Prawo w filmie

„Czarownice z Salem” (The Crucible)

Tekst pochodzi z numeru: 11 (92) listopad 2007

Piotr Grabarczyk, Tomasz Stempowski

W 2000 r. Arthur Miller tak oceniał aktualność swej sztuki, na której został oparty omawiany poniżej film: „Nie jestem pewny, co »Czarownice z Salem« mówią ludziom dzisiaj, ale wiem, że ich paranoidalne centrum wciąż w ponuro atrakcyjny sposób ostrzega przed tym, o czym ja mówiłem w latach pięć­dziesiątych. Dla niektórych sztuka mówi o problemie, czy można opierać się na zeznaniach małych dzieci oskarżających dorosłych o molestowanie seksualne – o czymś, o czym przed czterdziestu laty nawet nie pomyślałem. Dla innych fascynujący może być po prostu wybuch paranoi, która przepełnia sztukę – ślepa panika, która w naszym wieku często wydaje się zepchnięta na granicę świadomości. Oczywiście dla wielu ludzi najważniejsze będą implikacje polityczne; procesy z Salem okazują się dziwnie dokładnymi modelami procesów, które później miały miejsce w Rosji Stalina, Chile Pinocheta, Chinach Mao i w innych krajach rządzonych przez reżimy totalitarne”.

Co się zdarzyło w filmowym Salem?

Wczesnym rankiem grupa dziewcząt z Salem w Massachusetts spotkała się na leśnej polanie. Tam wzięły udział w rytuale voodoo odprawianym przez czarnoskórą niewolnicę Titubę. Prawie wszystkie starały się rzucić miłosny czar na upatrzonych chłopców. Wyjątkiem była Abigail Williams (Winona Ryder), która zamiast żądać dla siebie miłości Johna Proctora (Daniel Day-Lewis), życzyła śmierci jego żonie Elizabeth (Joan Allen).

Rytuał przerwało nadejście wielebnego Parrisa, wuja Abigail. Na jego widok dziewczęta z krzykiem się rozbiegły. Tylko córka pastora Parrisa, Betty, nie była w stanie uciec. Ona i jeszcze jedna dziewczynka, Ruth, córka Thomasa i Ann Puttnamów, zapadły w sen, z którego nie mogły się obudzić. Tak sądzili ich rodzice, bo ich koleżanki i Rebecca Nurse, starsza kobieta, która odwiedziła dom Parrisa, były pewne, że dziewczynki udają i wstaną, gdy znudzi im się ta zabawa. Żeby wyjaśnić wątpliwości, Parris wezwał wielebnego Hale’a, który miał już do czynienia z przypadkami opętania przez diabła. Hale obejrzał Betty i przepytał pozostałe dziewczęta. Abigail, aby uniknąć kary, zrzuciła winę na Titubę, którą oskarżyła o konszachty z diabłem. Niewolnica początkowo obstawała przy swojej niewinności, ale w końcu przyznała się do konszachtów z diabłem i zaczęła wymieniać inne osoby, które kontaktowały się z szatanem. Pierwszymi ofiarami oskarżeń stali się ludzie pozostający z jakiegoś powodu na marginesie społeczeństwa, ale rychło znaleźli się wśród nich także szanowani do tej pory obywatele.

John Proctor wiedział, że na leśnej polanie dziewczęta tylko tańczyły, a kontakty z diabłem są czczym wymysłem, jednak nie chciał się angażować w tę sprawę. Zmienił zdanie dopiero, gdy o czary oskarżono jego żonę. Żeby ją ochronić, nakłonił swoją służącą Mary Warren do zeznania w sądzie prawdy: że dotychczasowe oskarżenia były fałszywe. Jednocześnie Francis Nurse, mąż oskarżonej Rebecki, przedstawił pismo podpisane przez 91 szanowanych obywateli ręczących za niewinność Marty, Rebecki i Elizabeth, a Giles Corey oświadczył, że ktoś powiedział mu, iż słyszał, jak Puttnam mówił do córki, że zdobył kawałek ziemi, która należała do rodzinyNurse’ów, a do której od dawna pretensje rościli sobie Puttnamowie. W odpowiedzi sędziaThomas Danforth (Paul Scofield) nakazał aresztować osoby, które wstawiły się za oskarżonymi kobietami, i doprowadzić je na przesłuchanie oraz zażądał od Gilesa Coreya, by wyjawił, kto powiedział mu o słowach Puttnama. Ponieważ Corey odmówił, został aresztowany. Nakaz aresztowania takiej liczby szanowanych obywateli wzbudził pewne oburzenie, więc sędziaDanforth wygłosił coś w rodzaju credo:

„Jeśli są uczciwi, nic im nie grozi. Można być albo z tym sądem, albo przeciwko niemu. Nie ma drogi pośredniej. Nastały nowe czasy. Skrupulatne czasy. Nie żyjemy już w mroku wieczora, kiedy zło miesza się z dobrem i omamia świat. A teraz dzięki łasce boskiej dobrzy ludzie i źli ostatecznie się rozdzielą. Mam nadzieję, że znajdziecie dla siebie miejsce wśród nas”.

Sędzia poinformował Proctora, że jego żona jest w ciąży i w związku z tym nie grozi jej śmierć. Pomimo to Proctor podtrzymał oskarżenia pod adresem dziewcząt. Sędzia wezwał je ponownie przed oblicze sądu i zapytał, czy oskarżając innych o czary, kłamały. W odpowiedzi Abigailodegrała dramatyczną scenę: głośno wzywając boskiej pomocy, oskarżyła Mary Warren o to, że rzuciła na nią czar. Żeby zdemaskować kłamstwa Abigail, Proctor zdecydował się przyznać do romansu z nią. Powiedział, że jej oskarżenia pod adresem jego żony to zemsta za to, żeElizabeth ją odesłała, gdy odkryła ich związek. Sędzia nakazał przyprowadzić Elizabeth. Jednak ona, żeby chronić dobre imię męża, zaprzeczyła, że wiedziała o jego zdradzie.

W wersję Proctora uwierzył wielebny Hale, który starał się przekonać sąd, że to Abigail kłamie. W odpowiedzi na to dziewczęta udały, że Mary Warren atakuje je pod postacią żółtego ptaka. Wszystkie z krzykiem wybiegły z sądu. Mary Warren, widząc, że sprawy przybierają niebezpieczny dla niej obrót i jej życie może być zagrożone, powiedziała, że John Proctor jest wysłannikiem diabła i zmusił ją do okłamania sądu, żeby ratować swoją żonę. Zirytowany Proctorkrzyknął, że Bóg umarł. W konsekwencji został aresztowany i oskarżony o czary.

Powieszenie tylu cieszących się poważaniem obywateli mogło zdaniem wielebnego Parrisadoprowadzić do niepokojów w Salem. Żeby tego uniknąć, zasugerował on odłożenie egzekucji. Jednak sędzia Danforth nie przystał na to. Pozwolił tylko, żeby Elizabeth Proctor spotkała się z mężem. Jeśli uda się jej przekonać go do przyznania się do czarów, ocali życie. John zgodził się na tę propozycję. Sędziowie zażądali, żeby potwierdził swoją winę podpisem na piśmie, które zostanie wywieszone na drzwiach kościoła. John najpierw uległ, ale po chwili podarł podpisane wyznanie i oświadczył, że ma tylko jedno imię i nie chce go stracić. Wraz z Martą i Rebeccą, które odmówiły fałszywego przyznania się do winy, zostają zabrani na egzekucję. Wspólnie się modlą, lecz modlitwę przerywa im śmierć.

Sztuka Arthura Millera

Arthur Miller napisał „Czarownice z Salem” w 1953 r. pod wrażeniem przeobrażeń, jakie do życia społecznego wprowadził maccartyzm. Znajomi Millera w większości wyznawali idee lewicowe. Jednak nie wierzył on, że nawet ci, którzy należeli do partii komunistycznej, byli faktycznymi zdrajcami. Każdy z nich mógł zostać wezwany przed oblicze Komisji Kongresu do Zbadania Działalności Antyamerykańskiej, żeby tłumaczyć się ze swoich poglądów. Niektórzy byli zwalniani z pracy. Wszystko to wydawało się pisarzowi nieco surrealistyczne. Surrealistyczne, ale nie nierealne – dramatopisarz sam padł ofiarą maccartyzmu. W 1956 r. został wezwany przed oblicze Komisji i ukarany za jej obrazę wyrokiem 1 roku więzienia w zawieszeniu i grzywną 500 dolarów. Miller odmówił zidentyfikowania pisarzy przed laty widzianych przez niego na spotkaniach pisarzy komunistycznych, na które wówczas uczęszczał.

Między znajomymi Arthura Millera zapanował strach. Strach, że zostaną oskarżeni, i strach, że samemu będą musieli oskarżać innych. Panująca wokół atmosfera podejrzeń skojarzyła sięMillerowi z wydarzeniami, jakie miały miejsce pod koniec XVII w. w Salem Village. W 1692 r., od czerwca do września, powieszono tam za czary 19 osób. Czterech oskarżonych zmarło w areszcie. Jednego mężczyznę zmiażdżono między kamieniami za odmowę poddania się badaniu sądowemu. Wielu innych oskarżono i miesiącami trzymano w więzieniu bez procesu. Zabito także dwa psy podejrzane o pomaganie wiedźmom.

Purytanie w Nowej Anglii

Do Ameryki Północnej pierwsi purytańscy osadnicy przybyli w 1620 r. na statku „Mayflower” i założyli osadę w Plymouth. Ojcowie Pielgrzymi, bo tak odtąd byli nazywani, jeszcze na statku w drodze do Ameryki podpisali porozumienie (Mayflower Compact), zapewniając sobie władzę polityczną w kolonii. Szacuje się, że w latach 1630–1640 od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy purytan opuściło Anglię i przybyło do Nowej Anglii, tworząc w Ameryce Północnej wspólnoty o strukturze kongregacjonalnej (m.in. Salem, Boston, New Haven). Sześć stanów leżących w Nowej Anglii, w północno-zachodniej części USA – Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut – stało się swego rodzaju mekką purytanizmu. Zasiedlali je głownie angielscy purytanie, potem także Szkoci i Irlandczycy. Ze względu na silny wpływ religii na życie społeczno-polityczne kolonie purytańskie nazywano „ostatnią fortecą teokracji” – co potwierdzają akty prawne Massachusetts: o prawie głosu w wyborach tylko dla członków Kościoła (1631 r.), o powszechnym obowiązku uczęszczania do Kościoła (1635 r.), o konieczności zgody sądu na powołanie nowego Kościoła-kongregacji (1636 r.), o pensjach państwowych dla duchownych (1638 r.), pomimo że formalnie władza duchowna była oddzielona od świeckiej. Członkiem Kościoła mógł zostać tylko miejscowy obywatel, o jego przyjęciu decydowali duchowni. Także ustawodawstwo, tak moralne, jak i polityczne, było domeną pastorów. Charakterystyczne dla purytanizmu amerykańskiego były silne nastroje millenarystyczne i przekonanie o realizacji przezeń „świętego eksperymentu” i „zdawaniu przed Bogiem uroczystego egzaminu” – stąd stanowczość purytan amerykańskich w zwalczaniu dysydentów. Purytanie myślący bardziej liberalnie byli bardzo nieliczni i prześladowani. W 1649 r. synod zobowiązał władzę świecką do karania bałwochwalców, kacerzy i w ogóle wszystkich głosicieli obrazoburczych poglądów.

Przedstawione w filmie wydarzenia miały swój początek jeszcze zimą 1692 r. W lutym Betty, córka pastora Samuela Parrisa, zapadła na dziwną chorobę: dostała gorączki, wiła się z bólu, wykrzywiała i chowała pod meble. Wkrótce podobne objawy pojawiły się u jej koleżanek. DoktorWilliam Griggs okazał się bezradny wobec choroby i zasugerował, że może ona mieć nadnaturalne pochodzenie. Polowanie na czarownice rozpoczęło się, gdy Betty Parris i Abigail Williams wskazały, kto rzucił na nie czar. Pierwsze aresztowane zostały Tituba, Sarah Good iSarah Osborn. Wszystkie trzy zajmowały niską pozycję społeczną i doskonale mogły pełnić rolę kozła ofiarnego. W trakcie publicznego przesłuchania dziewczęta powiedziały, że atakowały je widma trzech kobiet, a w obecności którejś z nich doznawały ataku „choroby”, wykrzywiając się nienaturalnie. Inni mieszkańcy Salem przyłączyli się do oskarżeń, opowiadając, jak po wizycie jednej z podejrzanych masło psuło się bez przyczyny i rodziły się zdeformowane zwierzęta. Wreszcie Tituba nie wytrzymała presji i przyznała się do winy. Oświadczyła, że odwiedził ją wysoki mężczyzna z Bostonu, najpewniej Szatan, i nakłonił ją do podpisania się w jego księdze.Tituba wyznała, że była czarownicą, a nawet, że wraz z Sarą Good i Sarą Osborn latały na miotłach. To wyznanie rozwiało wszelkie wątpliwości sceptyków i polowanie na czarownice rozpoczęło się na dobre. Opętane dziewczyny oskarżały coraz nowe osoby, które z kolei, żeby ratować się przed śmiercią, zaczęły przyznawać się do czarów i kontaktów z diabłem.

Taką sytuację zastał gubernator Phips po powrocie z Anglii. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Powołał nowy sąd, który miał się zająć sprawami oskarżeń o czary. Sędziowie dopuścili nowe rodzaje dowodów: „dowód spektralny” (spectral evidence) – oświadczenie nawiedzonej osoby, że oskarżony nawiedził ją pod postacią widma, „test dotknięcia” (touching test) – oskarżonego proszono o dotknięcie nawiedzonego, żeby zobaczyć, czy zatrzyma ono drgawki i skurcze, bo, jak powszechnie wierzono, dotknięcie czarownicy ma taką moc, „znamię czarownicy” – znak na ciele, potwierdzający zawarcie paktu z diabłem, np. pieprzyk, blizna, przebarwienia skóry itp. Dzięki temu szybko skazano następnych oskarżonych, wśród których znaleźli się także szanowani obywatele. Każdy, kto odważył się podważać zasadność oskarżeń, sam mógł stać się ich ofiarą. Taki los spotkał Johna Proctora.

Ostatnie egzekucje wykonano 22.9.1692 r., gdy powieszono ośmiu skazańców. Coraz częściej pojawiały się wątpliwości, jak to możliwe, że tylu szanowanych obywateli miało kontakty z diabłem. Increase Mather opublikował traktat „Cases of Conscience”, w którym twierdził, że lepiej, by dziesięć czarownic uniknęło kary, niż jedna niewinna osoba została skazana. Nalegał też, żeby wykluczyć z postępowania sądowego „dowód spektralny”. Pastor z Bostonu Samuel Willard wysunął tezę, że diabeł może tworzyć widma niewinnych ludzi. Działa Mathera i Willardawpłynęły na decyzję gubernatora Phipsa o zaprzestaniu uznawania „dowodu spektralnego” i „testu dotknięcia” za środki dowodowe. W nowej sytuacji dwudziestu ośmiu spośród pozostałych jeszcze trzydziestu trzech oskarżonych zostało uniewinnionych, a trzech skazanych zostało uniewinnionych później. W maju 1693 r. gubernator kazał uwolnić wszystkich oskarżonych o czary i skazanych, którzy byli jeszcze uwięzieni. Wkrótce jeden z sędziów w procesach czarownic przyznał się publicznie do winy i przeprosił. Kilku innych przyznało, że zostało oszukanych i wydali błędne wyroki. Nie wszyscy jednak odcięli się od procesów. William Stoughton, przewodniczący sądu, odmówił przyznania się do błędu. Co więcej, skrytykował gubernatoraPhipsa, że wtrącił się w chwili, gdy niemal już udało się oczyścić kraj z czarownic. Stoughtonzostał następnym gubernatorem Massachusetts.

Historycy badający procesy czarownic w Salem wskazują, że podłożem tragicznych wydarzeń były spory majątkowe i walki wewnętrzne w kongregacji. Wskazują, że większość oskarżycieli była gorzej sytuowana materialnie od oskarżonych, a ich rodziny mogły uzyskać korzyści majątkowe w przypadku skazania podejrzanych. Większość oskarżycieli i oskarżonych zajmowała opozycyjne stanowiska także w sporach dotyczących wiary i życia wewnętrznego kongregacji.

Dla purytanów najważniejszym obowiązkiem człowieka było podporządkowanie się woli Boga, co w praktyce oznaczało ścisłe przestrzeganie zasad moralnych i tradycyjnych obyczajów. Ktoś, kto łamał przyjęte zasady, był nie tylko grzesznikiem, ale łatwo mógł zostać uznany za wroga Boga i pomocnika diabła. Łatwo więc było posądzić przeciwników w sporach o to, że są na usługach Szatana.

W swoich wspomnieniach Arthur Miller objaśniał, jakie wspólne rysy łączyły wydarzenie z XVII w. z czasem, gdy postanowił napisać o nich sztukę: „(…) stopniowo, tygodniami, rodziło się we mnie żywe poczucie więzi między mną i Salem, między Salem a Waszyngtonem – czymkolwiek byłyby przesłuchania w Waszyngtonie, były też, co zobaczyłem jasno jak na dłoni, rytuałem. Przecież w prawie każdym przypadku Komisja wiedziała z góry, czego chce od świadka: nazwisk jego partyjnych towarzyszy. FBI z dawien dawna infiltrowała partię, a donosiciele z dawien dawna znali uczestników różnych zebrań. Głównym celem przesłuchań, zupełnie tak samo jak w siedemnastowiecznym Salem, było więc zmuszenie oskarżonego do publicznej spowiedzi, do przeklęcia zarówno swych pobratymców, jak i pana, Diabła, i potwierdzenie szczerości skruchy złamaniem wstrętnych, starych przysiąg, dzięki czemu będzie mógł na powrót wejść do społeczeństwa ludzi przyzwoitych. Innymi słowy, duchową treścią obrzędów sprawowanych wtedy w Salem i obecnie w Waszyngtonie był żal wyrażony nie prywatnie, ale publicznie. Tyle że w Salem przewód sądowy miał uzasadnienie prawne, gdyż pozwany, jeśli dopuszczał się konszachtów z Szatanem, gwałcił prawo, kodeks zarówno cywilny, jak kościelny. Natomiast osobie stojącej przed Komisją można było zarzucić jedynie myśl, a nie czyn, sympatię dla ideologii i dążeń wroga politycznego. Wzywano taką osobę przed Komisję, aby ją napiętnować – znakiem, który mógł zniszczyć jej karierę.

Procedura sprowadzała się zatem do urzędowego orzeczenia o winie moralnej, którą łatwo można było zmyć, dopełniając rytuału, czyli wyśpiewując nazwiska podobnych sobie grzeszników i wypierając się poprzednich przekonań. To ostatnie było aktem najsmutniejszym i najszczerszym zarazem, bo we wczesnych latach pięćdziesiątych mało ludzi, a jeszcze mniej artystów, żywiło dawne złudzenia co do Sowietów.

Właśnie ten niematerialny element, ta surrealistyczna transakcja duchowa zaczęły mnie teraz fascynować, gdyż rytuał winy i skruchy nosił wszelkie cechy inkwizycji religijnej, z tą jedynie różnicą, że stroną obrażoną nie był Bóg i jego słudzy, lecz Komisja Kongresu”.

Społeczne funkcje kary

Inne oblicze zdarzeń, które wydarzyły się w Salem, to problem społecznych funkcji kary. Jaki sens miało i czemu miało służyć nakręcenie spirali religijnej histerii i wszczęcie procesu sądowego, w wyniku którego skazano na śmierć kilkadziesiąt osób? Zdaniem znakomitego francuskiego socjologa i filozofa Emila Durkheima kara kryminalna to jeden z podstawowych czynników definiujących granice grupy i umacniających więź społeczną łączącą jej członków, a także czynnik integrujący ich wokół pewnych ważnych dla społeczności wartości. Durkheimuważał, że proces karania spełnia wskazane funkcje w sposób niezależny od oficjal­nie deklarowanych przez ustawodawcę celów, jakie spełniać powinna kara kryminalna. Wypełnianie tej funkcji nie jest uzależnione od surowości stosowanych sankcji karnych, lecz przede wszystkim od tego, czy są w ogóle stosowane i czy odbywa się to w sposób konsekwentny. W tym właśnie kontekście rozumieć należy słynną tezę Durkheima, że przestępczość jest w każdym społeczeństwie zjawiskiem normalnym, a nawet funkcjonalnym.

Durkheim traktował przestępczość i dewiację jako fakty społeczne, nierozłączne elementy nowoczesnych społeczeństw, wręcz jako normalny wytwór stabilnych instytucji społecznych. Jak pisał w „Zasadach metody socjologicznej”: „zbrodnia jest normalna, ponieważ społeczeństwo bez zbrodni jest niemożliwe”, „jest zatem konieczna, związana jest z podstawowymi warunkami wszelkiego życia społecznego, ale przez to samo jest użyteczna, gdyż warunki, z jakimi jest zespolona – są także nieodzowne dla normalnej ewolucji moralności i prawa”.

Przestępczość, zdaniem francuskiego filozofa, spełnia z jednej strony funkcję adaptacyjną i innowacyjną, wprowadzając do społeczeństwa nowe idee i stawiając je wobec nowych wyzwań, z drugiej zaś, dewiacje i przestępczość pomagają wyraźnie zarysować granicę oddzielającą zachowania dobre od złych, a istnienie przestępstwa i przestępczości pozwala każdemu społeczeństwu na definiowanie tego, co jest pożądane czy wymagane od jego członków. To właśnie przestępstwo może wywołać zbiorową reakcję, która zwiększy solidarność grupową i pozwoli określić normy społeczne.

Powyższe myśli podjęte zostały przez wielu późniejszych kontynuatorów myśli Durkheima. Jednym z najciekawszych przykładów nawiązania do tradycji analizy durkheimowskiej może być wydana w 1966 r. praca Kaia EriksonaWayward puritans. A Study In the Sociology of Deviance” na temat „trzech fal przestępczości” w purytańskiej kolonii Massachusetts w XVIII w., nawiązująca m.in. do przedstawionych w omawianym przez nas filmie wydarzeń z „czarownicami z Salem”. Książka Eriksona pokazuje – na materiale historycznym – jak kreowanie przez religijnych przywódców kolonii Massachusetts poszczególnych „fal przestępczości”, a właściwie herezji religijnej, przyczyniło się do integrowania tej społeczności i umacniania jej spoistości. Celem procesów czarownic i heretyków nie było bowiem karanie sprawców za ich czyny, lecz przede wszystkim jednoznaczne i publiczne zdefiniowanie purytańskiej ortodoksji, a ponadto wytworzenie zagrożenia umacniającego wewnętrzną solidarność społeczności kolonistów. Zdaniem Eriksona nie chodziło tu także o proste posługiwanie się terrorem, zastraszenie, a cele te nie miały żadnego związku nawet z wówczas uznawaną penologią. Tym, co różni analizęEriksona od ujęcia Durkheima, jest traktowanie prawa karnego i wymiaru sprawiedliwości jako narzędzi świadomie wykorzystywanych przez grupy znajdujące się u władzy dla realizacji swych własnych celów, które dzisiaj nazwalibyśmy socjotechnicznymi.

* * *

Powody, dla których Miller napisał w latach 50. sztukę „Czarownice z Salem”, są zrozumiałe: chciał wyrwać współczesnych z zaklętego kręgu podejrzeń i strachu i dać im okazję do przyjrzenia się całej sytuacji z boku, z pewnego dystansu. Jego sztuka była nie tylko rekonstrukcją pewnego historycznego wydarzenia, nie tylko odpowiedzią artysty na politykęMcCarthy’ego, ale także opisem pewnego mechanizmu społecznego, który zawsze może się odrodzić. Czarownicą może zostać każdy, kogo się głośno posądzi o czary.