Felietony

Żongołł

Tekst pochodzi z numeru: 3 (141) marzec 2013

Dr Maciej Jońca

Profesor

Wykładał prawo kanoniczne na KUL, a następnie na USB w Wilnie. „Ksiądz Żongołłowicz – pisze o nim ks. Walerian Meyszto­wicz (1893–1982) – mały, skurczony, brzydki, wykładał mi komentarz do V księgi kodeksu – Prawo karne Kościoła. Z kilkuset profesorów, których słuchałem w Petersburgu, w Wiedniu, w Wilnie, w Rzymie, ksiądz Żongołłowicz, ze swoją pełnią i jasnością wykładu, był jednym z tych nielicznych, których słuchać było warto”. I dalej: „Ksiądz Żongołłowiczw twórczości słaby – z wyjątkiem, raz jeszcze podkreślam, wykładów – był w krytyce lwem, smokiem. Jego sposób przemawiania do studentów podczas egzaminów był niesłychanie ostry. »Wydaje mi się…« – jąkał się student. »Ja pana nie pytam, co się panu wydaje, ale chcę usłyszeć dokładne sformułowanie pana pojęcia o tej instytucji. Tak, proszę pana, odpowiada baba pod kościołem, a nie pracownik naukowy«”.

Nie przepadał za organizacjami studenckimi. Kiedyś wypalił do przybyłej delegacji studentów: „Prezesi, sekretarze, szachy perskie, psia d…, tylko studenta nie ma”.

Meysztowicz odnotował dalsze osobliwości związane z profesorem: „Mieszkał sam. Dzwonka przy drzwiach nie było. Stukanie mogło doprowadzić śmiałka do otrzymania ciosu polanem w łeb – znałem takiego, który się w ostatniej chwili uchylił. Ani sługi, ani służebnicy. Listy do skrzynki wrzucał pan Rybak, kochany, dzielny woźny wydziału. Ksiądz Żongołłowicz kurzów nie pozwalał ścierać nigdy. Miał ogromną bibliotekę osobistą ze wspaniałymi inkunabułami. Gdy chciałem rozmawiać z profesorem, pisałem list. Otrzymywałem zaproszenie na dzień, godzinę, minutę. O rozkazanej minucie otwierały się drzwi i następowało jak najserdeczniejsze przyjęcie. W takich samych łaskach był ksiądz profesor Puciata. I prawie w takich samych pannaHoroszkiewiczówna, stara, wiernie oddana, której czasami wolno było zająć się bielizną I chyba nikt więcej. Bo i fryzjera nie znosił ksiądz profesor – sam sobie, z niemałą sztuką, przystrzygając włosy »pod sznurek«”2.

Ustawa małżeńska

Kręgi „postępowe”, na czele z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim (1874–1941) i Antonim Słonimskim(1895–1976), zarzucały Żon­gołłowiczowi krzewienie bigoterii i sabotowanie prac nad przyjęciem nowej ustawy małżeńskiej. „Jesteśmy – biadał Słonimski – zdu­szeni między tymi dwoma murami chińskimi. Z jednej strony ministerstwo oświecenia z księdzem Żongołłowiczem, z drugiej strony departament ciemnoty z księdzem Panasiem3.

Reforma była konieczna. Nawet konserwatywny w przekonaniach ks. Meysztowicz pisał po latach: „z tymi ustawami o małżeństwie coś trzeba było zrobić. Pięć rozmaitych ustaw działało w Rzeczpospolitej, ponure dziedzictwo zaborów. Kodeks Napo­le­ona w Kongresówce, BGB w byłym zaborze pruskim, jakiś odpowiedni Gesetzbuch w zaborze austriackim, »dziesiąty tom Swoda Zakonów« na reszcie zaboru rosyjskiego i jakaś węgierska ustawa na Spiszu. Raj dla kauzyperdów, cudna możliwość uznania za nieważne każdego małżeństwa, byle odpowiednio ulokować strony, tak by orzekał sąd, który w danym wypadku uznałby rozwód, a potem nowe małżeństwo, najlepiej w Wilnie, w zborze kalwińskim. »Żona, jak nadoje, tak nowym manierem pójdziesz na Zawalną, wrócisz kawalerem« – śpiewano w szopkach. Nie tyle kawalerem, ile mężem innej kobiety. Trzeba było coś z tą anarchią zrobić”. Boy widział rzecz z innej perspektywy: „Wbrew wszelkim dogmatom i kanonom istnieją – pod mianem »unieważnień małżeństwa« – najautentyczniejsze katolickie rozwody, ale dostępne jedynie najzamożniejszym: cenzus majątkowy to ich jedyny istotny warunek, poza tym wszystkie trudności można obejść i usunąć. Istnieje cała armia adwokatów tzw. konsystorskich, którzy z niewyczerpaną pomysłowością inscenizują te małe komedyjki. Dostarczają fałszywych świadków, aranżują krzywoprzysięstwa, płodzą usłużnie świadectwa lekarskie, z mężatek i matek dzieciom robią patentowane dziewice, z najnormalniejszych kobiet rzekome lesbijki i uczą je zeznawać w tym duchu; słowem kruczków i sposobów mają moc, oczywiście wszystko podług taksy, i to słonej. To dla wybranych. Średniacy mają inny sposób: zmienić wiarę. Dyskutuje się ją na zimno w kancelarii adwokata w kosztorysie, ile że jest znacznie tańsza od rozwodu czysto katolickiego, i o wiele szybsza. (…) O trzeciej klasie nie ma co mówić. Tu reguluje sprawy małżeńskie na wsi często arszenik i siekiera, w mieście załatwia się to na dziko, po prostu porzuceniem, konkubinatem, bez żadnej ochrony kobiety i dziecka”4.

Projekt przygotowany pod auspicjami prymasa Hlonda odrzucono. Z identyczną reakcją, tym razem ze strony środowisk katolickich, spotkał się tzw. projekt Lutostańskiego. Biskupi ciskali gromy w listach, organizacje katolickie pisały petycje, a „Żongołłowicz wygłosił publiczny wykład w Sali Śniadeckich, na który przyszło całe Wilno. Paragraf po paragrafie, rozdział po rozdziale poddał projekt Lutostańskiego naprawdę druzgocącej krytyce nie tylko ze stanowiska katolickiego, ale i ze stanowiska państwowego. A gdy już nie pozostało z projektu nic – zaczął mówić o języku, którym był napisany. (…) I zakończył ksiądz Żongołłowicz wykład, cytując słowa służącej do św. Piotra na dziedzińcu arcykapłana: »Widać, że jesteś z Galilei, bo i mowa twoja cię zdradza«”5.

Dr Maciej Jońca – Doktor nauk prawnych, historyk sztuki, adiunkt w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1   K. Burczak, Bronisław Żongołłowicz, [w:] A. Dębiński, W.Sz. Staszewski, M. Wój­cik, Dziekani Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji Katolic­kiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, Lublin 2008, s. 227–233.

2   W. Meysztowicz, Gawędy o czasach i ludziach, Łomanki brw., s. 216–217.

3   A. Słonimski, Kroniki tygodniowe. 1932–1935, Warszawa 2001, s. 13.

4   T. Boy-Żeleński, Nowa ustawa małżeńska, [w:] Piekło kobiet, Warszawa 1960, s. 191–192.

5   W. Meysztowicz, op. cit., s. 218.

6   J. Jędrzejewicz, W służbie idei, Londyn 1972, s. 125, 126.

7   S. Glaser, Urywki wspomnień, Londyn 1974, s. 12.

8   S. Lorenz, Album wileńskie, Warszawa 1986, s. 165.

9   S. Witkiewicz, Listy do żony (1927–1931), Warszawa 2007, s. 234.

10 W. Meysztowicz, op. cit., s. 156.

11 M. Rusinek, Opowieści niezmyślone, Warszawa 1969, s. 170.

12 Cytaty wg P. Hübner, Ciężkie przejścia osobiste, Forum Akademickie:www.forumakad.pl/archiwum/2007/05/57_ciezkie_przejscia_osobiste.html.