Artykuły

Problematyka pojęcia czynu zabronionego w prawie karnym – wprowadzenie

Tekst pochodzi z numeru: 4 (142) kwiecień 2013

Szymon Kulmaczewski

„Wybitny polski karnista”1 prof. J. Makarewicz stwierdził: „Ustawa karna czy karne prawo zwyczajowe grupy jest jakby jej negatywem fotograficznym malującym dla historyka czy socyologa w sposób jasny stan współczesnej cywilizacyi, budowę społeczną, potrzeby i ideały”2. Parafrazując tę myśl, wypada rzec, że takie jest prawo karne, jakie społeczeństwo, które je stanowi w drodze suwerennej decyzji.

Zgodnie z art. 1 § 1 KK odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia.

Z literalnego brzmienia przywołanej regulacji jednoznacznie wynika zainteresowanie się prawa karnego czynem określonym jako czyn zabroniony. W dalszych przepisach KK, a przede wszystkim w art. 115 § 1, znajduje się definicja użytego wcześniej zwrotu, przez który należy rozumieć zachowanie o znamionach określonych w ustawie karnej. Owo zachowanie uznane za społecznie niepożądane, wymagające penalizacji, definiuje się mianem przestępstwa. Wśród elementów przestępstwa czyn pełni rolę wiodącą pośród pozostałej reszty mającej charakter subsydiarny (przymiotnikowy). Dla wypełnienia ustawowej znamionowości – czyn człowieka, tj. osoby fizycznej, materializuje realizacja form stadialnych i zjawiskowych. Kolejno po sobie następujące ogniwa tego procesu doktryna określa terminem pochód przestępczy bądź też iter delicti lub iter criminis. Obrazuje ten stan rzeczy wykres, który dla potrzeb nauki w oparciu o KK z 1969 r. nakreślił J. Śliwowski3.

r1

W konkluzji do przywołanych argumentacji czyn – „funktor nazwotwórczy od argumentu nazwowego”4 – jest pojęciem prawnym i w języku prawniczym (mimo że jest pojęciem bardzo zbliżonym do potocznego) jest inaczej rozumiany niż w języku potocznym. Zachowanie człowieka, aby mogło być uznane za czyn w rozumieniu obecnego prawa karnego, musi być zewnętrznym zachowaniem się zależnym od woli człowieka – musi być sterowane jego wolą. Dlatego nie każde zachowanie się człowieka możemy nazwać czynem w rozumieniu prawnym. W szczególności nie będzie nim zachowanie się człowieka pod wpływem przymusu bezwzględnego (tzw. vis absoluta), któremu ten nie mógł się oprzeć, i wobec tego nie było ono sterowane jego wolą. Dodatkowo należy zwrócić uwagę, że sam czyn, nawet społecznie szkodliwy (np. alkoholizm), nie przesądza o odpowiedzialności. Nie mają na nią wpływu również zamiary człowieka w formie jego myśli i poglądów. Decydująca w tym względzie staje się ustawowa określoność, tj. objęcie czynu formalnym zakazem karnym w postaci dyspozycji i sankcji zawartej w normatywnej jednostce redakcyjnej tekstu prawnego. Instytucje prawa karnego określające wiek sprawcy, poczytalność, działanie w błędzie bądź w zakresie kontratypu na zasadach w nich określonych tę ustawowo stypizowaną bezprawność wykluczają.

Prawo karne jako koncepcja odpłaty za popełniony czyn stanowi jeden z filarów prawa karnego. Jak pisał I. Andrejew: „czyn zajmuje centralne miejsce w prawie karnym, a zwłaszcza w podstawowym dziale tego prawa traktującym o ogólnych zasadach odpowiedzialności karnej. Powiada się, że przestępstwo jest przede wszystkim czynem: tam, gdzie nie ma czynu, nie ma przestępstwa; brak czynu wyłącza rozważania, czy spełnione są takie warunki przestępstwa, jak bezprawna realizacja ustawowych znamion przestępstwa i wina sprawcy”5. Współcześnie nie wydaje się zasadne odstępować od tej zasady. Dolegliwość karna może być odpłatą za popełniony czyn, ale czy ma sięgać do usposobienia sprawcy lub kwalifikowania go do określonego typu sprawców? Odpowiednie do tego przełożenie ma aspekt winy w relacji do czynu, który zostanie przeze mnie omówiony w dalszej części rozważań.

W historycznym pochodzie formacji społeczno-politycznych prawo karne bywa zamiennie określane jako „miecz” lub „tarcza władzy”. Stanowi to pewną ostoję dla możliwych nadużyć ze strony państwa, stąd współcześnie nadal pozostaje aktualny postulat jego określoności. Doktrynalnie zaś tkwi tu dysonans między lexius, który nierzadko ugruntowany konstytucyjnie w mniejszym lub większym stopniu stanowi o odstępstwie od zasady państwa prawa. W płaszczyźnie moralnej warto postawić pytanie: Czy każda norma prawno-karna, wydana przez odpowiedni organ państwowy w odpowiedniej formie i w odpowiedni sposób jest rzeczywiście częścią systemu prawa i może być uznana za normę ius cogens? Osobiście uważam, że problematyka ta to jedno z wyzwań współczesności, jakie stoi przed prawem karnym jako gałęzią prawa. Moment przełomu, w którym obecnie żyjemy, gdzie porządek świata stale ulega ­przewartościowaniu i unieważnieniu (przemiany w Europie Środ­kowo-Wschodniej zapoczątkowane solidarnościowym ruchem, walka z terroryzmem czy wiosna ludów w krajach arabskich), to obecnie składowa w przedmiocie dyskusji o granicach relacji między lex ius. Na płaszczyźnie doktryny nie ukształtował się jeden powszechnie przyjęty wzór do rozstrzygania tego typu niezgodności. Zaproponowana przez prof. G. Radbrucha koncepcja ujęta paremią „lex iniustissima non est lex” (prawo nieprawne nie jest prawem)6, a bardziej powszechnie znana jako formuła Radbrucha, mimo swych aksjologicznie słusznych argumentacji w mojej opinii nie stanowi środka uniwersalnego, który by w sposób kompleksowy kładł gotowe rozwiązanie nasuwającym się dylematom. Twierdzę, że o koncepcji tej należy zawsze mówić w odpowiednim kontekście historycznym, odnoszącym się do tej epoki państwa niemieckiego, gdzie pozytywizm prawniczy III Rzeszy stanął do rozliczeń przed międzynarodową społecznością z powodu przegranej wojny. Okoliczność ta dowodzi, że dzieło Radbrucha sprawdza się dopiero w przypadkach skrajnych, kiedy nagle, jak w świetle paremii rebus sic stantibus7 zawartej w prawie traktatów, pojawia się potrzeba aplikacji nadzwyczajnych rozwiązań w obliczu nowej, ekstraorydynaryjnej sytuacji. Liczne procesy (norymberski, strzelców z muru berlińskiego, wypadków grudnia 1970 r., dyktatorów, autorów rebelii i przewrotów politycznych) stanowią jaskrawe przykłady ścierania się elementarnego poczucia sprawiedliwości i moralności odwołującego się do norm prawnonaturalnych z wyraźnie pozytywistyczną praktyką prawa. Pojawiający się problem kwalifikacji prawnych działań sprawców (Alberto Fujimori – Peru,Nicolae Ceausescu – Rumunia, Manuel Noriega – Panama, Saddam Husajn – Irak, Hosni Mubarak – Egipt) budzi niezmiennie kontrowersje i spory, począwszy od dogmatyków i teoretyków prawa, a na politykach i różnego rodzaju grupach sprzeciwu skończywszy. W III Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny nie odwołał się do formuły Radbrucha8, mimo że koncepcja ta jest szeroko znana i dyskutowana. Poza Niemcami brak jest bezpośrednich odwołań do niej w orzecznictwie sądowym (choć można znaleźć wyroki uzasadniane w podobny sposób). W Polsce opowiedziano się za pozytywistyczną koncepcją prawa prof. H.L.A. Harta – skazanie, ale na mocy przepisów wprowadzonych później, ex tunc w świetle tezy: prawo obowiązuje niezależnie od tego, czy spełnia jakieś kryteria ocenne9. Spowodowało to nieuchylenie systemu prawa uchwalonego w dobie PRL-u, mimo że było ono w wielu przypadkach niemoralne i niehumanitarne, jak choćby KK z 1969 r. w stosownych fragmentach. Zauważalna jest w tym miejscu pewna konsekwencja systemowa racjonalnego prawodawcy do tej z lat powojennych, której wyrazem pozostało utrzymanie w mocy KK z 1932 r. Argumentacje stojące za takim rozwiązaniem systemowym przedstawił Trybunał Konstytucyjny m.in. w sentencji swego orzeczenia z 26.9.1989 r., podnosząc: „Jedną z wartości pochodnych (obok takich jak sprawiedliwość społeczna, równość prawa, humanizm i demokratyzm prawa) […] jest wymóg społecznej stabilności praw gwarantowanych przez ustawy i związanego z nimi bezpieczeństwa obywateli”10. Konstatując treść rozważań, twierdzę, że norma prawnokarna ustanowiona w sposób doniosły prawnie jest normą bezwzględnie obowiązującą do tego momentu, kiedy trwa nieprzerwanie, będąc legitymizowana przez aparat państwowy, niezależnie od zakresu innych zdarzeń objętych klauzulą rebus sic stantibus. W tym miejscu chciałbym zauważyć, że dla teorii czynu przywołana argumentacja sankcjonuje jego uniwersalną i ponadczasową rolę pośród pozostałych elementów konstrukcji przestępstwa, które – obrazowo mówiąc – mają charakter względny. Zaproponowany przez J. Warylewskiego11 schemat relacji lex ius (prawa karnego i moralności) polaryzuje tło prowadzonego dyskursu.

r2

Współcześnie w zakresie analizowanej dogmatyki czynu, będącego – jak zdążyłem wykazać – zjawiskiem złożonym, postulowana w teorii prawa jego określoność nie zyskuje u ustawodawcy uznania sensu large. Tym samym da się postawić tezę, że faktycznie nie jest, jak chciałaby tego doktryna, zasadą prawa, lecz jedynie i co najwyżej jej postulatem. Złożoność tę poświadcza szersza analiza:

1) instytucji nieudolnego usiłowania,

2) przestępstwa abstrakcyjnego narażenia na niebezpieczeństwo dobra prawnego,

3) ustawowych znamion określających motywację sprawcy w kontekście popełnienia czynu zabronionego,

4) wymiaru kary, w szczególności wobec recydywistów,

5) umorzenia postępowania karnego, wynikającego zwłaszcza z zasady oportunizmu.

Co może stanowić przyczynę takiego stanu rzeczy? Wobec rosnącego znaczenia aspektów prewencji szczególnej, zarówno w teorii, jak i w praktyce, istotne w tym względzie staje się prawo karne sprawcy – „społecznie niebezpiecznej jednostki”12. W polskiej doktrynie prawa karnego gros osobistości13 rozpatrujących aspekty czynu prowadziło autorskie badania niepośrednio inspirowane nauką niemiecką z gruntu „trzech szkół”. Na obecnej płaszczyźnie rozważań uważam je za warte bliższego scharakteryzowania.

„Na przełomie XIX i XX wieku, pod wpływem dziewiętnastowiecznego przyrodoznawstwa wykształciła się kauzalna koncepcja czynu, nazywana też koncepcją naturalistyczną. Twórcami tej koncepcji byli F. v. LisztE. Beling, a do pewnego stopnia także G. Radbruch14. Według Liszta: „czynem jest fakt (Tatsache) polegający na ludzkiej woli, zmiana w świecie zewnętrznym mająca swoje źródło w ludzkiej dowolności (menschliche Willkür)”15. Szerzej nad określeniem czynu w swej definicji wypowiedział się E. Beling. Twierdził, że „czynem w przeciwieństwie do przypadku jest cielesne zachowanie się nacechowane dowolnością. (…) Dla stwierdzenia, że zachodzi czyn, wystarczy pewność, iż sprawca umyślnie czy też z rozmysłem (willentlich) stał się czynny, względnie pozostał bierny. To zaś, czego on chciał, jest dla czynu obojętne; treść woli ma znaczenie tylko dla kwestii winy”16. Jak wynika z powyższego, czyn ujęto jako zachowanie o znamionach czynności i bierności. Oba funkcjonujące obok siebie pojęcia były według tej koncepcji równoważne, ich znaczenie się pokrywało. Jak to stwierdził Liszt: „są to więc dwie podstawowe formy czynu, a tym samym przestępstwa”17. Jednak istoty szkoły naturalistyczno-kauzalnej doszukiwać się należy w innym aspekcie. Otóż „według klasycznego systemu prawa karnego wyrazem obiektywnej strony czynu – jako elementu przestępstwa – była ustawowa jego określoność (Typizität) oraz bezprawność (Rechtswirdigkeit), wyrazem zaś subiektywnej strony czynu – wina w ujęciu psychologicznym”18.

K. Buchała19 zaakcentował dwie podstawowe wady tego ujęcia. Po pierwsze stwierdził, że współczesna psychologia zakwestionowała twierdzenie, iż u podstaw każdego ruchu musi znajdować się impuls woli. Oceniając z kolei tezę mówiącą o tym, że zaniechanie wymaga impulsu woli w rozumieniu, jakie wola na gruncie tej koncepcji odegrała, dostrzegł wewnętrzną sprzeczność. Wiadomo przecież, że powinna być tu mowa o braku impulsu woli skierowanego na wykonanie określonej czynności. Jak zręcznie wyraził to W. Mącior – „nie da się winy nieumyślnej, a zwłaszcza nieświadomej winy nieumyślnej, sprowadzić do procesów czy też przeżyć psychicznych. W tym kontekście wystarczy powiedzieć, że fałszywym jest równanie, według którego wina to tyle, co psychiczny stosunek sprawcy do skutku”20. Teza ta doprowadziła dość szybko omawianą teorię do upadku. Według wspomnianego autora: „czyn powinno pojmować się nie w sposób czysto kauzalny, ale zgodnie z rzeczywistą jego naturą, czyli jako nierozerwalną całość elementów obiektywnych i subiektywnych”21.

W opozycji do naturalistyczno-kauzalnej koncepcji czynu wyrosło finalistyczne ujęcie tego zjawiska. Głównym przedstawicielem finalizmu był H. Welzel, a na gruncie polskim towarzyszą mu W. Mącior i A. Zębik. Według Welzla: „czyn ludzki jest wykonywaniem działalności celowej. Dlatego też czyn jest finalnym, a nie tylko kauzalnym zdarzeniem. Finalność albo celowość czynu polega na tym, że człowiek na podstawie swej wiedzy o przyczynowości potrafi przewidywać w pewnym zakresie możliwe następstwa swojej działalności i dlatego może stawiać sobie różne cele oraz planowo ukierunkowywać swoją działalność na osiągnięcie tych celów. (…) Finalność jest więc – mówiąc obrazowo – widząca, natomiast kauzalność ślepa”22. Według koncepcji finalistycznej Welzla kierowanie czynem przebiega dwustopniowo. Pierwszy ma charakter czysto wewnętrzny, „myślowy”: sprawca dokonuje czysto subiektywnego celu działania. W tym znaczeniu kryją się czynności planowe związane z drugim etapem działania. W tym drugim etapie to, co subiektywne, ulega obiektywizacji, czyli, krótko mówiąc, uzewnętrznieniu. Welzel nazywał tę czynność superdeterminacją.

Na powyższych założeniach finalizmu W. Mącior skonstruował własną definicję czynu w następującym brzmieniu: „czyn ludzki ma finalny, a nie tylko kauzalny charakter, a więc z tego, że jest on nierozerwalną syntezą strony obiektywnej i subiektywnej, dostatecznie jasno wynika, iż ustawowa istota czynu, czyli ustawowa jego określoność, obejmować musi zarówno obiektywne, jak i subiektywne składniki czynu, jeśli naturalnie stanowić ma realistyczny opis czynu zabronionego”23. Jednak pomimo tych pozytywnych aspektów również owa koncepcja z powodu głównych teoretycznych założeń ma wady. Ujęcie finalistyczne według K. Buchały prowadzi do „zasadniczego rozbratu między działaniem i zaniechaniem jako postaciami czynu, a w konsekwencji do »dwóch dogmatyk« przestępstw z działania i z zaniechania. Takiego traktowania zaniechania nie da się obronić w świetle współczesnej nauki psychologii. Nie da się również zaakceptować tezy, że każde zachowanie się jest celowe w sensie świadomie sterowanego przez wolę kształtowania rzeczywistości. (…) W głównej mierze finaliści nie rozróżniają także obiektywnego ukierunkowania określonej czynności na cel od ukierunkowania świadomego. Ruchy zautomatyzowane wykazują takie obiektywne ukierunkowanie, choć nie są uświadomione”24. Ze stanowiskiem kwestionującym finalistyczną koncepcję wystąpiła K. Daszkiewicz. Twierdzi, że „trudności związane z założeniem, że przestępstwem może być tylko »zachowanie się zdeterminowane przez świadomość i wolę sprawcy«, ujawniają się także wyraźnie, gdy szuka się podstaw odpowiedzialności karnej za przestępstwo popełnione w drodze tzw. czynności zautomatyzowanych. Problem czynności zautomatyzowanych zajmuje wiele miejsca we współczesnej psychologii. Nie ulega już wątpliwości, że czynności często przez człowieka powtarzane przekształcają się po wielokrotnym ich podejmowaniu w czynności wykonywane bez udziału świadomości. W drodze takich czynności mogą być popełniane także przestępstwa, i to nie tylko drobne”25. W związku z tym zarówno ta teza, jak i poprzednie wytykające niedociągnięcia konstrukcyjne w założeniach tej koncepcji ujęcia czynu unaoczniają jej niespójność.

Spróbujmy bliżej scharakteryzować trzecią szkołę, a mianowicie szkołę socjologiczną. W doktrynie niemieckiej głównymi prekursorami takiego spojrzenia na czyn byli W. Sauer, nieco później E. Mezger, a współcześnie H. Jescheck. Według pierwszego z nich: „czynem jest dowolne (willkürlich) zewnętrzne zachowanie się człowieka z tendencją do zresztą nieoczekiwanego społecznego faktu (sociale Tatsache). Czyn nie jest pojęciem wolnym od oceny, a więc neutralno-ocennym, ale pojęciem, którego treść ma charakter wartościujący”26.

Dalej poszedł Mezger, dodając, że „czyn jest pojęciem ocennym, ale mimo to najpierw należy mówić o samym czynie, a dopiero później o jego właściwościach, które wiążą się z jego oceną”27. W dalszych wywodach tego teoretyka doszukać się można jego zapatrywań na rozumienie aspektu działania i zaniechania. Twierdził, że oczywiste jest, iż „między działaniem a zaniechaniem zachodzi zasadnicza różnica, ale mimo tej różnicy widać możliwość objęcia tychże aksjomatów nadrzędnym pojęciem czynu”28. Głębsze rozważania nad tą problematyką podjął H. Jescheck. Uważał, że „obie te formy można jednak objąć jednolitym pojęciem czynu wtedy, gdy uda się ­znaleźć ­nadrzędny punkt widzenia o charakterze ocennym, który w sferze normatywnej połączy te elementy, których w sferze ontologicznej nie da się połączyć”29. W związku z powyższym stwierdził, że syntezy tych elementów trzeba szukać w relacji ludzkiego zachowania się do otoczenia. Jednocześnie zaznaczył, że „taki jest sens socjologicznego pojęcia czynu”, twierdząc, że „stosownie do tego czynem jest społecznie ważne (sozialerheblich) zachowanie się człowieka”30.

Na gruncie polskiej doktryny za głównego propagatora szkoły socjologicznej uznaje się J. Makarewicza, a współcześnie K. Buchałę. Ich poglądy na takie pojmowanie czynu są w głównej mierze tożsame. J. Makarewicz uzasadniał, że „między niemoralnym a karygodnym czynem nie ma zasadniczo różnicy, jak tylko, co do stopnia szkodliwości społecznej, co zewnętrznie znów uwidoczni się we większym lub mniejszym natężeniu społecznego oburzenia i społecznego potępienia”31. Dogłębna analiza przyczyn zachowań przestępczych w ujęciu socjologicznym znalazła odzwierciedlenie w pierwszej polskiej kodyfikacji prawa karnego – w KK z 1932 r. Jego główny referent, jakim był J. Makarewicz, przeniósł na grunt normatywny główne postulaty swej szkoły. Ustawa jako uwieńczenie myśli socjologicznej na przestrzeni burzliwych dziejów zachowała swą moc obowiązującą do 1.1.1970 r., czyli do wejścia w życie KK z 1969 r. Przywołana kodyfikacja nawiązywała do założeń swej poprzedniczki przede wszystkim w regulacjach dotyczących części ogólnej.

Po okresie obowiązywania wspomnianego kodeksu z próbą wprowadzenia na grunt normatywny niektórych założeń socjologicznego rozumienia czynu wystąpił K. Buchała, który kreślił ramy obecnego KK. Według tego autora: „ujęcie socjologiczne czynu należy do wartościującego, jest więc bliskie ujęciu jurydycznemu, jednak się z nim nie pokrywa”32. Przyczyny tego dysonansu doktryna, zarówno niemiecka, jak i polska, doszukuje się w rozumieniu „czynu” definiowanego jako „zachowanie społecznie doniosłe”33 bądź szerzej, tj. „społecznie doniosły, odpowiednio spójny fragment zewnętrznego zachowania się człowieka”34.

W. Mącior stwierdza, że takie określenie czynu jako „społecznie ważnego zachowania się człowieka sprowadza się w istocie do pewnej konwencji albo – jeśli kto woli – do dosyć ogólnikowego założenia, natomiast niewiele ma wspólnego z poprawną realną definicją czynu”35. W związku z tym wypada rzec, że każda z wyżej przedstawionych koncepcji obejmujących swym zakresem pojęcie czynu nie ma charakteru zupełnego.

Współcześnie konstrukcje teoretyczne, które odnoszą się do wspomnianego przedmiotu, mają charakter mieszany. W ich zasadniczej treści zawierają się elementy kilku szkół, będące swoistą kompozycją z dominacją jednych poglądów nad drugimi. Jak trafnie podnosi J. Warylewski: „Między tymi – różniącymi się – określeniami zachodzi stosunek krzyżowania. W konsekwencji każda definicja czynu jest arbitralna i nie poddaje się osądowi w kategoriach prawdy i fałszu”36. Czasem dochodziło też do rewizji tez na obrany temat. W. Wolter początkowo ujmował czyn czysto naturalistycznie, twierdząc, że ten jest „zewnętrznym zachowaniem się człowieka w postaci pewnego kompleksu ruchów fizycznych albo też pewnej »kierunkowej« bezczynności, o ile to zachowanie się jest zależne od procesów psychicznych (jest psychicznie zdeterminowane)”37. Z upływem czasu zarzucił to stanowisko, konstruując nowe i wywodząc, że „na czyn patrzeć trzeba z punktu widzenia humanistycznego, społecznego, jako na pewien warunkowy odruch społeczny na bodziec świata zewnętrznego, a nie jedynie z punktu widzenia mechanizmu działania tkanek w nerwach i ścięgnach”38. Inny autor39 twierdzi, że „czyn należy rozumieć jako zjawisko dynamiczne, polegające nie tylko na wytyczeniu celu, wyborze środków do tego celu wiodących, wreszcie zrealizowaniu go – jak to się często ujmuje modelowo i w uproszczeniu. Tak zwana realizacja celu jest bowiem złożonym i czasem długotrwałym procesem energetyczno-informacyjnym. (…) To proces oddziaływań wzajemnych między sprawcą a środowiskiem. W trakcie tego procesu, w miarę jak napływają kolejne informacje, może dochodzić do korygowania przez sprawcę sposobów osiągnięcia celu, zmiany tych sposobów na inne, a nawet częściowej czy całkowitej rezygnacji z samego celu”40. Autor w swej pracy rozpatrywał aspekt czynu wielorako. Z jego rozważań da się wysnuć konkluzję, że czyn jest pojęciem elastycznym. Jest tak różny, jak różne mogą być ludzkie zachowania. Przez czyn rozumie on nie tylko działanie, ale również zaniechanie, przy czym w sposobie ujęcia proporcji między tymi dwoma aksjomatami dostrzega co najmniej cztery różne stanowiska nauki41. Idąc za ontologiczną racjonalnością, P. Konieczniak postuluje de lege ferenda, aby art. 115. § 1 KK, dotyczący ustawowej definicji czynu zabronionego, przyjął następujące brzmienie: „§ 1. Czynem zabronionym jest działanie o znamionach określonych w ustawie karnej, chociażby nie stanowiło ono przestępstwa ze względu na brak winy. § 2. Przepisy ustawy karnej, w których mowa jest o czynie zabronionym, stosuje się odpowiednio do niewykonania czynu, do którego sprawca był prawnie zobowiązany (zaniechania). § 3. Za przestępstwo, do którego znamion należy skutek, odpowiada także ten, kto był prawnie zobowiązany do ochrony zagrożonego dobra prawnego, jeżeli należycie podjęte działanie zapobiegłoby skutkowi”42. Pojawia się zatem pytanie, czy uznać zgłoszony ex cathedra postulat. Wraz z utratą mocy obowiązującej art. 19 KK z 1932 r., który w stopniu cząstkowym porządkował tę kwestię, tj. „nie popełnia przestępstwa, kto dopuszcza się czynu (podkreślenie S.K.) pod wpływem przymusu fizycznego (vis absoluta – uwaga S.K.), któremu nie mógł się oprzeć”, brakuje racjonalnego względem ww. regulacji nawiązania. Jeśli „przestępstwem musi być czyn, przestępstwo bez czynu to contradictio in terminie”43 – to na tle KK z 1997 r. pożądane jest, aby ustawodawca zrezygnował z filozofii fałszywych równań, a swoją uwagę skupił na utylitarnych wartościach. W mojej opinii wartość taką wyraża jednolita sensu large ustawowa określoność czynu, którą zasadne jest bronić.

Szymon Kulmaczewski – autor jest absolwentem studiów prawniczych UAM w Poznaniu, menedżerem.

1   A. Zoll, Zollowie. Opowieść rodzinna, Wydawnictwo Literackie 2011, s. 267.

2   J. Makarewicz, Prawo karne ogólne, Kraków 1914, s. 1 i n.

3   J. Śliwowski, Prawo karne, Warszawa 1975, s. 234.

4   W. Patryas, Interpretacja karnistyczna. Studium metodologiczne, Poznań 1988, s. 10–11 oraz s. 70.

5   I. Andrejew, Podstawowe pojęcia nauki o przestępstwie, Warszawa 1988, s. 71.

6   G. Radbruch, Ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo, [w:] M. Szysz­kowska (red.), Zarys filozofii prawa, Białystok 2000, s. 256–266.

7   R. Bierzanek, J. Jakubowski, J. Symonides, Prawo międzynarodowe i stosunki międzynarodowe, Warszawa 1980, s. 114–115; R. Bierzanek, J. Symonides, Prawo międzynarodowe publiczne, Warszawa 2004, s. 99–100.

8   Orz. TK z 5.11.1986 r., U 5/86, OTK 1986, poz. 1; orz. TK z 30.11.1988 r., K. 1/88, OTK 1988, poz. 6.

9   H.L.A. Hart, Pojęcie prawa, tłum. J. Woleński, Warszawa 1998.

10 Orz. TK z 26.9.1989 r., K. 3/89, OTK 1989, poz. 5.

11 J. Warylewski, Prawo karne. Część ogólna, Warszawa 2005, s. 73.

12 M. Cieślak, Polskie prawo karne. Zarys systemowego ujęcia, Warszawa 1994, s. 34 oraz s. 249 i n.; J. Warylewski, op. cit., s. 87.

13 J. Makarewicz, W. Wolter, W. Macior, K. Buchała, G. Rejman, M. Cieślak, K. Dasz­kiewicz, P. Konieczniak.

14 W. Macior, Czyn ludzki i jego znaczenie w prawie karnym – zagadnienia podstawowe, Warszawa 1990, s. 17.

15 F. v. Liszt, Lehrbuch des deutschen Strafrechts, Berlin 1898, s. 116, cyt za: W. Macior, op. cit., s. 17.

16 E. Beling, Grundzuge des Strafrechts, Tubingen 1925, s. 20, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 17.

17 F. v. Liszt, op. cit., s. 116, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 18.

18 W. Macior, op. cit., s. 20.

19 K. Buchała, Prawo karne materialne, Warszawa 1980, s. 182 i n.

20 W. Macior, op. cit., s. 20.

21 Ibidem, s. 21.

22 H. Welzel, Das deutsche Strafrechts, Berlin 1965, s. 29, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 26.

23 W. Macior, op. cit., s. 27.

24 K. Buchała, op. cit., s. 184.

25 K. Daszkiewicz w opracowaniu zbiorowym: Z. Ziembiński, K. Daszkiewicz, S. Soł­tysiński, Trójgłos o prawniczym rozumieniu pojęcia czynu, Studia Praw­nicze 1971, z. 29, s. 32.

26 W. Sauer, Grundlagen des Strafrechts, Berlin–Leipzig 1921, s. 426, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 21 i n.

27 W. Macior, op. cit., s. 22.

28 Ibidem, s. 22.

29 H. Jescheck, Lehrbuch des Strafrechts, Berlin 1978, s. 177, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 23.

30 Ibidem, s.23.

31 J. Makarewicz, op. cit., s. 14.

32 K. Buchała, op. cit., s. 184.

33 K. Buchała, op. cit., s. 187; W. Świda, Prawo karne, Warszawa 1986, s. 119–120; A. Zębik, [w:]J. Waszczyński (red.), Prawo karne w zarysie – nauka o karze i innych środkach penalnych, Łódź 1983, s. 108; I. Andrzejew, Ustawowe znamiona czynu, Warszawa 1978, s. 137; H. Jescheck, op. cit., s. 199, cyt. za: W. Macior, op. cit., s. 24–25.

34 M. Cieślak, op. cit., s. 143.

35 W. Macior, op. cit., s. 26.

36 J. Warylewski, op. cit., s. 184.

37 W. Wolter, Prawo karne, Warszawa 1947, s. 91.

38 W. Wolter, Reguły wyłączania wielości ocen, Warszawa 1961, s. 18.

39 P. Konieczniak, Czyn jako podstawa odpowiedzialności w prawie karnym, Kraków 2002.

40 Ibidem, s. 182 i n.

41 Ibidem, s. 220 i n.

42 Ibidem, s. 404.

43 M. Tarnawski, Zagadnienia jedności i wielości przestępstw, Poznań 1977, s. 43.