Felietony

Suprema lex

Tekst pochodzi z numeru: 11 (119) listopad 2010

dr Maciej Jońca

Na kolumnach Sądu Najwyższego RP umieszczono szereg łacińskich paremii prawniczych. W listopadzie, miesiącu, który upamiętnia odzyskanie przez Polskę niepodległości, warto przypomnieć zwłaszcza jedną: Salus rei publicae suprema lex esto (Dobro Rzeczypospolitej niechaj będzie najwyższym prawem)1.

Pierwowzór i mutacje

W pierwotnej wersji wspomniana wyżej maksyma brzmiała: „Salus populi Romani suprema lex esto” (Dobro ludu rzymskiego niech będzie najwyższym prawem). Różnica pomiędzy pierwowzorem a jego późniejszą wersją nie jest znacząca. Tym bardziej że w politycznej retoryce Rzymian okresu republiki populus Romanus (lud rzymski) oraz res publica(rzeczpospolita; państwo) stanowiły synonimy. Autorem formuły „salus populi Romani suprema lex esto” był Marek Tulliusz Cyceron (106–43 r. p.n.e.), zręczny mówca sądowy, zdolny karierowicz, nuworysz na arystokratycznych salonach rzymskich, konsul w roku 63 p.n.e. W jego traktacie „O prawach” czytamy: „Dwie osoby niech sprawują władzę typu królewskiego, oni też, ponieważ przewodzą, wydają wyroki i decydują, niech zwą się pretorami, sędziami, konsulami. Niech przysługuje im zwierzchnia władza nad wojskiem, a nikomu niech nie podlegają. Niech dobro ludu rzymskiego będzie im najwyższym prawem”2.

Nie wiadomo, kto jako pierwszy dokonał modyfikacji ostatniego zdania. W każdym razie kiedy w 1771 r. Johann Wolfgang Goethe (1749–1832) przedstawił na sztrasburskim wydziale prawa zbiór 56 łacińskich tez zatytułowany „Positiones iuris”, jedną z nich była właśnie maksyma: „Salus rei publicae suprema lex esto” (nr 46). Warto wspomnieć, że zdanie Cycerona stało się źródłem innych łacińskich reguł. Dla własnych celów zagospodarował je między innymi Kościół katolicki, zainspirowany formułą anglikańskiego duchownego Stephena Marshalla (1594–1655). Mając na myśli własną wspólnotę wyznaniową, w 1642 r. Marshall oznajmił podczas kazania, że „najwyższym prawem jest dobro Kościoła” (salus Ecclesiae suprema lex).

W prawie kanonicznym do dziś obecna jest myśl, zgodnie z którą najwyższym prawem w Kościele powinno być zbawienie dusz (salus animarum in Ecclesia suprema lex semper esse debet, kan. 1752). Z kolei w środowisku lekarskim funkcjonuje powiedzenie: „dobro pacjenta najwyższym prawem” (salus aegroti suprema lex).

Owoc z zatrutego drzewa

Cała literacka spuścizna Cycerona nakierowana była na jeden cel. W swych pismach Arpinata z premedytacją stosował wobec czytelników sztuczki, które dziś śmiało można nazwać technikami manipulacji ideologicznej. Z gorliwością neofity budował w nich wizję idealnego, w swym odczuciu, ustroju – republiki arystokra­tycznej. Ustroju, w którym nieliczni dobrze urodzeni, a zatem „lepsi” i „mądrzejsi”, troszczą się (czytaj: rządzą, kierują, roz­kazują) o większość pośledniejszego stanu. Krótko mówiąc, formuła „salus populi Romani suprema lex esto” stanowi jeszcze jedną frazę wytrych, służącą do usprawiedliwiania aktów pogwał­cenia prawa dokonywanych w zamiarze zduszenia opozycji i zachowania władzy.

W systemie prawnym Stanów Zjednoczonych obowiązuje zasada metaforycznie nazywana fruit of the poisonous tree principle (zasada owoców z zatrutego drzewa). Jej twórcy oparli się na fragmencie z Ewangelii wg Mateusza: „Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, złe zaś drzewo złe owoce. Dobre drzewo nie może rodzić złych owoców, ani złe drzewo dobrych”3. Tak zatem wszelkie dowody uzyskane drogą nielegalną nie mogą zostać wykorzystane w sądzie.Cyceron napisał traktat „O prawach” nie tylko w nadziei uzyskania doraźnych korzyści politycznych, lecz również z przemożną chęcią zafałszowania historii. Pozostaje zapytać, czy na jednym zdaniu wyrywkowo wyjętym z kontekstu da się zbudować coś trwałego. Owszem.

Stany nadzwyczajne

Nolens volens został Cyceron ojcem konceptu stanu nadzwyczajnego. Mowa o sytuacji, w której można znieść lub ograniczyć prawa przysługujące obywatelom. Rozważania na ten temat zajęły największych filozofów i teoretyków prawa. Wymieńmy nie­których. Thomas Hobbes (1588–1679) uznawał władzę monarszą, którą król powinien sprawować „dla bezpieczeństwa ludu”, do czego obligować go miało prawo naturalne. John Locke (1632–1704), gorący zwolennik ustawowego zakreślenia ram władzy zwierzchniej, dopuszczał istnienie królewskich prerogatyw, w których władca miał prawo samodzielnie reagować na „wypadki i stany konieczności, które mogły dotyczyć sfery pub­licznej”. Co ciekawe, fraza „salus populi suprema lex esto” posłużyła mu jako motto do „Drugiego traktatu o rządzie”.

Również Monteskiusz (1689–1755), autor przełomowego dzie­ła „O duchu praw”, zauważał, że nawet w krajach, „gdzie wolność otaczana jest wielkim szacunkiem, istnieją ustawy, na mocy których jednostka jest jej pozbawiana, aby zachować ją [tj. wolność] dla całej społeczności”.

Podobną opinię wyraził w „Umowie społecznej” Jean Jacques Rousseau (1712–1778), pisząc, że wzgląd na uświęconą naturę ustaw powinien ustąpić wtedy, kiedy chodzi o bezpieczeństwo państwa. Nie inaczej myślał wielki liberał i zarazem zwolennik parlamentaryzmu John Stuart Mill(1806–1873), a także wielu innych. Po wielu wiekach Karl Joachim Friedrich (1901–1984) nazwie stan nadzwyczajny „konstytucyjną dyktaturą”.

Druga strona medalu

Nie tylko „dobrzy” teoretycy państwa i prawa zainteresowali się ideą wyrażoną ongiś przezCycerona. Zachwycił się nią również florencki prawnik, filozof i dyplomata Nicolo Machiavelli(1469–1527). W „Księciu” udzielił monarsze licencji na wszelkie działania, które mogą przynieść polityczne korzyści. W „Roz­ważaniach nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Tytusa LiwiuszaMachiavelli trzeci rozdział opatrzył podtytułem „salus populi suprema lex”. W pracy tej uznał dyktaturę za okresową konieczność i, o dziwo, środek o charakterze konstytucyjnym.

Fraza „salus rei publice suprema lex esto” była wykorzystywana przez licznych teoretyków i praktyków dążących do obalenia istniejącego ustroju, chcących usprawiedliwić dokonany już przewrót lub chcących umocnić dyktaturę. Gorącym orędownikiem wykorzystania jej w narzucaniu totalistycznej wizji państwa był Friedrich Nietzsche (1844–1900).

Omawianą maksymę z pewnością znał ostatni niemiecki cesarz: Wilhelm II (1859–1941). Pewnego razu zdarzyło mu się nawet dokonać jej drobnej modyfikacji. Podczas wizyty w Monachium, które cieszyło się wówczas statusem wolnego miasta, w następujący sposób wpisał się w złotej księdze miejskiej: „Wola króla najwyższym prawem” (Voluntas regis suprema lex). Oświadczenie to wywołało zrozumiałe zgorszenie wśród rajców.

Zwolennicy konającej Republiki Weimarskiej zastanawiali się, czy nie oprzeć się na przykazaniuCycerona i nie podjąć sprzecznych z konstytucją kroków, mających na celu uniemożliwienieHitlerowi zdobycia władzy. Ostatecznie nie podjęto jednak żadnych działań. Podobnych dylematów nie miał Adolf Hitler (1889–1945), który lubował się w tłumaczeniu dobrem państwa swych zbrodniczych poczynań. Słabość do sformułowania suprema lex wykazywali również dyktatorzy, jak Benito Mussolini (1883–1945), Francisco Franco (1892–1975), Antonio Salazar(1889–1970) oraz Józef Stalin (1892–1975).

Suprema lex w Polsce

Powszechnie znana jest niechęć szlachty polskiej do prawa rzymskiego i wypracowanych przez nie zasad. Panowie bracia konsekwentnie odrzucali system zbudowany w oparciu o starożytną myśl prawniczą w obawie przed „tyranią”, która chyłkiem mogła się zadomowić nad Wisłą wraz z przyjęciem idei głoszonych przez Gajusza, Ulpiana i ich następców. Niemniej w warunkach powszechnej wśród szlachty znajomości łaciny oraz kultury klasycznej, będącej efektem działalności kolegiów jezuickich, zasada „salus populi suprema lex” była obecna w powszechnej świadomości. Wiedział o tym Henryk Sienkiewicz, który włożył w usta małego rycerza znamienne sformułowanie: „Kto prócz niego [tj. Jeremiego Wiśniowieckiego] tę wielką myśl rozumie? (…) On jeden – nikt więcej! Do niego idzie szlachta, do niego ściągają wojska, w jego ręku miecz Rzeczypospolitej. Przecież Rzeczpospolitą, nawet gdy pan jest na tronie, a cóż dopiero gdy pana nie ma, rządzi wola tego narodu. Ona to suprema lex4. Naturalnie w państwie rządzonym przez wszystkich, ergo przez nikogo, każdy miał prawo na swój sposób rozumieć, czym jest dobro kraju. Z tym stanem rzeczy próbowali walczyć oświeceniowi publicyści. Stanisław Staszicpowoływał się na rzymską zasadę w zamiarze kształtowania postaw patriotycznych wśród młodzieży. W zakończeniu „Przestróg dla Polski” napisał: „Róbcie z młodzieży szlacheckiej i miejskiej jeden naród! Dajcie im równie uczuć, że gdy się razem trzymać będą, Polska zostanie wolną, mocną i sławną. Powtarzajcie im często to wielkie cnotliwego Rzymianina zdanie: nie całość jednego stanu, ale całość narodu całego jest Prawem najwyższymSalus Reipublicae suprema lex esto5.

suprema_lex

W odrodzonej Rzeczpospolitej formuła „salus rei publicae suprema lex” utrwaliła się w słowniku politycznej retoryki. W sferze publicznej przywoływano ją nie tylko, chcąc przeforsować ustawy, ale również w zamiarze usprawiedliwienia przewrotu majowego. Postrzegana była jako „zasada ponadkonstytucyjna”, czego wyrazem stało się jej umieszczenie na suficie w sali obrad Sejmu. W 1925 r. wybito serię okolicznościowych i obiegowych pięciozłotówek, które na rancie miały wygrawerowaną formułę „salus rei publicae suprema lex”. Jedna z nich, bodaj najpiękniejsza z tej serii, znana jest właśnie jako „konstytucja”. Jako swe hasło omawianą paremię przyjęła poznańska korporacja studencka Baltia.

Po wojnie szybkiej absorpcji rzymskiej maksymy dokonała ideologia komunistyczna. Początkowo, zwłaszcza w kołach związanych z Polską Partią Robotniczą, korzystano z Cycerońskiego pierwowzoru: „salus populi suprema lex”, co w języku rewolucjonisty miało oznaczać: powodzenie rewolucji najwyższym prawem. Lud (populus) lepiej wpisywał się w partyjną ideologię niż mająca sanacyjne konotacje res publica. Powoływano się przy tym na pisma Plechanowa, Lenina i Stalina. Rychło jednak, kiedy dobro państwa utożsamiono z interesem przewodniej siły narodu, do łask wróciła również res publica.

Co pozostało?

Współcześnie reminiscencją myśli sformułowanej niegdyś przez Cycerona jest nie tylko napis na jednej z kolumn Sądu Naj­wyższe­go. Jej odbicie znajdziemy również w szeregu obowiązujących przepisów. Na przykład jedną z fundamentalnych zasad obecnych na gruncie polskiego porządku prawnego jest zasada jawności postępowania. A jednak Konstytucja RP oraz Europejska Konwencja Praw Człowieka, a za nimi KPK stanowią, że wyłączenie jawności rozprawy może nastąpić między innymi ze względu na bezpieczeństwo państwa (art. 45 Konstytucji RP, art. 6 ust. 1 EKPCz, art. 360 § 1 pkt 3 KPK). Zasada ta mogłaby również stanowić motto dla całego rozdziału XI polskiej ustawy zasadniczej, poświęconego stanom nadzwyczajnym (tj. stanowi wojennemu, stanowi wyjątkowemu oraz stanowi klęski żywiołowej), w których mogą zostać ograniczone wolności i prawa człowieka i obywatela (zob. art. 228 pkt 3 Konstytucji RP). Wszystko zgodnie z wymogami, jakie stawia się przed „demokratycznym państwem prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Bądźmy jednak czujni. Salus rei publicae suprema lex esto to zasada pochodząca z zatrutego drzewa, a licho nie śpi.


* Autor jest doktorem nauk prawnych, historykiem sztuki, adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 Zob. W. Wołodkiewicz (red.), Regulae Iuris. Łacińskie inskrypcje na kolumnach Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej Polskiej, Warszawa 2006, s. 104.

2 Cic. de leg. 3.8.

3 Mat. 7.17–19.

4 H. Sienkiewicz, Ogniem i mieczem, t. I, Warszawa 1987, s. 364.

5 S. Staszic, Wybór pism, Warszawa 1952, s. 99.