Felietony

Problemy paszportowe w korespondencji Pliniusza Młodszego i cesarza Trajana[1]

Tekst pochodzi z numeru: 3(165) 2015/2016

dr hab. Maciej Jońca*

W 98 r. n.e., po nagłej śmierci cesarza Nerwy, na rzymskim tronie zasiadł Trajan. Nowemu władcy w zaskakująco krótkim czasie udało się dowieść licznych talentów zarówno wojskowych, jak i administracyjnych. Wiele uwagi przykładał do usprawnienia zarządu prowincjami. Radą i pomocą służył mu sztab oddanych specjalistów, wchodzących w skład przybocznej rady (consilium principis). Jednym z nich był Gajusz Pliniusz Cecyliusz Sekundus, który przeszedł do historii jako Pliniusz Młodszy. Około 110 r. n.e. został on wysłany z misją do prowincji Bitynii i Pontu (obecnie północna Turcja) jako specjalny wysłannik cesarza. Do jego zadań należało przewrócenie sprawnego działania lokalnej administracji oraz uzdrowienie finansów publicznych. Niemniej, będąc „na placówce”, zamęczał cesarza pytaniami w sprawach wszelakich. Do ciekawszych należą te związane z problematyką „paszportową”. Dodatkowego smaczku dodaje sprawie ujawniony w nich wątek prywatny.

Korespondencja

Wśród źródeł prawa rzymskiego poczesne miejsce zajmują konstytucje cesarskie. Współczesne podręczniki dzielą je na mandaty (instrukcje służbowe wręczane wyższym urzędnikom), edykty (zarządzenia o charakterze administracyjnym), dekrety (wyroki cesarskiego sądu) oraz reskrypty. Te ostatnie stanowiły odpowiedzi, jakie cesarska kancelaria wystosowywała do miast, urzędników, żołnierzy oraz osób prywatnych, zwracających się do cesarza z prośbą o poradę prawną.

Jednym z najkonsekwentniejszych petentów, absorbujących uwagę cesarza Trajana w latach 110-113, był jego podwładny i przyjaciel Pliniusz Młodszy. Zbiór pytań i odpowiedzi, których treść niemal w całości zachowała się do naszych czasów, ma charakter szczególny. Pliniusz, zdając sobie sprawę ze stopnia zażyłości łączącej go z władcą, pozwalał sobie na więcej niż pozostali interesanci. Retoryczne wtręty w rodzaju: „piszę do ciebie, ponieważ wiem, że Cię to obchodzi”, dowodzą stopnia zażyłości, jaka łączyła go z panującym. W wysyłanych do Rzymu listach nie brakuje również schematycznych dowodów czołobitności, które dziś mogłyby uchodzić za przejaw lizusostwa.

Tymczasem odpowiedzi cesarza, nawet na życzenia zdrowia czy powinszowania z okazji rocznicy wstąpienia na tron, zwykle przybierają charakter dosyć formalny. Niektóre pisma utrzymane są w tonie oschłym, a niekiedy wręcz odpychającym. Widać to wyraźnie zwłaszcza wówczas, kiedy Pliniusz zostaje skarcony za to, że nie umie we właściwy sposób przedstawić problemu do rozwiązania lub otrzymuje polecenie wzięcia przykładu z poprzedników i… niezawracania władcy głowy. Z innych wszakże pism jeszcze po upływie wielu wieków przebija się informacja o życzliwości władcy wobec swojego namiestnika i jego dobrym humorze w dniu formułowania odpowiedzi. Rozczulające jest chociażby pismo, w którym cesarz napomina swojego urzędnika, by ten „nie nadwyrężał swojego ciałka” wyczerpującymi podróżami.

Dom

Pod rządami Trajana państwo rzymskie rozciągnęło się na powierzchni 6,5 miliona kilometrów kwadratowych. Jego ludność mieściła się w 80 milionach, co stanowiło wówczas 35,9% światowej populacji. Morze Śródziemne stanowiło dla Rzymian akwen zamknięty, co z kolei oddawano w znanym eufemizmie mare nostrum (nasze morze). Obywatele rzymscy z jednej strony odczuwali dumę, z drugiej zaś podzielali obawy organów władzy, że w tych warunkach zbyt łatwo można „zniknąć”. Poszukiwani przestępcy, zbiegli niewolnicy, niewypłacalni dłużnicy, synowie i córki pragnący uwolnić się spod władzy familijnych zwierzchników – wszyscy oni łudzili się, że uda im się zbiec daleko, a następnie spokojnie dożyć swoich dni w nowym środowisku i z inną tożsamością. Nic dziwnego. Wszak chęć podróżowania oraz związane z tym pragnienie czasowej bądź stałej zmiany miejsca pobytu towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów. Są one niejako wpisane w jego naturę. Predylekcja do „wycieczek” wzrasta zaś zawsze, kiedy na horyzoncie pojawiają się kłopoty.

Dlatego dużą wagę prawo rzymskie przywiązywało do miejsca zamieszkania. Opisujący je łaciński rzeczownik domicilium wywodzi się od pojęcia domus (dom). Tym samym najczęściej miejsce zamieszkania kojarzono z konkretnym budynkiem, w którym ktoś rzeczywiście mieszkał. „Jako czyjś dom powinniśmy rozumieć miejsce, w którym ktoś zamieszkuje i przechowuje dokumenty, a także prowadzi własne sprawy” – nauczał jurysta Alfenus. Ulpian zaś rozszerzał to pojęcie również na miasto, w którym osoba prowadzi interesy, a w wolnym czasie korzysta z miejsc użyteczności publicznej. Miejsce zamieszkania determinowało kwestie związane z odpowiedzialnością podatkową, właściwością sądową oraz wywierało liczne skutki na gruncie prawa rodzinnego czy zobowiązaniowego.

Powiedzonka, które przedostały się do łaciny pod wpływem nihilistycznie nastawionych filozofów greckich, w rodzaju „gdzie dobrze, tam dom” (ubi bene, ibi domus), „gdzie dobrze, tam ojczyzna” (ubi bene, ibi patria), „gdzie chleb, tam dom” (ubi pane, ibi domus), wywoływały jedynie rozdrażnienie przedstawicieli rzymskiego aparatu urzędniczego. Kto chciał podróżować, musiał prosić o urzędowe zezwolenie, a niekiedy nawet komplet zezwoleń. Nieco upraszczając, zezwolenia te, będące w istocie dokumentami podróżnymi, można określić mianem paszportów. Chociaż obecnie pojęcie to kojarzy się z przekraczaniem granic państw, w starożytnym Rzymie było inaczej. Stosownych pozwoleń wymagano zwłaszcza w wypadku przemieszczania się pomiędzy prowincjami.

„Paszporty”

Termin „paszport” ma źródłosłów łaciński, ale Rzymianie się nim nie posługiwali. Powstał ze złożenia czasownika passare (przechodzić, przejeżdżać, mijać) oraz rzeczownika porta (brama, wjazd, wejście). Po raz pierwszy użyto go w średniowiecznych dokumentach municypalnych, zezwalających określonym podmiotom na wjazd do miasta bądź przejazd przez nie. Według innego ujęcia rzeczownik „paszport” zawdzięcza swój obecny kształt nie łacinie, ale językowi francuskiemu, a powstał z połączenia czasownika passer (tu: przemieszczać się, mijać, przepływać) oraz terminu port (port). Dokumenty wydawane przez władze portowe umożliwiały zainteresowanym zawijanie do portów oraz ich bezproblemowe opuszczanie.

Rzymianie nie wykształcili jednolitej terminologii w tym zakresie. Posługiwano się m.in. wyrażeniami: diplomata, litterae, libelli, tractoriae, evectiones, combina, synthema. Rozciągnięcie państwowej kontroli nad podróżami mieszkańców imperium również miało charakter stopniowy. Z dokumentów podróżnych, imiennych i opatrzonych pieczęcią, korzystali najpierw dostojnicy. Wyposażano w nie w pierwszej kolejności ambasadorów obcych państw, by zapewnić im bezpieczny i komfortowy przejazd przez obce terytorium. Sprawdzanie posiadanych przez nich glejtów przez posterunki wojskowe miało również wymiar praktyczny, gdyż pozwalało władzy śledzić trasę oraz czas przemieszczania się uprawnionego.

W okresie republikańskim, w obawie przed podejmowaniem nieautoryzowanych działań o charakterze wywrotowym, zabroniono senatorom opuszczania Italii bez zezwolenia senatu. Zakaz ten August rozszerzył na senatorskich synów. Od czasów Klaudiusza pozwolenia na wyjazdy przyznawał senatorom jedynie cesarz. Miały one charakter pisemny i były wydawane do jednorazowego użytku.

Pewne zwyczaje „paszportowe” zastali i utrzymali Rzymianie na podbitych przez siebie ziemiach. Ptolemejskiego Egiptu nie dało się opuścić przez port w Aleksandrii bez specjalnego zezwolenia, wydanego przez lub w imieniu króla. Uprawnienie to przejęli pod koniec I w. p.n.e. rzymscy prefekci Egiptu. Procedurze tej, choć nie była ona szczególnie złożona, musieli się poddać wszyscy wyjeżdżający – obywatele rzymscy również. Petent adresował do prefekta podanie, w którym prosił o zezwolenie na wyjazd oraz motywował swoją prośbę. Zgodę wyrażano przez umieszczenie odręcznej notatki na egzemplarzu podania, który wracał do zainteresowanego.

Wśród setek papirusów odnalezionych w położonym na terenie Egiptu mieście Oksyrynchos (obecnie: Al-Bahnasa) znalazła się pochodząca z 246 r. n.e. petycja dotycząca opuszczenia Egiptu. Napisano w niej: „Do Waleriusza Firmusa, prefekta Egiptu, od Aurelii Mekiane z Side. Pragnę, panie, wypłynąć przez Faros. Proszę, żebyś napisał do prokuratora Faros, by wypuścił mnie zgodnie ze zwyczajem. Pachon 1. Niech ci się pod każdym względem dobrze wiedzie” (przeł. A. Łukaszewicz). Na tym samym papirusie inna ręka, zapewne samego prefekta lub jego kancelisty, dopisała: „Waleriusz Firmus… do Asklpepiadesa… przepuszczamy… dan (dnia) XVII kalend… za konsulatu Presensa i Albina” (przeł. A. Łukaszewicz). Pismo zapewne wróciło do zainteresowanej, a ta – okazawszy je prokuratorowi Faros Asklepiadesowi – mogła bez trudności opuścić Egipt.

Samo życie

Na czasy Trajana przypada apogeum „rzymskiego pokoju”, okresu wewnętrznego dobrobytu i prosperity. Ze zrozumiałych względów podróżowano wówczas chętnie i często. Państwo nie zrezygnowało jednak ze sprawowania kontroli nad przemieszczaniem się obywateli. Przeciwnie, wzmocniło ją.

W jednym z listów Pliniusz z właściwą sobie galanterią zwraca się do władcy słowami: „Proszę Cię, panie, abyś mi napisał i uwolnił od wątpliwości, czy w ogóle można, a jeśli tak, to jak długo, posługiwać się paszportami, którym skończył się okres ważności. Obawiam się bowiem, bym powodowany niewiedzą nie skłonił się ku tej lub innej stronie, potwierdzając dokumenty nieważne bądź zatrzymując ważne”.

Źródło powyższe zasługuje na uwagę, gdyż często jest pomijane przez badaczy historii prawa międzynarodowego zajmujących się genezą paszportu. Pliniusz, choć bywał uciążliwy w swojej skrupulatności, nigdy nie absorbował uwagi Trajana w sprawach, które miały charakter jedynie teoretyczny. Za jego pismami zawsze stało jakieś realne wydarzenie. W omawianej sytuacji można zakładać, że zgłosili się do niego bliżej nieokreśleni petenci z prośbą o prolongatę dokumentów podróżnych wystawionych na ich nazwisko. Fakt ten przynosi informację, że pisma tego rodzaju nie musiały mieć charakteru jednorazowego. W przypadku osób podróżujących „zawodowo” (kupców, retorów, lekarzy, członków objazdowych trup teatralnych, astrologów, filozofów, najemnych robotników itd.) możliwe było wystawienie imiennej zgody na przemieszczanie się, mającej określony czas ważności.

Odpowiedź cesarska jest zwięzła i rzeczowa. „Paszporty – pisze Trajan – którym upłynął okres ważności, nie powinny być używane. Dlatego w pierwszej kolejności podjąłem decyzję, by do wszystkich prowincji wysłać paszporty nowe, zanim ktoś sam o nie poprosi”. Lakoniczność tego tekstu uniemożliwia odpowiedź na pytanie, czy dokumenty, które miały być ponownie opracowane w stolicy, a następnie rozesłane, sporządzono na podstawie akt osobowych znajdujących się w cesarskich archiwach. Kusząca jest teza, że namiestnicy prowincji otrzymali jedynie formularze, które następnie należało wypełnić zgodnie z załączonymi do nich wskazówkami. Ten model procedowania jest bardziej racjonalny, a na pewno bliższy współczesnym metodom pracy administracyjnej.

Prywata

Cesarski urzędnik w prowincji Bitynii i Pontu Pliniusz Młodszy jest w stanie wzbudzić sympatię współczesnego czytelnika, gdyż nawet kiedy przybiera pewną pozę, w gruncie rzeczy pozostaje sobą. Bez skrępowania zasypuje cesarza listami, w których prosi o protekcję dla siebie, członków swojej rodziny, ludzi ze swego otoczenia, a nawet dla personelu związanego z nim na prowincji. Za każdym razem przedstawia sprawę tak przekonująco, że władca nie jest w stanie mu odmówić bądź – postawiony przed faktem dokonanym – skwapliwie przyklaskuje swojemu urzędnikowi.

Dzieje się tak chociażby w kolejnej sprawie „paszportowej”, poruszonej przez Pliniusza w słowach: „Aż do tego momentu, panie, nikomu nie przyznawałem paszportów ani nikogo nie rozsyłałem w innych sprawach za wyjątkiem Twoich własnych. Tę utrwaloną praktykę przerwała pewna konieczność. Uznałem bowiem za zbytnią surowość odmowę paszportu mojej żonie, która, dowiedziawszy się o śmierci dziadka, zapragnęła wyjechać do ciotki. Ponieważ powinność dopełnienia takiego obowiązku wymagała szybkiego działania, wiedziałem, że zaaprobujesz przyczyny wyjazdu, u źródeł których legło rodzinne przywiązanie. Napisałem o tym, ponieważ wydało mi się, że nie okazałbym Ci się dostatecznie wdzięczny, gdybym między innymi dobrodziejstwami zataił to jedno, które – z czego zdaję sobie sprawę – zawdzięczam Twojej życzliwości. Położywszy więc w niej wiarę, nie zawahałem się tak zadziałać, niczym po zapytaniu Ciebie, bo gdybym zapytał i czekał za odpowiedź, byłoby za późno”.

Odpowiedź cesarza cechuje się łagodnością i zrozumieniem. Jest również – jak zwykle, można powiedzieć – bardziej rzeczowa i spójna. Wszak śmierć dziadka oznaczała stratę członka rodziny dla osoby namiestnika bardzo bliskiej. Dlatego, choć nie wahał się delikatnie rugać go przy innych okazjach, tym razem napisał: „Trafnie, najmilszy Sekundusie, zdałeś się na życzliwość mego usposobienia. Nie było wątpliwości, że gdybyś oczekiwał na moją decyzję, czy zaopatrzyć swą żonę w dokumenty podróżne, których prawo przyznawania nadałem Ci przecież w ramach powierzonych obowiązków, ich użycie minęłoby się z celem, skoro twoja żona musiała w wielkim pośpiechu zaaranżować wizytę u ciotki”.

Epilog

Wątek osobisty poruszony w korespondencji Pliniusza Młodszego z Trajanem może wywołać u współczesnego czytelnika pewne zdziwienie. Nie zapominajmy jednak o relacji, jaka łączyła namiestnika z cesarzem. Trajan doskonale znał prywatną sytuację swego podwładnego. Pliniuszbył szczęśliwy w swoim trzecim małżeństwie. Czas, w którym pozostawał w poprzednich związkach, sam nazywał „nieszczęsnym”. Spokój i ukojenie znalazł dopiero pod koniec życia, u boku ukochanej Kalpurni.

Trudno się więc dziwić, że pochlebstwa, którymi raczył Trajana, bledną przy tym, jak pisał do żony. W jednym z listów, zredagowanych w chwilach samotności, skarżył się: „To nie do wiary, jak bardzo tęsknię za Tobą. Przyczyną jest najpierw miłość, a potem to, że nie przywykliśmy do rozłąki. Stąd to większą część nocy spędzam bezsennie, jak gdyby mając Twój obraz przed oczami, a potem, za dnia, w tych godzinach, w których zwykle Cię widzę, same nogi, jak to się zupełnie słusznie mówi, niosą mnie do Twojego pokoju, a wreszcie zmartwiony i smutny, i jak gdyby nieprzyjęty, odchodzę od pustej komnaty”. „Miłość najlepszym nauczycielem” – pisał w innym liście, wychwalając pod niebiosa swoją połowicę. Nietrudno było mu więc instrumentalnie podejść do prerogatyw związanych z pełnionym urzędem i… „pomóc”. Dał żonie paszport z miłości, a następnie pochwalił się tym cesarzowi.

Wkrótce wieść o sile uczucia objawiona została połowie cesarstwa, gdyż korespondencjaPliniusza z różnymi adresatami została upubliczniona. Nie potępił go nikt. Dziś oczywiście raczej by to nie przeszło…


* Doktor habilitowany nauk prawnych, historyk sztuki, adiunkt w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL.

1 Praca powstała w wyniku realizacji projektu badawczego nr UMO-2014/13/B/HS5/03590, finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki.