Felietony

Dobre obyczaje z masochizmem w tle

Tekst pochodzi z numeru: 4 (124) kwiecień 2011

Dr Maciej Jońca

Kodeks cywilny w art. 58 § 2 stwierdza: „Nieważna jest czynność prawna sprzeczna z zasadami współżycia społecznego”. Nawiązanie do tego wątku następuje w art. 351 KC, w którym sformułowano zasadę swobody umów: „Strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się właściwości (naturze) stosunku, ustawie ani zasadom współżycia społecznego”. Z pozoru wszystko jest jasne. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Jak daleko sięga zasada swobody umów?

Zasady współżycia społecznego – a cóż to takiego?

Mówiąc bez ogródek, ze stylistycznego punktu widzenia sformułowanie „zasady współżycia społecznego” jest koszmarne. Pewien problem stanowi również właściwe zrozumienie, czym owe zasady są.

W jednym z komentarzy do kodeksu czytamy: „Przez zasady współżycia społecznego rozumie się – w myśl dominującego w doktrynie poglądu – oceny moralne wyrażone w postaci uzasadnionych przez te oceny norm postępowania (norm moralnych), regulujących postępowanie jednych osób wobec innych. Ocena moralna to przeżycie polegające na udzieleniu aprobaty lub dezaprobaty jakiemuś czynowi ludzkiemu ze względu na to, w jakim stopniu przyczynia się ono do sprawiedliwego dobra innych ludzi. (…) Zasadami współżycia społecznego są tylko takie reguły moralne, które mają charakter imperatywny – wyrażają żądanie określonego postępowania moralnie aprobowanego lub zakazów postępowania moralnie dezaprobowanego. (…) Oceny i normy moralne kształtują się w danym środowisku społecznym często spontanicznie; są niesformalizowane i nieskodyfikowane. Dlatego ich ustalenie i stosowanie przez organ wymiaru sprawiedliwości nastręcza szczególne trudności, niewystępujące w procesie stanowienia norm prawnych”1.

Dalej czytamy, że normy moralne mają charakter względny, zwłaszcza w nowoczesnym społeczeństwie, „złożonym i nieprzejrzystym”, a organ stosujący prawo, kiedy stanie przed dylematem odpowiedniej wykładni pojęcia zasad współżycia społecznego, ma orzekać w oparciu o własną „intuicję moralną”. Coś się wyjaśniło? W sumie niewiele.

Niby tak samo, a lepiej

Zerknijmy zatem, jak inni poradzili sobie z problemem zakreślenia granic swobody w dokonywaniu czynności prawnych, zwłaszcza umów. Starożytni Rzymianie posługiwali się pojęciem dobrych obyczajów (boni mores). Źródła rzymskie kompleksowo nie precyzują wprawdzie, czym są dobre obyczaje, jednak zachowała się znacząca wzmianka Papiniana w tym zakresie. Zdaniem jurysty sprzeczne z dobrymi obyczajami są wszelkie działania, które obrażają „naszą powinność wobec bogów, rodziny oraz państwa, a także cześć i honor” (D. 28.7.15).

Stworzoną przez Rzymian konstrukcją przez wieki posługiwano się w procesach legislacyjnych oraz w praktyce stosowania prawa. Francuski jurysta Hugo Donellus (1527–1591) nawet nie zadawał sobie trudu, by wyjść poza ustalenia poczynione niegdyś przez antyczną jurysprudencję. Poprzestał na lakonicznym stwierdzeniu: „wszystkie umowy sprzeczne z dobrymi obyczajami nie wywołują skutków prawnych”.

Z rozwiązań rzymskich skorzystały również komisje kodyfikacyjne, które opracowały kodeksy cywilne dla nowoczesnych państw europejskich. Na przykład w austriackim kodeksie cywilnym (Allgemeines Bürgerliches Gesetzbuch) znalazło się następujące zastrzeżenie: „Czynność prawna wymierzona przeciw ustawie lub dobrym obyczajom jest nieważna” – art. § 879 (1). Podobnie § 138 (1) niemieckiego kodeksu cywilnego (Bürgerliches Gesetzbuch) głosi: „Czynność prawna wymierzona przeciw dobrym obyczajom jest nieważna”. W Kodeksie Napoleona ustawodawca francuski postanowił, że zobowiązanie nie wywołuje skutków prawnych między innymi wtedy, kiedy zostało zawarte w oparciu o niedozwoloną podstawę (art. 1131). Tymczasem „niedozwolona podstawa zachodzi wtedy, kiedy jest sprzeczna z ustawą, dobrymi obyczajami lub publicznym porządkiem” (art. 1133). Zbliżone uregulowania bez trudu odnajdziemy również w kodeksach cywilnych Włoch, Hiszpanii, Portugalii itd.

Nie inaczej musiało być również w porządku prawnym międzywojennej Polski. W ogłoszonym w 1933 r. Kodeksie zobowiązań, którego twórcami byli wybitni lwowscy cywiliści Roman Long­champs de Bérier (1883–1941) oraz Ernest Till (1846–1926), napisano: „Strony, zawierające umowę, mogą stosunek swój ułożyć według własnego uznania, byleby treść i cel umowy nie sprzeciwiały się porządkowi publicznemu, ustawie ani dobrym obyczajom” (art. 51).

Wenus w futrze

Każdy doświadczony praktyk wie, że prawa najlepiej uczyć się, aplikując abstrakcyjne normy do konkretnych sytuacji z życia. Przywołajmy więc jeden, dosyć nietypowy, przykład umowy zupełnie sprzecznej z dobrymi obyczajami lub, jeśli ktoś woli, zasadami współżycia społecznego. Chodzi o porozumienie między Leopoldem von Sacherem-Masochem (1836–1895) oraz młodziutką baronówną Fanny von Pistor.

%fot1%Wcześniej dwa słowa godzi się jednak poświęcić postaci inicjatora kontraktu. Leopold von Sacher-Masoch był urodzonym we Lwowie austriackim pisarzem i działaczem politycznym. W 1848 r. wyjechał do Pragi, gdzie studiował prawo, matematykę i historię. Rozpoczęte studia kontynuował następnie w Grazu. W wieku lat 19 został doktorem obojga praw, a niedługo potem tytuł doktorski zdobył w dziedzinie historii. Od 1860 r. wykładał historię na uniwersytecie we Lwowie oraz pisał. W swej twórczości nie stronił od tematów uważanych ówcześnie za tabu, ściśle związanych ze sferą erotyki i seksualności.

Jego nazwisko stało się nieśmiertelne za sprawą austriackiego psychiatry Richarda von Kraffta-Ebinga (1840–1902), który w 1886 r. wydał dzieło zatytułowane „Psychopatia sexualis”. Zawarto w nim katalog seksualnych zaburzeń, wśród których znalazł się również masochizm – zachowanie polegające na czerpaniu podniecenia seksualnego w sytuacji, kiedy jednostka doznaje poniżenia, upokorzeń, a także kiedy zadaje się jej psychiczny i fizyczny ból.

Ebing opisał powyższe zaburzenie, zapoznawszy się z wydaną w 1870 r. książką von Masochazatytułowaną „Wenus w futrze” (Venus im Pelz). Autor streścił w niej doświadczenia będące pokłosiem umowy, którą zawarł 8.12.1869 r. z Fanny von Pistor. Para umówiła się, że von Sacher-Masoch przez sześć miesięcy będzie niewolnikiem kobiety. Zastrzeżono, że bez względu na to, co się stanie, umowa nie może zostać zerwana przez żadną ze stron. Na czas jej obowiązywania mężczyzna dobrowolnie zrzekał się wszystkich przysługujących mu praw i przywilejów, ale jego „pani” nie mogła wymagać od niego podejmowania działań, które mogły w oczach społeczeństwa dyskredytować go jako człowieka i obywatela. Co więcej, zobowiązywała się, że codziennie przez sześć godzin pozwoli mu na swobodną pracę oraz że nie będzie czytać jego listów i innych pism. W kontrakcie znalazła się również klauzula mówiąca o tym, że pani ma nosić futra tak często, jak to tylko możliwe – zwłaszcza kiedy będzie w kiepskim nastroju. Dalej napisano: „jeżeli nastąpi jakiekolwiek uchybienie, niedbałość czy obraza majestatu, pani może w dowolny sposób wymierzyć karę swemu niewolnikowi”.

Wkrótce po złożeniu podpisów para udała się pociągiem do Wenecji. Dalszy ciąg historii da się zrekonstruować jedynie na podstawie obscenicznego utworu, w którym epizody z życia wzięte poprzetykano literacką fikcją. Jedno jest wszakże pewne – po upływie terminu przewidzianego w umowie jej sygnatariusze rozstali się bez wzajemnych pretensji.

Jak to możliwe, że podobny dokument był ważny?! – wykrzykniemy zaskoczeni. Cóż, z punktu widzenia ówczesnego prawa oczywiście ważny nie był, co nie przeszkodziło otwartej na nowe wrażenia parze w rzetelnym dotrzymaniu zawartych w nim postanowień.

Podsumowanie

Różnica między dobrymi obyczajami a zasadami współżycia społecznego ma charakter jedynie semantyczny.

W obu przypadkach odwołujemy się bowiem do pewnego utrwalonego i powszechnie akceptowanego w społeczeństwie systemu wartości. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że eleganckie „dobre obyczaje” brzmią jednak o niebo lepiej niż zalatujące marksizmem „zasady współżycia społecznego”.

Na szczęście dobre obyczaje powoli zaczynają powracać do Ko­deksu cywilnego. W art. 3851 KC czytamy: „Postanowienia umo­wy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne)”. Kolejny przepis wyjaśnia: „Oceny zgodności postanowienia umowy z dobrymi obyczajami dokonuje się według stanu z chwili zawarcia umowy, biorąc pod uwagę jej treść, okoliczności zawarcia oraz uwzględniając umowy pozostające w związku z umową obejmującą postanowienie będące przedmiotem oceny” (art. 3852 KC). Pojęcie dobrych obyczajów pojawia się również w przepisie poświęconym nieuczciwemu prowadzeniu negocjacji (art. 72 § 2 KC). Niemniej zasady życia społecznego wciąż trzymają się mocno (poza wspomnianym art. 351 KC zob. chociażby art. 5 KC).

Tymczasem przykład Leopolda von Sachera-Masocha pokazuje, że przy zawieraniu umowy i jej wykonaniu najważniejsza jest „dobra wola” stron. Szokujący kontrakt, jaki zawarł z Fanny von Pistor, zachował się i z pewnością nie jest jedynym, który jeszcze dziś jest w stanie wprawić w osłupienie „normalnego” czytelnika. Odnalezienie innych tego rodzaju dokumentów dostarczyłoby nie tylko dalszych wrażeń, ale i dało asumpt do pogłębionych rozważań nad granicami zasady swobody umów. Temat niezwykle ciekawy, choć również niebezpieczny. Dla psychiki.


* Autor jest doktorem nauk prawnych, historykiem sztuki, adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 E. Gniewek (red.), Kodeks cywilny, t. I, Komentarz do artykułów 1–534, War­szawa 2004, s. 21–22.