Prawo w filmie

Jak pies z kotem, czyli stosunki sąsiedzkie po polsku

Tekst pochodzi z numeru: 12 (93) grudzień 2007

dr Iwona Wróblewska

Kino przyzwyczaiło nas zasadniczo do dwóch konwencji opowiadania o problemie stosunków sąsiedzkich. Z jed­nej strony więc jesteśmy straszeni różnego rodzaju thrillerami czy horrorami, w których mieszkańcy zza ściany ukrywają jakąś tajemnicę, a często przypisuje się im wręcz demoniczne czy psychopatyczne cechy, wobec czego wyobcowany bohater nie może liczyć na pomoc znikąd (by wymienić tylko takie dzieła, jak „Dziecko Rosemary” czy „Lokator” R. Polańskiego). Dla odmiany możemy się pośmiać, oglą­dając barwnie przedstawione perypetie sąsiedzkie, w czym celują zwłaszcza polskie kultowe komedie i seriale. Wymienić tu trzeba przede wszystkim „Samych swoich” (1967 r.1) i „Alternatywy 4” (1983 r.). Ani treści, ani bohaterów owych obrazów nie trzeba polskiej publiczności specjalnie przedstawiać. Dzięki ponadczasowym scenariuszom (kolejno A. Mularczyka i M. Rybińskiego), doskonałym reżyseriom (S. Chęcińskiego i S. Barei), a przede wszystkim niezapomnianym rolom aktorów W. Kowalskiego jako Kazimierza Pawlaka, W. Hańczy jako Władysława Kargula i R. Wilhelmiego jako Stanisława Anioła, a także plejady innych polskich aktorów, mimo upływu lat nieprzerwanie przyciągają przed ekrany kolejne pokolenia widzów jako źródło nieśmiertelnej satyry na lata PRL.

Trudne sąsiedztwo

Sami swoi” to – jak trafnie pisał J. Peltz2 – zawierająca elementy „sarmackiej komedii obyczajowej” opowieść o zwaśnionych rodach Pawlaków i Kargulów, które od kilku pokoleń skazane są na swoje sąsiedztwo. Zarzewiem sporu stał się mający miejsce jeszcze przed wojną incydent, który zmusił starszego brata Pawlaka Jaśka – do ucieczki aż do Ameryki. Drogi obu rodzin jako najbliższych sąsiadów schodzą się ponownie po wojnie po ich przybyciu z Kresów Wschodnich na Ziemie Odzyskane. Pawlak i Kargul kłócą się zażarcie przy każdej możliwej okazji, jednak generalna wymowa filmu jest pozytywna: bohaterowie najwyraźniej nie mogą bez siebie żyć, jeśli trzeba, potrafią się dogadać, a co więcej – ślub dzieci łączy obie rodziny na zawsze.

Bardziej ponury wydźwięk mają „Alternatywy 4” przedstawiające przygody kilku pochodzących z różnych grup społecznych rodzin, które wprowadzają się do nowo oddanego bloku na warszawskim osiedlu. Przyjdzie im zmierzyć się z przebiegłym gospodarzem Stanisławem Aniołem (nazywanym prześmiewczo cieciem), który samozwańczo kreuje się na organizatora życia społeczności blokowej. Z czasem coraz bardziej tyranizuje mieszkańców, grozi, knuje intrygi, ingeruje w ich sprawy osobiste. Zdesperowani lokatorzy wreszcie mobilizują się przeciwko znienawidzonemu gospodarzowi. Niestety, gdy już się wydaje, że ich plan odnosi sukces, Anioł ma dla niech jeszcze jedną niespodziankę…

Lekko podane, jeśli chodzi o formę, filmy, dotykają jednak wcale nie błahego, a wręcz przeciwnie – uniwersalnego i bardzo poważnego problemu ułożenia stosunków międzyludzkich, konkretnie międzysąsiedzkich. Problemu, który występuje we wszystkich społecznościach i podlega mniej lub bardziej szczegółowej regulacji w każdym systemie prawa.

Ile wolności we własnym domu?

Jednym z podstawowych, a zarazem najbardziej ogólnych regulatorów tychże stosunków, do jakich może odsyłać system prawny, są zasady współżycia społecznego. Niedookreśloność tego pojęcia sprawia, że jego konkretyzacja, tak jak w przypadku wszystkich klauzul generalnych, następuje w procesie stosowania prawa na tle określonych stanów faktycznych. Wtedy to sąd musi jasno sformułować regułę, na jaką się powołuje, i stwierdzić, czy dane zachowanie jest z nią zgodne, czy też nie. Zgodnie z rozumieniem wspomnianych zasad w naszym kręgu cywilizacyjno-prawnym odwołują się one do powszechnie uznanych w kulturze społeczeństwa wartości, które są zarazem dziedzictwem i składnikiem kultury europejskiej. Wyrażają pewne powszechnie cenione wartości i normy moralne, a w stosunkach gospodarczych wymagają postawy wzajemnego zaufania, życzliwości i uczciwości3. Drugą podstawową kategorią z zakresu prawa cywilnego, przez której pryzmat można analizować zobrazowany w filmach problem, jest pojęcie prawa podmiotowego, a dokładniej sposób jego realizacji przez uprawnionego. Nadużycie prawa podmiotowego jest pojęciem znanym większości współczesnych prawodawstw. Jego cechą charakterystyczną jest to, że „uprawniony, opierając się na przysługującym mu prawie podmiotowym, używa go do celów niewłaściwych i niedozwolonych przez porządek prawny4.

W polskim prawie cywilnym obie te instytucje spotykają się w art. 5 Kodeksu cywilnego, stanowiącym o zakazie nadużywania prawa podmiotowego:

„Nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony”.

W jakiej innej konfiguracji niż w codziennych, nieuniknionych relacjach z sąsiadami może być bardziej uzasadnione pytanie o możliwość ułożenia stosunków międzyludzkich i bardziej frapująca obserwacja sposobu korzystania z jednego z najważniejszych praw podmiotowych, jakim jest prawo własności nieruchomości? Cywiliści podają, że już w prawie rzymskim zakaz najbardziej jaskrawego przypadku nadużycia prawa podmiotowego, tzw. szykany, pojawia się właśnie w kontekście prawa sąsiedzkiego. Nie ma natomiast wśród historyków prawa zgody co do tego, czy prawo rzymskie wyrażało ogólny zakaz nadużycia praw podmiotowych. Wątpliwości wzbudza zwłaszcza fakt funkcjonowania w nim reguły: qui iure suo utitur, nemini facit iniuriam, wyrażającej uprawnienie do dowolnego wykonywania swego prawa5.

Fakt wspólnego zamieszkiwania może być, jak przynajmniej czasem przekonuje codzienna rzeczywistość każdego z nas, niewyczerpanym źródłem napięć i konfliktów, a w sytuacjach skrajnych – takich jak te zobrazowane w omawianych filmach w sposób, rzecz jasna, na potrzeby kinowej rozrywki przerysowany – przyczyną większych lub mniejszych dramatów. Jest bowiem coś nienaturalnego w sytuacji zamknięcia pod jednym dachem, w ramach ograniczonej przestrzeni, przypadkowego zbioru różnych jednostek, co szczególnie dobrze pokazują „Alternatywy 4”.

Problem dotyczy zwłaszcza współczesnych blokowisk, w których – ze względu na występowanie dużej ilości rozmaitych, często sprzecznych interesów – egzystencja rzadko przybiera postać pełnej harmonii. Indywidualna interpretacja przysługujących jednostce praw w jej relacjach z otoczeniem zmierza zazwyczaj – zgodnie zresztą z egoistyczną naturą człowieka – w kierunku interpretacji maksymalnie te prawa poszerzającej, często poza dopuszczalne prawem granice.

Zamieszkujący blok przy ulicy Alternatywy 4, nie mówiąc już o bo­haterach filmu S. Chęcińskiego, również nie są pod tym wzglę­­dem aniołami…

Czy jednak działania znienawidzonego gospodarza przyjmują postać nadużycia prawa podmiotowego? Mamy tu raczej do czynienia z ewidentnym nadużyciem uzurpatorsko przyznanej sobie władzy. Mimo że w przedstawionych w filmie konfliktach na linii Anioł – pozostali mieszkańcy pokrzywdzonymi są bez wątpienia ci drudzy, to wydaje się, że mieliby oni poważne trudności z udowodnieniem (ciężar dowodu faktu spoczywa na osobie, która z niego wywodzi skutki prawne), iż działania tego pierwszego są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego czy też przybierają postać celowego dręczenia. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o szatański wręcz spryt głównego bohatera, który pozwala mu wyjść cało z wszelkich opresji i prób wyeliminowania go przez mieszkańców. Musimy wszak pamiętać, jakie realia pokazuje serial.Anioł jako dawny działacz miejskiego komitetu PZPR w Pułtusku może liczyć na wiadome poparcie.

Komunikacja kontra represja

Jeśli więc zawiodą próby porozumienia się i nie ma też możliwości (choćby ze względu na brak przekonujących dowodów) skierowania sprawy na drogę sądową, może przyjść w stosunkach sąsiedzkich taki moment, że jedynym wyjściem wydaje się być decyzja o ostatecznym rozprawieniu się ze sprawcą kłopotów. Można – jak w „Samych swoich” – chwycić za kosę, tak że poleje się krew; można też – jak w „Alternatywach” – wymyślić desperacki plan działania. O ile są to jednak efektowne rozwiązania dla potrzeb kina, to naturalnie niedopuszczalne lub trudno wykonalne w życiu realnym. W tym ostatnim mieszkańcom budynku zamieszkałego przez dużą liczbę osób do stwierdzenia, że któryś z sąsiadów narusza swoim zachowaniem prawo, pewną pomocą mogą służyć tzw. regulaminy porządku domowego i współżycia mieszkańców, uchwalane przez rady nadzorcze spółdzielni mieszkaniowych. Jest to rodzaj przepisów porządkowych, które – w przeciwieństwie do ogólnie określonych zasad współżycia społecznego – oferują całe spektrum narzędzi do „unieszkodliwienia” kłopotliwego sąsiada, szczegółowo informując, co można, a czego nie w określonych godzinach i dniach tygodnia. Poza powszechnie znanymi zapisami dotyczącymi ciszy nocnej, trwającej w godzinach 22.00–6.00, różne ograniczenia mogą dotyczyć np. możliwości korzystania z pralek (6.00–22.00) i zsypów (7.00–20.00), trzepania dywanów (8.00–20.00), wykonywania remontów (7.00–19.00). Drastycznym naruszeniem tego typu zapisów byłyby więc poczynania jednej z lokatorek bloku przy Alternatywy 4, śpiewaczki KubiakKolińskiej, która – oczywiście z zemsty na sąsiadach – wszelkie prace remontowe u siebie każe wykonywać nocą.

Wydaje się, że statystyki policyjne w naszym kraju nie są w stanie miarodajnie oddać pewnego charakterystycznego trendu, polegającego na bardzo skwapliwym korzystaniu z pomocy odpowiednich służb porządkowych do załatwiania porachunków z sąsiadami6. Można by nawet pokusić się o twierdzenie, że na tle fabuły analizowanych filmów nasze zaufanie do owych służb wzrosło w sposób nieporównywalny. Nie bez znaczenia jest tu poczucie coraz większej anonimowości jednostki w blokowej zbiorowości, wzmacniane chociażby prozaicznym faktem, że policja ma obowiązek zachowania w tajemnicy danych osoby, która inicjuje interwencję. Jest to jednak oczywiście również przejaw pewnego normalnego stanu rzeczy w demokratycznym państwie prawa, w którym obywatele zasadnie mogą liczyć na pomoc bezstronnych organów państwowych przy rozwiązywaniu konfliktów. Wszak w okresie, o którym opowiadają oba filmy, byliśmy tego prawa w dużej mierze pozbawieni. Inna sprawa, że bohaterowie „Samych swoich” pozbawiają się go sami, co wynika po pierwsze z wyznawanej przez nich filozofii, zgodnie z którąwłasne brudy należy prać we własnym domu, a po drugie – delikatnie rzecz ujmując – z niezrozumienia funkcji trzeciej władzy („sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”).

Jednocześnie jednak nasuwa się pewna uwaga: zakładając, że większość ludzi, z jakimi mamy do czynienia w naszym otoczeniu, to – w odróżnieniu od demonicznego ciecia Anioła i zawziętych Kresowian – przeciętne i podatne na racjonalne argumenty jednostki, godne polecenia jest, abyśmy przed posłużeniem się stosownymi siłami porządkowymi podjęli choćby minimalny trud komunikacji ze sprawcą naszego dyskomfortu.

Jest to rozwiązanie trudniejsze, ale w perspektywie długotrwałego współzamieszkiwania pod jednym dachem chyba bardziej opłacalne, przynajmniej jeśli chodzi o zapewnienie sobie jako takiego komfortu psychicznego w miejscu, w którym spędzamy większość życia. By przemówić językiem filmowego obrazu – biorąc się za tłuczenie garnków czy darcie koszul, upewnijmy się, czy nie należą one do nas samych…

Zapewne naiwnością byłoby wierzyć, że do zwiększenia dozy kompromisowości w relacjach z sąsiadami mogą skłonić nas filmy, a tym bardziej rodzime komedie, które w żadnym razie nie rozwijają polskiego „neighborhoodu”. A jednak to właśnie mieszkańcy bloku przy Alternatywy 4 potrafili odrzucić wzajemne animozje i sprzymierzyć się w jednym wspólnym celu, zaś u podstaw waśni z „Samych swoich” więcej jest tak naprawdę sympatii niż autentycznej wrogości.


* Autorka jest doktorem nauk prawnych, pracownikiem BWSH w Koszalinie i TSW w Toruniu.

1 Film był początkiem trylogii, którą poza nim tworzyły: „Nie ma mocnych” (1974 r.) i „Kochaj albo rzuć” (1977 r.).

2 „Film” Nr 38/1967.

3 Z. Radwański, Prawo cywilne – część ogólna, s. 39–40.

4 A. Szpunar, Nadużycie prawa podmiotowego, Kraków 1947, s. 26.

5 Ibidem, s. 31.

6 Wynika to w prostej linii z faktu, że dla tzw. interwencji sąsiedzkich nie są prowadzone osobne statystyki, a pojęciem sąsiada obejmuje się jedynie osobę mieszkającą za ścianą. By zobrazować to cyframi, to – dla przykładu – w liczą­cym ok. 200 tys. mieszkańców mieście spośród wszystkich zgłaszanych w sztabie komendy miejskiej wezwań nieporozumienia sąsiedzkie są przyczyną ok. 4% tzw. interwencji domowych, z czego ok. 80% dotyczy zakłócania ciszy nocnej. Ok. 20% interwencji sąsiedzkich kończy się pouczeniem, 50% postępowaniem mandatowym, natomiast pozostałe 30% skierowaniem sprawy do sądu. W tego typu interwencjach bierze udział ok. 4% funkcjonariuszy. Dane pochodzą z informacji zebranych w Komendzie Miejskiej Policji w Toruniu w listopadzie 2006 r. na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. Nr 112, poz.1198 ze zm.).