ludzi przed psuciem konstytucji Stanów Zjednoczonych średniowiecznymi bredniami. […] Nie można być bezstronnym wobec złego prawa, można tylko niszczyć i karać. Ale ostrzegam, że takie prawo niszczy wszystkich, których dotyka, zarówno swych obrońców, jak i wrogów. Nie rozumiecie? Jeśli zakażecie nauczania teorii ewolucji w państwowych szkołach, jutro możecie zakazać tego samego w szkołach prywatnych. Możecie zakazać czytania o tym, pisania o tym w książkach i gazetach. Możecie obrócić katolików i protestantów przeciwko sobie i narzucić człowiekowi swoją religię. Jeśli zrobicie jedno, możecie zrobić i resztę. Fanatyzm i głupota nigdy nie próżnują. Wkrótce ze sztandarami, przy dźwięku werbli będziemy maszerować wstecz, do XVI wieku, kiedy bigoci palili na stosach tych, którzy ośmielali się oświecić ludzki umysł”.

Brady zarzuca ewolucjonistom, że niszczą tradycyjne wartości, że nie ma dla nich nic świętego.Drummond zaprzecza, stwierdza, że taką świętością jest ludzki umysł: „W zdolności opanowania tabliczki mnożenia jest więcej świętości niż we wszystkich waszych okrzykach: »Alleluja«. Myśl jest okazalszym pomnikiem niż katedra. Postęp wiedzy jest większym cudem niż patyki zamienione w węże czy rozstępujące się wody. Czy mamy zrezygnować z postępu tylko dlatego, że pan Brady straszy nas baśnią? Postęp nigdy nie był tani, zawsze trzeba było za niego płacić. Czasem wydaje mi się, że gdzieś siedzi człowiek, który mówi: dostaniecie telefon, ale w zamian oddacie prywatność; panie mogą głosować, ale nie za darmo – tracą możliwość chowania się za puderniczką; możecie podbić przestworza, ale ptaki stracą swój urok, a chmury będą pachnieć benzyną. Darwin zaprowadził nas na wzgórze, z którego możemy obserwować przebytą przez nas drogę, ale w zamian musimy porzucić piękną poezję zawartą w Księdze Rodzaju”.

Mimo płomiennych mów Drummondowi nie udało się zmienić przedmiotu rozprawy. Sędzia nie dopuścił do zeznań grupy naukowców mających potwierdzić słuszność teorii ewolucji (ich świadectwa uznał za pozbawione znaczenia, gdyż to nie ewolucja była przedmiotem procesu). Podzielił opinię Brady’ego, który stwierdził, że Drummond: „Chce, żebyśmy zamiast przestępcy sądzili tutaj prawo”.

Położenie oskarżonego pogorszyły jeszcze zeznania jego narzeczonej. Rachel była córką wielebnego Browna, zajadłego wroga ewolucjonistów, który w czasie kazania wygłoszonego do wiernych potępił Catesa i jego zwolenników, przepowiadając im wieczne potępienie. Nalegał też, by córka porzuciła Catesa. Rachel była rozdarta między ojcem a ukochanym. Początkowo starała się nakłonić Catesa, by się pokajał. Ten jednak odmówił: „Musisz zdecydować: wolisz jego kościół czy nasz dom. W obu nie możesz mieszkać”. W chwili załamania dziewczyna zwierzyła się ze swoich trosk Brady’emu i jego żonie. Wyznała im, że Cates przestał przychodzić na mszę i nabrał wątpliwości religijnych po tym, jak jej ojciec na pogrzebie chłopca, który nie był ochrzczony, powiedział, że trafi on do piekła. Według Catesa religia powinna pocieszać, a nie zastraszać. Brady bez zgody Rachel powołuje ją na świadka i zmusza, by swoimi zeznaniami skompromitowała Catesa. Każe jej potwierdzić na sali to, co opowiedziała mu w chwili załamania: że Cates stwierdził, że to nie Bóg stworzył człowieka, ale człowiek Boga. Brady jest wobec dziewczyny bezwzględny, krzykiem próbuje wymusić na niej odpowiedzi nawet wtedy, gdy nie może ona opanować płaczu. Przestaje dopiero wówczas, gdy powstrzymuje go żona.Drummond pod wpływem nalegań Catesa rezygnuje z przesłuchania załamanej Rachel, tracąc tym samym możliwość podważenia wywodu Brady’ego.

W takiej sytuacji Drummond zdecydował się na bezprecedensowe posunięcie – powołał na świadka oskarżyciela: Matthew Brady’ego. Miał on zeznawać w charakterze eksperta od Biblii. W trakcie przesłuchania Drummond starał się podważyć sensowność dosłownego rozumienia Pisma Świętego i ośmieszyć tych, którzy obstają przy takim jej odczytaniu. Trzymając Biblię w rękach, pyta Brady’ego: „To jest księga, którą tak dobrze pan zna, zgadza się? Wierzy pan, że wszystko, co w niej napisano, należy traktować dosłownie?”. Brady potwierdza: „Słowa Biblii należy przyjmować takimi, jakimi są”. Drummond kontynuuje: „A co z tym fragmentem. Mówi oJonaszu połkniętym przez wieloryba. Myśli pan, że tak naprawdę było?”. Brady odpowiada: „Bóg może stworzyć człowieka i wieloryba i kazać im robić, co mu się podoba”. Drummond zadał jeszcze kilka pytań w podobnym stylu i uzyskał podobne odpowiedzi. Wreszcie poruszył kwestię czasu stworzenia świata i udało mu się wciągnąć Brady’ego w polemikę, którą ten przegrał.Drummond wyjął z teczki skamielinę i zapytał Brady’ego, ile według niego ma ona lat, bo nauka ocenia jej wiek na przynajmniej dziesięć milionów lat. Brady odpowiedział: „Ta skała ma nie więcej niż sześć tysięcy lat. Wybitny biblijny uczony, biskup Ussher, ustalił dokładną datę stworzenia świata. Stało się to w roku 4004 p.n.e. […] To nie tylko opinia, ale fakt, który biskup odkrył przez wnikliwe studiowanie wieku proroków opisanych w Starym Testamencie. Wyliczył, że Bóg rozpoczął dzieło stworzenia 23 października 4004 roku p.n.e. o dziewiątej rano”.Drummond szydzi: „Czasu wschodniego czy północno-zachodniego? Chyba nie był to czas letni? Bóg stworzył słońce dopiero czwartego dnia. Czy pierwsza doba miała 24 godziny?”.Brady przyznaje, że nie wie, ale Drummond nalega, żeby powiedział, co o tym myśli. Bradyodpowiada: „Nie myślę o tym, o czym nie myślę”. Drummond ripostuje: „Czy w ogóle myśli pan o tym, o czym pan myśli? Czy to możliwe, że tamta doba miała 25 godzin? Nie było jak jej zmierzyć. Mogła tyle trwać”. Brady przytakuje. Drummond ciągnie: „Czyli pierwszy dzień, o którym wspomniano w Księdze Rodzaju, mógł trwać dowolnie długo. Na przykład trzydzieści godzin, albo tydzień, miesiąc, rok, sto lat, albo dziesięć milionów lat”.

Nowa taktyka obrony przyniosła połowiczny sukces. Co prawda przysięgli uznali Catesa winnym, ale sędzia skazał go na grzywnę w wysokości zaledwie 100 dolarów. Zdecydowały o tym naciski gubernatora. Drummondowi udało się w czasie przesłuchania ośmieszyć Brady’ego i jego poglądy. Niski wyrok miał zamknąć sprawę i wyciszyć krytyczne komentarze prasy. Drummondzapowiedział jednak, że jego klient nie zapłaci ani centa i obrona złoży apelację. Bradyzrozumiał, że w oczach opinii publicznej to on przegrał i spróbował wygłosić mowę końcową, która miała wykazać, że racja była po jego stronie. Został jednak zignorowany. Zawiedziony dostał ataku apopleksji, upadł i zmarł na sali sądowej. W końcowej scenie Drummond oddał sprawiedliwość swemu adwersarzowi. „Kiedyś w tym ciele żył olbrzym” – stwierdził. W ostatniej scenie filmu bierze Biblię i „Teorię ewolucji” Darwina, wkłada je razem pod pachę i wychodzi z sali sądu. Przesłanie jest wyraźne: religię i naukę można pogodzić.

Prawdziwa historia „małpiego procesu”…

…znacznie różni się od wersji filmowej. 21 marca 1925 roku w Tennessee zaczął obowiązywaćButler Act, zgodnie z którym nielegalne stało się nauczanie w finansowanych przez stan instytucjach oświatowych: „wszelkich teorii przeczących Boskiemu Stworzeniu człowieka, jak uczy o tym Biblia, oraz nauczanie zamiast tego, że człowiek pochodzi od niższych gatunków zwierząt”. Zatem prawo to zezwalało na nauczanie o ewolucji wszystkich innych stworzeń z wyjątkiem człowieka. Intencją jego uchwalenia było nie faworyzowanie światopoglądu religijnego, lecz zapewnienie równorzędnego traktowania obu koncepcji stworzenia człowieka: ewolucjonizmu i kreacjonizmu. Wcześniej w szkołach w Tennessee przez ponad dekadę ­używano ­podręcznika prof. Georga W. Huntera „Civic Biology”, który opowiadał się za ewolucjonizmem, nie wspominał natomiast o Bogu i stworzeniu.

Nowe prawo zwróciło uwagę nowojorskiej organizacji American Civil Liberties Union (ACLU), która postanowiła sprawdzić jego konstytucyjność. W kilku gazetach zamieściła ogłoszenie, że poszukuje nauczyciela ochotnika, który zgodzi się stanąć przed sądem w charakterze oskarżonego o nauczanie, że człowiek powstał w wyniku ewolucji. Na ogłoszenie odpowiedziała grupa obywateli z Dayton w Tennessee, która miała nadzieję, że rozgłos, jaki będzie towarzyszył procesowi, pozwoli ożywić podupadające miasto. Grupa ta zyskała później nazwę „spiskowców z drogerii” (drug store conspirators), gdyż spotykała się w sklepie Freda Robinsona w Dayton. Na pomysł, żeby odpowiedzieć na apel ACLU, wpadł George Rappalyea, menedżer miejscowej spółki węglowej, przybyły z Nowego Jorku. „Spiskowcy” postanowili przekonać do udziału w przedsięwzięciu Johna Scopesa, trenera futbolu i nauczyciela algebry. Scopes nie był nauczycielem biologii, ale przed końcem roku szkolnego zastępował go przez kilka dni w czasie jego choroby. Najprawdopodobniej nigdy nie uczył o ewolucji. W swoich wspomnieniach opisuje, że na spotkaniu w sklepie Robinsona Rappalyea powiedział: „John, rozmawialiśmy o tym i stwierdziłem, że nikt nie może uczyć biologii bez uczenia o ewolucji”. Scopes zgodził się z tym i wziął z półki egzemplarz „Civic Biology” Huntera (sklep handlował także podręcznikami).Rappalyea zapytał: „Uczyłeś z tej książki?”. Scopes odpowiedział, że polecił uczniom przeczytać rozdział poświęcony ewolucji dla powtórzenia wiadomości. „Zatem złamałeś prawo” – stwierdziłRappalyea. Scopes przystał na to, żeby stanąć przed sądem, a Herbert i Sue Hicksowie, miejscowi adwokaci oraz jego przyjaciele, zgodzili się wystąpić w charakterze oskarżycieli.

Rappalye’a wysłał do ACLU telegram o treści: „Profesor J.T. Scopes, nauczyciel w Rhea County High School w Dayton w Tennessee, zostanie aresztowany i oskarżony o nauczanie o ewolucji. Zgoda inspektora oświaty na rozprawę testową, w której będziecie obrońcami. Przyślijcie potwierdzenia i dojdzie do aresztowania”. Następnie udał się do sędziego pokoju, żeby uzyskać nakaz aresztowania Scopesa. Przysiągł, że oskarżenie jest prawdziwe, a Sue Hicks wystawiła nakaz. Rappalyea odszukał szeryfa i zażądał aresztowania Scopesa. Został on aresztowany i natychmiast po wpłaceniu kaucji zwolniony. Nigdy nie siedział w areszcie i nie był zagrożony więzieniem. Pogwałcenie Butler Act było nie przestępstwem (felony), lecz wykroczeniem (misdemeanour) i groziła za nie jedynie kara grzywny w wysokości od 100 do 500 dolarów. Nie spotkał się również z żadnymi represjami czy objawami niechęci ze strony mieszkańców Dayton. Przeciwnie, chociaż mieszkał w miasteczku dopiero od roku, był jako trener drużyny futbolowej powszechnie znany i lubiany, zarówno przed procesem, jak i po nim. Zresztą, prawdziwe powody oskarżenia były znane nawet przysięgłym.

Proces trwał osiem dni: od 10 do 21 lipca 1925 roku. Oskarży­cielem był prokurator generalny 18. dystryktu sądowego Thomas A. Tom Stewart, któremu pomagało siedmiu oskarżycieli posiłkowych (assistant prosecutor), w tym sławny William Jennings Bryan (w filmie sportretowany jako Brady). Bryan był słynnym politykiem i mówcą, trzykrotnym kandydatem demokratów na prezydenta. W okresie prezydentury Woodrowa Wilsona sprawował urząd sekretarza stanu. Odegrał dużą rolę przy wprowadzaniu reform, takich jak powszechne wybory senatorów, utworzenie Departamentu Pracy, prawa wyborcze kobiet. Ze względu na tę działalność nazywany był Wspaniałym Plebejuszem (Great Commoner). W filmie pokazano go jako napuszonego, ograniczonego fundamentalistę, popadającego czasem w śmieszność, jednak w rzeczywistości był czarującym, uprzejmym człowiekiem, doskonałym mówcą dobrze zaznajomionym z osiągnięciami nauki, w tym z teorią ewolucji („O pochodzeniu gatunków”Darwina czytał dwadzieścia lat przed procesem, korespondował ze słynnym ewolucjonistąHenrym Fairfieldem Osbornem). W swoich wspomnieniach napisał, że stanął po stronie oskarżenia: „Po pierwsze, żeby zapewnić podatnikom kontrolę nad tym, czego uczy się w ich szkołach. Po drugie, żeby rozróżnić nauczanie o ewolucji jako teorii od nauczania o niej jak o fakcie”.

Na czele zespołu obrony składającej się z sześciu prawników stał nominalnie adwokat ACLUArtur Garfield Hays, ale w rzeczywistości kierował nim Clarence Darrow (w filmie jego odpowiednikiem jest Drummond). Darrow był znanym adwokatem broniącym w wielu głośnych sprawach, uznanym mówcą i zdeklarowanym agnostykiem. Cieszył się powszechnym uznaniem i w Dayton witano go równie gorąco jak Bryana (inaczej niż to pokazano w filmie). Obaj panowie znali się od lat, Darrow dwukrotnie wspierał kampanie wyborcze Bryana. O powodach swego uczestnictwa w procesie powiedział: „Naszym celem jest powstrzymanie bigotów i ignorantów przed kontrolowaniem edukacji w Stanach Zjednoczonych”.

Oskarżenie przedstawiło czterech świadków: dwóch uczniów Scopesa, inspektora oświaty Hera County i przewodniczącego Komisji Edukacji Rhera County.

Obrona wezwała ośmiu świadków, ekspertów z różnych dzie­dzin nauki, ale zeznawał tylko jeden. Sędzia nie dopuścił ich do zeznań, bo uznał, że świadectwa ekspertów są nieistotne: proces ma odpowiedzieć wyłącznie na pytanie, czy Scopes uczył o ewolucji człowieka, czy nie. Jednocześnie sędzia zgodził się, by ich pisemne świadectwa zostały włączone do protokołu na wypadek apelacji.

W czasie rozprawy ława przysięgłych była obecna na sali tylko przez kilka godzin, a nie bez przerwy, jak to pokazano w filmie. Przysięgli nie słyszeli na przykład ani słowa ze słynnego przesłuchania Bryana przez Darrowa. Samo przesłuchanie też wyglądało inaczej. Bryan nie upierał się przy literalnym odczytaniu Biblii i w ogóle nie twierdził, że doba, o której mowa w Księdze Rodzaju, trwała 24 godziny. Zeznał: „Wierzę, że wszystko w Biblii powinno być przyjmowane tak, jak zostało w niej przedstawione, część Biblii jest obrazowa. Na przykład: »Jesteś solą tej ziemi«. Nie upieram się, że ten człowiek był faktycznie solą lub że jego ciało było z soli, ale odwołuje się to do przenośnego znaczenia soli, że zachowuje ona lud boży”.

Bryan zgodził się na przesłuchanie przez Darrowa pod warunkiem, że później on przesłucha jego. Jednak sędzia kazał wykreślić zapis przesłuchania z protokołu jako nieistotny dla sprawy. Wskutek tego oskarżenie straciło możliwość powołania Darrowa na świadka.

Ostatniego dnia procesu Bryan miał wygłosić w imieniu oskarżenia mowę końcową. Darrowchciał tego uniknąć, więc poprosił sędziego o poinstruowanie przysięgłych, żeby wydali werdykt „winny”. Nie zmienił jednak oświadczenia Scopesa, że jest niewinny na przyznanie się do winy, nie zwrócił się też bezpośrednio do ławy przysięgłych. Gdyby tak zrobił, zamknąłby sobie drogę do apelacji. Manewr się powiódł i Bryan nie mógł wygłosić swojej mowy.

W rezultacie przysięgli uznali Scopesa winnym, a sędzia skazał go na grzywnę 100 dolarów. Sam Scopes nic nie musiał płacić. Wszelkie koszty pokryła ACLU. Zresztą także Bryanzadeklarował, że jest gotów zapłacić grzywnę za oskarżonego.

Obrona mocno się napracowała, by uzyskać taki werdykt. Nie chodzi o to, że udało jej się uzyskać najniższą przewidzianą prawem karę, ale że zdołała doprowadzić do wyroku skazującego. Scopes stwierdził po procesie, że nigdy nie uczył o ewolucji i że jego obrońcy instruowali uczniów występujących przed sądem, co mają mówić, bo ci już nie pamiętali, czego uczyli się kilka miesięcy wcześniej.

Gdy sprawa trafiła do apelacji przed Sąd Najwyższy stanu Tennessee, ten odrzucił wszystkie zastrzeżenia obrony przed wyrokiem „winny”, ale uznał, że sędzia nie mógł samodzielnie wyznaczyć wysokości kary, i unieważnił tę decyzję. Zatem Scopes na tej podstawie nie został uznany ani winnym, ani niewinnym. Nie musiał płacić grzywny, ale mógł być oskarżony ponownie o to samo wykroczenie. Nie doszło do tego, bo za radą sądu prokurator ogłosił, że oskarżenie rezygnuje z dalszych kroków w tej sprawie.

Konflikt kulturowy

Film i sztuka, na podstawie której go nakręcono, są do dziś podstawowym źródłem wiedzy na temat słynnego „małpiego procesu”. Nadal kształtują wyobrażenia o konflikcie między kreacjonistami a ewolucjonistami, którego ten proces był punktem kulminacyjnym. Niestety, obraz w nich zaprezentowany jest fałszywy.

Akcenty w filmie zostały tak rozłożone, że zwolennicy ewolucjonizmu prezentują się jako ludzie postępowi, rozsądni i otwarci, konserwatyści natomiast jako reprezentanci ciemnogrodu: nietolerancyjni bigoci gotowi posunąć się do przemocy, by przeforsować swój punkt widzenia. Stworzenie takiego wrażenia wymagało wielu manipulacji. Po pierwsze, zmienili nazwiska protagonistów i nazwę miejscowości, w której ma miejsce akcja, ale odwołali się do powszechnie znanych wydarzeń. Dzięki temu z jednej strony wytworzyli sugestię, że film jest dramatem paradokumentalnym, z drugiej zyskali alibi pozwalające na daleko idące odstępstwa od faktów. Dzięki odpowiedniej konstrukcji i przedstawieniu bohaterów wzbudzili sympatię do zwolenników ewolucji i niechęć do jej przeciwników.

By uzyskać odpowiedni efekt, użyli różnorodnych środków. Catesa i Drummonda pokazali jako osamotnionych bojowników walczących z tłumem bigotów chcących ich zlinczować. Wprowadzili dodatkowe postaci Rachel i jej ojca, wielebnego Browna, które nie miały odpowiedników w rzeczywistości. Pastor Brown pokazany został jako tyran, którego boi się własna córka i który nie waha się jej przekląć, by zmusić ją do porzucenia narzeczonego.

Nie brak też chwytów dość niskich: na zbliżeniach często pokazywane są spocone twarzeBrady’ego i pastora Browna, podczas gdy twarze Drummonda i Catesa są suche. Szczególnie niekorzystnie przedstawiono Brady’ego. Jego rola ociera się czasami o karykaturę. Często robi on dziwaczne miny i nawet na sali sądowej opycha się kurzymi udkami.

Filmowy reporter Hornbeck w pierwszej relacji z sądu stwierdził: „Od wczoraj legiony świętych brudasów ściągają tu z wiejskich zakątków, żeby posłuchać swojego mesjasza. Ich kapłanMatthew Brady od swojego przyjazdu na zmianę opycha się kurczakiem i wygłasza frazesy”. Co prawda Drummond na końcu filmu dystansuje się od poglądów Hornbecka i mówi do niego: „Wszystko, co mówisz, ma jeden cel – niszczyć”, ale to, co widzimy na ekranie, odpowiada właśnie wizji zarysowanej przez dziennikarza.

Wytłumaczenie dla tych manipulacji jest proste. Film nie opo­wiada tak naprawdę o sporze liberałów z fundamentalistami, lecz jest w nim stroną. Niektórzy uważają, że sztuka (napisana w 1950 r., ale wystawiona dopiero w roku 1955) będąca podstawą scenariusza była odpowiedzią na zagrożenie dla wolności myślenia, którą stwarzał maccartyzm. Niektóre sceny przemówień Brady’ego miały powstać pod wpływem wystąpienia senatora JosephaMcCarthy’ego z 1954 roku, które było transmitowane przez telewizję. Pomijając te doraźne inspiracje, film wpisuje się w najważniejszą debatę intelektualną i moralną toczącą się w Stanach Zjednoczonych. Debatę, której istotę najlepiej oddaje tytuł głośnej książki Gertrude Himmelfarb „Jeden naród, dwie kultury”. Naród to oczywiście Amerykanie, kultury to z jednej strony światopogląd liberalno-racjonalistyczny, z drugiej konserwatywno-religijny. Walka między nimi jest sporem o podstawowe wartości i żaden kompromis nie jest możliwy. Jak napisał francuski dziennikarz i publicysta Guy Sorman w swojej książce „Made in USA”: „Stosunek do historii dzieli Europejczyków, Bóg i sens życia dzielą Amerykanów. Wszelkie kontrowersje polityczne w Europie są natury historycznej i społecznej. W USA spod postaw politycznych nieustannie przeziera religia. Z punktu widzenia konserwatystów Stany Zjednoczone uczestniczą w projekcie inspirowanym przez Boga; przeznaczenie USA wydaje im się »oczywiste«… Natomiast dla liberałów ich kraj jest wytworem historii ludzkiej. Europejskie kłótnie o rewolucję i sens historii bywają gwałtowne, pozwalają jednak na kompromisy. Jaki natomiast pakt byłby możliwy w USA pomiędzy dwiema wizjami – jedną transcendentalną, drugą immanentną, pomiędzy Bogiem a historią?”.

Konflikt trwa od dawna. Niektórzy sądzą, że od powstania Stanów Zjednoczonych. Na pewno istniał w 1925 r., kiedy Scopes stawał przed sądem, na pewno w 1960 r., kiedy Stanley Kramernakręcił „Kto sieje wiatr”, i na pewno trwa nadal: w 2004 roku w stanach Ohio, Montana, Georgia i Alabama zgłoszono wnioski, żeby nauczanie kreacjonizmu było obowiązkowe.

Na przykładzie „małpiego procesu” i filmu „Kto sieje wiatr” dobrze widać, jak prawo i film uczestniczą w podstawowym dla Stanów Zjednoczonych konflikcie kulturowym. Według profesor prawa University of Michigan Orit Kamir kino i prawo to dwa podstawowe dyskursy odzwierciedlające i konstruujące społeczne wartości, wyobrażenia i style życia. Funkcje, które w latach dwudziestych spełniał sąd, w latach sześćdziesiątych przejęło kino. Zaryzykować można tezę, że kiedyś sąd pełnił rolę właściwą dla kina i innych mediów: służył jako forum, na którym publicznie dyskutowane są kwestie ideologiczne. W przypadku procesu Scopesa na bok zepchnięta została funkcja wymierzania sprawiedliwości, chodziło wyłącznie o przeprowadzenie debaty ideologicznej i dotarcie z jej tezami do jak najszerszych kręgów społeczeństwa. Cel ten został niewątpliwie osiągnięty, i to tak skutecznie, że echa głosów Brayana i Darrowa słyszalne są jeszcze dziś.