Prawo w filmie

Sędzia

Tekst pochodzi z numeru: 05 (161) maj 2015

Adw. Jacek Dubois

Proces nie idzie po myśli oskarżyciela i wszystko wskazuje na to, że oskarżony zostanie uniewinniony. Prokurator jest wkurzony, zarzuca adwokatowi stosowanie prawniczych sztuczek, które mają doprowadzić do tego, że przestępca uniknie odpowiedzialności. Adwokat to Hank Palmer, gwiazda chicagowskiej palestry. Rozmowa odbywa się w toalecie.

– Spójrz na mnie – krzyczy rozsierdzony prokurator.

Obrońca obraca się w jego stronę. Pech w tym, że jest w trakcie załatwiania potrzeby fizjologicznej. Mocz ląduje na spodniach prokuratora.

To pierwsza scena z filmu Davida Dobkina „Sędzia”, a zarazem początek sporu pomiędzy obrońcą i oskarżycielem.

Sąd wszechwiedzący

– Jesteś zblazowanym prawnikiem, który ma w dupie prawo – oskarża adwokata prokurator.

– Szanuję prawo, ale nie padam przed nim na kolana – ripostuje adwokat. Jeśli stan Illinois nie potrafi dowieść mojemu klientowi winy, pretensje możesz mieć tylko do siebie.

Opisana kłótnia dwóch amerykańskich prawników jest wyśmienitą ilustracją do zmiany w procedurze karnej, która do polskiego prawa zostanie wprowadzona w lipcu tego roku. Prokurator zdaje się być zwolennikiem wynikającej z obecnie obowiązującego w Polsce kodeksu zasady, zgodnie z którą przepisy postępowania karnego mają na celu takie ukształtowanie postępowania karnego, by sprawca przestępstwa został wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności karnej, zaś osoba niewinna takiej odpowiedzialności nie poniosła. Odwołuje się ona do ideału sprawiedliwości, w którym sąd jest wszechwiedzący, zawsze potrafi odróżnić winnego od niewinnego i wydać wyrok skazujący wobec osób winnych i uniewinniający wobec tych, którzy nie popełnili przestępstwa.

W rzeczywistości nie jest to jednak takie proste. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jedyny dowód winy oskarżonego uzyskano w wyniku przesłuchania świadka będącego pod wpływem alkoholu. Świadek przesłuchany ponownie po wytrzeźwieniu twierdzi, że nic już nie pamięta. Sąd, zakładając, że w czasie pierwszego przesłuchania powiedział on prawdę, ma świadomość, iż oskarżony jest winny, jednak dowodu takiego nie może wykorzystać do udowodnienia mu winny. Zgodnie bowiem z procedurą zeznania złożone w warunkach wyłączających swobodę wypowiedzi nie mogą stanowić dowodu.

Podobna sytuacja miałaby miejsce, gdyby podejrzany wskutek użycia wobec niego przemocy przez funkcjonariuszy złożył zeznania obciążające wspólników. Również taki dowód, mimo że ujawniałby rzeczywisty przebieg wydarzeń, byłby bezwartościowy. Niedopuszczalne bowiem jest wpływanie na wypowiedzi osoby przesłuchiwanej za pomocą przymusu lub groźby bezprawnej, a zdobyte w ten sposób zeznania nie mogą stanowić dowodu w sprawie.

W obu opisanych przypadkach sąd, wiedząc, kto jest winny popełnienia czynu zabronionego, nie może zrealizować zasady, według której osoba winna ponosi odpowiedzialność karną, bo uniemożliwiają to zasady procedury karnej. Są zatem sytuacje, gdy reguły procedury karnej, będące gwarantem sprawiedliwego procesu i realizacji prawa do obrony, uniemożliwiają sądowi skazanie oskarżonego, nawet jeśli istotnie jest winny. W konsekwencji dochodzi do paradoksu – przestrzeganie gwarancji prawnych uniemożliwia wydanie wyroku skazującego sprawcę. Wyrok uniewinniający wydany w takich okolicznościach byłby nadal sprawiedliwy, bowiem według obowiązujących reguł niemożliwe jest dowiedzenie winy oskarżonego, a skoro tak – musi on zostać uznany przez sąd za niewinnego.

Może się również zdarzyć sytuacja, gdy osobie winnej nie zostanie dowiedziona wina na skutek zaniedbania oskarżyciela, który nie wniesie o przeprowadzenie przed sądem stosownych dowodów. Dostrzegając zatem, że osoba winna nie zawsze może ponieść karę, ustawodawca wprowadził zmianę, nadając wspomnianej regule nowe brzmienie, zgodnie z którym przepisy Kodeksu postępowania karnego mają na celu takie ukształtowanie postępowania, aby osoba, której nie udowodniono winy, nie poniosła tej odpowiedzialności. W konsekwencji w tak zdefiniowanej zasadzie ustawodawca przyznaje, że osobą niewinną jest ten, komu ze względu na niewystraczające dowody bądź zakazy dowodowe lub inne ograniczenia proceduralne nie można dowieść winy.

Zatem w filmowym sporze prokurator stoi na stanowisku, że osoba, która popełniła przestępstwo, powinna ponieść karę, nawet jeśli jej winy nie można dowieść zgodnie z obowiązującym prawem. Z pozoru piękne założenie, trudniej jednak taką tezę logicznie udowodnić.

Żeby mieć pewność, że ktoś jest winny, winę trzeba mu dowieść w sposób bezsporny. Jeśli wina jest bezsporna, to znaczy, że można jej dowieść zgodnie z obowiązującymi regułami postępowania.

Gdy dowodem są zeznania pijanego świadka, nie można bezspornie rozstrzygnąć, jaki wpływ miał na niego alkohol, a w konsekwencji czy jego zeznania odpowiadają prawdzie. Załóżmy, że dowód został zdobyty nielegalnie i nie można go użyć w procesie – zawsze wówczas istnieje wątpliwość, czy jest wiarygodny. Kto takie wątpliwości może usuwać? Jedynie sąd w oparciu o zasady procedury. Jeśli to niemożliwe, należy przyjąć, że wina budzi wątpliwości i zgodnie z zasadą domniemania niewinności trzeba oskarżonego uniewinnić. Poglądy wygłaszane przez filmowego prokuratora są zatem utopijne. W trakcie rozmowy adwokat zachowuje się cynicznie, ale to on ma rację. Winę oskarżonemu trzeba dowieść, jeśli zaś prokurator nie potrafi tego dokonać, może mieć pretensje tylko do siebie, bo albo źle ocenił materiał dowodowy, decydując się na wniesienie aktu oskarżenia, albo niewłaściwie poprowadził proces.

Dobra opinia

Prokurator, zdając sobie sprawę, że nie ma racji, próbuje podważyć prawość adwokata. Pyta, czy może spać spokojnie, wiedząc, że broni winnych. Ripostując, Hank mógłby się odwołać do argumentu, że oskarżonemu należy się sprawiedliwy proces, a adwokat właśnie to gwarantuje, lub spytać, na czym prokurator opiera pewność, że jego klient jest winny, skoro nie została mu udowodniona wina. Taka odpowiedź byłaby jednak nie w jego stylu.

– Chcesz wiedzieć, czy śpię spokojnie? – pyta. – Owszem, na wypasionym materacu. Mam ferrari i kochającą żonę z tyłkiem jak młoda siatkarka.

– Jakie to uczucie, Hank, mieć świadomość, że twoi klienci są winni? – podejmuje kolejną próbę ataku prokurator.

– Nie narzekam. Niewinnych na mnie nie stać. Martw się o dowody.

Hank nie próbuje nawiązać poważnej dyskusji. Doprowadza do tego, że prokurator wychodzi, trzaskając drzwiami.

Przenieśmy się wraz z bohaterami na salę sądową.

– Mówiłeś, że nie będzie procesu. Po to cię wynająłem – klient Hanka jest niezadowolony, bo musi stawać przed sądem.

– Bzdura – odpowiada mu obrońca. – Wynająłeś mnie, bo obaj wiemy, że w więzieniu marnie byś skończył. Przestań mnie pouczać. Czy ja ci mówię, jak robić przekręty? Jak nie finansować leczenia śmiertelnie chorych albo zdefraudować sto czterdzieści milionów? Nie! To twoja działka.

Po takich wypowiedziach jasne jest, że obrońca nie ma szansy zostać ulubieńcem publiczności.Hank jest mocno przerysowany. Nie wyobrażam sobie adwokata prowadzącego taką rozmowę z prokuratorem albo klientem. Dobra opinia to nasz największy zawodowy atut. Żaden prawnik przy zdrowych zmysłach nie chciałby jej tracić w sposób tak bezsensowny. Postać Palmera to zatem zabieg reżyserski polegający na pokazaniu negatywnego bohatera, który w trakcie filmu przechodzi cudowną przemianę.

Rzeczywiście Hank nie mówi swojemu klientowi, jak robić przekręty. I ma rację. To podstawowa zasada adwokackiego fachu. Zadaniem adwokata jest bronienie klienta, który w przeszłości postąpił niezgodnie z prawem. Może również udzielać porad prawnych dotyczących przedsięwzięć planowanych przez klienta, żeby wiedział, jakie rozwiązania będą dla niego najlepsze i zgodne z prawem. Adwokat nie może natomiast współdziałać z klientem planującym przestępstwo. Wówczas bowiem z prawnika zmieniłby się we wspólnika, pomocnika lub podżegacza.

Skutek uboczny kariery

Niestety nie możemy dalej śledzić filmowego procesu, bo Hank dowiaduje się, że umarła jego matka. Rozprawa zostaje odroczona, a adwokat szykuje się do podróży na jej pogrzeb i do rodzinnego domu, w którym nie był od wielu lat. Przy okazji dowiadujemy się, że jego życie nie wygląda tak różowo, jak przedstawiał to w rozmowie z prokuratorem. Jego żona jest rzeczywiście piękną kobietą, kłopot jednak w tym, że zdradziła go z instruktorem fitnessu. Obecnie, czekając na rozwód, walczą o opiekę nad córką. Problemy rodzinne często towarzyszą osobom robiącym karierę, można powiedzieć, że są jej skutkiem ubocznym. Harmonijne życie rodzinne trudno pogodzić z ambicją bycia najlepszym w jakiejś dziedzinie.

Pobyt w mieście rodzinnym Hank rozpoczyna od wizyty w sądzie – stąd ma najwięcej wspomnień z dzieciństwa. Jednocześnie to właśnie na sali sądowej doszło do dramatycznego konfliktu między nim a jego ojcem, sędzią. Gdy jako siedemnastolatek pod wpływem narkotyków spowodował wypadek, jego ojciec doprowadził do tego, że chłopca umieszczono w domu poprawczym. Hank nigdy mu tego nie wybaczył i od tamtego czasu nie odwiedzał rodzinnego domu. Teraz, po latach, doszło do spotkania, ale relacje ojca i syna są więcej niż oficjalne.

Hank uważnie obserwuje ojca na sali sądowej. Usłyszawszy, że sędzia nie może sobie przypomnieć imienia strażnika sądowego, dochodzi do wniosku, że powodem jest nadużywanie alkoholu. Zwraca na to uwagę bratu. Po pogrzebie idzie z braćmi do pubu, a ich ojciec wyrusza po zakupy.

Następnego dnia, siedząc już w samolocie, Hank odbiera telefon od brata. Dowiaduje się, że ojciec uczestniczył w wypadku, w którym zginął pieszy. Potrzebuje adwokata. Wraca przekonany, że po pogrzebie ojciec pił i dlatego spowodował wypadek.

Pomysł, żeby to Hank został obrońcą ojca, nie wydaje się najlepszy. Siłą adwokata, poza jego wiedzą, jest obiektywizm i dystans do klienta i sprawy. Broniąc osoby bliskiej, angażuje się emocjonalnie, co powoduje, że jego emocje mogą przejąć władzę nad rozumem, a w konsekwencji nad profesjonalizmem. Dlatego adwokaci powinni unikać przyjmowania spraw osób bliskich. Hank decyduje się jednak pomóc ojcu. Odnajduje go na posterunku policji, gdzie sędzia, popijając kawę, dyskutuje z funkcjonariuszami. Policjanci pytają, czy to on prowadził samochód.

Dostarczenie dowodów swojej winy

– Nic nie mów – przystępuje do działania Hank. – To oni muszą ci udowodnić, że prowadziłeś.

Adwokat ma rację. Nikt nie jest zobowiązany dostarczać dowodów na swoją niekorzyść, to rolą prokuratora jest udowodnienie winy podejrzanemu. Zgodnie z przepisami procedury podejrzany, czyli osoba, której postawiono zarzuty, ma prawo milczeć lub składać wyjaśnienia – wybór należy do niej. Odmowa składania wyjaśnień nie może być potraktowana jako okoliczność obciążająca. Jeśli nawet w swoich wyjaśnieniach podejrzany zezna nieprawdę, nie może być za to pociągnięty do odpowiedzialności karnej, bo ma prawo się bronić.

Nieco inaczej wygląda sytuacja prawna świadka, który nie ma prawa odmówić składania zeznań. Może jednak odmówić odpowiedzi na pytania, które mogą jego lub jego bliskich narazić na odpowiedzialność karną. Świadek, w przeciwieństwie do podejrzanego, ponosi odpowiedzialność karną za składanie fałszywych zeznań. Przyjmuje się jednak, że samo prawo odmowy odpowiedzi na pytania jest zbyt małą gwarancją procesową. Jeżeli świadek, będąc winnym popełnienia przestępstwa, odmówi odpowiedzi na pytanie, sugeruje, że odpowiedź mogłaby go narazić na odpowiedzialność karną. Wprawdzie nie dostarcza dowodu na swoją niekorzyść, jednak daje sygnał osobom prowadzącym postępowanie, że jest winien. W konsekwencji działa na swoją niekorzyść. W związku z tym w orzecznictwie przyjmuje się, że nie popełnia przestępstwa składania fałszywych zeznań świadek, który – w celu uniknięcia odpowiedzialności – zeznaje nieprawdę, o ile dotyczy to popełnionego przez niego czynu zabronionego. Dlatego gdy osobie, która wcześniej była przesłuchiwana w charakterze świadka, na dalszym etapie postępowania zostaną postawione zarzuty, to, co zeznała jako świadek, nie może być uznane za materiał dowodowy.

Z tego właśnie powodu Hank radzi ojcu, by nie potwierdzał, że to on prowadził samochód. Będzie musiał dowieść tego prokurator, jeśli zdecyduje się oskarżyć sędziego.

Niepomny na rady syna sędzia oświadcza, że poprzedniego dnia po pogrzebie pojechał samochodem po zakupy.

– Pogrążasz się – komentuje Hank, widząc, że utracił jedną z koncepcji obrony.

Podchodzi do sędziego i zabiera stojący przed nim kubek.

– Poicie go kawą, żeby bezprawnie zdobyć próbkę jego moczu – zarzuca policjantom, przekonany, że policja chce udowodnić ojcu prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu.

W polskim prawie odmienne są obowiązki podejrzanego i świadka w kwestii poddania się badaniom. Oskarżony, choć nie ma obowiązku dowodzenia swojej niewinności bądź dostarczania dowodów swojej winy, jest jednak obowiązany poddać się oględzinom zewnętrznym ciała oraz innym badaniom niepołączonym z naruszeniem integralności ciała. Wolno także od podejrzanego pobrać odciski, fotografować go oraz okazać w celach rozpoznawczych innym osobom. Inaczej wygląda to, jeśli chodzi o świadka, którego dla celów dowodowych można poddać oględzinom ciała i badaniu lekarskiemu lub psychologicznemu tylko za jego zgodą. Od tej zasady istnieją wyjątki. Od osoby podejrzanej, czyli tej, której jeszcze nie przedstawiono zarzutów, można pobrać krew, włosy, wymazy ze śluzówki lub inne wydzieliny organizmu. Również w celu ograniczenia osób podejrzanych lub ustalenia wartości dowodowej ujawnionych śladów można pobrać odciski palców, wymazy ze śluzówki, włosy, ślinę, próbę pisma, zapach, wykonać fotografie albo dokonać rejestracji głosu. Zatem Hank, bazując na tym, że ojcu na razie nie przedstawiono zarzutu, chce uniemożliwić zabezpieczenie dowodów, które mogłyby świadczyć, że ten pił alkohol. Za kilka godzin, gdy z organizmu wydalą się ewentualne ślady alkoholu, nie będzie już można tego dowieść.

Po wyjściu z komisariatu Hank pyta ojca, co się stało.

– Nie pamiętam – odpowiada sędzia.

– Bo się uchlałeś?

– Nie, nie piję od dwudziestu ośmiu lat. Po prostu nie pamiętam, żebym kogoś potrącił.

Hank nie wierzy mu. Mimo to instruuje go, że gdy zostanie o to spytany, ma z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nie pił.

W tym miejscu nadużywa uprawnień obrońcy. Adwokat uprawniony jest do udzielania klientowi wszelkich informacji co do obowiązującego prawa, analizowania z nim konsekwencji procesowych wywołanych przez określone zachowania, jednak nie może namawiać go do zeznawania nieprawdy. Decyzję co do swoich zachowań procesowych klient powinien podjąć sam, opierając się na udzielonej mu poradzie.

– Jeśli kogoś potrąciłeś, widocznie wlazł ci pod koła – podpowiada obrońca. – Wytrzeźwiej i przećwicz tę wersję.

Zabójstwo nieumyślne

Kilka godzin później okazuje się, że na samochodzie sędziego znaleziono ślady krwi ofiary. Policjant pociesza go, że to nieumyślne zabójstwo.

– Jesteś jasnowidzem? – denerwuje się na stróża prawa Hank.

W prawie polskim nie istnieje pojęcie zabójstwa nieumyślnego. Jego odpowiednikiem jestnieumyślne spowodowanie śmierci. Jeśli natomiast do śmierci dojdzie w wyniku wypadku komunikacyjnego, sprawca odpowiada za spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Gdyby jednak sprawca spowodował wypadek umyślnie, a przynajmniej godząc się na to, że ofiara może ponieść śmierć, odpowiada jak za zabójstwo.

W sprawie sędziego pojawiają się nowe okoliczności. Ofiarą jest Mark Blackwell, który był sądzony przez sędziego za próbę zabicia swojej narzeczonej. Przyszedł do jej domu pijany ze strzelbą i zaczął strzelać. W sądzie płakał jak dziecko i przekonywał, że nie chciał jej zabić. Sędzia uwierzył i skazał go na najniższą możliwą karę – 30 dni aresztu. Po wyjściu mężczyzna poszedł prosto do dziewczyny i utopił ją w zbiorniku retencyjnym. Tym razem sędzia skazał go na 25 lat pozbawienia wolności, a sprawa ta była jego największą porażką zawodową. Blackwellwyszedł z więzienia przed miesiącem i teraz został śmiertelnie potrącony przez sędziego. Czy zatem rzeczywiście był to wypadek?

– Mamy ucieczkę z miejsca zdarzenia i motyw – ocenia sytuację Hank. – Jeśli nie zaczniesz się bronić, skażą cię w pięć minut.

– Jeśli krew jest Blackwella, musiałem go potrącić. Niestety nic nie pamiętam – podtrzymuje swoją wersję sędzia.

– Przy zabójstwie twierdzenie, że nic się nie pamięta, na niewiele się zda – realnie ocenia sytuację Hank. – Musimy opracować linię obrony i uciąć sprawie łeb na przesłuchaniu wstępnym.

Przesłuchanie wstępne

Instytucja przesłuchania wstępnego nie jest znana w prawie polskim. Amerykański sąd po zapoznaniu się z dowodami podejmuje decyzję, czy są one wystarczające, by podejrzany stanął przed ławą przysięgłych. W polskim prawie obowiązuje zasada skargowości. Prokurator podejmuje decyzję, czy sporządzi i wniesie do sądu akt oskarżenia, a sąd jest obowiązany taką sprawę rozpoznać. Słabością polskiego systemu jest to, że nikt poza prokuratorem prowadzącym sprawę nie kontroluje jakości aktu oskarżenia. W konsekwencji przed sądem może zostać postawiona osoba, przeciwko której nie ma przekonujących dowodów winy.

Sędzia staje się podejrzanym, zatem policjanci mogą już utrwalić jego wizerunek i pobrać odciski palców. Po wyjściu z komisariatu podejmuje decyzję, że to nie syn będzie go reprezentował przed sądem.

– To był wypadek. Dowiedzie tego każdy uczciwy adwokat, a najuczciwsi są miejscowi. Właśnie takiego wynająłem – informuje syna.

Po sprawdzeniu kompetencji lokalnego uczciwego adwokata Hank jest pełen najgorszych obaw. Mecenasa bardziej interesuje meblarstwo niż prawo. Przed ławą przysięgłych bronił raz, nie odniósł jednak sukcesu.

– Będę walczył walecznie jak borsuk – zapewnia prawnik, ale to porównanie nie uspokaja Hanka.

Na przesłuchaniu wstępnym jego obawy się potwierdzają. Wobec profesjonalisty prokuratora obrońca, któremu brak doświadczenia, jest bezradny. Oto próbka jego umiejętności podczas przesłuchania policjanta:

– Co pan zrobił po przybyciu na miejsce? – pyta adwokat.

– Podszedłem do ofiary.

– Czy zaoferował pan jej pomoc?

– Ten człowiek był martwy, synu.

Nie przekonuje mnie ten wątek. Żaden sędzia z takim doświadczeniem nie zdecydowałby się zatrudnić obrońcy nieposiadającego kompetencji. Nic dziwnego, że Hank nie może spokojnie usiedzieć na ławie dla publiczności i stara się podpowiadać adwokatowi.

– Siadać i milczeć – przywołuje go do porządku sędzia prowadzący proces.

Podczas przesłuchania pracownika sklepu, w którym przed wypadkiem byli i oskarżony, i ofiara, prokurator pyta, czy doszło miedzy nimi do kontaktu wzrokowego.

– Sprzeciw – podpowiada Hank. – Kontaktu wzrokowego nie da się udowodnić.

Sędzia prowadzący usuwa go z sali rozpraw. Po zakończeniu przesłuchania uznaje, że istnieją przesłanki do wszczęcia procesu o zabójstwo.

Pierwsza batalia

Pierwsza batalia zostaje przegrana i po namyśle oskarżony podejmuje decyzję, żeby w procesie przed ławą przysięgłych reprezentował go Hank. Tłumaczy synowi, że ma luki w pamięci i naprawdę nie wie, co się stało.

– I tego się trzymajmy – podsumowuje Hank.

Jednak sędzia nie powiedział jeszcze wszystkiego. Okazuje się, że od ponad roku choruje na zaawansowaną chorobę nowotworową. Zaburzenia pamięci powstały po chemioterapii. Nie zgadza się jednak na ujawnienie tego w sądzie, bo wówczas wszystkie procesy, które prowadził w ciągu ostatniego roku, musiałyby zostać powtórzone. Straciłby reputację.

Hank od lekarza dowiaduje się, że chemioterapia może skutkować zanikami pamięci, demencją czy omamami. Doktor oświadcza jednak, że nie złoży w tej sprawie zeznań w sądzie, bo pacjent sobie tego nie życzy.

– Jeśli zaciągnę cię na salę sądową, wycisnę ci z dupy całą prawdę. Wtedy przekonasz się, jaki ze mnie drań – obiecuje mu Hank.

I słusznie – zadaniem obrońcy jest zdobycie informacji niezbędnych do obrony klienta. Świadkowie natomiast często nie chcą mówić prawdy. Dlatego, gdy to konieczne, adwokat wszelkimi metodami dozwolonymi przez prawo musi z nich prawdę wydobyć. Jeśli zostanie przy tym uznany za drania – trudno. Taka opinia z ust niechcącego zeznawać świadka na ogół świadczy, że obrońca wykonał dobrze swoją pracę.

Przed rozpoczęciem procesu strony przystępują do wyboru ławników. To instytucja nieznana polskiej procedurze. Spośród wylosowanych kandydatów strony po zadaniu im pytań eliminują tych, na których się nie zgadzają. Następnie ustalony zostaje skład ławy. Pomiędzy oskarżonym sędzią i jego obrońcą pojawia się spór o to, jaki typ ławnika jest dla nich idealny. Sędzia jest zdania, że powinna to być osoba inteligentna, która rozumie polecenia i trafnie interpretuje dowody.

– Bzdura – ripostuje Hank. – Zależy nam na niedorajdach, którym zdołam wszystko wmówić. Ludziach, którzy widzieli wielką stopę albo nie wierzą w lądowanie na Księżycu. To idealni kandydaci.

Mecenas przystępuje do działania. Pyta, którzy z kandydatów mają na samochodach naklejki, a następnie szczegółowo wypytuje o ich treść. W ten sposób zostaje wybrana idealna, jego zdaniem, ława.

W trakcie procesu między podejrzanym a jego obrońcą dochodzi do sporu co do linii obrony. Adwokat uważa, że jest w stanie wzbudzić w ławie przysięgłych wątpliwości co do winy swojego klienta. Nie ma świadków, więc prokurator niczego nie udowodni. Natomiast jego ojciec twierdzi, że milczą tylko osoby winne, i chce składać wyjaśnienia. Równocześnie zabrania obrońcy poruszania w trakcie obrony wątku jego choroby. Twierdzi, że jest człowiekiem odpowiedzialnym, a gdyby wyszło na jaw, że po chemioterapii ma zaniki pamięci, jego czterdziestodwuletnia kariera zawodowa ległaby w gruzach.

W końcu stawia na swoim i zasiada na krześle dla świadków. Po serii pytań adwokata ława przysięgłych jest po stronie oskarżonego. Przychodzi czas na pytania prokuratora, któremu niewiele udaje się wskórać. Jednak na ostatnie pytanie oskarżony odpowiada, że nic z tamtego zdarzenia nie pamięta, dlatego nie może powiedzieć, czy zabił pokrzywdzonego z premedytacją. Gdy prokurator wraca już na miejsce, dodaje, że prokurator źle go zrozumiał, bo on nie pamięta, żeby potrącił ofiarę, co nie wyklucza, że to zrobił. Widząc swoją szansę, prokurator, mimo protestów obrońcy, powraca do zadawania pytań.

– Sądzi pan, że zabił go z premedytacją?

– Spekulacja, proszę o wykreślenie – protestuje obrońca.

– Tak – odpowiada sędzia. – Mogłem tak zrobić, ale tego nie pamiętam.

Po triumfalnym powrocie prokuratora na miejsce adwokat powraca do zadawania pytań.

– Dlaczego pan nic nie pamięta?

– Bo właśnie zmarła moja żona – sędzia nie podaje sądowi prawdziwej przyczyny.

– Czy jest pan w trakcie leczenia? – Hank zadaje pytanie wprost.

– Doigrałeś się! – krzyczy na syna sędzia. – Chcę zmienić adwokata.

– Ma pan prawo zmienić adwokata po zakończeniu zeznań – instruuje go sędzia prowadzący proces.

Chcąc nie chcąc, oskarżony musi opowiedzieć o swojej chorobie.

W sprawie doszło zatem do ewidentnego konfliktu pomiędzy oskarżonym i jego obrońcą dotyczącego linii obrony. Zgodnie z zasadami procedury oskarżony ma prawo milczeć i czekać, by to prokurator dowiódł mu winy. Obrońca natomiast jest obowiązany w interesie swojego klienta podejmować wszelkie działania przewidziane prawem. W tej sprawie stan zdrowia oskarżonego jest kluczowy dla obrony i kwestia ta powinna być przez niego podniesiona. Nie powołując się na tę okoliczność, adwokat nie wypełniłby właściwie swoich obowiązków zawodowych. Co zrobić jednak w sytuacji, gdy klient sobie tego stanowczo nie życzy?

W przypadku rozbieżności co do sposobu obrony klient powinien wypowiedzieć obrońcy pełnomocnictwo. Niewiele to jednak zmieni, bo na kolejnym obrońcy również będzie ciążył obowiązek podniesienia tego argumentu. W prawie polskim klient może w każdej chwili wypowiedzieć obrońcy pełnomocnictwo, nie musi czekać do zakończenia przesłuchania.

Jeśli jednak sąd nakazał Hankowi prowadzić przesłuchanie, oznaczało to, że musiał on podnieść argumenty na korzyść klienta, nawet wbrew jego woli. Po przesłuchaniu oskarżonego przysięgli udają się na naradę. To tylko filmowy manewr, bo w rzeczywistości teraz powinni zostać powołani biegli psychiatrzy w celu stwierdzenia, czy oskarżony ze względu na swój stan psychiczny miał możliwość rozpoznania znaczenia swojego czynu i pokierowania swoim postępowaniem, a także określenia, w jaki sposób choroba oraz sposób jej leczenia wpłynęły na jego stan zdrowia.

By nie psuć Państwu przyjemności oglądania filmu, nie zdradzę, jakie zapadło w sprawie orzeczenie. Finał pokazuje, że bronienie ojca przez syna może sprzyjać odnowieniu więzi rodzinnych. Z punktu widzenia procesowego nie wydaje się jednak, żeby był to najlepszy pomysł. Siłą adwokata jest, że osobiste emocje nie wpływają na racjonalność podejmowanych przez niego decyzji.


* Wspólnik w kancelarii adwokackiej Pociej, Dubois i Wspólnicy Sp. j., autor książek, felietonów, słuchowisk radiowych. Zastępca przewodniczącego Trybunału Stanu.