Rozmowa miesiąca

O drodze do zawodu sędziego – rozmowa z Sędzią Bartłomiejem Przymusińskim

Tekst pochodzi z numeru: 4 (151) kwiecień 2014

Izabela Politowska: Kiedy był Pan małym chłopcem, to chciał Pan zostać sędzią?

Bartłomiej Przymusiński: Nie, jak byłem małym chłopcem, chciałem zostać adwokatem. Wzorowałem się na moim ojcu, który jest adwokatem. Ale rodzice niczego mi nie narzucali, mówili, że mam wybrać taki zawód, jaki będzie mnie interesował.

I.P.: Jednak zdaje się, że zawód prawniczy od początku był wpisany w Pański wybór. Na jakim etapie zdecydował Pan, że będzie to zawód sędziego, i co o tym zdecydowało?

B.P.: Gdy szedłem na studia, wciąż zamierzałem zostać adwokatem. W trakcie nauki wykładowca, a zarazem Sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie dr Stefan Rzonca namawiał nas, aby przychodzić do sądu na rozprawy i zobaczyć, jak działa prawo w praktyce. Skorzystałem z tego zaproszenia, zacząłem chodzić na rozprawy w różnych wydziałach krakowskiego sądu. Najczęściej były to rozprawy Sędziego Rzoncy, który w przerwach wyjaśniał mi meandry prawa cywilnego. Byłem pod ogromnym wrażeniem wiedzy Sędziego. Potem przyszedł etap egzaminów magisterskich na studiach i mijał termin składania wniosków o przyjęcie na aplikację sędziowską. Seminarium magisterskie odbywałem pod opieką promotora prof. Bogusława Gawlika, wybitnego cywilisty i Sędziego Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Omawiane na zajęciach problemy prawne nawiązywały niejednokrotnie do orzecznictwa sądowego. Nie byłem zdecydowany, czy starać się o przyjęcie na aplikację sędziowską, ale prof. Bogusław Gawlikmówił nam, że powinniśmy złożyć wnioski o przyjęcie na tę aplikację, bo po jej ukończeniu zawsze możemy przenieść się do innego zawodu. Złożyłem wniosek, były egzaminy wstępne i się dostałem, więc później szkoda było rezygnować. Już w toku aplikacji zdałem sobie sprawę, że moja hierarchia zawodów prawniczych się zmienia i pełnienie urzędu sędziego stało się moim marzeniem.

I.P.: I jak długo już jest Pan sędzią?

B.P.: Licząc łącznie z asesurą, to będzie 10 lat, a bez asesury – 6.

I.P.: Używa się takiego pojęcia, że sędzia pełni służbę. Ja w tej rozmowie zaczęłam używać określenia „zawód”, bo ono się też upowszechniło, ale chyba bardziej poprawne byłoby posługiwanie się pojęciem „służba”. A co to właściwie znaczy, że sędzia pełni służbę?

B.P.: Jeśli się mówi o uprawianiu jakiegoś zawodu, to ten zawód wykonuje się w godzinach pracy, a potem jest się osobą prywatną, która może robić, co jej się podoba. Natomiast sędzia jest na służbie, co oznacza, że także w czasie wolnym ma ograniczenia, obowiązki, choćby takie, że powinien zachowywać się tak, jak społeczeństwo oczekuje, żeby sędzia się zachowywał, i nie może się powoływać na to, że akurat nie jest w pracy. Oznacza to również gotowość do poświęcenia prywatnego czasu na pracę. Naszym nieszczęściem, jeżeli chodzi o obecną sytuację sędziów w Polsce, jest to, że to poświęcenie prywatnego czasu na pracę stało się w dużej mierze normą, sędziowie w poczuciu służby się na to zgadzają. Szkoda jednak, że to jest niezauważane.

I.P.: Porozmawiajmy o sposobie dochodzenia do zawodu, bo to zapewne interesuje Czytelników „Edukacji Prawniczej”. Jak wygląda droga do zawodu sędziego? Pierwszym etapem zapewne musi być ukończenie studiów prawniczych i uzyskanie dyplomu magistra prawa. A dalszy krok – aplikacja?

B.P.: Jest kilka możliwości. Tą pierwszorzędną, dającą chyba największe szanse, pod warunkiem, że jest się najlepszym, jest aplikacja sędziowska. Aplikanci, którzy zdadzą egzamin sędziowski, mają według mnie duże szanse na to, że zostaną sędziami, choć w świetle przepisów nie jest to im gwarantowane. Druga możliwość to wykonywanie zawodu adwokata, radcy prawnego, radcy Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa bądź prokuratora i staranie się o nominację sędziowską po upływie okresu wymaganego przez PrUSP jako przedstawiciel tych zawodów. Jest jeszcze ścieżka naukowa – doktor habilitowany bądź profesor z zakresu prawa może starać się o nominację sędziowską. Dodać można też ścieżkę asystentury – asystent, który ma odpowiedni staż pracy, może bezpośrednio podejść do egzaminu sędziowskiego, nie kończąc aplikacji sędziowskiej, i następnie wystartować w konkursie. Podobnie do egzaminu sędziowskiego mogą podejść absolwenci aplikacji ogólnej, którzy wykażą się odpowiednim stażem w zawodzie referendarza lub asystenta sędziego.

I.P.: Aplikacja sędziowska prowadzona jest obecnie przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Czy mógłby Pan w skrócie przedstawić, jak ona wygląda, i odpowiedzieć na pytanie, czy Pańskim zdaniem ten model, który jest obecnie realizowany, jest odpowiedni, czy może wymaga zmiany? Może lepszy był system kształcenia na tzw. starej aplikacji?

B.P.: Słyszałem dużo dobrych rzeczy o jakości szkolenia przez Krajową Szkołę, czyli o metodach szkoleniowych, które w dużym stopniu bazują na praktycznych zagadnieniach, o case’ach, które aplikanci rozwiązują, o poziomie wykładów. Myślę, że jest pewna poprawa, zwłaszcza w stosunku do aplikacji prowadzonych w poprzednim modelu w mniejszych apelacjach. Poziom był zróżnicowany, teraz jest ujednolicony. Sądzę, że metoda szkoleniowa jest dobra, czyli koncentrowanie się w dużym stopniu na zagadnieniach praktycznych. Jednak mogą się pojawiać wątpliwości co do tego, czy to jest właściwy model dojścia do zawodu sędziego. Jest on jednak bardzo urzędniczy, czyli taki, w którym ktoś kształci się od początku, by być sędzią, i innego zawodu nigdy w życiu nie wykonywał. Zdaję sobie sprawę, że ja w podobny sposób doszedłem do zawodu sędziego, chociaż w czasie aplikacji pracowałem jako prawnik w firmie prywatnej, więc była pewna różnica. Myślę, że ten model kształcenia mógłby być pozytywniej oceniany, gdyby nie to, jaki wpływ ma na Krajową Szkołę Ministerstwo Sprawiedliwości, bez praktycznie jakiegokolwiek udziału środowiska sędziowskiego. Wydaje się, że nie do końca była też przemyślana kwestia wyboru siedziby szkoły – Kraków ma świetne tradycje uniwersyteckie, natomiast niestety z uwagi na jego geograficzne położenie cierpi szkolenie aplikantów dla tych regionów Polski, które są położone w północnej i zachodniej części kraju. My widzimy, że aplikantów z naszych regionów jest po prostu bardzo mało. Podjęcie tej aplikacji wymaga przecież wyjazdu raz w miesiącu na tydzień do Krakowa, co bywa utrudnieniem. Wielu potencjalnych kandydatów z naszych stron rezygnuje więc z ubiegania się o przyjęcie na aplikację sędziowską z powodów praktycznych. Myślę, że to, iż szkoła ma siedzibę w Krakowie, a nie ma żadnej filii, negatywnie odbija się na reprezentacji aplikantów z północno-zachodniej Polski. Dlatego powinna ona mieć albo filie, albo siedzibę w centrum kraju.

I.P.: Jak wygląda ta aplikacja obecnie?

B.P.: Pierwszy rok to obecnie aplikacja ogólna, ale trzeba zaznaczyć, że zapewne niedługo odejdzie ona w niebyt. Po aplikacji ogólnej następuje przejście grupy najlepszych aplikantów na aplikację sędziowską. Na aplikacji ogólnej najpierw aplikanci odbywają dwa i pół roku szkolenia i praktyk, a następnie półtoraroczny staż w charakterze referendarza sądowego. Uważam, że nie jest to do końca przemyślane rozwiązanie, ponieważ aplikant, który zdał egzamin sędziowski, jest bardzo dobrze przygotowany do wykonywania zawodu sędziego, temu służy egzamin sędziowski, i jest ryzyko, że przez te niemal dwa lata wykonywania zawodu referendarza straci te umiejętności. Orzekanie jako referendarz sądowy nie wymaga wykazywania się pełną wiedzą, jest to orzekanie w ograniczonym zakresie. Aplikanci Krajowej Szkoły wskazują również, że problemem dla nich jest to, że nie mają gwarancji zatrudnienia w zawodzie sędziego. Muszą liczyć się z tym, że mogą zdać egzamin końcowy na aplikacji i nie dostać nominacji, będą więc musieli być tym referendarzem jeszcze przez długie lata.

I.P.: Z czego to wynika? Jakie jeszcze wymogi trzeba spełniać?

B.P.: Wynika to z tego, że aby dostać nominację, trzeba wystartować w konkursie, a konkurs polega na tym, że na wolne stanowisko sędziowskie, które jest ogłoszone, mogą się zgłaszać wszyscy, którzy spełniają kryteria. A więc aplikanci Krajowej Szkoły zapewne będą rywalizować z aplikantami starej aplikacji, bo jest jeszcze bardzo dużo takich osób, które zdały egzamin sędziowski na starych zasadach, no i tymi osobami z innych zawodów oczywiście. Pojawiły się głosy, że dobrze byłoby wprowadzić preferencje dla aplikantów KSSiP tak, aby mieli pulę swoich stanowisk. Jednak to rozwiązanie budzi dużo kontrowersji, bo pogarszałoby sytuację aplikantów starej aplikacji, którzy przecież też, gdy tę aplikację zaczynali, byli przekonani, że umożliwi im ona dojście do zawodu sędziego. Myślę więc, że takie rozwiązanie preferujące aplikantów KSSiP byłoby bardzo kontrowersyjne, bo przecież jeśli będą rzeczywiście najlepsi, to powinni po prostu wygrać procedurę konkursową w równej „walce”.

I.P.: Czyli osoba, która już ma zdany egzamin końcowy po aplikacji starej bądź nowej, może czekać jeszcze kilka lat, aż obejmie urząd?

B.P.: Tak, oczywiście, może czekać kilka lat. Przede wszystkim na początek musi czekać, aż pojawi się ogłoszenie o wolnym miejscu w sądzie, w którym chciałaby orzekać. Do wygrania konkursu najpierw jest wymagane zgłoszenie się, potem następuje opinia kolegium sądu, następnie opina zgromadzenia sądu, i to jest przesyłane do Krajowej Rady Sądownictwa, która z wielu kandydatów (bo obecnie z reguły na jedno miejsce w sądzie rejonowym jest nawet kiludziesięciu kandydatów) wybiera tego jednego na jedno wolne stanowisko.

Wiele też zależy od tego, na ile ktoś jest gotów nie zważać na to, w jakim mieście będzie stanowisko. W Sejmie procedowana jest obecnie ustawa wprowadzająca na czas konkursu zakaz zgłaszania się na więcej niż jedno stanowisko sędziowskie. Obwieszczenie o stanowiskach sędziowskich wskazuje na stanowisko sędziego w mieście, w jakim się ktoś zgłasza. Jeżeli więc ktoś jest przywiązany do konkretnego miasta, w którym chciałby orzekać, to może długo czekać. Trzeba mieć na uwadze i to, że jeżeli ktoś zdecyduje się zgłosić do konkursu na stanowisko sędziego w mieście, w którym docelowo nie chciałby orzekać, procedura przeniesienia nie jest taka prosta. Decyzja o tym, żeby się zgłosić, powinna więc być podjęta odpowiedzialnie.

I.P.: Wspomniał Pan już, że pojawiają się plany, żeby zrezygnować z aplikacji ogólnej. Obecnie, aby zostać asystentem sędziego, wystarczy skończyć studia prawnicze i z uwagi na to nie ma potrzeby dalszego prowadzenia aplikacji ogólnej. Pojawiły się też wypowiedzi ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości, że od 2015 r. aplikacja ogólna ma zostać zlikwidowana, a prowadzono by tylko sędziowską i prokuratorską. Zmieniłby się wtedy nieco model kształcenia przyszłych sędziów. Czy coś Panu na ten temat wiadomo?

B.P.: Myślę, że chodzi o to, że będzie od razu nabór na aplikację sędziowską bądź zostanie ona zastąpiona stażem asystenckim. Dzięki temu KSSiP będzie szkolić mniej osób, na aplikację sędziowską zostanie przyjętych od razu mniej osób, niż dotąd przyjmowano na aplikację ogólną.

I.P.: Chciałam Pana też zapytać o rolę patrona w kształceniu przyszłych sędziów. Kiedy odbywał Pan aplikację, miał Pan swojego patrona?

B.P.: W czasie aplikacji nie mieliśmy stałych patronów, tylko w każdym miesiącu byliśmy przydzieleni do konkretnego sędziego – to był taki sędzia opiekun, który na dany miesiąc przydzielał nam zadania. Teraz jest podobnie, przy czym myśmy następnie odbywali asesurę i wówczas każdy asesor miał tzw. sędziego konsultanta, z którym mógł omawiać trudne sprawy, zagadnienia, zwracać się do niego o praktyczne wskazówki. Myślę, że to była osoba niezwykle ważna w formowaniu świeżo upieczonych asesorów, także w kształtowaniu ich osobowości zawodowej.

I.P.: A obecnie nie ma etapu asesury i nie ma możliwości czerpania z takiego wzorca?

B.P.: Teraz jest się rzuconym od razu na głęboką wodę.

I.P.: A czy może Pan powiedzieć, jak wygląda obecnie egzamin końcowy, z czego się składa?

B.P.: Z tego, co wiem, to dużo się nie różni od egzaminu, który my zdawaliśmy, tj. trzeba napisać uzasadnienie w sprawie cywilnej, w sprawie karnej na podstawie akt, a następnie zdać egzamin ustny z różnych dziedzin prawa. Był to na pewno najtrudniejszy egzamin, jaki w życiu zdawałem. Pamiętam, że gdy zdaliśmy ten egzamin z kolegami, to się cieszyliśmy, że to na szczęście już chyba nasz ostatni egzamin w życiu. Myślę, że dużo się nie zmieniło pod względem stopnia trudności. Ten egzamin był zawsze najtrudniejszy, także w porównaniu z egzaminami korporacyjnymi.

I.P.: Chciałabym jeszcze wrócić do tych innych ścieżek, czyli dojścia do zawodu sędziego poprzez wcześniejsze wykonywanie innego zawodu prawniczego. Można się spotkać z określeniem zawodu sędziego jako korony zawodów prawniczych. Wydaje się, że ta druga ścieżka odpowiadałaby takiemu modelowi ukształtowania hierarchii zawodów prawniczych, że przechodzą do tego zawodu osoby mające już poważne doświadczenie zawodowe i życiowe. Czy ten model jest lepszy, czy powinien być dominujący, czyli odwrotnie niż jest obecnie?

B.P.: Dla mnie model korony zawodów prawniczych, czyli oznaczający, że sędziami zostają osoby, które wykonywały inny zawód prawniczy, w szczególności adwokata lub radcy prawnego, jest o tyle kuszący, że do zawodu sędziego trafiają osoby nieskażone podległością służbową. Adwokat i radca prawny, jako przedstawiciele wolnych zawodów, są właśnie dlatego predysponowani do wykonywania zawodu sędziego, bo sędzią powinien być ktoś, kto się takim zależnościom służbowym nie będzie poddawał – i w tym upatrywałbym zaletę korony zawodów prawniczych, że osoby z tych zawodów będą niezależne i świadome własnej wartości. Jestem w stanie wyobrazić sobie taki model, w którym w ogóle nie ma aplikacji sędziowskiej, a do tego zawodu przechodzą osoby z innych zawodów prawniczych. W naszych warunkach jest to jednak chyba mało realne. Wymagałoby podniesienia rangi zawodu sędziego, lepszego jego wynagradzania, ale nie tylko, bo także odciążenia go od wielu biurokratycznych czynności, którymi musi się zajmować. Byłbym szczęśliwy, gdyby tak się stało.

I.P.: Jakie jeszcze wymagania, poza najwyższym poziomem wiedzy prawniczej, powinna według Pana spełniać osoba, która chce zostać sędzią?

B.P.: Trochę już o tym mówiłem. Ma to być osoba niezależna, która nie poddaje się jakimkolwiek zależnościom czy wpływowi otoczenia na podejmowane przez siebie decyzje. Powinna to też być osoba, która stosując prawo, ma na uwadze normy etyczne, taka, która zawsze widzi człowieka, w którego sprawie orzeka, czyli nie jest bezdusznym automatem stosującym prawo, ale stosuje je w ten sposób, aby – może to zabrzmi górnolotnie – stała się sprawiedliwość. Nie może uciekać od tego, aby widzieć zawsze człowieka. Trzeba mieć także świadomość kontekstu systemowego, tego, że poprzez nasze orzeczenie możemy wywołać skutki, których sami nie przewidujemy.

I.P.: To ja pociągnę jeszcze ten górnolotny wątek – chciałabym doprecyzować jedno z kryteriów, które się pojawia w PrUSP, mianowicie wymóg nieskazitelności charakteru osoby, która chciałaby ubiegać się o urząd sędziego. Na czym w istocie on polega i jak jest ewentualnie oceniany?

B.P.: Można by chyba na ten temat napisać grube książki. Myślę, że każdy, stawiając sobie pytanie, czy spełnia te kryteria, najpierw powinien postawić sobie pytanie, czy chciałby, żeby ktoś taki jak on był sędzią. Czyli jeśli chcesz być sędzią, zachowuj się tak, jak chciałbyś, żeby sędzia się zachowywał. To kryterium jest oceniane przy opiniowaniu przez kolegium i zgromadzenie sędziowskie, przy czym w praktyce rzadko zdarzają się kontrowersyjne sytuacje. Nie można ograniczyć się do tego, że jest się osobą niekaraną, bo to odrębny wymóg – tu chodzi więc o coś więcej. Ważne są: po pierwsze wysoka kultura osobista, po drugie brak skłonności do popadania w uzależnienia czy negatywnie odbierane przez społeczeństwo zachowania, ale również rzetelność i uczciwość. To ostatnie może być powiązane przykładowo z procesem egzaminacyjnym, czyli np. ściąganie lub postępowanie dyscyplinarne w czasie studiów mogłoby być przeszkodą. To jednak zawsze jest indywidualna ocena. Trzeba mieć na uwadze, że czasami ktoś może popełnić jakiś drobny błąd w młodym wieku i jeżeli to jest jednostkowy przypadek, z którego wyciągnął wnioski, nie należy w tej ocenie być zanadto surowym.

I.P.: Jest Pan sędzią gospodarczym. Na czym polega specyfika tej specjalizacji?

B.P.: Na początek wypada powiedzieć, że trwa dyskusja, czy sądy gospodarcze w ogóle w przyszłości powinny istnieć, czy też nie. Specyfika polega na tym, że w sprawach, które rozstrzygamy, dominuje prawo zobowiązań, mamy znacznie większy udział w postępowaniach sądowych pełnomocników zawodowych, ale jeżeli chodzi o procedurę, to od 2012 r. już nie ma odrębności proceduralnej. Są to sprawy cywilne, wyróżniające się tym, że po obu stronach występują przedsiębiorcy. W sądzie gospodarczym sędzia styka się głównie z pełnomocnikami, bo to najczęściej zawodowi pełnomocnicy przychodzą na rozprawy. Do rzadkości należą sprawy, w których strony nie mają adwokata lub radcy prawnego. Sprzyja to sprawnemu rozpoznawaniu tych spraw, jest zdecydowanie mniej emocji na sali rozpraw. Każda specjalizacja wymaga innych cech charakteru. Cywiliści z reguły mają więcej problemów prawnych – nie mamy tak jednoznacznych norm jak w prawie karnym, jest szersze pole do interpretacji przepisów przez sędziego. Natomiast sędziowie karni podejmują decyzje o tak istotnych prawach człowieka jak wolność, wydaje mi się zatem, że mają bardziej obciążające psychicznie sprawy, bo po pierwsze decydują o wolności kogoś, po drugie stykają się z całym złem tego świata.

I.P.: Czy bycie sędzią to misja, powołanie?

B.P.: Jeżeli chce się być dobrym sędzią, trzeba mieć poczucie misji i powołania. Nie jest to zawód, który się po prostu wykonuje jak inne. Oddaje to rzymska paremia: iustitia est constans et perpetua voluntas ius suum cuique tribuendi (sprawiedliwość jest określoną i stałą wolą rozdzielania każdemu tego, co mu się należy) – chodzi o wewnętrzną potrzebę doprowadzenia do tego, żeby sprawiedliwość zwyciężyła. Sprawiedliwość zaś polega na tym, że rozstrzyga się właśnie w sposób bezstronny, nie faworyzując żadnej ze stron.

I.P.: W naszej rozmowie pojawiła się już jedna cecha, którą sędzia powinien mieć – niezależność. Czy może Pan dodać jeszcze jakieś, które osoba chcąca być sędzią powinna mieć, i takie, które mogą ją wykluczyć?

B.P.: Przede wszystkim powinna mieć zdolność do podejmowania decyzji. Czasami nieszczęściem osób, które są bardzo dobrze wykształcone, są bardzo dobrymi prawnikami, jest to, że nie potrafią dobrze wykonywać zawodu sędziego, bo nie potrafią podjąć decyzji. To bardzo istotne, żeby po prostu umieć zdecydować. Sędzia nie może powiedzieć, że nie wie, jakie wydać rozstrzygnięcie, więc nie wyda żadnego. Kolejną cechą jest wewnętrzna organizacja polegająca na tym, że samemu się pilnuje, by nadawać bieg sprawom. Sędzia w dużej mierze sam odpowiada za organizację swojej pracy, musi więc mieć wewnętrzną samodyscyplinę, by nie doprowadzić do tego, że sprawy będą leżały. Za wykluczającą cechę uznałbym to, że jest się zamkniętym na argumenty innych osób, bo pomimo że trzeba umieć podejmować decyzje, to też trzeba też umieć wysłuchać argumentów i mieć zdolność do zmiany swojej decyzji, jeśli już jakiś projekt ma się przygotowany. Myślę, że wykluczającą cechą jest też traktowanie innych ludzi z wyższością. Już samo wykonywanie służby sędziowskiej daje ogromną władzę, więc jeżeli ktoś nią dysponuje, powinien podchodzić do tego z respektem i wstrzemięźliwie z niej korzystać.

I.P.: Czy sędziemu potrzebna jest wiedza i intuicja psychologiczna?

B.P.: Na pewno tak. Jako Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”2 dostrzegamy takie potrzeby szkoleniowe i szkolimy się w tym zakresie. Orzekanie polega bowiem najczęściej na tym, że komuś trzeba uwierzyć, a komuś nie, więc psychologia jest bardzo przydatna. Przydają się również takie umiejętności psychologiczne jak radzenie sobie ze stresem zawodowym.

I.P.: Czy sędzia może podejmować dodatkowe zatrudnienie?

B.P.: Tylko w charakterze nauczyciela akademickiego. Dodatkowe sposoby zarobkowania, np. prowadzenie szkoleń, są możliwe, ale tylko, jeśli prezes sądu się temu nie sprzeciwi. Na pewno o każdym dodatkowym sposobie zarobkowania sędzia musi zawiadomić prezesa sądu, który może się sprzeciwić.

I.P.: Bycie sędzią ogranicza więc możliwość aktywności pozazawodowej, gdyż mogłaby ona rzutować na postrzeganie sędziego jako osoby bezstronnej, niezawisłej. Zatem wybierając tę drogę, trzeba sobie zdawać sprawę, że będą nam narzucone pewne ograniczenia w tej mierze. Czy odczuwalne jest również ograniczenie prywatności?

B.P.: Myślę, że w najtrudniejszej sytuacji są ci, którzy orzekają w tym samym mieście, w którym mieszkają. Ja akurat do nich nie należę i to był świadomy wybór. Znam opowieść sędziego, który był sędzią karnym, którą można uznać za swoistą anegdotę: gdy jest w kościele na mszy i padają słowa: „przekażcie sobie znak pokoju”, bywa, że i z osobami, które skazywał, ten znak pokoju sobie przekazuje. Bardzo trudno być sędzią i mieszkać w tym samym mieście, w którym się orzeka, i dziwię się, że ustawodawca jako zasadę wprowadza, że sędzia powinien mieszkać tam, gdzie orzeka.

I.P.: Co daje największą satysfakcję w zawodzie sędziego?

B.P.: Wydanie sprawiedliwego wyroku, który następnie będzie utrzymany w mocy czy też apelacja od niego będzie oddalona.

I.P.: Jaki powinien być, Pana zdaniem, sędzia XXI wieku?

B.P.: Taki, który umie się komunikować przede wszystkim ze społeczeństwem, czyli z tymi, których ma na sali, ale także z przedstawicielami mediów. Nie chowa się tylko za autorytetem swojego urzędu, ale też autorytet zdobywa poprzez to, że w sposób jasny przedstawia motywy swoich decyzji, a są to decyzje przemyślane i dobrze uzasadnione. I zdający sobie sprawę z tego, że tworzy system prawny, jego orzeczenia na system prawny wpływają, kształtuje rzeczywistość prawną, nie tylko rozstrzyga pojedynczą sprawę. Powinien też umieć umieścić swoje orzeczenie w szerszym kontekście – konstytucyjnym, europejskim. Myślę, że młode pokolenie będzie to czuło jeszcze lepiej niż średnie i starsze. Coraz częściej pojawiają się dylematy związane z wykładnią prawa i ta wykładnia musi mieć kontekst prokonstytucyjny, proeuropejski.

I.P.: Czy jest ktoś, kto stanowi dla Pana autorytet zawodowy?

B.P.: Sędzia, u którego odbywałem praktyki jeszcze w czasie studiów – Sędzia Stefan Rzonca z Sądu Okręgowego w Krakowie.

I.P.: A czy ma Pan jakieś motto, którym kieruje się Pan w życiu zawodowym?

B.P.: Często towarzyszy mi sentencja Uniwersytetu Jagielloń­skiego: plus ratio quam vis, czyli więcej rozum znaczy niż siła.

I.P.: A gdyby miał Pan po raz drugi możliwość wyboru drogi zawodowej, wybrałby Pan jeszcze raz ten sam zawód?

B.P.: Myślę, że jednak tak, bo cały czas jeszcze odczuwam satysfakcję z tego, co robię.

I.P.: To proszę na koniec o jakąś poradę dla studentów. Co jeszcze, poza zaliczaniem egzaminów, powinni zrobić w czasie studiów, by dobrze i świadomie wybrać drogę zawodową?

B.P.: Polecam współpracę z kliniką prawniczą – to cenne doświadczenie przygotowujące do zawodu prawniczego. Warto też, jeśli chce się podjąć świadomą decyzję, uczestniczyć w rozprawach sądowych w charakterze publiczności i – w dostępnym wymiarze – poznawać rzeczywistość sądową.

I.P.: Dziękuję bardzo za rozmowę.


1 Sędzia Sądu Rejonowego Poznań-Stare Miasto w Poznaniu, prezes Oddziału Wielko­polskiego w Poznaniu SSP „Iustitia”.

2 Więcej o działalności stowarzyszenia na: www.iustitia.pl.