Felietony

Pocałunek w prawie rzymskim

Tekst pochodzi z numeru: 10 (118) październik 2010

Dr Maciej Jońca

Pocałunek, który rozumiemy jako kontakt ust z ciałem, zwłaszcza z ustami innej osoby, stanowi zjawisko od wieków przyciągające raczej uwagę poetów niż prawodawców. Niekiedy obie sfery zgrabnie się przenikały, jak to miało miejsce w przypadku pewnego ucznia uznanego znawcy prawa Andreasa Alciatusa (1492–1550). Mowa o Johannesie Secundusie (1511–1536), prawniku i sekretarzu arcybiskupa Toledo. Młodego jurystę pocałunki fascynowały do tego stopnia, że pasja zaowocowała powstaniem zbioru poematów opatrzonych tytułem „Liber Basiorum” (Księga pocałunków).

Prywatnie i publicznie

W sferze prawa zwyczajowego pocałunek odgrywał ważną rolę od bardzo dawna. Na gruncie rodzinnym wyrażał miłość, szacunek, oddanie, ale również dominację i podporządkowanie. Był gestem o charakterze niezwykle osobistym i intymnym. Plutarch wspomina niejakiegoManiliusza, który z inicjatywy Katona Starszego został wydalony z rzymskiego senatu za pocałowanie swojej żony w dzień w obecności córki1. Waleriusz Maksymus z kolei zapamiętał sylwetkę srogiego Publiusza Meniusza, który śmiercią ukarał swego wyzwoleńca, gdyż ten pocałował jego córkę2. Pocałunek nieźle sprawdzał się również jako środek o charakterze dowodowym. Jeżeli wierzyć podaniom, w czasach archaicznych rzymskie kobiety obowiązywał bezwzględny zakaz picia wina. Jego złamanie mogło skutkować nawet śmiercią. Grek Atenajos z rozbawieniem opowiada o tym, że Rzymianki przy pierwszym danego dnia powitaniu musiały całować każdego ze swych męskich krewnych, co dla tych ostatnich stanowiło doskonałą okazję, by wybadać, czy panie nie są przypadkiem „po spożyciu”3.

Na gruncie publicznym pocałunek stanowił ważną część powitania, która dawała świadectwo pozycji społecznej. Oktawian August przejął ze Wschodu i spopularyzował w Rzymie zwyczaj całowania w usta swoich przyjaciół4.

Długość pocałunku składanego przez cesarza była wyznacznikiem nie tylko sympatii władcy, ale również pozycji, jaką na dworze zajmowała osoba całowana. Pocałunek w usta świadczył o równości.

Z czasem przywilej ucałowania cesarza nazwano ius osculi, czyli prawem do pocałunku. W okresie późnego cesarstwa o równości oczywiście nie mogło być mowy, przeto cesarskie konstytucje precyzyjnie wymieniają kategorie urzędników, którym przysługiwało prawo „adorowania” władcy pocałunkiem. Lepiej sytuowani mogli, klęcząc, ucałować rąbek jego purpury. Pozostali musieli zadowolić się stopą5. Podstępne zabiegi mające na celu uzyskanie powyższego przywileju podlegały karze6.

Mniej ustosunkowane osoby pozdrawiały ludzi stojących wyżej w społecznej lub urzędowej hierarchii pocałunkiem w dłoń, w policzek, w szyję, w rąbek sukni albo w stopę. Brak zgody na pocałunek był wyrazem niełaski lub lekceważenia. U schyłku cesarstwa wyżsi urzędnicy mieli obowiązek całowania ludzi o odpowiedniej pozycji społecznej. Uchybienie na tym polu było karane śmiercią7.

Na tropie nowego rodzaju kontraktu

Studenci przygotowujący się do egzaminu z prawa rzymskiego mają szansę przypomnieć sobiepodział rzymskich kontraktów na: realne, konsensualne, werbalne oraz literalne. Jako punkt odniesienia dla powyższej klasyfikacji przyjmuje się moment powstania poszczególnych umów8.

Kontrakty realne stają się ważne z chwilą przeniesienia posiadania rzeczy, konsensualne z chwilą osiągnięcia zgodnego porozumienia stron, werbalne w momencie wypowiedzenia określonych słów, a literalne przez złożenie wzajemnego oświadczenia woli na piśmie.

Młodzi adepci prawa w żadnym podręczniku nie przeczytają jednak o kontrakcie oskularnym, jak musielibyśmy go roboczo nazwać, czyli takim, który powoduje skutki prawne z chwilą pocałowania się przez upoważnione osoby.

Czy jednak słusznie? Warto zastanowić się w tym kontekście nad zaręczynami, czyli, jak mawiali juryści rzymscy: „wzajemnym przyrzeczeniem przyszłego małżeństwa”9. Był to przecież kontrakt zawierany między dwiema rodzinami, które w połączeniu węzłem małżeńskim „wydelegowanych” krewnych upatrywały szeroko rozumianych korzyści. Już w zamierzchłych czasach można było ustalić, że w razie zerwania umowy stronie poszkodowanej przysługiwała specjalna skarga o zapłatę określonej kwoty pieniężnej (actio certi ex sponsione)10. W okresie prawa klasycznego, przynajmniej na papierze, obowiązywała zasada zręcznie sformułowana przez Domicjusza Ulpiana: „samo porozumienie stron wystarczy do powstania zaręczyn”11. Tymczasem do zerwania umowy wystarczyło niczym nieskrępowane oświadczenie woli jednej ze stron12, przez co rozumiemy również zdanie wyrażone przez rodziców niedoszłych małżonków. Niezwykle ważnym elementem, wieńczącym i niejako stanowiącym potwierdzenie zawartej właśnie umowy narzeczeńskiej, był pocałunek narzeczonych i wzajemne wręczenie sobie podarunków.

Zmiany, zmiany, zmiany

Chrześcijaństwo przyniosło tendencję polegającą na wzmacnianiu znaczenia zaręczyn i nadawania im skutków podobnych do małżeństwa. Cesarz Konstantyn I (272–337) posunął się do tego,
że ­zabronił zrywania zaręczyn13. Prawdziwą rewolucję stanowiło jednak prawne usankcjonowanie instytucji zadatku wręczanego „na poczet przyszłego małżeństwa” (arrha sponsalicia).

Zwyczaj ten przywędrował do Rzymu wraz z wyznawcami Chrys­tusa pozostającymi, przynajmniej początkowo, pod przemożnym wpływem kultury żydowskiej. Ludy semickie od wieków praktykowały, początkowo realnie, później już tylko w wymiarze symbolicznym, wręczanie przez zalotnika zapłaty rodzinie wybranki. W Rzymie również rozpowszechnione było wzajemne obdarowywanie się narzeczonych. Nikt jednak nie nazywał podobnych prezentów zadatkiem, choć nie da się wykluczyć, że niekiedy darczyńcy mogły towarzyszyć zbliżone intencje. Publiczność oglądająca komedię Plauta zatytułowaną „Żołnierz samochwał”, widząc na scenie pierścień nazwany „miłosnym zadatkiem” (arrabo amoris)14, nieodmiennie reagowała śmiechem. Tymczasem arrha sponsalicia miała cel prosty i odarty z wszelkiej poetyki. Jeżeli mężczyzna nie wywiązał się z kontraktu, wręczony przez niego zadatek przepadał15. Jeżeli jednak to z winy kobiety nie doszło do zawarcia małżeństwa, należało go zwrócić w poczwórnej wysokości16.

To smutny paradoks, że tego rodzaju zasada „wzbogaciła” system rzymskiego prawa akurat po epoce prawa klasycznego, na którą przypada tyleż kategoryczne, co mądre stwierdzenie cesarzaAleksandra Sewera: „Małżeństwa mają być wolne”17. Jak widać, nie upłynęło wiele czasu, a porządek prawny Rzymian stoczył się do poziomu, w którym planowanie małżeństwa zostało zrównane z umową przedwstępną dotyczącą kupna krowy.

Prawne skutki pocałunku

Cóż to jednak ma wspólnego z pocałunkiem? Wiele, o czym świadczy niezwykle ciekawa konstytucja wydana 15.7.335 r. Wspomniany wyżej cesarz Konstantyn I w następujący sposób zwrócił się w niej do Tyberiana, wikariusza Hiszpanii: „Jeżeli ktoś wręczył narzeczonej jakiś podarunek, jednocześnie ją całując, a potem przed ślubem jedno z nich przypadkiem umarło, radzimy, by połowa podarowanych dóbr zachowała osoba, która pozostała przy życiu, druga połowa zaś niech przypadnie dziedzicom zmarłego lub zmarłej, bez względu na stopień pokrewieństwa i prawo, według którego dziedziczą, tak że darowiznę uznaje się za utrzymaną w połowie, w połowie zaś za wygasłą. Jeżeli jednak pocałunek nie miał miejsca, a narzeczony lub narzeczona umrze, darowizna w całości jest nieważna i wraca do narzeczonego lub jego dziedziców”18.

Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jakim stopniem innowacyjności cieszyło się przytoczone wyżej rozwiązanie. Wydaje się jednak, że wspominając pocałunek jako element wieńczący ceremoniał zawierania zaręczyn, władca nawiązał do praktyki dawnej i utrwalonej. A jednak na pierwszy rzut oka jego decyzja może się wydać nieco absurdalna. Zwłaszcza skojarzenie pocałunku dwojga zakochanych, jak chcemy wierzyć, z bliżej nieokreślonym „prezentem” kojarzy się niezbyt dobrze. Co więcej, kto byłby na tyle małostkowy, by domagać się zwrotu „drobiazgów” wręczonych sobie wcześniej przez narzeczonych w obliczu tragedii, jaką jest śmierć jednego z nich?

Drugie pytanie musimy pozostawić bez odpowiedzi. Odnośnie do pierwszego, zacznijmy od uwagi, że wyjąwszy szowinistyczną innowację w postaci „zaręczynowego zadatku”, Kościół, a za nim prawo państwowe pozostały przy dotychczasowej formie zawierania zaręczyn. Jej charakterystycznymi elementami były: umowa posagowa, wręczenie zaręczynowego pierścienia oraz pocałunek. Ostatnia czynność miała charakter dosyć sformalizowany i, przynajmniej z naszego punktu widzenia, raczej krępujący, gdyż dokonywano jej w obecności świadków.Apologeta Tertulian (ok. 155 – ok. 220) obrazowo wspomina, że w tym momencie narzeczeni podawali sobie prawe dłonie19.

Życie po życiu patentu Konstantyna

To niezwykle ciekawe, że cesarz Konstantyn uzależnił zwrot połowy podarunku po zmarłym narzeczonym od tego, czy podczas zaręczyn para dała sobie całusa. Wszak tego rodzaju kwestie regulowały dosyć szczegółowo umowy posagowe. Bez wątpienia cesarz, wychwalany przez biskupów za pobożność, znalazł inne, bardziej oryginalne rozwiązanie.

Cesarska regulacja została włączona do Kodeksu Teodozjusza, ogłoszonego w 438 r.20Znalazła się również w zbiorze konstytucji cesarskich wydanym w 506 r. n.e. dla rzymskiej ludności zamieszkałej w królestwie Wizygotów, zwanym Brewiarzem Alaryka21. Jej znaczenie dostrzegł Justynian I (483–565), który umieścił ją w swym kodeksie pochodzącym z 534 r.22

Wspomniane rozwiązanie przejęły w średniowieczu między innymi statuty miast włoskich oraz prawo francuskie. Pocałunek często wymieniają również ówczesne umowy posagowe. Naturalnie wymogi czasów wymusiły pewne modyfikacje pierwowzoru. W pochodzącym z 1265 r. hiszpańskim zbiorze praw znanym jako Las Siete Partidas ustawodawca przewidział sytuację, w której to kobieta obdarowuje swego narzeczonego, co, jak podkreślono, zdarza się rzadko, gdyż panie są „z natury fałszywe i chciwe”. W przypadku jej śmierci przed zawarciem małżeństwa kategorycznie nakazano, odmiennie niż „starożytni mędrcy”, zwrot całej darowizny bez względu na to, czy pocałunek miał miejsce, czy nie, gdyż w przypadku pocałunku mężczyznaodczuwa przyjemność, a kobieta okrywa się wstydem23. Problemu z wydaniem orzeczenia nie mieli również namiestnik Kastylii Diego Lopez d’Alfaro oraz archidiakon Don Mate, kiedy stanął przed nimi rycerz domagający się zwrotu posagowych podarunków. Złożyły się na nie: ubrania, ozdoby oraz muł z damskim siodłem. Narzeczona wprawdzie nie umarła, ale małżeństwo nie doszło do skutku. Archidiakon orzekł, że kobieta może zatrzymać dary, jeżeli publicznie przyzna, że mężczyzna „całował ją i obejmował podczas zaręczyn”24.

Podsumowanie

Ustanowienie praw człowieka i rewolucja seksualna sprawiły, że dziś całus nie wywołuje już takich emocji. Zaręczyny od dawna nie mają znaczenia prawnego, przeto fakt pocałunku złożonego przy tej okazji zyskuje walor jedynie obyczajowy. Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz kodeks prawa kanonicznego nie wspominają, że zaraz po przysiędze małżeńskiej młodzi powinni „dać sobie buzi”, chociaż praktyka ta jest w naszej kulturze stosunkowo powszechna. Od czasów Jana XXIII (1881–1963) wierni nie muszą całować papieża w stopę, choć złożenie pocałunku na sygnecie jest mile widziane. Krótko mówiąc, prawo współczesne zasadniczo ignoruje zjawisko pocałunku, choć stosunkowo łatwo znaleźć przepisy, które znajdują zastosowanie w sytuacjach, kiedy jedna ze stron nie życzy sobie pieszczot w jakiejkolwiek postaci (zob. np. art. 197–199 KK; art. 140 KW; art. 183a § 6 KP). I bardzo dobrze.


* Autor jest doktorem nauk prawnych, historykiem sztuki, adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 Plut. Cat. Mai. 17.

2 Val. Max. 6.1.4.

3 Athaen. 10.440.

4 Suet. Tib. 10.2; Oth. 6.2; Front. 112.

5 CTh 6.8.1; 6.13.1; 6.23.1; 8.7.4; 8.7.8; 8.7.16; 10.22.3.

6 CTh 6.24.4; 7.1.7; 8.7.9; 12.1.70.

7 Np. CTh. 6.24.4.

8 Zob. Gai. 3.89.

9 D. 23.1.1.

10 Varr. de ling. lat. 6.70.

11 D. 23.1.4.

12 CJ 5.1.1.

13 CTh 3.5.2.

14 mil. glor. 957.

15 CTh 3.5.2.

16 CTh 3.5.10.

17 CJ 3.38.2.

18 CJ 5.3.16.

19 de virginibus velandis 11.

20 CTh. 3.5.6 pr.

21 brev. 3.5.5 pr.

22 CJ 3.5.6.

23 Las Siete Partidas 4.11.3.

24 Libro de los Fueros de Castiella 241.