Aktualności

Sprawa Gorgonowej

adw. Jacek Dubois – wspólnik w kancelarii adwokackiej Pociej, Dubois i Wspólnicy Sp. j., autor książek, felietonów, słuchowisk radiowych. Sędzia Trybunału Stanu.

W IV w. przed naszą erą w Efezie mieszkał szewc Herostrates, który zapragnął być sławny. Nie miał jednak talentu równego projektantom marki Jimmy Choo i jego produkty nie przyniosły mu wymarzonej popularności. Nie miał też innych talentów mogących zapewnić nieśmiertelność, dlatego zdecydował się, że wymarzoną sławę osiągnie, dokonując zbrodni, i podpalił efeski Artemizjon, jeden z siedmiu cudów świata. Pomysł skuteczny. Jeśliby zrobić ranking, jakie wiadomości są najczęściej czytane przez czytelników prasy codziennej, zapewne na pierwszych miejscach znalazłyby się plotki ze świata gwiazd filmowych oraz kronika kryminalna. Biorąc pod uwagę, że w czasach Herostratesa kino nie istniało, istotnie zbrodnia dawała największe szanse na rozpoznawalność. Szewca schwytano i postawiono przed sądem, który wymierzył mu karę śmierci. Dodatkową karą miało być wymazanie jego imienia ze wszystkich dokumentów tak, by pamięć o nim na zawsze zaginęła. To się jednak nie udało, bowiem jedna wzmianka przetrwała, w wyniku czego marzenie szewca się spełniło i na zawsze przeszedł do historii.

Przepustka do historii

Reklama

Opinia publiczna uwielbia słuchać o ludziach wyjętych spod prawa. Do masowej wyobraźni przeszli Spartakus, Robin Hood, Butch Cassidy i Sundance Kid. Nie oznacza to jednak, że każdy, kto popełni przestępstwo, otwiera sobie tym samym drzwi do historii. Konkurencja jest naprawdę duża i dlatego tylko nieliczni mogą liczyć na notkę w kronikach kryminalnych. Od lat chodzę na sprawy sądowe, a nadal nie potrafię przewidzieć, które z nich będą się cieszyć zainteresowaniem mediów, a które toczyć przy pustych ławach. Pamiętam, że intuicja całkowicie mnie zawiodła w czasie kampanii wyborczej w 2007 r., w trakcie której toczyły się 24-godzinne procesy wyborcze. Na jeden dzień wyznaczone były dwa bardzo ważne procesy pomiędzy głównymi partiami. Na ich marginesie miał być prowadzony proces wytoczony przez ówczesnego ministra Ludwika Dorna swojemu adwersarzowi za publiczne pomówienie, że jego pies Saba pogryzł ministerialne meble. Okazało się, że na dwóch pierwszych procesach znaleźli się nieliczni oddelegowani przez redakcje dziennikarze, zaś przebieg procesu o meble filmowały dziesiątki kamer. Pies Saba stał się najsłynniejszą postacią ówczesnych wyborów sejmowych.

Innym razem broniłem znanego menedżera, którego oskarżenie o niegospodarność powszechnie było łączone z zemstą władzy, której się naraził. W trakcie procesu planował on z oskarżonego zamienić się w oskarżyciela, ujawniając kulisy zdarzeń, w wyniku których wskutek nadużycia władzy został postawiony w stan oskarżenia. W tym celu przygotował obszerne wystąpienie, które przed procesem zamierzał wygłosić mediom. Jakież było jego zdziwienie, a wręcz rozpacz, gdy na procesie nie pojawił się ani jeden dziennikarz. Oczywiście w zainteresowaniu mediów sprawami sądowymi istnieją pewne reguły. Absolutne pierwszeństwo mają osoby rozpoznawalne. Znane nazwisko gwarantuje zainteresowanie. Doceniane są krwawość zbrodni (im więcej ofiar, tym lepiej), jej okrucieństwo, ewentualnie wysokość strat lub zysków, czasem komizm sytuacyjny. Nie jest jednak do przewidzenia, która sprawa stanie się medialnym szlagierem i przyciągnie największe zainteresowanie opinii publicznej. W PRL z pospolitych spraw kryminalnych największe zainteresowanie wzbudzały proces Zdzisława Marchwickiego, skazanego za seryjne zabójstwa czternastu kobiet, której to sprawie został poświęcony film „Jestem mordercą”, oraz sprawa oskarżonego o zabójstwo lekarki Zygmunta Bielaja, który w poszlakowym procesie został uznany za winnego jej uprowadzenia. W okresie trzeciej Rzeczypospolitej opinię publiczną przykuwał proces Katarzyny W., skazanej za zabójstwo swojej córki Madzi, i niezakończony jeszcze wyrokiem proces o zabójstwo Ewy Tylman.

W okresie zaś międzywojnia największe zainteresowanie opinii publicznej wzbudziła sprawa morderstwa dokonanego w nocy z 30 na 31.12.1930 r. na 17-letniej córce lwowskiego architekta Elżbiecie Zarembie. Sprawie tej poświęcony został wyprodukowany w 1977 r. film w reżyserii Janusza Majewskiego pt. „Sprawa Gorgonowej”. Zbrodnia ta do dziś wywołuje emocje, a kolejne pokolenia analizują, czy przy wydawaniu wyroku nie doszło do pomyłki sądowej. Potomkowie Rity Gorgonowej zapowiadają wznowienie postępowania, jednak na razie nie udało się im wskazać nowych dowodów, które umożliwiłyby wzruszenie prawomocnego wyroku. Film Janusza Majewskiego jest precyzyjnym zapisem prowadzonego w tej sprawie śledztwa, a następnie procesu sądowego.

Bohaterowie dramatu

Bohaterów dramatu poznajemy przy kolacji 30.12.1931 r. Rzecz dzieje się w willi Henryka Zaremby w Łączkach koło Brzuchowic. W szczycie stołu zasiada gospodarz, wileński architekt, obok niego siedzi dwójka jego dzieci: 17-letnia Lusia Zaremba i 14-letni Staś Zaremba. Matki dzieci nie ma przy stole. Chora na nieuleczalną chorobę psychiczną od wielu lat przebywa w szpitalu psychiatrycznym. W 1924 r. do opieki nad dziećmi Henryk Zaremba zatrudnił guwernantkę Ritę Gorgonową. Opiekunka ma dość bogaty życiorys. Urodziła się w Dalmacji, a w wieku 15 lat wyszła za mąż za porucznika armii austro-węgierskiej Erwina Gorgona. W 1918 r. oboje zamieszkują we Lwowie, gdzie rodzi im się syn. Trzy lata później Erwin Gorgon wyjeżdża do Ameryki, zaś żona i dziecko zamieszkują u teściów. Wskutek konfliktu Rita wyprowadza się od teściów, pozostawiając u nich dziecko. Rozpoczyna pracę jako pielęgniarka i wkrótce poznaje Henryka Zarembę, u którego zatrudnia się jako opiekunka do dzieci. Dochodzi między nimi do romansu, czego owocem jest urodzona w 1928 r. Roma Gorgon. Dziewczynka nosi nazwisko matki, bowiem oboje rodzice oficjalnie są w innych związkach. Ich uczucia ulegają jednak ochłodzeniu. Henryk Zaremba chce zakończyć związek, na co Rita Gorgonowa przystaje, ale żąda pieniędzy i opieki nad córką. Na te warunki nie godzi się Zaremba. Ustalają, że czasowo Henryk Zaremba wynajmie mieszkanie we Lwowie, gdzie od początku roku zamieszka ze starszymi dziećmi, zaś Rita z córką pozostanie w Brzuchowicach.

Z powodu konfliktu atmosfera przy stole jest napięta. W willi przebywają jeszcze ogrodnik z żoną i gospodyni. Na dworze pada śnieg, a w domu wysiadła elektryczność i świecą się lampy naftowe. Wieczorem rodzina kładzie się na spoczynek. Staś, który zasnął przy grającym radio, budzi się obudzony wyciem psa. Jest po dwudziestej czwartej. Wstaje i wydaje mu się, że w sąsiednim pokoju przy choince widzi postać pogrążoną w mroku. Woła siostrę, a gdy ta nie odpowiada, idzie do jej pokoju, gdzie znajduje ją w łóżku całą we krwi. Wzywa pomocy i po kilkunastu sekundach do pokoju Lusi przybiega ojciec. Po nim przybiega Rita Gorgonowa w futrze założonym na koszulę nocną. Na prośbę Zaremby kobieta biegnie po wodę i wzywa gospodynię. W tym czasie Staś próbuje reanimować siostrę. Gdy Rita wraca z wodą, Henryk poleca, by poszła po doktora Ludwika Csalę, mieszkającego w sąsiedztwie. Lekarz stwierdza zgon dziewczynki. Przybyli policjanci odnajdują na śniegu ślady stóp. Jedne z nich prowadzą do okna Gorgonowej. Policjanci stwierdzają również, że z domu nic nie zginęło, co ich zdaniem wyklucza, by morderstwo było wynikiem napadu rabunkowego. Śledczy szukają strzegącego domu psa Luxa, którego wycie miało obudzić Stasia. Pies ma na głowie krwawiącą ranę, co sugeruje, że mógł zostać ogłuszony przez zabójcę. Doktor zauważa, że jeśli zabójcą byłby ktoś obcy, pies nie dałby się podejść. Jeśli nie szczekał na zabójcę, to znaczy, że musiał go znać, a to wskazuje, że zabójcą był ktoś z mieszkańców domu.

Śledztwo

Rano do domu Zaremby przybywają inspektorzy mający prowadzić śledztwo. W czasie oględzin stwierdzają brak śladów prowadzących do domu z zewnątrz oraz brak śladów włamania, co ich zdaniem wskazuje, że morderstwa nie dokonał nikt z zewnątrz. Za tą wersją przemawia ich zdaniem fakt, że pies nie szczekał, co powinien robić, gdyby ktoś obcy próbował dostać się w nocy do domu. W czasie oględzin domu śledczy znajdują przy łóżku zamordowanej dziewczynki ślady kału. Następnie śledczy przystępują do przesłuchania mieszkańców.

Na pierwszy rzut idzie 14-letni Staś; jego przesłuchanie odbywa się w formie rozmowy ze śledczym. Z punktu widzenia dzisiejszej procedury takie przesłuchanie nie ma żadnej wartości dowodowej. Przede wszystkim przesłuchanie nieletniego w sprawie o zabójstwo powinno się odbyć przed sądem w obecności biegłego psychologa. Ponadto przesłuchiwany powinien być pouczony o swoich prawach i obowiązkach, a z jego przesłuchania powinien być sporządzony protokół. Tym samym rozmowa przeprowadzona przez śledczego z chłopcem nie ma charakteru przesłuchania, które może być następnie dowodem w sprawie, i jest jedynie rozpytaniem, z którego śledczy może sporządzić notatkę. Notatka taka nie może być jednak dowodem w sprawie sądowej, bowiem zgodnie z zasadami procedury karnej dowodu z wyjaśnień oskarżonego lub zeznań świadka nie wolno zastępować treścią pisma, zapisków lub notatek urzędowych.

W czasie rozmowy z komisarzem Staś opisuje, jak obudził go skowyt psa. Relacjonuje, że poczuł, iż stało się coś strasznego. Bał się, choć nie potrafił skonkretyzować czego. Zaczął wołać Lusię. Ponieważ siostra nie odpowiadała, wstał i poszedł do drzwi do holu. Wtedy wydawało mu się, że ktoś przeszedł za choinką. Zdawało mu się, że to Lusia, więc wszedł tam i jeszcze raz zawołał. Nie wie jednak, kto był za choinką. Wydawało mu się tylko, że jakaś postać się przesuwa.

Jednocześnie policjanci odkrywają ślady na śniegu prowadzące do basenu. Wzywają strażaków, by przeszukali basen. W tym samym czasie Rita przynosi Henrykowi Zarembie, który nadal jest w szoku, gorącą herbatę. Policjanci dostrzegają na jej ręku świeżą ranę; kobieta tłumaczy, że skaleczyła się o zbitą w pokoju Zaremby szklankę, którą sprzątała. Policjanci przystępują do przesłuchania Zaremby i pytają, kto z domowników mógł mieć interes w zamordowaniu Lusi. Jednak mężczyzna nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Dla niego córka była jeszcze dzieckiem z nikim nieskonfliktowanym i nikt nie miał interesu, by ją skrzywdzić.

Przesłuchania

Następnie komisarz przesłuchuje Ritę Gorgonową i poznaje jej życiorys. Kobieta jest przekonana, że morderstwa dokonał ktoś z zewnątrz, bowiem nikt z domowników nie był w konflikcie z Lusią ani nie miał interesu, by ją zabić. Wskazuje jednak, że Lusia ostatnio miała złe towarzystwo i za bardzo interesowała się mężczyznami. W chwili, gdy obudziły ją wołania o pomoc, była w łóżku. Wstała, założyła futro na koszulę nocną i udała się do pokoju dziewczyny, gdzie byli już Henryk i Staś. Na prośbę Henryka przyniosła wodę, a następnie poszła po lekarza.

W tym samym czasie drugi z komisarzy postanawia ponownie przesłuchać Stasia, tym razem w budynku miejscowego komisariatu. Policjanta interesuje, kogo widział on za choinką. Przekonuje chłopca, że nie ma śladów z zewnątrz, a zatem morderstwa jego siostry dokonał ktoś z domowników. Ponieważ Staś nadal nie potrafi rozpoznać osoby, którą mógł widzieć za choinką, śledczy posuwa się do innej metody. Sugeruje, że Staś za choinką mógł dostrzec swoją siostrę. Wtedy mogło się z nim stać coś strasznego, a gdy odzyskał świadomość, jego siostra już nie żyła. Śledczy sugeruje zatem wprost, że podejrzewa brata o zabójstwo siostry. Staś protestuje, twierdząc, że Lusia musiała być zabita przez tę osobę, którą widział za choinką. Twierdzi, że ona uciekała przez taras, a potem odkryto jej ślady. Komisarz przypomina, że na klamce drzwi do werandy są ślady krwi, a ślady stóp z tarasu wiodą do pokoju Gorgonowej, po czym pyta wprost, czy osoba, którą chłopiec widział za choinką, to Rita Gorgonowa.
‒ Tak – potwierdza chłopiec.
Należy się zastanowić, czy przesłuchanie chłopca odbyło się w sposób prawidłowy. Zeznania świadka powinny mieć charakter spontaniczny, zaś zadawane pytania nie mogą mieć charakteru sugerującego. Przepisy procedury karnej mówią wprost, że osobie przesłuchiwanej nie można zadawać pytań sugerujących, jak również niedopuszczalne jest wpływanie na wypowiedzi osoby przesłuchiwanej za pomocą przymusu lub groźby bezprawnej, zaś zeznania złożone w warunkach wyłączających swobodę wypowiedzi lub uzyskane wbrew wskazanym zakazom nie mogą stanowić dowodu. W trakcie przesłuchania ta swoboda została naruszona, bo ze strony śledczego padła groźba skierowania postępowania karnego przeciwko chłopcu. Stanął on przed dylematem: albo narazi się na odpowiedzialność karną, albo wskaże innego ewentualnego podejrzanego. Warto zwrócić uwagę, że zeznanie to pozostaje również w sprzeczności z pierwszym przesłuchaniem chłopca, w którym twierdził jedynie, że wydawało mu się, iż widzi sylwetkę za choinką, i pomyślał, że to jego siostra. Jak postąpić wobec tak wykluczających się oświadczeń? Procedura karna nie daje na to oczywiście jednoznacznej odpowiedzi, a wyłącznie wskazówki, którymi powinien się kierować sąd, oceniając dowody. Powinny być one przez sąd oceniane swobodnie, z uwzględnieniem zasady prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego. Wynik takiej oceny może się okazać różny. Można bowiem uznać, że zeznania chłopca, ze względu na wzajemną sprzeczność, nie zasługują na wiarygodność. Można jednak dokonać odmiennej oceny, że prawdziwe było pierwsze zeznanie, bowiem kolejne składane było w stanie wyłączającym swobodę wypowiedzi. Wreszcie można uznać również, że wiarygodne było zeznanie drugie, gdyż w pierwszym chłopiec ze strachu przed swoją opiekunką zataił prawdę.

W trakcie przesłuchania chłopca na miejsce zbrodni z Lwowa przybywają prokurator i sędzia śledczy, którzy zostają poinformowani o dotychczasowych wynikach śledztwa. Wobec faktu, że chłopiec wskazał na potencjalną zabójczynię, prowadzący postępowanie decyduje się w obecności prokuratora i sędziego śledczego ponownie przesłuchać Ritę Gorgonową.

Jego największe zainteresowanie budzi rana na ręce kobiety. Rita tłumaczy, że skaleczyła się rano, podając kieliszek z lekarstwem Henrykowi Zarembie. Śledczy natychmiast dostrzegają sprzeczność, bowiem wcześniej kobieta mówiła, że skaleczyła się stłuczoną szklanką. Kobieta potwierdza, że skaleczyła się właśnie szklanką, a wspomniała o kieliszku, bo on także się zbił. Dalej świadek zeznaje, że po odkryciu zabójstwa dwukrotnie wychodziła przez drzwi werandy, raz po wodę do basenu, bowiem z powodu awarii prądu nie działała pompa, i drugi raz, by wezwać lekarza. Do skaleczenia w rękę miało dojść po tych dwóch wyjściach. W kolejnych pytaniach śledczy docieka, kiedy doszło do zbicia szybki w drzwiach prowadzących z zewnątrz do jej pokoju, co w międzyczasie odkryto. Gorgonowa zaprzecza, by wiedziała o zbiciu szyby. Nie potrafi wyjaśnić także, skąd wzięły się ślady krwi na klamce do jej pokoju. Dalsze przesłuchanie dotyczy wyglądu Gorgonowej w chwili, gdy przybyła na miejsce zbrodni. Kobieta mówi, że była ubrana w białą koszulę nocną, która leży teraz na łóżku. Prokurator, oglądając świeży materiał, uznaje, że koszula nie wygląda, jakby kobieta w niej spała. Gorgonowa tłumaczy, że wieczorem założyła świeżą koszulę, a w łóżku spędziła tylko około dwóch godzin. Na materiale śledczy nie znajdują żadnych śladów. Równocześnie w basenie strażacy znajdują czterokilogramowy dżagan służący do kruszenia lodu. Śledczy uznają, że to narzędzie zbrodni.

Podejrzana Rita Gorgonowa

W trakcie obiadu w restauracji śledczy podsumowują dotychczasowe ustalenia śledztwa. Jako podejrzaną typują Ritę Gordonową. Uznają, że po zabójstwie Lusi zobaczył ją Staś, gdy przemykała za choinką. Zbiegła wtedy po schodach werandy, okrążyła dom, po drodze wrzucając dżagan do basenu, i dostała się do swojej sypialni przez taras. By wejść do środka, musiała wybić szybę, bo drzwi były zamknięte, i wtedy skaleczyła sobie rękę. Tej teorii śledczej przeczą jednak zeznania Zaremby, który twierdzi, że słysząc krzyk syna, przebiegał przez sypialnię Gorgonowej i widział ją w łóżku. Śledczy uznają, że pozostawali oni w zmowie i Zaremba złożył takie zeznania, by uchronić kochankę.

Po powrocie na miejsce zbrodni śledczy zapoznają się z efektami pracy lekarza. Stwierdził on, że dziewczynie zadano cztery uderzenia tępym narzędziem w głowę i pierwsze z nich było już śmiertelne. Narzędziem tym, zdaniem lekarza, mógł być dżagan znaleziony w basenie. Ponadto uznał on, że dziewczyna przed śmiercią została zgwałcona. Później okaże się, że ta diagnoza była mylna. Nie znaleziono śladów stosunku, najprawdopodobniej pochwa zmarłej była penetrowana palcem lub jakimś narzędziem w chwili śmierci albo po śmierci.

Opinia publiczna

Po uzyskaniu tych informacji prokurator decyduje o zatrzymaniu Gorgonowej pod zarzutem zabójstwa oraz Zaremby pod zarzutem poplecznictwa. Pod domem czeka już tłum dziennikarzy. Zabójstwem zaczyna się interesować opinia publiczna. Następnego dnia Gorgonowa staje przed sędzią śledczym. Nie przyznaje się do winy. Przed gabinetem sędziego gromadzi się tłum reporterów żądnych informacji, sędzia jednak odmawia rozmowy, tłumacząc, że śledztwo dopiero się rozpoczęło i w tej fazie nie może udzielać informacji. Postawa wzorowa, wszak podejrzany korzysta z domniemania niewinności. O jego winie czy niewinności powinien orzekać sąd, a nie opinia publiczna, dlatego funkcjonariusze państwa powinni powstrzymywać się od składania przedwczesnych oświadczeń o czyjejś winie. Przesądzenie o czyjejś winie przed prawomocnym orzeczeniem sądu może stanowić naruszenie dóbr osobistych. Zasady te obecnie nie są szanowane. W momencie zatrzymań prokuratura, zamiast powstrzymywać się od przedwczesnych komentarzy i ferowania wyroków przed orzeczeniami sądów, zwołuje konferencje prasowe i wydaje oświadczenia, przedstawiając opinii publicznej dowody winy w momencie, gdy podejrzany najczęściej jest zatrzymany i niezaznajomiony z dowodami zgromadzonymi w sprawie, co powoduje, że nie może podjąć obrony przed sądem opinii publicznej.

W czasie spotkania z sędzią śledczym prokurator nie ukrywa, że dla niego sprawa jest już przesądzona. Uznaje, że poszlaki układają się jak w pasjansie, mają trupa, narzędzie mordu i zbrodniarzy. Dla przypomnienia: za poszlakę uważa się fakt uboczny niewskazujący wprost, że przestępstwa dokonała dana osoba, jednak pozwalający wnioskować co do sprawstwa. W konsekwencji procesem poszlakowym jest proces, w którym brak jest dowodu co do faktu głównego i o winie oskarżonego sąd musi orzekać na podstawie poszlak, a zatem dowodów na okoliczności uboczne. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego, by można było uznać oskarżonego za winnego, poszlaki muszą się ułożyć w nierozerwalny łańcuch. Taki łańcuch można uznać za zamknięty tylko wówczas, gdy każda z poszlak będących ogniwem tego łańcucha została ustalona w sposób niebudzący jakichkolwiek wątpliwości i uniemożliwiający jakiekolwiek inne rozwiązanie. Sędzia śledczy nie jest przekonany, że w tej sprawie ów łańcuch poszlak został zamknięty. Prokurator sięga po inne argumenty, mówiąc, że to nie jest najważniejsze. Prokuratura nie miała ostatnio dobrego okresu i taki proces jest jej potrzebny, jest także potrzebny społeczeństwu. Można zatem powiedzieć, że Lusia zginęła w samą porę. Sprawiedliwość powinna razić jak grom, bo wtedy spełnia swoją społeczną misję.

Prokurator zapomina o tym, że naczelnym celem procesu karnego jest, by sprawca przestępstwa został wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności, zaś osoba niewinna tej odpowiedzialności nie poniosła. To jest jedyny cel postępowania, a nie poprawa wizerunku organów sprawiedliwości. Sprawiedliwość zaś nie powinna nikogo razić jak grom, tylko być sprawiedliwa. Pokusą populistycznych polityków jest wykorzystywanie sprawiedliwości do pozyskiwania wyborców, jednak jeżeli sprawiedliwość tej pokusie ulegnie i zamiast używać procedur zaczyna razić jak grom, przestaje być sprawiedliwością, a staje się samosądem. Prokurator żąda, by sędzia udzielał jak najszczegółowszych informacji prasie, na co ten odpowiada, że właśnie odesłał przedstawicieli prasy do diabła.

Przesłuchania

Kolejną osobą przesłuchiwaną przez sędziego śledczego jest Henryk Zaremba. Dopytuje się, dlaczego nie pozwolono mu się skontaktować z jego adwokatem. Według obecnej procedury sytuacja taka nie mogłaby mieć miejsca, osoba zatrzymana ma bowiem ustawowe prawo żądania powiadomienia adwokata o zatrzymaniu i kontaktu z nim. Adwokat ma prawo być obecny przy czynnościach procesowych prowadzonych wobec zatrzymanego.

Po przesłuchaniach podejrzanych prokurator zwołuje konferencję prasową, na której przedstawia pracę organów ścigania jako wielki sukces. Jednocześnie przekonuje, że dla opinii publicznej ta zbrodnia ma charakter szerszy. Można ją zrozumieć jako symbol, bo symboliczne jest, że oskarżona jest cudzoziemką. „Polską katolicką rodzinę atakuje element obcy, napływowy. Wgryza się w nasze społeczeństwo i niszczy fundament tego społeczeństwa jak czerń. Ale skalpel sprawiedliwości przetnie ten wrzód. Krew narodu oczyści się” – argumentuje prokurator. Słowa te pokazują, jak historia lubi się powtarzać i jak nigdy nikogo niczego nie uczy. Te same demony, które zaburzały myślenie przed laty, potrafią zaburzać je obecnie. Instytucja kozła ofiarnego znana jest od stuleci, jeśli coś źle się dzieje, dla rozładowania nastrojów społecznych konieczne jest znalezienie odpowiedzialnych za nie. Za zło nie możemy być odpowiedzialni my, bo to by o nas źle świadczyło. Winę musi ponosić ktoś inny, najlepiej obcy. Żydzi, cudzoziemcy, cykliści, wszystko jedno kto, byle oni byli odpowiedzialni, bo my jesteśmy ich ofiarą. Winni są zawsze poza nami, a przynajmniej muszą być inni od nas. Mechanizm kozła ofiarnego działającego przez tysiąclecia świetnie opisał René Girard w swojej książce „Kozioł ofiarny”. Zawsze powraca też ta sama narracja, że przyczyną zła jest zbyt łagodne prawo i wszystkie społeczne problemy rozwiąże jego surowsze stosowanie. Kolejne pokolenia dają się nabrać na tę demagogię, zaś historia pokazuje, że ta metoda dewastuje jedynie ład prawny, a nie rozwiązuje jakiegokolwiek problemu. Nieumiejętne rozcięcie wrzodu częściej powoduje zakażenie niż oczyszczenie krwi.

Piekło medialne

Po tych wypowiedziach prokuratora przełożeni decydują o odsunięciu go od sprawy, z aresztu wypuszczony zostaje również Henryk Zaremba. Przed aresztem czekają na niego przedstawiciele komitetu pomocy rodzinie, którzy gotowi są go zawieźć na grób córki. Na miejscu okazuje się, że to prowokacja paparazzich, którzy w ten sposób zdobywają dobrze sprzedające się zdjęcia. Piekło medialne się rozpętało, a opinia społeczna łaknie odwetu. Tymczasem nowy prokurator w rozmowie z sędzią śledczym, analizując sprawę, uznaje, że motyw do zabójstwa miała jedynie Rita Gorgonowa, bo tylko jej ta zbrodnia przynosiła korzyści. Uważa, że miała dobry plan zbrodni, ale zawiodło wykonanie. Powyższe rozumowanie budzi wątpliwości. Jakie bowiem korzyści mogła odnieść Gorgonowa? Nie była z dziewczyną w bezpośrednim konflikcie. Zabijając ją z zemsty na ojcu, stawiała się w gronie osób podejrzanych i nic w ten sposób nie zyskiwała. Morderstwo nie mogło polepszyć jej sytuacji osobistej. Trudno zakładać, że zabójstwo Lusi Zarembianki wywołałoby nawrót uczuć Zaremby do Gorgonowej. Nie zaszło też żadne wydarzenie, które mogło wywołać nagłe emocje, których skutkiem było dokonanie zbrodni.

Sędzia śledczy ma również wątpliwości, czy poszlaki układają się w nierozerwalny łańcuch. Prokurator jest jednak zdania, że ślady są mniej ważne, bowiem należy szukać prawdy w ludziach, a nie rzeczach. Po części ma rację, bowiem szukanie motywu jest bardzo istotne na etapie typowania ewentualnych sprawców, jednak na etapie dowodzenia nie wystarcza on do wykazania winy. Konieczne są dowody wskazujące, kto jest sprawcą, lub poszlaki układające się w nierozerwalny łańcuch.

Obrona pro bono

Wobec nieuchronnego oskarżenia do Rity Gorgonowej zgłasza się mecenas Maurycy Axer, który deklaruje gotowość podjęcia się jej obrony. Jest on uznawany za najwybitniejszego mówcę lwowskiej palestry. Mówi się o nim „lwowski Cicero”.
‒ Pan chce mnie bronić? ‒ pyta zdziwiona Rita Gorgonowa. ‒ Mnie nie stać na takiego adwokata jak pan.
‒ Nie chcę na pani zarabiać, chcę panią bronić.
Oskarżona Rita Gorgonowa podczas składania zeznań. Widoczny jej obrońca adwokat Maurycy Axer. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Po tym dialogu widać, że obrona w sprawach karnych jest wciągająca jak narkotyk. Pasjonująca sprawa karna powoduje, że dla adwokata honorarium staje się czymś drugorzędnym, a ważniejszy okazuje się sam proces bronienia i usłyszenie wyroku uniewinniającego. Wiedzą o tym klienci, którzy często w trakcie procesu zaprzestają płacenia honorarium, licząc na to, że wciągnięty w sprawę adwokat będzie ją kontynuował dla samej satysfakcji wygranej. Zasadą etyczną jest, że adwokat nie powinien narzucać swojej pomocy prawnej, a podejmować się reprezentowania klienta jedynie, gdy ten sam zleci mu sprawę. Zasada ta ma zapobiegać wzajemnemu podbieraniu sobie przez członków palestry klientów, a zatem nie musi być stosowana do obron pro bono, zwłaszcza w sprawach istotnych z punktu widzenia społecznego. Tak było w przypadku sprawy Rity Gorgonowej, która na długo przed procesem została postawiona przed sądem opinii publicznej i niezwłocznie skazana. Podważono tym samym jej prawo do sprawiedliwego sądu. Oskarżona potrzebowała zatem najlepszej z możliwych pomocy prawnych i taka została jej zaoferowana.

Proces

Proces oskarżonej toczy się przed lwowskim sądem. Kobieta oświadcza, że nie przyznaje się do winy, po czym na pytanie sądu zaczyna opowiadać historię swojego życia. To scena na potrzeby filmu fabularnego, bo oczywiście nie tak przebiega prawdziwy proces. Wyjaśnienia oskarżonego poprzedzone są pouczeniem przez sąd o prawach oskarżonego, na które składają się prawo do złożenia wyjaśnień bądź prawo do odmówienia ich składania. W przypadku gdy oskarżony decyduje się wyjaśniać, najpierw spontanicznie wyjaśnia i dopiero po skończeniu tej fazy odpowiada na pytania, przy czym sąd zadaje pytania jako ostatni.

Po wyjaśnieniach oskarżonej rozpoczyna się postępowanie dowodowe i wzywani są świadkowie. Jako pierwszy przed sądem staje Staś Zaremba. Chłopiec potwierdza, że rozpoznaje Gorgonową jako postać, którą widział za choinką. Zeznaje również inne istotne dla sprawy rzeczy: że gdy Gorgonowa wezwana krzykami przybyła do sypialni dziewczynki, miała na sobie futro, spod którego widać było seledynową koszulę nocną, zaś w czasie śledztwa oskarżona zeznawała, że spała w białej koszuli. Prokurator dowodzi zatem, że na pierwszej koszuli musiały być ślady krwi oraz kału i dlatego oskarżona spaliła ją, a później szybko przebrała się w białą. Ponadto chłopiec zeznaje, że pies w ich domu był zły, z czego prokurator wywodzi, że nikt obcy nie mógł się do niego zbliżyć. Oznacza to, że mordercą był mieszkaniec domu. Staś stwierdza, że słyszał dźwięk tłuczonej szyby, co wskazywałoby na to, że szyba w drzwiach pokoju Gorgonowej została stłuczona bezpośrednio po zabójstwie.

Proces toczy się błyskawicznie. Sąd oddala większość wniosków dowodowych obrony. W czasie jednego z posiedzeń oskarżona słabnie. Okazuje się, że jest w ciąży.

Przemówienia końcowe

W maju 1932 r. dochodzi do końcowych przemówień. Oskarżyciel przekonuje sędziów przysięgłych, że nikt obcy na pewno nie dostał się do domu, a zatem zabójcą musi być ktoś z domowników, a także że interes w zabiciu dziewczynki miała tylko oskarżona. „To ona zrobiła” – krzyczy prokurator. – „Gdy pójdziecie do sali narad – zwraca się do przysięgłych – poczołga się za wami duch niewinnie zamordowanej dziewczynki. Nie odwracajcie głowy, patrzcie na nią, podniesie ku wam szkielet swojej ręki i kością palca wskaże na ławę oskarżonych i wyszepce: »To ona zrobiła«”. Publiczność na sali nagradza wystąpienie prokuratorskie brawami. Oczywiście nie było w nim grama merytoryki. Dobry prawnik powinien wskazać na dowody winy, a nie odgrywać sceny teatralne przed ławą przysięgłych. Emocjami można się zajmować, oczywiście nie w tak karykaturalny sposób, gdy omówiona już zostanie sprawa dowodów. Publiczności takie przemówienia mogą się podobać, jednak wśród profesjonalistów wywołują jedynie niesmak. Dla nich brak merytoryki może świadczyć jedynie o słabości dowodów. Nie znaczy to oczywiście, że mówiąc o dowodach, nie możemy dać się ponieść wyobraźni. Oczywiście możemy, a wręcz musimy, jednak nie na poziomie czwartoligowego horroru. Publiczność może i będzie klaskać, ale sędziowie zatkają uszy. Po wystąpieniu prokuratora mecenas Axer prosi o odroczenie mów obrończych na dzień następny.

‒ To był wspaniały sztych, popsuł pan szyki temu kabotynowi – chwali obrońcę kolega po odroczeniu przez sąd rozprawy.

‒ Boję się tylko, że to niewiele pomoże – ripostuje mecenas Axer. – Tu się szykuje justizmord. Liczę tylko na jedno: że oni popełnią jakieś uchybienie proceduralne. Że w tym obłąkanym pośpiechu obrażą czymś kodeks. Wie pan, w ciągu tego całego przewodu, przysłuchując się temu koszmarowi, układałem w myślach skargę kasacyjną.

W tej wypowiedzi słychać, że obrońca jest fachowcem najwyższej klasy. Wie, że czasem sąd ma tak wyrobioną opinię o sprawie, że najbardziej logiczne argumenty na nic się zdają. Zasadą jest jednak, że im bardziej sąd idzie na skróty, tym więcej popełnia błędów proceduralnych. To zaś daje szansę na wygranie sprawy w instancji odwoławczej, gdyż tam najskuteczniejsze są zarzuty natury proceduralnej. Nawet trafny co do winy wyrok przestaje być sprawiedliwy, jeśli zostaje wydany z rażącym naruszeniem prawa, i taki proces winien być powtórzony.

Opinia publiczna jest tak wrogo nastawiona do oskarżonej, że gdy następnego dnia jest ona konwojowana do sądu, o mało nie dochodzi do linczu. W takiej atmosferze mecenas Axer wygłasza swoje obrończe przemówienie. „Stoi przede mną przeciwnik stokroć ode mnie mocniejszy – oznajmia adwokat – któremu nie jestem w stanie podołać. Ślepa na światło prawdy, głucha na krzyk duszy ludzkiej, nieprzystępna dla rzeczowych argumentów, zła, zimna opinia publiczna, a raczej głos ulicy. Ulica wydała już swój wyrok na Ritę Gorgonową. Zatrzasnęła już wieko trumny, do której wy, panowie sędziowie, dziś ją chcecie włożyć. Ale głos ulicy nigdy nie był głosem Boga. Był zawsze tylko dziełem ludzi, tych ludzi, którzy mając w ręku instrument służący do grania na namiętnościach ludzkich, do wpływania na tłum, do podburzania i podjudzania go, do kierowania nim, czynią z tegoż instrumentu wiadomy użytek. Co sprawiło, że w sprawie Rity Gorgonowej rozszalały się namiętności ludzkie – zastanawia się adwokat – że rozpasała się ślepa żądza zemsty? Co sprawiło, że nie śmiał się odezwać ani jeden głos, ani jeden szept, wzywający do spokoju, rozsądku, równowagi? Co sprawiło, że krzyk ulicy zagłuszył głos sumienia i obalił zasady logicznego myślenia?”.

To bardzo smutne przemówienie. Adwokat nie broni, tylko konstatuje, że w sprawie został już wydany wyrok. Zakłada, że nie będzie to wyrok niezawisłego sądu, ale wyrok spełniający oczekiwania rozhisteryzowanego tłumu. Mecenas analizuje jedynie, dlaczego do tego doszło. A może próbuje odwołać się do dumy sądu, przypominając mu o jego niezawisłości i chcąc zmobilizować go do bezstronnej oceny dowodów? Mecenas jest profesjonalistą i potrafi wyczuwać nastroje sali sądowej. Po krótkiej naradzie zapada wyrok. Oskarżona zostaje skazana na karę śmierci.

II proces

Ponownie z Ritą Gorgonową spotykamy się w marcu 1933 r. przed sądem w Krakowie. Poprzedni wyrok został uchylony przez Sąd Najwyższy ze względu na uchybienia proceduralne, zaś sprawa została przekazana do krakowskiego sądu, gdzie emocje opinii publicznej powinny być mniejsze. Mimo to w dniu procesu przed sądem gromadzi się tłum. Prokurator i obrońca ramię w ramię wchodzą do gmachu sądu.

– Gdybym nie był przekonany o jej winie, to bym nie oskarżał w tej sprawie – przekonuje prokurator.
– Gdybym nie był przekonany o jej niewinności, to bym jej nie bronił – ripostuje adwokat.

Obawiam się, że obaj nie mówią prawdy. Prokuratura to instytucja hierarchiczna, gdzie osobiste przekonanie jednostki często nie ma znaczenia. Konsekwencją tego jest, że bardzo często prokuratorzy popierają akty oskarżenia, w które całkowicie nie wierzą, zaś nie potrafiąc uzasadnić, dlaczego oskarżony ma być skazany, mowę oskarżycielską ograniczają do podania ustalonego z szefem żądania prokuratury co do wyroku. Co do adwokatów, skazani byliby na śmierć głodową ci spośród nich, którzy broniliby tylko niewinnych. Każdy by chciał bronić niewinnych, ale życie jest bardziej skomplikowane. Adwokat jest gwarantem sprawiedliwego procesu i prawa do obrony, zatem musi być zawsze, gdy oskarżony go potrzebuje. Pomoc zaś to nie tylko uniewinnienie. Chodzi również o pomoc w uzyskaniu łagodniejszej kwalifikacji prawnej lub łagodniejszego wyroku. Niesprawiedliwość dzieje się nie tylko wtedy, gdy niewinny zostanie skazany, ale również wtedy, gdy źle przeprowadzono procedury, zastosowano niewłaściwą kwalifikację prawną czy wydano karę niewspółmiernie surową.

Oskarżona ponownie nie przyznaje się do winy. Tym razem sąd nie gna na oślep do wydania wyroku, tylko rzetelnie prowadzi postępowanie dowodowe. Przesłuchany lekarz zeznaje, że dżagan, który uznano za narzędzie zbrodni, ważył 4 kg i cios nim winien skutkować połamaniem kości czaszki, a u zmarłej obrażeń takich nie było. Nie wyklucza to, że było to narzędzie mordu, bo uderzenie mogło być zadane z małą siłą. Pozostaje jednak wątpliwość, czy ktoś, kto chce zabić, uderzałby słabo. Lekarz stwierdza, że zmarła miała otwartą ranę. Takie obrażenie można było spowodować ostrym szczerbcem, a dżagan takiego nie ma, zatem przynajmniej jedno uderzenie nie było zadane dżaganem. Na dżaganie nie znaleziono również śladów krwi, a krew powinna być wykryta, pomimo że narzędzie leżało w wodzie.

W przerwie rozprawy mecenas Axer rozmawia o sprawie z dziennikarką.

– Pan chyba musi mieć jakieś wyjaśnienie, co się stało tego wieczoru w Brzuchowicach, kto to zrobił? – dopytuje się dziennikarka.
– To nie moja rola. Moją rolą jest wykazać, że dowody są niepewne i fałszywe.
– A sam pan żadnego dowodu przedstawić nie potrafi?
– Dowodu na niewinność? Nie ma takiego dowodu. Kto może dowodzić, że jest niewinny? To jest nonsens i niemoralne. Niech mi pani udowodni, że nie jest wielbłądem. Komu winy nie udowodniono, jest niewinny.

W tym, co mówi mecenas, są tezy prawdziwe i nieprawdziwe. Proceduralnie sprawa wygląda bardzo prosto. To oskarżenie ma dowieść w sposób niebudzący wątpliwości winy oskarżonego. Jeśli istnieją jakieś wątpliwości, zawsze powinny być rozstrzygnięte na korzyść oskarżonego. Procedura mówi jasno, że oskarżony nie ma obowiązku dowodzenia swojej niewinności ani obowiązku dostarczania dowodów na swoją niekorzyść. Może zatem biernie czekać na wyniki pracy oskarżyciela. Mimo że nie ma obowiązku, ma jednak prawo dostarczania dowodów niewinności i może z tego prawa korzystać. Wyobraźmy sobie, że ktoś jest oskarżony o dokonanie zabójstwa w konkretnym czasie w konkretnym miejscu, a może wykazać, że był wtedy gdzie indziej. Ma wtedy alibi i może przeprowadzić dowód swojej niewinności. Niewinności można zatem dowieść. Wbrew temu, co mówi mecenas, jest to możliwe. W każdej ze spraw przyjmuje się inną strategię obrony. Raz dowodzimy niewinności aktywnie, innym razem podważamy jedynie dowody oskarżyciela, uznając, że są niewiarygodne. W tej sprawie również możliwe są różne taktyki. Można tak jak mecenas Axer podważać poszczególne poszlaki, twierdząc, że nie tworzą łańcucha, ale można też przeprowadzić obronę aktywną, polegającą na tym, że przy tych samych dowodach zabójcą mógłby być inny z domowników. Metoda ryzykowna, bowiem dowodzenie, że na przykład zabójcą był brat ofiary, mogłoby wywołać wrogość ławy przysięgłych. Kiedyś w sprawie o zabójstwo w apelacji przyjąłem podobną taktykę, wykazując logicznie, że zabójstwa mogły dokonać również inne konkretne osoby. Sędzia, którego bardzo szanuję, oskarżył mnie przed Radą Adwokacką o przekroczenie adwokackich reguł. Skutecznie wykazałem, że realizowałem prawo oskarżonego do obrony, wskazując alternatywne wersje, które nie zostały wyeliminowane w postępowaniu dowodowym, jednak ta metoda nie spotkała się z aplauzem sądu.

W następnym dniu procesu powraca problem koloru koszuli oskarżonej. Mecenas przypomina, że prosił w tej sprawie o przesłuchanie biegłego malarza, jednak sąd odmówił. Biegły potwierdziłby, że każdy kolor, w tym biel, przybiera różne odcienie w zależności od światła. Biel może być w jednym świetle niebieska, a w innym zmienić się w różową. Wystarczy popatrzeć na śnieg namalowany przez Fałata, by to dostrzec. Kolejny biegły jest przepytywany w kwestii znalezionego na miejscu zbrodni kału. Wyznaje, że dowód ten nie został poddany analizie i nie można nawet stwierdzić, czy był pochodzenia ludzkiego, czy zwierzęcego.

W końcu na wniosek obrony sąd udaje się na dokonanie oględzin i przeprowadzenie eksperymentów do domu, gdzie dokonano zbrodni. Tam okazuje się, że przedstawiany jako groźny pies Lux w rzeczywistości jest przyjazny i łagodny. Sąd przeprowadza szereg eksperymentów mających na celu ustalenie, czy można odróżnić odgłos tłuczonej szyby i tłuczonej szklanki, skąd te odgłosy są słyszalne i ile trwały poszczególne czynności wykonywane przez mieszkańców domu po odkryciu zbrodni.

Po zakończeniu przewodu sądowego ponownie dochodzi do wygłoszenia mów stron. Tym razem przysłuchujemy się tylko mowie obrończej. „Nie ma większego wroga sprawiedliwości niż uprzedzenie − przekonuje adwokat. – Ustawa pozwala wam wrzucić do urny kartkę ze słowem »tak« lub słowem »nie«. Pozwala także powiedzieć »nie wiem«. A jeżeli sędzia przysięgły nie wie, jeżeli nie ma pełnego dowodu, że oskarżona jest winna, musi nastąpić uniewinnienie. Sędzio, jeśli nie wiesz, jeśli nie masz pewności, miej odwagę to powiedzieć”.

Po naradzie przysięgłych oskarżona została uznana za winną zabójstwa pod wpływem silnego wzruszenia i skazana na karę ośmiu lat więzienia. W dzisiejszych przepisach nie ma przestępstwa pod wpływem silnego wzruszenia, jest natomiast zabójstwo pod wpływem silnego wzburzenia. Kwalifikacja ta może być zastosowana, gdy sprawca zabija pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami. Z silnym wzburzeniem mamy do czynienia w sytuacji, gdy emocje oskarżonego są tak silne, że zaczynają panować nad rozumem. Gdy emocje opadają, a rozum wraca, nie można już mówić o silnym wzburzeniu. Z punktu widzenia dzisiejszych reguł nie można było mówić ani o silnym wzburzeniu, ani o okolicznościach, które by takie wzburzenie usprawiedliwiały.

Wątpliwości

Do dziś trwają dyskusje, czy w tej sprawie zapadł sprawiedliwy wyrok, czy rzeczywiście przedstawiony przez prokuraturę łańcuch poszlak był nierozerwalny. Niemniej, pomimo dyskusji, zapadły wyrok jest prawomocny, a nikt nie przedstawił dowodu, który by umożliwił wznowienie postępowania. Wtedy nie istniała metoda DNA, umożliwiająca identyfikację krwi, a dziś, gdy jest ona znana, nie ma czego identyfikować. Mnie zastanawia w tej sprawie to, że jeśli Stasia obudziło wycie psa, to niemożliwe jest, by Lux wył w chwili ogłuszenia, bo wtedy sprawca nie zdążyłby dokonać zbrodni i znaleźć się za choinką. Jeżeli zaś był ogłuszony bezpośrednio przed zbrodnią, czy mógł wyć chwilę później, budząc Stasia? Zastanawia też, gdzie go ogłuszono. Jeśli na dworze – nie było śladów stóp. Na ogół im więcej się człowiek dowiaduje o sprawie, tym więcej rodzi się pytań.