Prawo w filmie

Proces

Tekst pochodzi z numeru: 2(164) XII 2015 / I 2016

adw. Jacek Dubois

Wyobraźmy sobie państwo, które nie uregulowało zasad, według których ma być w nim wymierzana sprawiedliwość. Powinno karać za zbrodnie, ale nie wiadomo, co jest zbrodnią. Nie wiadomo, przed kim i na jakich zasadach ma odpowiadać podejrzany ani na jaką karę można go skazać. Nie zdecydowano, czy przed procesem można aresztować podejrzanego i jak ten areszt ma się odbywać. Nie powiedziano, kiedy oskarżony ma stanąć przed sądem i według jakich reguł ma być sądzony.

Wprowadzenie

Oczywiste jest, że każdy pracownik wymiaru sprawiedliwości będzie miał na ten temat zupełnie inny pogląd. Jednego dnia bigamia będzie dozwolona, a następnego ścigana przez prawo. Jeden śledczy prowadzić będzie przesłuchanie za pomocą łamania kołem, w opinii drugiego stosowanie podczas przesłuchania jakiejkolwiek przemocy jest niedozwolone. Jeden sąd orzeknie karę śmierci, gdy dla drugiego za ten sam czyn adekwatna będzie kara polania skazanego gorącą smołą.

By zapobiec takiemu chaosowi, społeczeństwa wypracowały reguły, na podstawie których obywatele odpowiadają za popełnione przez siebie czyny. Odpowiedzialności karnej podlega tylko ten, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia. Zatem obowiązkiem państwa jest wskazanie obywatelom, jakie czyny są zabronione, i tylko za nie może karać. Dozwolone jest to, czego prawo nie zabrania. Stąd zasada określoności zarzutu, oznaczająca, że każdy obywatel, któremu stawia się zarzut, musi dokładnie wiedzieć, o co został oskarżony. A zatem każdy akt oskarżenia powinien zawierać dokładne określenie zarzucanego czynu ze wskazaniem czasu i miejsca, sposobu i okoliczności jego popełnienia. Kolejną gwarancją praw oskarżonego jest świadomość oznaczoności kary, jaka może mu zostać wymierzona. Kodeks karny zawiera zatem wyczerpujący katalog kar – gdzie podana jest ich wysokość – którym może posłużyć się sąd.

Każdy, decydując się na jakieś działanie, ma możliwość sprawdzenia, czy jest ono legalne, a także ocenienia ryzyka, na jakie się naraża, naruszając obowiązujące zasady. Osoba, która zostanie oskarżona, ma gwarancję sprawiedliwego procesu, takiego, który będzie się odbywał zgodnie regułami Kodeksu postępowania karnego. Wie zatem, jakie prawa jej przysługują w trakcie postępowania.

Podejrzany ma prawo składać wyjaśnienia, lecz może również odmówić ich składania i nie odpowiadać na pytania. Ma też prawo kłamać. Wynika to z zasady, że nikt nie może być zmuszony do dostarczania dowodów winy przeciwko sobie. Podobne gwarancje dotyczą najbliższych podejrzanego, którzy mają prawo w jego sprawie odmówić składania zeznań. Ustawodawca uznał bowiem, że wartość wynikająca z więzów rodzinnych jest ważniejsza od społecznego obowiązku pomocy wymiarowi sprawiedliwości, a zatem państwo nie może zmuszać osób najbliższych podejrzanemu do dostarczania dowodów winy przeciwko niemu. Mogą to zrobić, jeśli chcą, decyzja jednak należy do nich. Muszą być o tym przez prowadzącego postępowanie pouczeni.

Podejrzany ma zagwarantowane prawo do obrony. Oznacza to, że może korzystać z pomocy profesjonalnego obrońcy, jak też że może w trakcie postępowania aktywnie dowodzić swojej niewinności. Prawo ściśle określa również, jakie środki zapobiegawcze mogą zostać wobec podejrzanego zastosowane w trakcie postępowania przygotowawczego oraz w jakich sytuacjach, przez kogo, na jakich zasadach i na jaki okres mogą być one zastosowane.

Kodeks postępowania karnego definiuje również, w jaki sposób będzie prowadzone przeciwko podejrzanemu postępowanie dowodowe oraz na podstawie jakich reguł dowody te będą ocenianie. Precyzyjnie określa, kiedy sprawa może zostać skierowana wraz z aktem oskarżenia do sądu, jaki sąd i w jakim składzie będzie ją rozpatrywał, a także jakie reguły będą obowiązywały w trakcie procesu. Wiadomo, że tylko sąd poprzez wydanie wyroku może orzec o winie oskarżonego.

Gdyby te wszystkie zasady nie obowiązywały lub nie były stosowane, znaleźlibyśmy się w świecie nazywanym kafkowskim. I do tego świata proponuję dziś wyprawę. Opowiem o filmie „Proces” w reżyserii Davida Hugona Jonesa z 1993 r., zrealizowanym na podstawie powieściFranza Kafki pod tym samym tytułem.

Aresztowanie a zatrzymanie

Na początku filmu pojawia się napis: „Ktoś musiał donieść na Józefa K., bo choć nie zrobił niczego złego, pewnego dnia został aresztowany”. To zdanie musi wywołać sprzeciw każdego prawnika. Jak można kogoś aresztować, jeśli nie zrobił niczego złego? Przecież areszt wolno zastosować tylko w sytuacjach określonych przez prawo. Nie można nikogo aresztować bez przedstawienia mu zarzutu. Musi wiedzieć, o co jest oskarżony, to podstawowa gwarancja. Co zatem zarzuca się Józefowi K.?

Zanurzmy się dalej w ten kafkowski świat, gdzie żadne reguły nie obowiązują, a człowiek, który nieopatrznie zetknie się z wymiarem sprawiedliwości, znajduje się w labiryncie o wiele bardziej skomplikowanym od strzeżonego przez Minotaura labiryntu w Knossos. Tezeuszowi dzięki niciAriadny udało się z niego wydostać, ale z tego kafkowskiego nie ma wyjścia. Józefa K., urzędnika bankowego, odwiedzają w domu nieznani mu mężczyźni. Nakazują zostać mu w pokoju.

– Kim jesteście? – dopytuje się zdziwiony Józef K.

– Nie może pan wyjść. Jest pan aresztowany.

– Dlaczego?

– Nie możemy powiedzieć. Proszę czekać w swoim pokoju.

Dla prawnika ta pierwsza scena jest absurdalna. Areszt jest środkiem zapobiegawczym, który może być zastosowany tylko przez sąd. Przedtem jednak trzeba podejrzanemu postawić zarzut, określając szczegółowo, o popełnienie jakiego czynu jest on oskarżony, a następnie dać mu prawo złożenia w tej sprawie wyjaśnień. Dopiero po tych czynnościach prokurator może wystąpić do sądu o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania.

Sąd orzeka w sprawie aresztu na posiedzeniu, w którym uczestniczą podejrzany i jego obrońca. Obaj mają prawo do przedstawienia w tej sprawie własnego stanowiska. Sąd orzeka o zastosowaniu aresztu, gdy zachodzą przesłanki określone w Kodeksie postępowania karnego. Przede wszystkim zebrane dowody muszą wskazywać na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego przestępstwa, a inne środki zapobiegawcze nie są wystarczające dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania.

Tym samym Józef K. nie może być aresztowany, jeśli nie orzekł o tym sąd. Może zostać co najwyżej zatrzymany, o ile istnieje uzasadnione podejrzenie, że popełnił przestępstwo, a zachodzi obawa jego ucieczki, ukrycia się lub podjęcia próby zatarcia śladów przestępstwa bądź też nie można ustalić jego tożsamości. Zatrzymanie nie może trwać jednak dłużej niż 48 godzin. Po tym terminie zatrzymanego należy zwolnić, chyba że wcześniej prokurator postawi podejrzanemu zarzuty i wystąpi do sądu o zastosowanie tymczasowego aresztowania. Wówczas sąd ma dodatkowe 24 godziny na wydanie postanowienia.

Funkcjonariusze zobowiązani są natychmiast poinformować zatrzymanego o przyczynach zatrzymania i przysługujących mu prawach, w tym o prawie do skorzystania z pomocy obrońcy. Z czynności zatrzymania musi zostać sporządzony protokół, który powinien podpisać zatrzymany. Nie można zatem odmówić zatrzymanemu udzielenia informacji, za co został zatrzymany. W kafkowskim świecie osoba aresztowana jest bezradna, bowiem nie wiedząc, co się jej zarzuca, nie jest w stanie się bronić. Gdy Józef K. żąda okazania mu nakazu aresztowania, mężczyźni się śmieją.

– Nie prowokuj nas pan. Jesteśmy tylko strażnikami, a teraz pana najlepszymi przyjaciółmi. Nie orientujemy się w dokumentach. Naszym zadaniem jest tylko pilnować pana. Sądzi pan, że przyśpieszy pan sprawę, wykłócając się ze strażnikami?

Józef K. zostaje wprowadzony w błąd. Osoby, które go zatrzymały, są nie tylko strażnikami, są także funkcjonariuszami. Mają określone obowiązki, do których należy poinformowanie zatrzymanego o przyczynie zatrzymania i przysługujących mu prawach. Może on złożyć zażalenie do sądu w sprawie zatrzymania, domagać się zbadania jego zasadności, legalności oraz prawidłowości. Funkcjonariusze nie powinni w żaden sposób wpływać na postawę procesową zatrzymanego, a w szczególności udzielać mu rad, jak ma się zachowywać w trakcie przesłuchania. To nie ich rola, a poza tym są zainteresowani wynikiem postępowania. Takie sugestie nie są zatem wynikiem obiektywnej oceny, a próbą zrealizowania własnego interesu.

W praktyce zdarzają się przypadki, gdy zatrzymujący podejrzanego funkcjonariusze przekonują go, że kontakt z obrońcą nie jest mu do niczego potrzebny, a najkorzystniejszym wyjściem będzie przyznanie się do winy. Działania takie nie tylko naruszają prawo podejrzanego do obrony, ale też powodują, że składane przez niego wyjaśnienia mogą tracić walor złożonych w warunkach gwarantujących swobodę wypowiedzi.

Świat absurdu

Józef K. wraca do pokoju, gdzie zdenerwowany wypija kieliszek wódki. Kolejna sytuacja absurdalna. Osoba zatrzymana powinna zostać przesłuchana, nie można zaś nikogo przesłuchać w warunkach wyłączających swobodę wypowiedzi, do czego zalicza się przesłuchiwanie osoby, która spożywała alkohol lub zażywała środki odurzające. Zakaz ten jest całkowity, co oznacza, że prokurator czy sąd nie mają prawa oceniać, czy spożyta ilość alkoholu wpłynęła na osobę przesłuchiwaną. Oznacza to, że jej zeznania nie mogą stanowić dowodu.

Po pewnym czasie funkcjonariusze informują Józefa K., że wzywa go inspektor. Zatrzymany chce iść na przesłuchanie w białej koszuli.

– Co pan? Do inspektora w samej koszuli? – oponuje oburzony strażnik. – Marynarka, czarna!

Cel zachowania strażników jest jasny – chcą Józefa K. przestraszyć i onieśmielić.

Oczywiście nikt nie może zmusić zatrzymanego do wyboru określonej garderoby. Jednak wygląd osoby stającej przed sądem to ważny element strategii obrony. Oceniając dowody, sąd patrzy również na zeznającego człowieka, bierze więc pod uwagę jego powierzchowność. Niedbanie zatem przez obrońcę o to, jak jego klient będzie wyglądał w sadzie, to lekceważenie samej sprawy.

– Zapewne jest pan zaskoczony? – pyta inspektor.

– Trudno to traktować poważnie. Jestem oskarżony, ale o co? Na jakiej podstawie? Kto oskarża? Chciałbym to wiedzieć. Żyję w państwie praworządnym, w którym istnieją rządy prawa. Kim panowie są, komu podlegają?

Józef K. ma zatem świadomość, jakie przysługują mu prawa, i próbuje je egzekwować.

– Pan nie zrozumiał. Nie znamy pańskiej sprawy ani oskarżeń. Został pan tylko aresztowany. To wszystko. Niech się pan nie martwi o nas, tylko o siebie. O to, co może pana spotkać.

Józef K. zaczyna sobie uświadamiać, że trafił do świata absurdu. Zasady, których go uczono, przestają funkcjonować. Śledczy nie znają jego sprawy, a on nie wie, o co jest oskarżony. Jak się bronić, używając logicznych argumentów, przeciw oskarżeniu, którego się nie zna? Jak przekonać o swojej niewinności śledczego, który nie wie, w jakiej sprawie prowadzi postępowanie? Zastosowano wobec Józefa K. środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania, żeby nie utrudniał postępowania. Ale on przecież nie wie, o co go oskarżono – jak mógłby więc cokolwiek utrudniać?

Józef K. żył w przeświadczeniu, że wolność człowieka jest jego największą wartością i tymczasowe aresztowanie stosowane jest tylko w ostateczności. Tymczasem dowiaduje się, że został „tylko” aresztowany. Nie znając ani treści zarzutu, ani wysokości kary, która może zostać wymierzona, nie wie, co go czeka. Zdezorientowany żąda kontaktu z adwokatem.

– Nie widzę potrzeby – przedstawia mu swój punkt widzenia inspektor.

Osobie zatrzymanej przysługuje prawo kontaktu z prawnikiem, o czym zatrzymany powinien być pouczony. Ma prawo z nim rozmawiać na osobności i tylko w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, zatrzymujący może zastrzec, że będzie przy niej obecny. Kontakt zatrzymanego z obrońcą nie może być zatem ograniczany przez organa władzy, a funkcjonariusze powinni wstrzymać się od oceniania, czy jest on potrzebny. To prawo oskarżonego, którym dysponuje on samodzielnie. Nie ma wątpliwości, że osobie zatrzymanej, nieznającej reguł postępowania karnego, pomoc zajmującego się tym profesjonalisty jest potrzebna. Józef K. obawia się jednak, że to może mu zaszkodzić, i podatny na sugestie śledczego rezygnuje z pomocy adwokata.

– Może pan pójść do pracy w banku – informuje go na koniec rozmowy inspektor.

– Przecież jestem aresztowany?

– To w niczym nie szkodzi.

Józef K. wyrusza do banku, a jego śladem podążają strażnicy. Pogrążamy się zatem coraz głębiej w odmętach absurdu. Tymczasowo aresztowani przebywają w aresztach śledczych, a zatem osoba aresztowana nie może być pozostawiona na wolności. Możliwe jest zastosowanie innych środków zapobiegawczych o charakterze nieizolacyjnym: poręczenie majątkowe, dozór policji, zakaz opuszczania kraju, poręczenie osobiste lub społeczne. Nie ma natomiast w ustawie środka zapobiegawczego polegającego na pilnowaniu podejrzanego przez strażników w warunkach wolnościowych.

Linia obrony

Po kilku dniach Józef K. odbiera telefon i dowiaduje się, że jego rozprawa ma się odbyć w niedzielę. Ponownie zaburzony zostaje porządek czynności procesowych. Celem postępowania przygotowawczego jest zabezpieczenie dla sądu dowodów, po których przeprowadzeniu na rozprawie możliwe będzie wydanie wyroku. Jednym z podstawowych dowodów w procesie jest przesłuchanie podejrzanego, co powinno nastąpić bezpośrednio po przedstawieniu mu zarzutu. Sprawa zostaje przekazana do sądu rozpoznającego ją dopiero w momencie zabezpieczenia wszystkich dowodów. Prokurator kieruje wtedy do sądu akt oskarżenia zawierający dokładne określenie zarzucanego oskarżonemu czynu oraz wskazuje przepisy ustawy karnej, pod które zarzucany oskarżonemu czyn podpada. Akt oskarżenia winien także zawierać wykaz dowodów, o których przeprowadzenie w trakcie rozprawy głównej prokurator wnosi. W przypadku gdy akt oskarżenia nie spełnia powyższych wymogów formalnych, prezes sądu zwraca akt oskarżenia oskarżycielowi. Zatem w sytuacji gdy Józef K. nie usłyszał zarzutu i nie został przesłuchany, nie mógł, zgodnie z regułami postępowania, zostać wezwany na rozprawę. Nieświadom tego stawia się przed sędzią. Nie jest jednak potulny. Podnosi z biurka sędziego protokół sądowy i pokazuje go zebranej na sali gawiedzi.

– Ten protokół świadczy o zastraszeniu, któremu poddawanych jest wielu ludzi – zaczyna. – W ich imieniu, a nie swoim, mówię. Aresztowano mnie dziesięć dni temu. Zostać aresztowanym to jak zostać napadniętym. Wysłali do banku trzech strażników, żeby zaszkodzić mojej reputacji i podważyć moją pozycję. Traktuję rzecz z dystansem i jestem zdolny do trzeźwego osądu. Bez wątpienia za oznakami władzy tego trybunału stoi ogromna instytucja, która zatrudnia skorumpowanych ludzi, a jej działanie polega na aresztowaniu niewinnych obywateli i wzniecaniu przeciwko nim niedorzecznych postępowań, zwykle kończących się niczym.

Protest Józefa K. jest słuszny, ginie jednak wśród głosów innych protestujących. Przez lata pracy nie spotkałem jeszcze nikogo, kto przyznałby, że wymiar sprawiedliwości miał podstawy, żeby się nim zainteresować. Wszyscy są ofiarami spisku i niegodziwości władzy. Jednak przestępstwa ktoś popełnia. Zatem nie wszyscy podsądni są ofiarami. Wszyscy jednak uważają, że oskarżanie państwa o niegodziwość to najlepsza linia obrony. W gąszczu krytyki wymiaru sprawiedliwości często gubią się sprawy, w których istotnie dochodzi do naruszenia reguł.

Z protestu Józefa K. wynika jednak kilka ważnych kwestii. Oskarżeni korzystają z domniemania niewinności, co oznacza, że powinni być uważani za niewinnych, dopóki nie zostanie im udowodniona wina. Czy tak jednak jest w istocie? W oczach opinii publicznej sam fakt postawienia zarzutów jest często traktowany równoznacznie ze skazaniem. Osoba oskarżona poddawana jest nagonce medialnej, ostracyzmowi towarzyskiemu, zwalniana z pracy, pozbawiana funkcji. Mimo domniemania niewinności często w wypowiedziach publicznych przesądza się jej winę.

Aresztowanie istotnie może przypominać napad – to nieoczekiwane wyrwanie człowieka z jego codzienności. Nagłe ubezwłasnowolnienie, uniemożliwiające funkcjonowanie w rodzinie, pracy i środowisku. To największa dolegliwość, jakiej może doświadczyć osoba pozbawiona wolności. Środek ten powinien być ostatecznością stosowaną w sytuacji uprawdopodobnienia winy podejrzanego. Przez wiele lat był jednak codzienną praktyką.

Osoby, które znalazły się w równie absurdalnych sytuacjach jak Józef K., mają podstawy, by publicznie oskarżać wymiar sprawiedliwości. Na szczęście żyjemy dziś w innej rzeczywistości niż bohater „Procesu”.

Postępowania nie są zwykle niedorzeczne i na ogół kończą się wyrokiem, jednak nawet pojedyncze krzywdzące działania wymiaru sprawiedliwości powodują, że opinia publiczna ma o nim nie najlepsze zdanie.

– Muszę wytknąć, że pozbawił się pan wszelkich przewag, jakie przysługują oskarżonemu na rozprawie – mówi sędzia po wystąpieniu Józefa K.

Orzekając o winie bądź niewinności, sąd ma oceniać nie człowieka, a jedynie jego czyny. Zachowanie oskarżonego na rozprawie, to, czy jest miły, czy arogancki, potulny czy roszczeniowy, nie powinno mieć wpływu na ocenę dowodów. Jeśli oskarżony zachowuje się niewłaściwie, przewodniczący może kazać wyprowadzić go z sali, a proces będzie się toczył pod jego nieobecność, jednak przeprowadzane dowody powinny być nadal oceniane tak samo. Jedynie w wypadku skazania sposób zachowania się oskarżonego może zostać potraktowany jako okoliczność mająca wpływ na wymiar kary.

– Do diabła z wami i waszymi sądami – odpowiada Józef K. i opuszcza salę rozpraw.

Pomniki bez skazy

Następnego dnia wraca tam jednak. Sąd wówczas nie obraduje, a Józef K. prosi woźną, by pokazała mu książkę leżącą na sędziowskim stole. Są w niej sprośne rysunki.

– Więc takie kodeksy się tu studiuje i tacy ludzie mają mnie sądzić! – wykrzykuje oburzony.

Jacy powinni być sędziowie, by spełniać społeczne oczekiwania? Czy prawo do sądzenia innych mają jedynie pomniki bez skazy? Zgodnie z ustawą z 27.7.2001 r. Prawo o ustroju sądów powszechnych1 na stanowisko sędziego może zostać powołana osoba o nieskazitelnym charakterze. Sędzia zaś w służbie i poza służbą powinien strzec powagi stanowiska i unikać wszystkiego, co mogłoby przynieść ujmę godności sadu jako instytucji lub osłabić zaufanie do jego bezstronności. Są to sformułowania bardzo ogólne. Jaki zatem powinien być idealny sędzia? Mój ojciec przekonał mnie do swojej teorii, że dobry sędzia powinien być po prostu sprawiedliwy. Sprawiedliwy nie oznacza ani surowy, ani łagodny, lecz taki, który w każdej sprawie potrafi podjąć zgodne z prawem mądre decyzje. Nie ma znaczenia, czy jest zdystansowanym obserwatorem, czy apodyktycznym władcą sali sądowej, czy to człowiek pogodny i dobroduszny, czy też introwertyczny mruk. Dla procesu jest ważne, by podejmował bezstronne decyzje. Jeśli sprośne rysunki mogą mu w tym pomóc, niech je ogląda do woli.

Nigdy nie oceniam sędziów pochopnie, analizując ich zachowanie na sali sądowej, lecz czekam na orzeczenie, jakie wydadzą. Jeśli Józef K. chciałby być sądzony przez ascetę czytającego religijne moralitety – jego sprawa. Jednak pomiędzy byciem moralnym do szpiku kości a byciem dobrym, sprawiedliwym sędzią nie ma zależności.

Adwokat

Za namową wuja Józef K. decyduje się w końcu skorzystać z pomocy adwokata. Polecony mecenas Huld jest chory i leży w łóżku, mimo to decyduje się przyjąć klienta. Ta scena mogłaby przyprawić o zawał mecenasa Fernanda Payena, byłego dziekana Paryskiej Rady Adwokackiej, autora książki „O powołaniu adwokatury i sztuce obrończej”. Szacowny dziekan, ucząc kolejne pokolenia zasad etyki, przestrzegał przed łączeniem kancelarii z prywatnym mieszkaniem. W filmie nie dość, że mecenas przyjmuje w domu, to jeszcze w sypialni.

– Pańska sprawa jest tak ciekawa, że będę pana reprezentował – oznajmia klientowi adwokat.

– Skąd pan wie o mnie i moim procesie?

– Jestem adwokatem i obracam się w kręgach prawniczych. Mówi się tam o różnych sprawach.

– Pan obraca się w tych kręgach? – dopytuje zaintrygowany Józef K.

– Oczywiście. Moje kontakty w tych kręgach sprzyjają klientom na różne sposoby. Choroba mnie ogranicza, ale składają mi wizyty przyjaciele z sądu, dzięki którym jestem doskonale poinformowany. Tak się składa, że pewien mój wielki przyjaciel jest tu w tej chwili.

Od tego momentu mecenasem Huldem poza dziekanem Fernandem Payenem powinni się zacząć interesować rzecznik dyscyplinarny oraz prokurator. Zgodnie z zasadami etyki adwokackiej i godności zawodu niedopuszczalne jest okazywanie przez adwokata zażyłości z osobami zatrudnionymi w sądzie, urzędach i organach ścigania. Z kolei z Kodeksu karnego wynika zakaz – zagrożony sankcją karną – powoływania się na wpływy w instytucji państwowej celem pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową, osobistą lub jej obietnicę.

Po zapowiedzi mecenasa do pokoju wchodzi mężczyzna przedstawiony jako dyrektor kancelarii sądu.

– Myślę, że możemy skorzystać z obecności pana dyrektora i poradzić się go w pańskiej sprawie. Niebiosa zesłały nam tę okazję.

Mimo konsultacji sprawa Józefa K. nie posuwa się do przodu. Zaniepokojony po raz kolejny odwiedza adwokata.

– Nieskromnie muszę przyznać, że adwokata wybrał pan szczęśliwie – mecenas wita gościa, leżąc w łóżku. – Mam doskonałe kontakty i już odbyłem liczne rozmowy. Niektórzy urzędnicy wyrażają się przychylnie, inni znacznie mniej. Sprawa nie jest przegrana.

Józef K. nie uzyskuje od adwokata podstawowych informacji. Zamiast dowiedzieć się, o co jest oskarżony, i przygotować linię obrony, zostaje wciągnięty w sieć intryg i uzależnień od urzędników, którzy na wynik sprawy nie powinni mieć żadnego wpływu.

Gosposia adwokata namawia Józefa K., żeby spotkał się z Titorellim, malarzem portretującym sędziów. Zdaniem kobiety jest on ustosunkowany w sądzie i może realnie pomóc.

– Jest pan niewinny? – pyta malarz.

– Tak, najzupełniej.

– Skoro tak, to sprawa jest prosta.

– Wiem jednak od adwokata, że od chwili postawienia zarzutów sąd uważa osobę oskarżoną za winną i tylko z wielkim trudem można odwieść go od tego przekonania – przedstawia swoje obawy Józef K.

– Z trudem? Sąd jest niewzruszony.

Sąd opinii publicznej

W kafkowskim świecie nie obowiązuje zasada domniemania niewinności. Wniesienie oskarżenia jest równoznaczne z uznaniem oskarżonego za winnego zarzucanego mu czynu. Proces jest zatem formalnością, widowiskiem, które nic nie zmieni. Czy ten kafkowski świat jest jednak naprawdę taki absurdalny? Porównajmy go z procesem, lecz nie tym toczącym się przed sądem, a z procesem równoległym, w którym oskarżony sądzony jest przed sądem opinii publicznej. Tam nie funkcjonują prawnicze zasady i reguły. Jeśli prokuratura zdecydowała się komuś postawić zarzuty, to opinia publiczna jest przekonana, że były do tego podstawy, czyli coś musi być na rzeczy.

Sąd opinii publicznej wydaje wyrok błyskawicznie. Zatrzymanie odbywa się w świetle kamer, podejrzany pozbawiony zostaje wolności, a zatem i możliwości medialnej obrony przed zarzutami. Oskarżyciel zwołuje konferencję prasową, podpierając się wybranymi dowodami, przekonuje opinię publiczną, że podejrzany jest winny. Jego argumenty pojawiają się w wieczornych wiadomościach, internecie i porannych wydaniach gazet. Podejrzany zostaje natychmiast zwolniony z pracy i pozbawiony pełnionych funkcji, a znajomi wymazują go z pamięci. Jeśli jest przedsiębiorcą, kontrahenci zrywają kontrakty. Proces odbywa się w ciągu 24 godzin, po czym wyrok zostaje wydany i wykonany.

Gdy zatrzymany wychodzi na wolność, jest już bankrutem. Nie może wystartować od nowa, bo każdy, kto wpisze jego dane do internetu, dowiaduje się, że jest on zamieszany w sprawę kryminalną.

W końcu wyrok wydaje sąd. Nawet jeśli jest uniewinniający, życie człowieka oczyszczonego po latach z zarzutów nie zawsze wraca do normy. Odium trwa nadal – skoro postawiono mu zarzuty, musiał być w coś zamieszany. Upiekło mu się dzięki znajomościom albo adwokatowi, który tak zamotał sprawę, że nie udało się nic udowodnić. Na wyrok sądu opinii publicznej, podobnie jak w kafkowskim świecie, nie można wpłynąć.

Winę za to ponosi także wymiar sprawiedliwości. Nie słyszałem, żeby prokuratura przeprosiła oskarżonego, którego oskarżyła niesłusznie. Nie spotkałem się też z sytuacją, by konsekwencje takiego błędu poniósł prokurator. A przecież w naszej kulturze za zrobienie komuś krzywdy powinno się przeprosić. Jeśli państwo nie przyznaje się do błędu, nie przeprasza, to odbiór społeczny jest oczywisty: oskarżenie było słuszne, niestety oskarżony wymknął się sprawiedliwości.

Rozmowy z sądem

Na prośbę Józefa K. malarz decyduje się pośredniczyć w rozmowach z sądem.

– Widzi pan, ja znam ich wszystkich. Każdy sędzia chce być sportretowany, a tylko ja to potrafię. Jakiego uniewinnienia pan oczekuje? Możliwości są trzy: uniewinnienie faktyczne, pozorne lub odroczenie na czas nieokreślony. Uniewinnienia faktycznego nie uzyskam ani ja, ani nikt inny. W jego efekcie akta znikają z sądu, proces zostaje wymazany z zapisów. Przy uniewinnieniu pozornym będzie pan wolny, ale tylko pozornie, bo akta zostają w obiegu, więc pewnego dnia jakiś sędzia może natknąć się na nie, stwierdzić, że zarzuty są wciąż prawomocne, i nakazać aresztowanie. Po nim może nastąpić kolejne i kolejne, i tak w nieskończoność. Trzecia możliwość polega na zatrzymaniu procesu na jak najwcześniejszym etapie. By to osiągnąć, oskarżony musi utrzymywać stały kontakt z sądem. Odwiedzać sąd i powstrzymywać bieżące sprawy z uporem i czujnością. Bez wytchnienia i snu, zawsze mieć się na baczności.

I tu znowu mamy obraz procesu toczącego się przed sądem opinii publicznej. Komu raz został postawiony zarzut, nigdy się od niego nie uwolni. Zła sława przylega do człowieka jak piętno, którego nie można się pozbyć. Nawet wyrok uniewinniający nic nie zmienia, bo oskarżenie pojawia się za każdym razem, gdy ktoś wrzuci w Google dane delikwenta. Konsekwencje sprawy trwają, mimo że została ona już dawno zakończona.

W procesie sądowym obowiązuje zasada, że sprawa powinna zostać rozstrzygnięta tak szybko, jak to możliwe, żeby oskarżony jak najkrócej pozostawał w stanie niepewności, jakim jest oczekiwanie na wyrok. Oczywiście pomiędzy założeniami ustawodawcy a praktyką istnieją duże rozbieżności. Jedna z moich klientek, czterdziestoletnia kobieta, zgłosiła się do mnie, ponieważ oskarżono ją o zagarnięcie mienia. Miała wówczas dziewiętnaście lat. Na ogłoszenie wyroku zabrała dziewiętnastoletnią córkę. Jej sprawa trwała ponad dwadzieścia lat, całe jej dorosłe życie.

Relacjonując swoje możliwości, malarz mówił o uniewinnieniu pozornym, oznaczającym, że po jakimś czasie sprawa może wrócić na wokandę. Zgodnie z zasadami postępowania oskarżony nie może być ponownie sądzony za to samo. Ma on gwarancję, że wydany wyrok jest ostateczny i nie będzie mógł być zmieniony. Zasada res iudicata mówi, że nikt nie może być dwa razy sądzony za to samo, zatem nie wszczyna się postępowania karnego, a wszczęte umarza, gdy postępowanie karne co do tego samego czynu tej samej osoby zostało prawomocnie zakończone albo wcześniej wszczęte toczy się.

Jedynym odstępstwem od tej reguły jest kasacja – nadzwyczajny środek zaskarżenia, który może spowodować, że Sąd Najwyższy uchyli prawomocne orzeczenie w przypadku, gdy wyrok obarczony jest rażącym naruszeniem prawa. Gwarancją oskarżonego jest jednak to, że kasacja na jego niekorzyść nie może zostać wniesiona później niż 6 miesięcy od daty wydania prawomocnego wyroku.

Innym narzędziem umożliwiającym wznowienie spraw zakończonych jest instytucja wznowienia postępowania. Postępowania zakończone prawomocnymi orzeczeniami mogą zostać wznowione w sytuacjach, gdy w związku z postępowaniem, w wyniku którego zostało wydane prawomocne orzeczenie, dopuszczono się przestępstwa, które mogło mieć wpływ na treść orzeczenia. A także wówczas, gdy po wydaniu orzeczenia ujawniają się nowe fakty i dowody wskazujące na to, że skazany nie popełnił przypisanego mu czynu, lub gdy czyn jego nie stanowił przestępstwa, lub nie podlegał karze albo skazano go za przestępstwo zagrożone karą surowszą.

Wyrok

Józef K. postanawia zrezygnować z usług adwokata.

– Przyszedłem powiedzieć – oznajmia mu – że z dniem dzisiejszym biorę obronę na siebie. Uważam, że należy podjąć bardziej zdecydowane działania niż podjęte do tej pory.

– Cierpliwości.

– Ta sprawa mnie przytłacza i zatruwa mi życie.

Po rozstaniu się z prawnikiem Józef K. udaje się do katedry.

Józefie K., jesteś oskarżony – woła do niego z ambony ksiądz. – Wiesz, że twoja sprawa idzie źle?

– Takie mam wrażenie.

Przeczucie nie myli Józefa K. Wkrótce przychodzą po niego strażnicy i prowadzą go do kamieniołomów, gdzie odbywa się egzekucja.

– Jak psa – podsumowuje Józef K., konając.

Przesłanie filmu nie jest optymistyczne. Przed sprawiedliwością, która rzadko jest sprawiedliwa, nie ma ucieczki. Kto raz wpadnie w tryby machiny sprawiedliwości, nie ma szans, aby się z nich wydostać. Starałem się dostrzec coś optymistycznego w tej historii, ale autor nie zostawił dużego marginesu. Jednak spróbuję. Jak wiadomo, Józef K. wszelkimi sposobami próbował wpłynąć na sąd, odwołując się do koneksji i obietnic korzyści. Nie udało mu się, co by wskazywało że sprawiedliwość jest konsekwentna, nieprzekupna i w równym stopniu dotyka wszystkich.


1. Tekst jedn.: Dz. U. z 2015 r. poz. 133 ze zm.