Felietony

Pojawienie się kobiet w adwokaturze a kłopotliwy balast rzymskiego prawa. Część I

Tekst pochodzi z numeru: 3 (114) marzec 2010

dr Maciej Jońca

Zgodnie z Konstytucją RP kobieta i mężczyzna posiadają identyczne prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym, co sprawia, że przedstawiciele obu płci mają równe prawo do kształcenia, zatrudnienia, awansów, jednakowego wynagrodzenia za pracę tej samej jakości itd. (art. 33 ust. 1–2). Zapis ten od dawna nikogo nie dziwi, a panie robią kariery we wszystkich sektorach życia publicznego, nie wyłączając adwokatury. Warto wszakże pamiętać, że zjawisko powszechnego wykonywania przez nie zawodu obrońcy jest stosunkowo młode. Przedstawicielki płci pięknej stoczyły długą i zaciętą batalię o dostęp do tej profesji.

Późne zwycięstwo

Wszelkie próby złamania społecznego tabu związanego z pracą zawodową kobiet, zwłaszcza w zawodach związanych z wymiarem sprawiedliwości, od wieków niezmiennie spotykały się ze zdecydowanym oporem ze strony mężczyzn.

Problemy pojawiały się jeszcze na etapie planowania przyszłości. Wszak aby pracować w charakterze adwokata, należy najpierw skończyć specjalistyczne studia. Tymczasem kiedy w roku akademickim 1884/1885 jeden z paryskich wydziałów prawa po raz pierwszy przyjął w poczet swych studentów dwie panie, kadra odniosła się do tego kroku bardzo nieżyczliwie, a one same miały trudności nawet ze wstępem do wydziałowych budynków ze względu na… nieprzejednaną postawę portiera. W Niemczech kobiety zaczęto przyjmować na prawo dopiero w 1908 r.

Nie inaczej było na naszych ziemiach. W uchwale z 1900 r. przyjętej niemal jednogłośnie przez komisję powołaną na Uniwersytecie Jagiellońskim dla zbadania, czy panie są zdolne studiować prawo, czytamy:

„Kobiety ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowe nie posiadają odpowiedniej kwalifikacji, aby z pożytkiem dla dobra publicznego spełniać ważne obowiązki sędziego, prokuratora, adwokata lub urzędnika administracyjnego, a więc aby móc po studiach prawniczych obrać jakąkolwiek z tych najważniejszych karier, do których właśnie te studia mają otworzyć drogę. (…) Z uwagi na to wydział większością głosów uznał, że dopuszczenie kobiet do studiów prawniczych byłoby środkiem nieprowadzącym do żadnego rozumnego celu, a mogłoby tylko wpłynąć szkodliwie na racjonalne przeprowadzenie w życiu społecznym podziału pracy ekonomicznej”1.

Zbliżone stanowisko jeszcze przez długi czas prezentowali liczni uczeni z uniwersytetów we Lwowie i Warszawie.

Szczęśliwie barierę tę udało się rychło pokonać. Umożliwienie kobietom studiowania prawa nie rozwiązało wszakże problemu, gdyż w wielu europejskich państwach obowiązywał zakaz wykonywania przez nie zawodów prawniczych. Carski ukaz z 1874 r. kategorycznie zakazywał kobietom występowania przed sądem nawet w charakterze pomocniczek adwokatów przysięgłych. W Niemczech od 1878 r. w obliczu postępującej emancypacji wydano specjalny akt prawny zakazujący kobietom pracy adwokata. Posiadająca gruntowne prawnicze wykształcenie Włoszka Lidia Poët (1855–1930) w uzasadnieniu sądu apelacyjnego w Turynie, podtrzymującego decyzję zabraniającą jej praktyki adwokackiej, mogła przeczytać: „Byłoby niestosowne i prostackie oglądać kobiety wstępujące do palestry adwokatów, rzucające się pośród wrzasku rozpraw, wdające się w dyskusje, które łatwo przekraczają granice dobrego smaku i w których mogłyby zostać potraktowane inaczej niż wypada wobec płci bardziej delikatnej”. Sędziowie zwrócili również uwagę na wątek estetyczny. Ich zdaniem powaga urzędu sądowego obrońcy wiele straciłaby, gdyby kobiety nosiły togę i biret, kierując się obowiązującą modą i dobierając do nich wymyślne fryzury2.

A jednak mimo licznych „obaw” paniom udało się w końcu zdo­być przyczółek w adwokaturze. Wspomniana Lidia Poët rozpoczęła karierę adwokacką w 1883 r. W Stanach Zjednoczonych pierwszą kobietą, która po długich bataliach zyskała w 1892 r. licencję na występowanie przed sądem, była Myra Bradwell (1831–1894). We Francji perspektywa robienia kariery adwokackiej otworzyła się przed paniami w 1900 r., w Niemczech 22 lata później. W tym ostatnim państwie pierwszą kobietą wpisaną na listę adwokatów była „asesorka panna Maria Otto”. W niepodległej Polsce palma pierwszeństwa przypada Helenie Wiewiórskiej (1888–1967), wpisanej na listę w 1925 r. Tymczasem na pierwszego żeńskiego prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, którym została mec. Maria Budzanowska (1930–1988), musieliśmy czekać do 1982 r.

A wcześniej? No cóż, uczciwie należy stwierdzić, że przez wieki panie padały ofiarą stereotypów, uprzedzeń oraz strachu mężczyzn, którzy obawiali się zdominowania rynku przez zdolniejsze koleżanki. Jak już powiedziano, w zależności od państwa nowe perspektywy zawodowe faktycznie otwarły się przed nimi dopiero w pierwszej połowie XX w. Mało kto zdaje sobie wszakże sprawę, że jeżeli chodzi o występowanie przed sądem, to kobiety nie uzyskały, ale odzyskały prawo, którego były pozbawione przez blisko 2000 lat!

Trudne początki

W poszukiwaniu źródeł dyskryminacji kobiet na polu zawodowym należy cofnąć się daleko, aż do patriarchalnej starożytności. W starożytnym Rzymie, który obieramy za punkt odniesienia do dalszych rozważań, podobnie jak we wszystkich niemal (chwalebny wyjątek stanowią Celtowie) starożytnych społeczeństwach, przed kobietą stawiano dwa podstawowe zadania: urodzenie „legalnych” dzieci (najlepiej synów) oraz opiekę nad domem. Od reszty spraw trzymano je z dala. Nic zatem dziwnego, że w inskrypcji nagrobkowej rzymskiej matrony imieniem Murdia czytamy, iż kobietom trudno zasłużyć na jakieś niestandardowe pochwały, gdyż ich życie „nie jest bogate w wydarzenia” (CIL 6.10230).

Uczciwie należy podkreślić, że od każdej zasady, również i od tej, istniały wyjątki. Społeczeństwo rzymskie cechował jednak na tym polu dużo większy konserwatyzm niż przykładowo monarchie hellenistyczne, w których więcej swobody miewały królowe i niekiedy królewskie córki.

Do tych ostatnich należą Artemizja z Halikarnasu, która by­ła kapitanem okrętu (Herod. 8.87–88), czy Iliryjka Cynna, która zasłynęła jako uzdolniony dowódca (Aten. deinosoph. 13.560 F). Do grupy kobiet nietuzinkowych zaliczyć można także Spartankę Cyniskę czy królewską faworytę Bilistiche – udało im się zwyciężyć w wyścigach rydwanów (Arist. Ath. polit. 13.16; P. Oxy. 2082).

Niemniej również z pochodzących z czasów rzymskich inskrypcji nagrobkowych dowiadujemy się, że niektóre panie miały dosyć dużą swobodę w zarządzie majątkiem. Inne, jak żona pewnego lekarza z Pergamonu, z powodzeniem zajmowały się medycyną. W epitafium ułożonym przez męża wspomnianej Greczynki czytamy niezwykłe jak na owe czasy wyznanie: „Sprawiłaś, że nasza sława lekarska rozeszła się szeroko – choć byłaś kobietą, nie ustępowałaś mi umiejętnościami”3. Sylwetki tych i innych, wcale zresztą nie tak licznych kobiet zapamiętano właśnie dzięki temu, że potrafiły wyłamać się z szablonu, który narzucało im społeczeństwo.

Co do sytuacji prawnej przedstawicielek płci pięknej w Rzymie, to niewiele przesady znajduje się w opinii jednego z wiodących rzymskich prawników, Papiniana (zm. 212 r. n.e.), który twierdzi: „W licznych artykułach naszego prawa pozycja kobiet jest gorsza niż mężczyzn” (D. 1.5.9).

Na gruncie prawa prywatnego każda kobieta, która nie znajdowała się pod władzą swego ojca lub męża, musiała posiadać opiekuna, który autoryzował wszelkie czynności prawne, jakich dokonywała na swoim własnym majątku. Cyceron tłumaczy ten fenomen w sposób dosyć typowy: „Przodkowie pragnęli, by każda kobieta z powodu słabości umysłu znajdowała się pod władzą opiekuna” (pro Mur. 27). Podobnym tropem podąża jurysta Gajusz: „Przodkowie chcieli bowiem, by nawet pełnoletnie kobiety znajdowały się pod opieką ze względu na swoją lekkomyślność” (łac. animi levitas; Gai. 1.144). Dosadniej rzecz wyjaśnia anonimowy autor dziełka Tituli ex corpore Ulpiani: „Opiekunów nadaje się zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Jednak niepełnoletnim mężczyznom jedynie z powodu niedoświadczenia wynikającego z ich wieku. W przypadku kobiet opiece podlegają niedojrzałe i dojrzałe z powodu słabości płci oraz nieznajomości kwestii prawnych” (11.1). Mimo że wspomniany Gajusz uważał przytoczony wyżej argument za raczej płytki (Gai. 1.190), to jednak obowiązek pozostawania kobiet pod opieką de iure utrzymał się aż do czasów Konstantyna I (IV w. n.e.). Władca ten, nawiasem mówiąc, również nie miał o nich najlepszego zdania. W konstytucji z 326 r. nazywa je „pozbawionymi umiaru” (łac. immoderatae; CJ 5.37.22.5).

W źródłach prawniczych często wyczuwa się ton przyjaznej pobłażliwości, z jaką cesarze oraz autorzy uczonych traktatów odnoszą się do damskiej „prostoduszności”. Częstym zabiegiem „sty­listycznym” jest sprowadzanie możliwości intelektualnych pań oraz ich znajomości zagadnień prawniczych do poziomu osób niepełnoletnich. Paulus, poruszając skądinąd fundamentalny problem wpływu błędu na skuteczność czynności prawnej, wyjaśnia: „Zasadą prawną jest, że nieznajomość prawa szkodzi, a nieznajomość stanu faktycznego nie. (…) Dozwala się nie znać prawa osobom poniżej 25. roku życia. Podobny sąd wyrażany jest na temat kobiet ze względu na słabość płci” (łac. infirmitas sexus; D. 22.6.9 pr.). W innym dziele tego samego autora czytamy: „Małoletniemu poniżej 25. roku życia przychodzi się z pomocą oraz być może kobiecie z powodu niedoświadczenia” (łac. imperitia; D. 2.8.8.2). Kiedy w 294 r. bliżej nieznanaAmfia zwróciła się o poradę do cesarskiej kancelarii, w udzielonej odpowiedzi urzędnicy cierpliwie rozpoczęli swój wywód od znaczącego wstępu: „Jeżeli ktoś nieznający prawa…” (łac.ius ignorans – CJ 1.18.10).

Jedynie okazjonalnie etykietka stworzenia o genetycznie zaniżonym ilorazie inteligencji, notorycznie przypinana rzymskim kobietom, okazywała się przydatna. W konstytucji wydanej w Ankarze w 397 r. cesarze Arkadiusz i Honoriusz oświadczyli konsulom, którzy mieli problem z pewną sprawą spadkową: „Rozstrzygnięcie powinno być łagodniejsze w stosunku do kobiet, które, jak ufamy, wskutek słabości płci (łac. infirmitas sexus) ważą się na mniej [niż mężczyźni]” (CJ 9.8.5.3).

Prywatnoprawna pozycja kobiet w państwie rzymskim bez wątpienia rzutowała na ich status w świetle przepisów prawa publicznego. Ich wielowiekowe doświadczenie na tym polu, a raczej jego brak, zamyka lakoniczne oświadczenie nadwornego prawnika dynastii Sewerów,Domicjusza Ulpiana: „Kobiety wykluczone są ze sprawowania wszystkich funkcji prywatnych oraz publicznych i z tego powodu nie mogą być sędziami, piastować urzędów, występować z powództwami, bronić innych ani występować w charakterze pełnomocnika” (D. 50.17.2 pr.)


* Autor jest doktorem nauk prawnych, historykiem sztuki, adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 Cyt. za Z. Milewski, Zanim kobieta została adwokatem, Pal. 2002, Nr 1–2, s. 99.

2 Por. E. Ollandi, Le donne e l’avvocatura, Genowa 1913, s. 244 i n.

3 Cyt. za M.R. Lefkovitz, Heroines and Histerics, London 1981, s. 27.