Prawo w filmie

Dwunastu gniewnych ludzi

Tekst pochodzi z numeru: 02 (158) Luty 2015

Adw. Jacek Dubois

Każdy ma marzenia. Moje to czapka niewidka. Z nią na głowie mógłbym pojawiać się w sądzie i niezauważony przysłuchiwać się naradzie sędziów nad wyrokiem. Zgodnie z procedurą narada jest tajna. Nie tylko nie możemy w niej uczestniczyć, ale również dowiedzieć się, jak przebiegała. Przebieg narady i głosowania jest tajny, a zwolnienie od zachowania tajemnicy jest niemożliwe. Tajemnica sali narad jest tak samo silnie strzeżona jak tajemnica spowiedzi czy tajemnica obrończa. Nikt, w żadnych okolicznościach, nie może zmusić sędziego do wyjawienia, w jakich okolicznościach doszło do uzgod­nienia wyroku.

Uzasadnienie wyroku

Obrońca wygłosił przemówienie zawierające wiele argumentów, nie zawsze jednak wie, w jaki sposób wpłynęły one na werdykt sądu, czy przekonał sędziów swoim wystąpieniem, czy też sąd już wcześniej zdecydowany był na takie rozstrzygnięcie. Czy był przekonujący, czy też jego argumenty nie wpłynęły na decyzje sądu? Temida potrafi być zwodnicza. Wielokrotnie widziałem radość na twarzach obrońców, gdy sąd wydawał korzystny dla ich klientów wyrok, po czym z uzasadnienia wynikało, że o takim rozstrzygnięciu wcale nie zadecydowały argumenty podniesione w końcowym wystąpieniu.

Uzasadnienie wyroku powinno przedstawiać tok myślenia sądu przy jego wydawaniu. Nie musi jednak wskazywać, jakie argumenty przekonały sąd do takiego rozstrzygnięcia.

Zdarza się, że pisemne uzasadnienie nie odzwierciedla rzeczywistego toku myślenia sądu. Swego czasu opisano w mediach sprawę, w której sąd po wydaniu wyroku zlecił napisanie uzasadnienia aplikantowi, młody człowiek zaś scedował to zadanie na osobę trzecią. A więc projekt uzasadnienia nie został sporządzony przez sędziego, który wydał wyrok, a autor nie znał nawet argumentów podnoszonych przez strony w swoich wystąpieniach. Jak widać, takie rzeczy się zdarzają.

A przecież adwokat to profesjonalista, którego praca polega na przekonywaniu do swoich racji, i żeby ocenić własną skuteczność, musi wiedzieć, jak jego argumentacja wpłynęła na końcowe rozstrzygnięcie. Bez tej informacji nie wie, na ile w sprawie zatriumfował jego profesjonalizm, a na ile wyrok jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności niezwiązanych z pracą obrończą. A jeśli przekonał sąd, to które argumenty o tym zadecydowały, które zaś okazały się nieistotne. Jeśli zaś przegrał, to czy jego argumenty okazały się istotne, wywołały wątpliwości sądu, czy też sam błędną argumentacją przyczynił się do porażki.

Praca adwokata to nieustające samodoskonalenie. Chcemy wiedzieć, jaka argumentacja czy jakie zachowania na sali sądowej wzmacniają naszą skuteczność, a jakie ją osłabiają. Dlatego zarówno dla obrońcy, jak i dla prokuratora tak cenna byłaby wiedza o naradzie, podczas której podejmowana jest decyzja o wyroku.

W jaki sposób obraduje sąd? Czy w głowach sędziów rozstrzygnięcie zapada już po przeczytaniu akt, czy pozostają oni bezstronni do czasu wygłoszenia końcowych wystąpień przez strony procesowe? Czy o wyniku decydują tylko aspekty merytoryczne, czy też prywatne sympatie lub antypatie sędziów?

Film, o którym opowiem, zaczyna się w momencie, gdy sędziowie przysięgli opuszczają salę sądową i udają się do pokoju narad. Nie oglądamy zeznań świadków, wystąpienia prokuratora, przemówień obrońcy. O tym, jak przebiegała rozprawa, dowiemy się z rozmów przysięgłych dyskutujących nad wyrokiem.

Sympatia do strony a wyrok

„Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Sidneya Lumeta pokazuje to, co niedostępne dla zwykłego śmiertelnika, a nawet adwokata i prokuratora. Akcja rozgrywa się w sali narad, w której obraduje ława przysięgłych mająca podjąć decyzję w sprawie zabójstwa. To zakulisowa relacja z tego, jak dochodzi do wydania wyroku. Przed rozpoczęciem narady przysięgli dostają ostatnie instrukcje od sędziego. Jeśli będą mieli uzasadnione wątpliwości co do winy oskarżonego, powinni wydać wyrok uniewinniający, w przypadku braku takich wątpliwości – powinni go skazać.

– Panowie, ciąży na was wielka odpowiedzialność – kończy swoje wystąpienie sędzia.

Gdy przysięgli zostają sami, okazuje się, że bardziej interesują ich prawnicy, którzy występowali w sprawie, niż same dowody.

– Co pan sądzi o oskarżycielu? – pada pytanie.

– Myślę, że był naprawdę ostry. Sposób, w jaki przedstawiał szczegóły…

Prawnicy zawsze są oceniani przez składy sędziowskie. Jedni irytują, inni wzbudzają sympatię. Czy te oceny przekładają się na końcowe orzeczenie? Teoretycznie oczywiście nie powinny. Znaczenie winny mieć jedynie argumenty merytoryczne. A jak jest w istocie? Czy zdarza się, że sympatia lub antypatia dla którejś ze stron procesowych przekłada się na łagodniejszy lub surowszy wyrok? Argumentacja strony, którą sąd darzy sympatią, może być łatwiejsza do przyjęcia niż głos prawnika, którego wypowiedzi sąd irytują. Dla niektórych sędziów argumenty przedstawiane przez strony nie mają żadnego znaczenia, bo oni już zdecydowali o winie lub niewinności oskarżonego. Oto fragment rozmowy przysięgłych:

– Prawnicy mówią i mówią o niczym, nawet jak sprawa jest tak oczywista jak ta.

– Myślę, że to ich obowiązek.

Głosowanie nad wyrokiem

Przysięgli przystępują do pierwszego głosowania nad wyrokiem. Ich werdykt musi być jednomyślny, w przeciwnym razie ława przysięgłych zostanie rozwiązana. Tu system amerykański różni się od polskiego.

W polskiej procedurze do wydania wyroku nie jest konieczna jednomyślność. Głosowanie nad wyrokiem odbywa się w ten sposób, że najpierw głos zabierają ławnicy według ich wieku, od najmłodszego, a następnie sędziowie według starszeństwa służbowego. Chodzi o to, żeby osoby młodsze nie sugerowały się opiniami innych, lecz przedstawiły swój własny pogląd. Orzeczenie zapada większością głosów. Jeśli zdania są podzielone, tak że żadne z nich nie uzyska większości, zdanie najmniej korzystne dla oskarżonego przyłącza się do tego najbardziej doń zbliżonego, aż do uzyskania większości. Przy podpisywaniu wyroku sędzia, który się z nim nie zgadza, ma prawo zaznaczyć na orzeczeniu swoje zdanie odrębne, podając, w jakiej części, jakiej części i w jakim kierunku kwestionuje orzeczenie.

Wydaje się, że w filmowej sali narad nikt nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego. Przewodniczący odczytuje kolejne kartki z werdyktem „winny”. Na sam koniec – jeden głos za uniewinnieniem. Choć wynik głosowania wynosi 11 do 1 na korzyść orzeczenia o winie, wyrok nie może zapaść. Musi być jednomyślność, ktoś kogoś musi zatem przekonać. Przysięgli starają się dowiedzieć, co spowodowało, że jeden z nich głosował za niewinnością.

– Naprawdę myśli pan, że jest niewinny?

– Nie wiem, chcę o tym porozmawiać.

– Jedenastu z nas twierdzi, że jest winny. Nikt oprócz pana nie chce o tym rozmawiać.

– Przy jedenastu głosach za skazaniem trudno podnieść rękę i wysłać chłopaka na śmierć bez przedyskutowania tego.

Argumenty za skazaniem

Przysięgli zastanawiają się, jak doprowadzić do jednomyślnego rozstrzygnięcia. Decydują się przedstawić swoje argumenty za skazaniem, żeby przekonać mężczyznę o odrębnym poglądzie, że to oni mają rację. Każdy z przysięgłych ma powiedzieć, dlaczego uważa oskarżonego za winnego. To chyba najlepszy moment w filmie, pokazujący, jak różną drogą mogą podążać ludzkie myśli i jak różne zdarzenia czy argumenty mogą wpływać na decyzje. Kilkunastu mężczyzn, a każdy z nich do takiego samego wniosku dochodzi za pośrednictwem innej metody logicznej.

Poznanie sposobu myślenia członków składu orzekającego to najważniejsza informacja dla prawnika – daje mu możliwość dobrania takich argumentów, które przekonają konkretnego sędziego. Najlepszą metodą jest czytanie wydawanych przez niego orzeczeń. Pozwala bowiem poznać sposób jego myślenia, a w konsekwencji na dobranie takiej argumentacji, która dla owego sędziego będzie w rozstrzyganej sprawie przekonująca.

W filmie pierwszy z przysięgłych nie potrafi racjonalnie podać racji, które przekonały go do winy oskarżonego.

– Po prostu myślę, że jest winny. Wydawało mi się to oczywiste od samego początku. Nikt nie udowodnił, że tak nie jest.

Wypowiedź ta świadczy o ignorancji prawnej przysięgłego. Nie słuchał pouczeń sędziego. Podstawową zasadą prawa karnego jest, że oskarżony nie musi dowodzić swojej niewinności, to jemu należy dowieść winę. Dlatego ławnicy strofują niekompetentnego kolegę.

– Nikt tego nie musi udowadniać. To zadanie oskarżyciela. Oskarżony nawet nie musi otwierać ust.

Ten przysięgły nie analizuje dowodów i w ocenie sprawy nie kieruje się logiką. Opiera się na ogólnym wrażeniu. Na taką ocenę składa się zapewne zarówno wygląd oskarżonego, jak i sposób, w jaki zeznaje. Zatem o wyniku sprawy często decydować mogą nie tylko dowody, ale i wrażenie, jakie pozostawi po sobie oskarżony. To istotna informacja dla prawnika. Przygotowując obronę, nie można skupić się jedynie na analizie dowodów i argumentacji prawnej. Adwokat odpowiada także za wrażenie, jakie pozostawi po sobie klient. Powinien zasugerować mu, jak ma się ubrać i jak zachowywać na sali sądowej. A także pomóc w przygotowaniu wyjaśnień, tak by brzmiały wiarygodnie.

Drugi z przysięgłych oświadcza, że do tej sprawy nie ma żadnego osobistego stosunku, a co do winy przekonały go zgromadzone dowody, które zaczyna analizować. Dopiero dzięki niemu poznajemy szczegóły sprawy, nad którą obraduje ława przysięgłych.

Osiemnastolatek zostaje oskarżony o zabójstwo ojca. Prokurator dowodzi, że po tym, jak został uderzony przez ojca, chłopak wybiegł z domu, kupił nóż sprężynowy i około północy wrócił do domu, by zadać mu śmiertelny cios w klatkę piersiową. Chłopak nie przyznaje się do winy, twierdząc, że po kłótni z ojcem istotnie kupił nóż, który potem zgubił. W czasie, gdy dokonano zabójstwa ojca, był w kinie, jednak nie potrafi przypomnieć sobie nazwy filmu. Wrócił do domu po nocnym seansie około trzeciej w nocy i został zatrzymany przez policję. Nikt nie może potwierdzić jego alibi.

Prokurator dla wykazania winy chłopca przedstawił następujące dowody. Zeznania sąsiada z mieszkania poniżej, starszego mężczyzny, który stwierdził, że dziesięć minut po dwunastej z mieszkania powyżej usłyszał odgłos awantury. Oskarżony, którego głos rozpoznał, krzyknął „zabiję cię”, po czym sekundę później usłyszał, jak ciało upada na ziemię. Słyszał, że sprawca trzaska drzwiami i zbiega po schodach. Wtedy sam podbiegł do drzwi i zobaczył oskarżonego na schodach. Jest pewien swojego rozpoznania. Zadzwonił po policję, która znalazła ofiarę.

Kolejny dowód to zeznania sąsiadki z naprzeciwka. Widziała przez okno zabójstwo i rozpoznała oskarżonego, którego znała. Tego dnia leżała w łóżku, nie mogąc zasnąć. Dziesięć minut po północy spojrzała przez okno i zobaczyła, jak oskarżony uderzył nożem ojca. Widziała to przez okna przejeżdżającej w chwili zabójstwa między domami kolejki. Nie było w niej pasażerów, a światło się nie świeciło, dzięki czemu mogła zobaczyć to, co działo się w oknie naprzeciwko. Zdaniem przysięgłego te dowody są niepodważalne, a ich analiza prowadzi do wniosku, że to oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu.

Według kolejnego przysięgłego za winą chłopca przemawiają jego niewiarygodne zeznania. Fakt, że nie potrafił w śledztwie wskazać tytułu filmu, na którym był, ani obsady, przemawia za tym, że kłamie, a więc jest winny. Następny wskazuje na motyw, bo bez motywu nie ma sprawy. Oskarżony miał motyw, bo wcześniej kłócił się z ojcem i został przez niego uderzony. Zabił, bo chciał się zemścić. Ten argument wywołuje dyskusję. Chłopak był wcześniej bity wielokrotnie, przywykł już do tego. Zatem dlaczego tym razem miałby reagować w ten sposób? Czy dwa uderzenia mogły sprowokować go do popełnienia morderstwa? Przysięgli uważają, że mogły przeważyć szalę, bo każdy ma granicę wytrzymałości.

Rola sądu

Czy te argumenty przekonały przysięgłego głosującego za niewinnością do zmiany zdania? Mężczyzna przyznaje, że jeśli weźmie się pod uwagę zeznania świadków, chłopak wygląda na winnego. Nadal ma jednak wątpliwości. Jego zdaniem nic nie jest pewne. W czasie procesu miał wiele pytań, których nie mógł zadać, zaś obrońca nie przyłożył się zbytnio do tej sprawy. Nie przesłuchał dokładnie świadków, a wiele kwestii pominął.

Ten fragment dotyczy jednego z najpoważniejszych sporów toczonych pomiędzy prawnikami: jak powinna wyglądać rola sądu w trakcie procesu. Czy powinna mu przysługiwać inicjatywa dowodowa i prawo do zadawania pytań świadkom, czy też praw tych powinien być pozbawiony? W amerykańskiej procedurze rozstrzygnięcie jest jednoznaczne. Sąd ma być niemym obserwatorem toczących się na sali sądowej wydarzeń. Nie może z urzędu ani dopuszczać dowodów, ani zadawać pytań świadkom. Decyduje jedynie o dopuszczeniu bądź niedopuszczeniu dowodów.

W polskiej procedurze karnej wygląda to inaczej. Sędziowie na równi ze stronami mają prawo do zadawania pytań świadkom, jak również sąd z urzędu może dopuszczać wszelkie dowody, które w jego ocenie będą służyły wyjaśnieniu sprawy. Zmiana procedury karnej, która będzie obowiązywała od 1.7.2015 r., ma te zasady częściowo zmienić. Aktywny dotychczas sąd zamieni się w niemego i biernego obserwatora.

Zasady te nie będą jednak tak jednoznaczne jak w procedurze amerykańskiej, bowiem ustawodawca pozostawił pewne furtki. W szczególnie uzasadnionych wypadkach sąd uprawniony będzie do zadawania pytań i podejmowania z urzędu inicjatywy dowodowej. Pozostaje tylko pytanie, czy wyjątki przewidziane przez ustawodawcę pozostaną wyjątkami, czy też staną się regułą.

Które z tych rozwiązań jest lepsze? Oczywiście nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Oba mają swoich zwolenników i przeciwników. Zwolennicy obecnej procedury twierdzą, że daje ona większą możliwość dotarcia do prawdy materialnej, bowiem sąd może pozyskać te dowody, które pominęli adwokat i obrońca. Czy nie jest to jednak przejaw braku zaufania do profesjonalizmu stron procesowych, wynikający z przekonania, że tylko uczestnictwo sądu w procedurze dowodowej może doprowadzić do prawidłowego rozstrzygnięcia?

Z kolei zwolennicy bierności sądu są zdania, że obowiązujące dotąd prawo sądu do zadawania pytań i dopuszczania dowodów skutkuje tym, że w istocie dąży on do udowodnienia własnej koncepcji i przeprowadza dowody mające temu służyć. A to jest sprzeczne – dodają – z zasadą bezstronności sądu. Przecież aktywny procesowo sąd przestaje być bezstronnym obserwatorem, gdy stara się narzucić własną koncepcję lub wspomaga procesowo jedną ze stron: tę, której argumenty są mu bliższe.

Jestem zwolennikiem zmiany istniejącej procedury. Strony występujące w postępowaniu mają takie same kompetencje zawodowe jak sąd, powinny więc podołać obowiązkowi dotarcia do wszystkich istotnych dowodów. Sąd ma się koncentrować na ocenie dowodów, a nie poszukiwać ich wspólnie ze stronami. Daje to większe gwarancje wydania bezstronnego orzeczenia.

Ale od tej reguły będą wyjątki, a to zawsze daje pole do interpretacji. Po pierwsze – czy strony procesowe będą przeświadczone o tym, że mogą liczyć tylko na siebie? Po drugie – czy nie grozi nam to, że każdy sędzia będzie prowadził inną politykę? Przecież jeden może konsekwentnie milczeć, inny zaś uznać, że jego obowiązkiem jest służenie sprawiedliwości swoją wiedzą i doświadczeniem. A wówczas stanie się aktywnym uczestnikiem procesu. Poszczególne sale sądowe będą jak odrębne księstwa rządzące się własnymi prawami, co w konsekwencji doprowadzi do chaosu i niejednolitości orzecznictwa. Ustawodawcy zabrakło wiary w prawników i konsekwencji.

Powinno się zadawać tylko te pytania, na które zna się odpowiedzi

Wróćmy do filmowej sali narad. Przysięgły, który głosował za uniewinnieniem, po raz pierwszy ocenia zachowanie obrońcy.

– Wydaje mi się, że obrońca nie przyłożył się zbytnio do tej sprawy. Nie przesłuchał dokładnie świadków, wielu pytań nie zadał.

– Jakich pytań? – wtrąca inny przysięgły. – Skoro ich nie zadał, to znaczy, że znał odpowiedzi.

– Gdybym był tym dzieciakiem, prosiłbym o innego prawnika. Chciałbym, aby mój obrońca nie pozostawił suchej nitki na oskarżycielu, a przynajmniej żeby próbował.

Jak zatem powinien zachowywać się adwokat na sali rozpraw? Każdy klient najchętniej widziałby swojego obrońcę jako pewnego siebie prawnika, biorącego świadków w krzyżowy ogień pytań i wykazującego ich nieprawdomówność. Rzeczywistość sal sądowych nie jest jednak tak widowiskowa jak w filmach. Możliwość zadawania pytań świadkom to broń obosieczna – korzystanie z niej może przynieść tyle samo szkody co pożytku. Nieprzemyślane pytanie może przesądzić o skazaniu klienta, dlatego z narzędzia tego należy korzystać z umiarem.

Adwokaci mawiają, że powinno się zadawać tylko te pytania, na które zna się odpowiedzi. Z pozoru to mądra zasada, jednak nie zawsze prowadząca do sukcesu. Działając w ten sposób, nie zaszkodzimy klientowi, ale nie zawsze mu pomożemy. Praca adwokata polega nie tylko na nieszkodzeniu, ale również na zdobywaniu nowych dowodów mogących wykazać niewinność oskarżonego. To zaś wymaga zadawania pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Jeśli sprawa jest dobra dla klienta, możemy ją jeszcze poprawić, ale przez naszą dociekliwość możemy też znacznie ją pogorszyć.

W bufetach sądowych często słyszy się opowieści o adwokatach, którzy zadali o jedno pytanie za dużo. Dlatego gdy materiał dowodowy przemawia na naszą korzyść, eksperymentowanie nie wydaje się najlepszym pomysłem. Inaczej jest, gdy wszystkie dowody świadczą przeciwko klientowi. Jego sytuację trudno pogorszyć, zawsze zaś można uzyskać nowe informacje, które pozwolą zdyskredytować, dotychczas wiarygodne, dowody.

W sprawie, nad którą obradują przysięgli, dowody przemawiają przeciwko oskarżonemu, zatem pomóc mu może tylko aktywność obrońcy. Brak profesjonalizmu obrony dostrzegł jeden z przysięgłych i głosował przeciw skazaniu, chcąc sprowokować pozostałych do wnikliwszej analizy dowodów.

Przy tak biernym obrońcy korzystniejsze dla sprawy byłoby aktywne uczestniczenie sędziów w procesie, czyli możliwość zadawania przez nich pytań.

Sytuacja z filmu – że adwokat nie pomaga – to wyjątek od reguły. Wydawałoby się, że obrońca, który odebrał stosowne wykształcenie, będzie profesjonalistą potrafiącym właściwie przedstawić argumenty osłabiające dowody oskarżenia. Ponieważ jednak nie znalazł on argumentów na korzyść oskarżonego, przysięgły sam zaczyna analizować materiał dowodowy.

Ostrożność w stosunku do dowodów

Nóż, który oskarżony kupił kilka godzin wcześniej, jest identyczny z tym, jaki znaleziono w ciele ofiary. Sprzedawca rozpoznał go i stwierdził, że był to wyjątkowo rzadki model, jedyny egzemplarz, jakim dysponował. Dla pozostałych przysięgłych sprawa jest przesądzona.

– Zdarzają się zbiegi okoliczności – przekonuje przysięgły.

– A ja twierdzę, że nie – ripostuje inny.

Przysięgły wyjmuje z kieszeni taki sam nóż jak ten, którym zabito ofiarę.

– Kupiłem go wczoraj w lombardzie na tej samej ulicy, na której mieszka ten dzieciak – informuje zdumionych kolegów.

Udowadnia zatem, że ów wyjątkowy, jak sugerowano, nóż nie tak trudno zdobyć.

Oto nauka, jak ostrożnie trzeba podchodzić do dowodów. Zbiegi okoliczności wprawdzie nie zdarzają się często, jednak się zdarzają. W „Stuleciu detektywów” Jürgen Thorwald opisuje proces toczący się przed angielskim sądem. Do mężczyzny idącego londyńską ulicą podbiegła kobieta, która uwiesiwszy się jego ramienia, wezwała policję, twierdząc, że jest on oszustem. W komisariacie oświadczyła, że mężczyzna jest jej narzeczonym, któremu powierzyła wszystkie swoje oszczędności. Miał kupić dla nich mieszkanie, ale zniknął. Teraz, po kilku miesiącach, spotkała go przypadkowo na ulicy. Mężczyzna zaprzeczał, twierdząc, że kobietę widzi po raz pierwszy w życiu, zaś w czasie, gdy miał popełnić zarzucane mu czyny, pracował jako inżynier w kopalni w Ameryce Południowej. Został zatrzymany, a jego wizerunek opublikowano w prasie w celu sprawdzenia, czy nie ma innych pokrzywdzonych. Zgłosiło się jeszcze kilkanaście kobiet twierdzących, że zostały oszukane w taki sam sposób. W zatrzymanym rozpoznały swojego narzeczonego. Wobec takich dowodów proces był formalnością. Mężczyzna został skazany na wieloletnie więzienie.

Po jego wyjściu na wolność scena sprzed skazania powtórzyła się. Znowu na ulicy podbiegła do niego kobieta twierdząca, że po zaręczynach uciekł z jej majątkiem. Mężczyzna został ponownie zatrzymany. I tym razem zgłosiły się kolejne pokrzywdzone, które go rozpoznały. Nie mógł jednak popełnić zarzucanych mu oszustw, bowiem w tym czasie przebywał w więzieniu. Sprawcą musiał być ktoś inny. Postanowiono jeszcze raz przeanalizować jego wcześniejszą sprawę i okazało się, że w czasie, gdy miał dokonać oszustw, rzeczywiście, jak od początku twierdził, pracował w Ameryce Południowej. Kilka miesięcy później zatrzymano prawdziwego sprawcę, bliźniaczo podobnego do owego mężczyzny. Podobieństwo było tak duże, że przy rozpoznaniu myliły się nawet kobiety, które były z nim zaręczone.

Przypadki zatem zdarzają się, a przy ocenie dowodów nietrudno o pomyłkę. Jeśli czasem nie potrafią się zidentyfikować narzeczeni, to ile wątpliwości może budzić rozpoznanie osoby, którą widziało się przez kilka sekund.

Wątpliwości w procesie

Filmowi przysięgli analizują kolejne dowody. Dla oskarżenia najistotniejsze są dwa. Pierwszy to zeznanie staruszka, który twierdził, że słyszał krzyk chłopca: „zabiję cię”, potem odgłos upadającego ciała, a następnie uciekającego po schodach oskarżonego. Drugi – zeznanie kobiety, która leżąc w łóżku, widziała, jak chłopak uderza ojca nożem. Przysięgły zaczyna je analizować. Kolejka przejeżdżała bardzo blisko okna budynku, w którym dokonano morderstwa. Świadkowie mówili, że było to na wyciągnięcie ręki. Przejazd pociągu wywołuje hałas. Zgodnie z zeznaniem kobiety do morderstwa doszło, gdy kolejka akurat przejeżdżała, bo to przez jej okna widziała cios zadany nożem. Zdaniem staruszka okrzyk „zabiję cię” padł na sekundę przed upadkiem ciała, czyli w czasie, gdy wagony przejeżdżały pod oknem. Czy w tych warunkach mógł on usłyszeć przez okno krzyk dochodzący z mieszkania powyżej? Czy mógł rozpoznać głos chłopaka, a potem odgłos upadającego ciała? Ci z przysięgłych, którzy mieszkają w podobnych warunkach, uznają, że to niemożliwe.

Pojawia się zatem pierwsza wątpliwość. Czy mężczyzna rzeczywiście to wszystko słyszał, czy też była to jedynie autosugestia pozwalająca zyskać uwagę publiczności zgromadzonej w sądzie? Ten sam świadek zeznał, że zaraz po zdarzeniu, piętnaście sekund później, stanął w otwartych drzwiach i widział zbiegającego po schodach chłopca. Czy ta relacja jest prawdopodobna?

Przysięgli przypominają sobie świadka: to stary mężczyzna powłóczący nogą. Czy był w stanie w tak krótkim czasie dotrzeć do drzwi? Odtwarzają rozkład jego mieszkania i robią eksperyment. Przebycie tej drogi powinno mu zająć ponad czterdzieści sekund. Świadek zeznał, że po upadku ciała od razu usłyszał, że ktoś biegnie. Zanim dotarłby do drzwi, po chłopaku nie byłoby już śladu. Zatem jego relacja okazuje się całkowicie niewiarygodna. Ława przysięgłych ponownie robi głosowanie. Tym razem stosunek głosów wynosi 6 do 6.

Pozostaje jednak dowód z zeznań kobiety, która widziała zbrodnię. Od dwudziestej trzeciej była w łóżku. Nie mogła zasnąć i przewracała się z boku na bok. Obracając się, spojrzała w okno i stała się przypadkowym świadkiem. Sędziowie głosujący za skazaniem uważają, że jest to niepodważalny dowód. Przysięgli są zmęczeni, jeden z nich zdejmuje okulary i zaczyna masować palcami górną część nosa.

– Dlaczego pan tak robi?

– To przez okulary, powodują dyskomfort.

– Ta kobieta, zeznając w sądzie, też tak robiła i miała podobny ślad na nosie – przypomina sobie mężczyzna.

Przysięgli uświadamiają sobie, że kobieta musi mieć wadę wzroku, skoro nosi okulary. W sądzie zapewne je zdjęła, żeby wyglądać atrakcyjniej. Na pewno też zdejmowała okulary, kładąc się spać. Zatem nie mogła wyraźnie zobaczyć sceny morderstwa, a tym samym rozpoznać sprawcy. Kolejny dowód zostaje podważony. Przysięgli ponownie przystępują do głosowania.

Podsumowanie

Aby nie popsuć państwu przyjemności oglądania filmu, nie zdradzę, jakie zapadło rozstrzygnięcie. Film jest pasjonujący, jednak fragmenty o tym, że oskarżony został pozostawiony całkowicie sam sobie, są nieprzekonujące. Oskarżony ma zagwarantowane prawo do obrony, czyli prawo do korzystania z profesjonalnego prawnika, który przedstawi argumenty na jego korzyść. Obowiązkiem adwokata jest wyszukać i podnieść wszelkie wątpliwości istniejące w sprawie. Czy przekona on do swoich tez sąd, to już zupełnie inna historia. W omawianej sprawie obrońca nie doszukał się żadnych wątpliwości i przysięgli muszą je znaleźć sami.

Zdarza się, że obrońca popełnia błąd i nie dostrzega istotnej okoliczności świadczącej na korzyść oskarżonego, jednak niemożliwe, by nie podniósł żadnych argumentów na korzyść klienta. W takim wypadku powinien interweniować sędzia, bo prawo oskarżonego do obrony nie było w sposób prawidłowy realizowane.

W istocie narada to przede wszystkim analizowanie przez sąd argumentów obrony i oskarżenia. Oczywiście zdarza się, że sąd w oparciu o własną argumentację znajdzie rozstrzygnięcie odmienne od proponowanych przez strony. Na tym polega swobodna ocena dowodów, jednak jest różnica pomiędzy postrzeganiem inaczej a niedostrzeganiem niczego.

Film przestrzega przed tym, co może się wydarzyć, gdy oskarżony nie ma zapewnionej prawidłowej obrony. To nie przysięgli powinni szukać argumentów na korzyść oskarżonego. Przy właściwej pracy adwokata ich zadanie powinno się ograniczyć do analizy argumentów przez niego podanych. Największym wstydem dla obrońcy jest usłyszeć w uzasadnieniu, że sąd oparł się na innych niż przytoczone przez niego przesłankach.

Film, w którym rolę adwokata przejęli przysięgli, pokazuje, że logiczne argumenty mają wielką moc przekonywania. Wyroki nie są przynoszone do sądu w teczkach i trafne przeanalizowanie przez strony zebranych dowodów może przesądzić o wyniku sprawy.

Pokazuje on również, jak niedoskonała potrafi być sprawiedliwość i jak wiele zależy od przypadku. Analizując samodzielnie materiał dowodowy, przysięgli doszli do innych rozstrzygnięć niż te, które wcześniej wydawały im się oczywiste. Wystarczyło, że ktoś pomógł im przeanalizować dowody. Przypadkiem było, że wśród nich znalazł się pierwszy „gniewny”, który miał wątpliwości.

Oznacza to, że rozstrzygnięcie procesu jest często uzależnione od uczestników rozprawy. Ta sama sprawa rozpatrywana w innym składzie mogłaby zostać zakończona zupełnie inaczej. Czy zatem wynik procesu jest odzwierciedleniem prawdy obiektywnej, czy też przyznaniem nagrody w konkursie na najlepszą argumentację?

Gdyby zawsze wygrywała prawda obiektywna, prawnicy nie byliby potrzebni.


* Wspólnik w kancelarii adwokackiej Pociej, Dubois i Wspólnicy Sp. j., autor książek, felietonów, słuchowisk radiowych. Zastępca przewodniczącego Trybunału Stanu.