Felietony

O prawniczej łacinie

Tekst pochodzi z numeru: 5 (125) maj 2011

Dr Maciej Jońca

W roku 2005 „Edukacja Prawnicza” przeprowadziła wśród swoich czytelników sondę na temat przydatności łaciny na studiach kształcących przyszłych koryfeuszy wymiaru sprawiedliwości. W sumie oddano 586 głosów, z czego najliczniejsza część (285 głosów) opowiedziała się za tym, by język ten był nauczany jedynie w wąskim zakresie (paremie i niezbędne zwroty prawnicze). Grupa ta nieznacznie wyprzedziła zwolenników pozostawienia nauczania łaciny bez zmian (243 głosy). Na szarym końcu uplasowali się natomiast nieprzejednani krytycy języka starożytnych Rzymian z postulatem całkowitego zaprzestania jego nauczania na studiach prawniczych (58 głosów). Tym samym starożytna mowa została przez uczestników sondy obroniona, choć kilka zasadniczych pytań odnośnie do celowości jej nauczania na wydziałach prawa wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Dlatego warto wrócić do tego problemu.

Skąd łacina w Polsce?

Marnym pocieszeniem dla współczesnych żaków niech będzie przypomnienie, że problemy z łaciną nieobce były już adeptom tej dyscypliny w wieku VI n.e. Wielki kodyfikator prawa rzymskiego Justynian Wielki (483–565), rozwiązawszy Akademię Platońską oraz zamknąwszy szkoły prawnicze w Aleksandrii i Cezarei, skoncentrował edukację prawniczą w Berycie (obecnie: Bejrut) oraz Konstantynopolu (obecnie: Stambuł). Mimo że grecki Wschód od wieków wykazywał wiele niechęci wobec języka łacińskiego, w obu tych ośrodkach na naukę łaciny położono duży nacisk. Nie spotkało się to z entuzjazmem przyszłych jurystów.

W Europie Zachodniej było nieco lepiej, choć można zapytać, co ma do tego Polska, skoro po Rzymianach zachowała się na naszych ziemiach garstka monet fałszywek, którymi przybysze znad Tybru płacili tu za najprawdziwszy bursztyn. W uzasadnieniu pominiemy fakt, że odprzyjęcia chrztu łacina przez wieki stanowiła niezawodne medium promieniowania na nasze ziemie kultury i cywilizacji europejskiej oraz że później była ona jednym z głównych atrybutów sarmacji. Warto natomiast stwierdzić, że od X w. stała się ona językiem wyłącznym w książęcych i królewskich kancelariach. Statuty Kazimierza Wielkiego (1310–1370), jedna z fundamentalnych kodyfikacji prawa dla ziem polskich, zostały sformułowane po łacinie. Podobnie rzecz się miała z licznymi późniejszymi przywilejami dla szlachty, przywilejami lokacyjnymi dla miast itd. Co się tyczy tych ostatnich, to naturalnie po łacinie prowadzono księgi miejskie. Wiele grodów przyjęło łacińskie motta, jak Semper Fidelis (zawsze wierny – Lwów) czyFidelitas et Constantia (wierność i stałość – Lublin).

Łacina stanowiła również język wykładowy na utworzonym w 1364 r. Uniwersytecie Jagiellońskim. W mowie tej słuchali wykładów z prawa studenci polscy studiujący za granicą, jakMikołaj Kopernik (1473–1543), Jan Zamoyski (1542–1605).

Język Cycerona odgrywał niebagatelną rolę w praktyce prawnej. O ile przed sądami i trybunałami w przedrozbiorowej Polsce posługiwano się polskim (expressis verbis fakt ten stwierdzono późno, bo w latach 1791 oraz 1792), to już do sporządzania akt sądowych wykorzystywano niemal wyłącznie łacinę. Dopiero w 1543 r. postanowiono, że dokumenty sądowe mogą być sporządzane nie tylko po łacinie, ale i po polsku. Pierwsze eksperymenty na tym polu nie przyniosły jednak zadowalających rezultatów. Kiedy w 1563 r. nakazano, by akta sądowe dla ziemi oświęcimsko-zatorskiej pisano wyłącznie po polsku, praktyka ta utrzymała się tylko do 1616 r., w którym wrócono do łaciny. Powszechnie język polski dla aktów sądowych w całym kraju wprowadzono w 1792 r.1

A potem?

Potem nadeszła epoka rozbiorów. Zaborców, co zrozumiałe, polskie uregulowania mało obchodziły. Do łaciny jednak byli mocno przywiązani. Do tego stopnia, że kiedy Józef II w 1811 r. ogłosił w języku niemieckim nowy kodeks cywilny dla Austrii (ABGB), nie wszyscy przyjęli ten krok z zachwytem. Josef Winiwarter (1780–1848), jeden z najwybitniejszych austriackich cywilistów, który w latach 1806–1828 wykładał prawo cywilne we Lwowie, przetłumaczył nową kodyfikację na łacinę (Corpus civilis universalis, 1812), gdyż uznał, że w tej formie będzie bardziej przystępna.

W Niemczech, a tym samym w zaborze pruskim, dominującą rolę łaciny zakończyło uchwalenie w 1896 r. kodeksu cywilnego dla niemieckiej Rzeszy (BGB). Wiernym depozytariuszem prawniczej łaciny na polskich ziemiach pozostał natomiast Kościół katolicki. Wpływ na ten stan rzeczy miał w dużej mierze fakt, że Corpus Iuris Canonici z 1917 r. ogłoszony został w tradycyjnym języku Kurii Rzymskiej.

Niemniej kiedy w 1918 r. „wybuchła niepodległość”, posługiwanie się łaciną w organach związanych z wymiarem sprawiedliwości było już odległym wspomnieniem. Wciąż istniały jednak świetne gimnazja klasyczne, w których nauczano tego języka na bardzo wysokim poziomie. Wykładów po łacinie mogli słuchać również studenci prawa kanonicznego. Na przykład w okresie międzywojennym na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim szereg zajęć (w tym prawo rzymskie) dla księży odbywał się właśnie w tym języku. W ówczesnych realiach cytowanie klasyków czy wykorzystywanie łacińskich paremii w praktyce prawnej nikogo nie dziwiło. Przeciwnie – należało do dobrego tonu.

Co nam to dało?

Łacinie zawdzięcza polska terminologia prawnicza bardzo wiele. Wspomniane wyżej statutyKazimierza Wielkiego zostały sformułowane po łacinie. Członkowie komisji kodyfikacyjnej, spośród których warto wymienić arcybiskupa Jana Bogorię ze Skotnik, Jana ze Strzelcy orazJana Suchywilka, oddali w tym języku szereg rodzimych instytucji prawnych. Sto lat później, w 1449 r., ksiądz Świętosław z Wojcieszyna przetłumaczył „Statuty” na polski, wprowadzając do rodzimej terminologii prawniczej szereg latynizmów.

Podobnie kiedy w XIX w. postanowiono przetłumaczyć na język polski Kodeks Napoleona (1804), tłumacze napotkali na nie lada przeszkodę. Oto okazało się, że prawnicza polszczyzna jest zbyt uboga w specjalistyczną terminologię. Zdecydowano się więc sięgnąć do prawa rzymskiego – ergo znowu do łaciny.

Skutki tego stanu rzeczy odczuwamy do dnia dzisiejszego. Kiedy więc na przykład mówi się o: abolicji, aborcji, abrogacji, absencji, absolucji, absolutorium, umowach adhezyjnych, akcesoryjności, umowach aleatoryjnych, alienacji, aukcji, delacji, depozycie, derelikcji, dezalienacji, domicylu wekslowym, dylatoryjności, ekspektatywach, ekspulsji, eksterytorialności, ekstradycji, emisji, ewaluacji, ewikcji, firmie, formularzu, fundacji, globalizmie, testamencie holograficznym, immisjach, indosie, intercyzie, sądowej interdykcji, kognicji, kolizji, konsensie, konstytucji, kontrasygnacie, korporacji, korupcji, naturalizacji, nomenklaturze, normie, nupturientach, obligatoryjności, peremptoryjności, plagiacie, preambule, prejudycjalności, probacji, prohibicji, prokuratorii, promulgacji, prowokacji, regla­mentacji, rekognicji, reparacji, repatriacji, sekularyzacji, subsydiarności, tabeli, terminach, testyfikacji, transakcji, utylitaryzmie, wadium czy wadimonium, warto pamiętać, że wszystkie są terminami pochodzenia łacińskiego.

To zresztą jedynie skromna część potężnego zbioru terminów zbudowanych na łacińskim fundamencie. J. Boć umieszcza je wśród „prawniczych wyrazów trudnych”2. Cóż, gdyby łacina nadal była przedmiotem obowiązkowym przynajmniej w liceach, z pewnością aż tak trudne by nie były.

W polskim środowisku prawniczym otacza się łacinę jako takim szacunkiem, o czym świadczyszereg nazw kancelarii prawnych zarejestrowanych na terenie naszego kraju.

Oto wybrane przykłady: Advocatus (obrońca), Agnosco (poznaję), Amicus (przyjaciel), Animus(duch, dusza), Astra (gwiazda), Bona Fides (dobra wiara), Causa (sprawa), Codex (kodeks),Cognitor (reprezentant), Consensus (porozumienie), Contractus (umowa), Credo (wierzę),Custodia (kuratela), Iudex (sędzia), Ius (prawo), Iustus (zgodny z prawem), Forum (forum, sąd),Glossa (glosa), Legitimus (legalny), Lex (ustawa), Legatus (wysłannik), Prudentia (roztropność), Silex (skała), Vindex (poręczyciel), Vis Legis (siła prawa).

Wiele innych, o których lepiej nie pisać (wszak mowa o kancelariach prawnych), również korzysta z nazw łacińskich, które jednakowoż zostały napisane z błędami stylistycznymi lub wręcz ortograficznymi. Zdarzają się również koszmarne hybrydy łacińsko-angielskie, łacińsko-polskie oraz łacińsko-bliżej nieznane. Ech, gdyby łacina nadal była przedmiotem obowiązującym przynajmniej w liceach…

Kto jeszcze tego używa?

A.W. Mikołajczak, autor świetnej rozprawy poświęconej roli, jaką łacina odegrała i odgrywa w Polsce, kompleksowo scharakteryzował obszary recepcji tego języka w naszym kraju3. Zapomniał wszakże o jednej sferze przenikania, co ciekawe, pozostającej w ścisłym związku z wymiarem sprawiedliwości. Andrzej Szczeklik, lekarz, akademik i miłośnik rzeczy ładnych, w następujący sposób opisuje spotkanie z pewnym pacjentem: „Jestem na wizycie. Podchodzę do łóżka. Pielęgniarka odsłania kołdrę. Pokazuje mi się mocno zbudowany mężczyzna. Całe ciało ma pokryte tatuażem – od szyi do paznokci u stóp. Nagie postacie kobiecie opływają girlandy sentencji, arabeski wersów. Wszystkie po łacinie, pulsują rytmem. »Ars amandi« i »Metamorfozy« Owidiusza, »Ody« Horacego. Czytam na skórze szkolne lekcje sprzed dziesiątek lat. Nasz pacjent wyszedł niedawno z więzienia. Przesiedział dwa lata w celi z doktorem filologii klasycznej, który zajął się jego ciałem. Przykładam stetoskop nad serce. A tam Horacy: Mutato nomine de te fabula narratur (Pod zmienionym imieniem o tobie mówi ta bajka). Nomen, nominis– myślę, która to deklinacja? Trzecia czy czwarta? Nie jestem pewny, nie mogę się skupić. Rytm heksametru zaczyna mi przesłaniać rytm serca. »Przyjdę do pana później« – mówię choremu. On nie okazuje zdziwienia. Jasna sprawa, chcę mieć więcej czasu, by podziwiać jego tatuaż”4.

Pacjent profesora Szczeklika dostał się w ręce specjalisty. Wystarczy jednak otworzyć niezwykle kształcące opracowanie pt. „»Dziara«, »cynkówka«, »kolka« – zjawisko tatuażu więziennego”, by przekonać się, że łacińskie frazy i określenia (najczęściej przepisywane z błędami) nadal cieszą się popularnością wśród skazanych5.

Wśród sentencji mających charakter, powiedzmy, ogólnoinstruktażowy, jak: „homo sum” (jestem człowiekiem), „dux hell” (książę piekła; swoją drogą niezłe złożenie), „vide cul fide” (właściwie:vide cui fides – patrz komu ufasz) czy „alea asta est” (właściwie: alea iacta est – kości zostały rzucone), znaleźć można również powiedzenia niezwykle popularne w świecie prawniczym, jak „pacta sunt servanda” (tym razem, o dziwo, „wydziargane” bez błędu).

Podsumowanie

O tym, że języki klasyczne przeżywają we współczesnej Polsce poważny kryzys, wie każdy. Na łamach „Edukacji Prawniczej” z października 2005 r. zwracał już uwagę na ten problem W. Szafrański6. Osiem miesięcy nauki łaciny na pierwszym roku studiów prawniczych to żałosny półśrodek, choć uniwersytetom należy powiedzieć: „Wielkie dzięki i za to”. Ministerstwu Edukacji Narodowej zaś wykrzyczeć: „Kto ma oczy, niechaj patrzy!”. A jest na co. Studenci uczą się łacińskich zwrotów i paremii, a potem zdają je (bo bywa i tak) celująco, ale bez większego zrozumienia. Fraza wypowiedziana po łacinie na sali sądowej, zamiast spodziewanego uznania, wywołuje dziś raczej konsternację otoczenia. Podobnie rzecz ma się z salą sejmową. A jednak potrzebę zmiany tego stanu rzeczy przez ponowne wprowadzenie łaciny do szkół dostrzega niewielu. W tych warunkach język, który przez tyle wieków stanowił spoiwo europejskiej kultury (nie tylko prawnej), znajduje się w agonii. Jeśli tak dalej pójdzie, zupełnie odejdzie w niebyt. W więzieniach proces ten potrwa oczywiście trochę dłużej. Tam wszelkie nowe trendy ze zrozumiałych względów docierają później.


* Autor jest doktorem nauk prawnych, historykiem sztuki, adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 J. Rafacz, Dawny proces polski, Warszawa 1925, s. 36. Zob. również J. Axer, Łacina jako drugi język narodu szlacheckiego Rzeczpospolitej [w:] J. Axer (red.), Łacina jako język elit, Warszawa 2004, s. 151–154.

2 Zob. J. Boć (red.), Prawniczy słownik wyrazów trudnych, Łódź 2005.

3 A.W. Mikołajczyk, Łacina w kulturze polskiej, Wrocław 2005.

4 A. Szczeklik, Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny, Kraków 2007, s. 17.

5 S. Przybyliński, „Dziara”, „cynkówka”, „kolka” – zjawisko tatuażu więziennego, Kraków 2007, s. 18, 44, 45, 47.

6 W. Szafrański, Latine scire – znać łacinę, EP 2005, Nr 10 (73), s. 25–26.