Felietony

Prawo rzymskie w Imperatorskim Liceum Aleksandrowskim

Tekst pochodzi z numeru: 2 (140) luty 2013

Dr Maciej Jońca

Nauka i nauczanie prawa rzymskiego w przedrewolucyjnej Rosji nie należą do tematów rozchwytywanych. Przyczyną tego stanu rzeczy, poza barierą językową, jest bez wątpienia fakt, że u naszych wschodnich sąsiadów trudno dostrzec jakiekolwiek ślady recepcji rzymskich idei. Krótko mówiąc: „w tradycji rosyjskiej kategorię prawa z dawien dawna przeciwstawiano »łasce« i dlatego ma ona z reguły negatywne konotacje. Przestrzeganie zasad prawa rozumiane jest jako niewola i podporządkowywanie się konieczności; jako przykazania pochodzące nie od Boga, lecz »wymyślone« przez człowieka (np. »prawo rzymskie«)”1. A jednak prawo rzymskie było w XIX-wiecznej Rosji wykładane. Skutek tego był różny, o czym świadczy przykład pewnej szkoły, malowniczo opisanej we wspomnieniach ks. Waleriana Meysztowicza (1893–1982).

O Meysztowiczu

Autor relacji pochodził z Kowieńszczyzny. Urodził się w Pojściu, gdzie jego rodzina miała majątek ziemski. Ojciec, Aleksander Meysztowicz (1864–1943), prawnik z wykształcenia, wielki pan, polityk i społecznik, uchodził, w oczach niektórych, za postać kontrowersyjną. Dopuszczał bowiem ograniczoną współpracę z caratem, która miała przynosić korzyści Polakom. W 1904 r. wziął udział w odsłonięciu pomnika carycy Katarzyny II w Wilnie, za co dwór nagrodził go tytułem kamerjunkra, a wileńska ulica ochrzciła mianem „kataryniarza”. Odegrał jedną z kluczowych ról w procesie przyłączenia Litwy Środkowej do Polski. W okresie międzywojennym sprawował szereg najwyższych państwowych urzędów, między innymi naczelnego prokuratora oraz ministra sprawiedliwości.

Jego syn, Walerian Meysztowicz, wychowany został w tradycji polskiej. Z rodzinnego domu wyniósł jednak również dobrą znajomość francuskiego, niemieckiego oraz angielskiego. Rosyjski szlifował w Petersburgu. Ojciec pragnął, by syn, podobnie jak on sam, ukończył studia prawnicze. „Raz go zapytałam – pisze Karolina Lanckorońska (1898–2002) – po co i dlaczego ojciec kształcił go tam, skoro rodzina mieszkała w Wilnie. Wyjaśnił, że ojciec, znając temperament syna, obawiał się rozruchów antyrosyjskich w szkołach wileńskich”2. Jeżeli tak było, to rozwiązanie przyjęte przez seniora rodu cechowało się sporą dozą zapobiegliwości. W okresie nauki syna Aleksander Meysztowicz
również mieszkał w Petersburgu, gdzie w latach 1909–1917 zasiadał w rosyjskiej Radzie Państwa. Dodać trzeba, że nie było wówczas bardziej prestiżowej szkoły w Rosji od tej, którąAleksander Meysztowicz wybrał dla swojego potomka. Stworzono ją w celu kształcenia przyszłych intelektualnych elit, a uczęszczali do niej synowie najlepszych rodzin. Jednym z najświetniejszych jej absolwentów był Aleksander Puszkin (1799–1837).

Mowa o Imperatorskim Liceum Aleksandrowskim. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale naukę w nim można było rozpocząć na poziomie gimnazjalnym, a zakończyć doktoratem. Pierwotnie siedzibą szkoły były pawilony należące do kompleksu imperatorskiej rezydencji w Carskim Siole. Car Aleksander I (1777–1825),
założyciel liceum, wziął w tym przykład z króla Hiszpanii Filipa II (1578–1621), który w Escorialu ulokował założoną przez siebie szkołę prawniczą. Do 1842 r., w którym nastąpiło przeniesienie placówki do Petersburga, szkoła nosiła nazwę Imperatorskie Carskosielne Liceum. Później przemianowano ją na Imperatorskie Liceum Aleksandrowskie.

Lycée Impérial Alexandre – pisał Meysztowicz – nie pozbyło się nigdy cech, jakie mu zostały nadane przez jego założycieli: Aleksandra I i Szwajcara Fryderyka Cezara de la Harpe. Tego filozofa zrobiła caryca-encyklopedystka ongiś preceptorem wnuka, Aleksandra I. On to był pierwszym inspiratorem liberalizmu tego cara. Liceum zostało założone w 1811 r. przed wielką wojną napoleońską. Założyciele nie chcieli dostrzec istotnej różnicy między legitymistycznym absolutyzmem zachodnim, który można było połączyć z »oświeceniem«, a »samodierżawiem«, opartym na »ukazie«, ten z żadnym oświeceniem nie mógł iść w parze. Pour le bien cummun – takim było pierwotne hasło Liceum – było może przebłyskiem próby, by wprowadzając pojęcieboni cummunis, zamienić »samodierżawie« w absolutyzm oparty na prawie”3. Dlatego poza literaturą, naukami ścisłymi, ale i etyką, etykietą czy tańcem, nauczano tam również prawa rzymskiego.

O tym, co jest i co być powinno

Naturalnie bogaty program zajęć to nie wszystko. Wszak i dziś każdy wydział dysponuje imponującą ilością konspektów, preliminarzy, a ostatnio również ankiet zawierających tzw. efekty kształcenia. Wszystko wypełniane naturalnie zawczasu, a zatem wykładowca na początku każdego roku składa obszerną deklarację nie na temat tego, czego będzie uczył, ale czego uda mu się nauczyć swoich słuchaczy.

Quod non est in actis, non est in mundo (czego nie ma w aktach, tego nie ma w świecie) – powiada mądre łacińskie porzekadło. Obecnie natykamy się na sytuację zgoła odwrotną. Do dobrego tonu należy korygowanie rzeczywistości przez nasycone nowomową plany, sprawozdania i raporty. Dotykamy tu więc, jak powiedziałby Hans Kelsen (1881–1973), typowego rozdźwięku pomiędzy SeinSollen lub, innymi słowy, różnicy między tym, co jest, i tym, co być powinno. Kiedyś było podobnie. Z jednej strony Imperatorskie Liceum Aleksandrowskie szczyciło się zróżnicowanym programem, z drugiej zachował się taki na przykład zapisekMeysztowicza: „w klasach gimnazjalnych było jak we wszystkich »sztubach«: klasówki, odpowiedzi, stopnie kwartalne i roczne, egzaminy. Natomiast po maturze, gdy się zaczynała nauka prawa, były nieznane innym studentom uciski: po pierwsze był obowiązek słuchania wykładów; można było na nich spać, w granicach przyzwoitości dla profesora; zresztą profesor, baron Nolde, sam zaczynał wykłady rzymskiego prawa od potężnego ziewnięcia”4.

Parafrazując słowa dobrego wojaka Szwejka: „jak świat światem na wykładach spało się zawsze”.

Śmiem jednak domniemywać, że choć w petersburskim liceum studentom spało się równie smacznie co na KUL-u, to już baron Nolde z pewnością ziewał bardziej rozluźniony niż ja. Wówczas nikomu nie śniły się cyrografy, nazywane dziś (nawiasem mówiąc – cóż za straszny język!) efektami kształcenia, w których zobowiązujemy się, że student zostanie wyuczony, choćby się paliło i waliło. Wystarczała odrobina taktu. Po obu stronach.

Inflancki baron

Prawo rzymskie wykładał w Aleksandrowskim Liceum Aleksan­der Emiliewicz Nolde. To postać mało znana w romanistycznym środowisku, dlatego warto pokrótce przybliżyć sylwetkę profesora5. Urodził się w 1873 r. w Jekaterynosławiu (obecnie: Dniepropietrowsk). W 1896 r. otrzymał dyplom ukończenia pierwszego stopnia studiów prawniczych na moskiewskim uniwersytecie. Pozostał na uczelni, przygotowując rozprawę z zakresu prawa rzymskiego. W 1900 r. powołano go na stanowisko docenta w katedrze prawa cywilnego. W tym samym roku rozpoczął pracę w Cesarskiej Bibliotece Publicznej.

Pracę bibliotekarza łączył z wykładami z prawa rzymskiego i cywilnego prowadzonymi nie tylko na uniwersytecie, ale również na petersburskich Wyższych Kursach dla Kobiet oraz właśnie w Liceum Aleksandrowskim. Obok niego „encyklopedię prawa” wykładał tam jego brat Borys (1885–1948), którego żona Aleksandra (1880–1933) uwieczniona została na pięknym portrecie autorstwa Konstantego Andrejewicza Smołowa (1869–1939).

Niechęć Aleksandra Nolde, a w każdym razie pewna jego nonszalancja w stosunku do ius Romanum, jest poniekąd zrozumiała. Nie był romanistą z krwi i kości. Patrząc na jego naukowy dorobek, znajdziemy imponujące studia z zakresu historii prawa (w tym ciekawą rozprawkę z 1906 r. zatytułowaną „Próba kodyfikacji polsko-litewskiego prawa”), prawa cywilnego, a nawet morskiego. Prawo rzymskie prezentuje się na tym tle raczej skromnie.

Po części z racji urodzenia i pozycji społecznej, po części zaś z powodu przymiotów charakteru i ambicji Aleksander Nolde angażował się w różnorakie działania społeczne i polityczne. Był członkiem rozlicznych ciał i instytucji, z których z pewnością najważniejsza (choć przecież nie najefektywniejsza) była Komisja Prawna działająca przy Rządzie Tymczasowym Aleksandra Kiereńskiego
(1881–1970). Październikowy zamach stanu z 1917 r. niewiele zmienił w jego życiu. Pozostał w Petersburgu, w międzyczasie przemianowanym na Piotrogród, i nadal pracował na uniwersytecie. Być może, jak wielu innych, doszedł do wniosku, że rozsądniej będzie na miejscu wyczekiwać klęski bolszewików? Tląca się coraz niklejszym płomykiem nadzieja w końcu zgasła. Profesor zdecydował się na ucieczkę. 4.11.1919 r. podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy rosyjsko-fińskiej otrzymał ciężki postrzał, co w konsekwencji doprowadziło do jego rychłej śmierci.

Rehabilitacja prawa rzymskiego

Wróćmy do Meysztowicza. Z lat swojej nauki w Petersburgu nie zachował dobrych wspomnień o prawie rzymskim. „Był to wykład prawa – wspominał po latach – oderwany od historii Rzymu – i ten zbiór przepisów, podany w okropnym tłumaczeniu z niemieckiego tekstu Zihlara, zdawał się koszem fragmentów bez jedności i sensu”6. Nic dziwnego, że, jak pisze dalej: „podręcznik rzymskiego prawa Zihlara, w barbarzyńskim rosyjskim tłumaczeniu, wkułem i zdałem – nic nie rozumiejąc”7.

Słowo wyjaśnienia: autorem znienawidzonego podręcznika był Karl Ritter von Czyhlarz lub bardziej swojsko Karel Cihlář (1833–1914), arystokrata, czesko-austriacki polityk, wykładowca prawa rzymskiego na uniwersytetach w Pradze (1863–1892) i Wiedniu (1892–1904). Jego pomnikowym dziełem były „Instytucje Rzymskiego Prawa” tłumaczone na wiele języków, w tym na polski. Skoro w wersji rosyjskiej już nazwisko autora z Czychlarza ni z tego, ni z owego przybrało formę Zihlar, to można się jedynie domyślać, co się działo przy tłumaczeniu kwestii bardziej szczegółowych.

Nie znaczy to bynajmniej, że traumatyczne przeżycia w jakikolwiek sposób zachwiały wiarę Meysztowicza w rolę, jaką prawo rzymskie odegrało w kształtowaniu kultury europejskiej. Musiało jednak minąć trochę czasu. „Dopiero dziesięć lat później, z rzymskich wykładów Scialoi, zrobiłem sobie jakieś pojęcie o prawie Rzymian” – wyjaśni po latach absolwent petersburskiego liceum8.

W 1921 r., po wzięciu udziału w wojnie polsko-bolszewickiej, Walerian Meysztowicz wstąpił do wileńskiego seminarium duchownego. Po święceniach udał się do Rzymu na studia z zakresu prawa kanonicznego, które zakończył w 1926 r. doktoratem uzyskanym w Institutum Pontificium S. Apollinaris. Podczas pobytu w Rzymie miał okazję ponownie zetknąć się z prawem rzymskim, które tym razem godnie reprezentował Vittorio Scialoja (1856–1933). Olśniewającego umysłu uczony, potrafiący połączyć znajomość „suchych formułek” antycznego prawa z potrzebami nowych czasów, zasłynął jako reformator badań nad prawem rzymskim we Włoszech. Nic dziwnego, że Meysztowicz nareszcie zaczął co nieco rozumieć.

Podsumowanie

Po 1989 r. prawo rzymskie powróciło w Rosji do łask. Niemniej należałoby zadać pytanie: Czy cokolwiek z tego wynika? Na pytanie: „Czym się, pana zdaniem, różnimy najbardziej?”, światowej sławy reżyser Andriej Konczałowski (ur. 1937) odpowiedział: „Kodami etycznymi. Mamy inne poczucie porządku. W dużym uproszczeniu można to ująć tak: świat prawosławny jest dionizyjski, chaotyczny, nie uznaje praw i zakazów. Świat katolicki, apolliński, opiera się na prawie rzymskim i żelaznej logice”9. Podobnie Dmitrij Miedwiediew (ur. 1965), który w latach 1990–1999 wykładał w Petersburgu prawo rzymskie, od dobrych paru lat publicznie deklaruje, że Rosja ma swoją historycznie uwarunkowaną specyfikę, przeto zarówno prawo, jak i jego stosowanie muszą być „szyte na miarę”. Na temat tego, czy Miedwiediew ziewał, rozpoczynając wykłady z prawa rzymskiego, prasa milczy.


Dr Maciej Jońca – doktor nauk prawnych, historyk sztuki, adiunkt w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1   S.v. Prawo, [w:] Mentalność rosyjska: słownik, red. M. Broda, Katowice 1995, s. 35.

2   K. Lanckorońska, Szkice wspomnień, Warszawa 2005, s. 138.

3   W. Meysztowicz, Gawędy o czasach i ludziach, Łomianki brw., s. 113.

4   W. Meysztowicz, op. cit., s. 114.

5   Dalsze informacje: О. Ю. Шилохвост, Русские цивилисты: середина XVIII — начало XX, [w:] Kраткий биографический словарь, Mocква 2005, s. 115–116.

6   W. Meysztowicz, op. cit., s. 117.

7   Ibidem, s. 114.

8   Ibidem, s. 117.

9   Skazany na rosyjskość. Z Andrzejem Konczałowskim rozmawia Barbara Hollender, Rzeczpospolita 20.8.2012 r. – www.rp.pl/artykul/755665.html.